KATARZYNA DĄBECKA
Sny
pamiętam
wysyłane pocałunki
na zdjęciu coś jak Pont Neuf
i przepływał statek
oniryczną Celtów tajemnicą
patrzyliśmy zdziwieni
jak zbierają się szczury
z sąsiedniego brzegu
dorosłości
niedojrzałej do pokoju
więc wybraliśmy naszą naiwność
love, peace and independence
nie zajadaliśmy się plotką
nie popijaliśmy winą
mieliśmy sny
bez bram zamykanych na noc
gdzie kamień na kamieniu
nieporuszone
leżą
Obok
dźwięk
jak dzwon
głośny, głośniejszy
deszcz w górę pada
szukam chmur na ziemi
wysokich jak
drapacze
i nie czuję lęku wysokości
odchodzę
poza nawias bram do raju
wyprowadzam się stamtąd
słowem
zmazuję ogólniki nakazane
spacery higieniczne
spacerniakiem
w oddali połyskują niebieskie pocałunki
wolni niosą sztandary i hasła
przechodzę obok
nie zapominam lśnienia
kupując bilet, chleb, gazetę
można
tylko czytać
o wolności
Nagie
słowo nagie
położyłam na jaśminach
kwiatu lekkość
przeszłam obok
uroczyście
mijając
i rozświetliło się myśli niebo
i wzeszły cztery słońca
słowo nagie
położyłam
dla ciebie
ANNA GRABOWSKA GOLDSCHMID
Uprzejma cierpliwość w dobijaniu
do celu. z pękiem soczystych słów na ustach,
beznamiętnie stroiłeś wewnętrzną harmonię.
a mnie, w obliczu zupełnego niepojęcia
– zdrewniało spojrzenie i wystygło ciało.
mogę teraz siedzieć taka sztywna z zimna,
poprawiać włosy, makijaż, opadające ramiączko
koszulki, pod którą piersi nie tęsknią za dłońmi.
czasem jeszcze szarpnie od środka wspomnienie,
mały promień ciepła – jak prąd.
jak ostatnia drgawka.
Jestem gotowa
tej jesieni zimnomgielnie spuchnę i opadnę
z sił zostały mi wyłącznie te nieczyste
wspomnienia kulą się jak zziębnięte storczyki
jeszcze się żółcę złocę jarzębinię jeszcze chcę chcieć
chociaż bardziej pamiętam niż czuję wiązki światła
poranne promienie na letnich zasłonach – cień ptaka
czerni się kracze z namaszczeniem rozgrzebuje rany
skrzydłem sczesuje z włosów resztki sennego majaku
i tylko zdziwienie że z taką łatwością potrafi
wydziobywać ze mnie ostatnie cząstki lata
Możliwość niemożliwości
która jest ta, która cię goni, uciekając;
porzuca wzruszeniem ramion
siebie, ciebie, obietnicę: na zawsze.
jaka jest pod skórą, między kostką a mięśniem,
między zamiarem a zaniechaniem
w samym środku krzyku: stańmy się.
jaka ona jest, kiedy czarne pulsuje w skroniach
i milczy o pomoc, odwracając głowę,
kiedy umiera jutro, rodząc wrzask: pomóż mi.
która podwaja otrzymane ciepło, oddając
myśl i to, co w niej różowe i ciepłe.
ta, która skuwa lodem i lód topi: szczęście.
jaka jest nie do wytrzymania, kiedy wytrzymujesz
ból po odmrożonym i czujesz zziębniętą w niej strużkę,
która szuka w tobie niepojętego pojęcia: jesteśmy.
BARBARA KASICA- KOŁOMYJSKA
Pajęczyna
lepiej
spłonąć szybko niż tlić się
głosił mój demiurg Cobain
albo jak James Dean
żyć mocno
umrzeć młodo
ładnie wyglądać po śmierci
jakby śmierć była kiedykolwiek ładna
przypinałam
sobie takie hasełka
jak matka broszkę
łatwiej
wytrzymać tresurę
nawet
kiedy trwa tyle lat
tyle
trudu
różne chwyty
a tu
ciągle mrzonki o wolności
takie
jak
ładnie wyglądać po śmierci
Amelia 2018
chyba wie więcej
czasem zamyśla się
skupiona
patrzy dalej
czy widzi wtedy
wszystkie kobiety i mężczyzn
którzy idą przed nią
chronią i błogosławią
może
trzymają ją za rączki
jak my
dzisiaj
niedokończony list
twój
pocałunek wiele dla mnie znaczy
dlatego odeszłam i z daleka
patrzyłam na ciebie w milczeniu
dla
mnie to nie sekwencja
z amerykańskiego filmu
zobacz jak często ludzie
publicznie całują się na dzień dobry
bo nie wypada się ugryźć
ANDRZEJ MESTWIN FAC
Prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi
Dwa proste wiersze o śmierci
****
jeśli zginąć
tak nagle nie przypadkiem
to tylko w dobrym humorze
po owocach nas poznają
jeśli wybrać
rodzaj śmiercijak wybiera się ciało
to nie ostrzem po tętnie
pigułka leczy rany
czas
szybciej oddziela
duszę od innych składników
krew nie
zaskakuje
kropla drąży ciało
jeśli nie
umierać
to tylko na chwilę
***
kiedyś
myślałem
śmierć jest odległą krainą
można ją
opuścić
wyjść z jeziora o zbyt zimnej wodzie
lub z pokoju kiedy
zbyt mocno grzeją
i chłód przychodzi z ciepłem
powietrze
staje się nie do zniesienia
reszta mojego życia toczy się dalej
nie wiem nic
o przemijaniu
o tym kto
ginie na scenie
przy światełku w ciemności
nadal budzę
się zlany potem
we śnie
po ataku rzeczywistości
Wiersz niezaangażowany
niech
wie moja lewa
co wie prawie prawie
ta prawa się boi
patrzy na mnie
i nie nadstawiaj ucha ani policzka
kiedy przyjadą wystarczy
kilka mrugnięć
migać się będziesz od tak
od tego
nie żeby strach
nie żeby wstyd
nie co to to
dobre wychowanie nie pozwoli
gdy tam biją na odlew
naklejkami zamykają usta
to przecież tylko inni
to przecież tylko
to przecież
no właśnie
nie ja
lipiec, 2019
PAWEŁ NIECZUJA- 0STROWSKI
Gwoździe
w tym nowym czasie
króluje nowy towar
trzy gwoździe
dostępne od kościoła po kiosk
nie ma problemu z wykorzystaniem
tyle jest ofiar do wyboru
i znów ku chwale
świat wypełni się krzyżami
Eden okopany
ilu nas jest
poza spojrzeniem centrum
toczących się zniszczonymi chodnikami
w puszczach sypiących się tynków
ilu wpatrzonych w mżyste przedpołudnia
wierzy w cudowne odwrócenie losu
sącząc herbatę w podrzędnej gastronomii
czeka na kredytowe odroczenie wyroku
ilu nas
przemyka ukradkiem godnego życia
podczas gdy wasz świat
z miesiąca na miesiąc
wypycha nas coraz dalej
od lśniącego centrum
ilu nas jest
nie dowiecie się
bo nas nie widać
z edenu czarnych limuzyn
Wirus monachijski
patrzysz na tłum
w szeregach wszechwładnym porządku
znikąd powstały las rąk i proporców
armia jednej woli
wznosi się krzyk
znak narodzin nowego świata
pod skrzydłami walkirii
dziecko postępu
słyszysz stary świat chory
nieuleczalnie musi być pogrzebany
dziś zdrowa tkanka znaczona
jednym symbolem i uniformem
a potem stos
książek ubrań bucików
kolba Mausera
w czaszce dziecka
kula z Rugera
w piersi dziewczyny
i doły doły dla ciał
nowe dziedzictwo
zamiast trudu rąk
te objawy już znasz
czas też stały
MAREK PORĄBKA
Most
Urodzona w tamtym systemie
Stanęła u progu
bardzo dorosłego życia
przed TYM mostem
w Kalifornii
Nad Zatoką San Francisco
Gdy rodziła się
nie przypuszczałem
że przejedzie przez
ten most
Sama
Samochodem
Stało się
Plaże Australii
Tam inna filozofia życia
Gdy czas nagli
Miejsca w których
ludzie zauważają
że mogą się tutaj
spokojnie zestarzeć
Tak są piękne cały rok
Przemijanie wpisane tam
w atrakcyjność miejsca
Miliony tak robią
Miliony tak chcą
Gdy Nabokov napiera
przy Pełni
Gdy Nabokov atakuje
Klucz
Na te wakacje
wprosiłem się do
twojego świata
Poprosiłem o klucz
Przyszedł
Pocztą elektroniczną
Pokazałaś jak mieszkasz
Ogród cierpień i życia
Gdzie wszędzie stoją
naczynia z porcelany
Musiałem poruszać się
Motyl wielkości słonia
Wewnątrz wielość wyjść
ale nie wiadomo dokąd
Oznaczonych piktogramem
ewakuacji z napisem
łacińskim Exodus
Powiedziałaś patrz i wybieraj
Nie ma tu przed tobą tajemnic
Tu cierpienia a tam miłość
tęsknoty i pragnienia
Powiedziałaś
Zostań przez chwilę
RENATA STEFAŃSKA- KLAR
Mate
Na floriańskiej wciąż to samo – stare podwórko,
gotyk którego nie zauważasz, pokój na pierwszym piętrze,
nasze małe saint-germain, wejście wprost z balkonu.
To niezłe miejsce by w nim spędzić trochę czasu.
Pośród nas na krześle Jacek niczym guru, płaczący bez łez
od kiedy elektrowstrząsy odbarwiły mu duszę i zszyły
rozerwaną tkankę; płacz i śmiech w jedno włókno
blizny. Czy to możliwe, że jego wiersze odeszły na zawsze?
My jak chasydzi, rozkołysani współczuciem na swoich podłogach
w rytm Get It While You Can; ale nie wierz mu – oliveira
szepcze mi do ucha, on cierpi bardziej niż jest w stanie
poczuć. Galia podaje mi kubek z parującą mate.
Rozsypanka
Słoik z cukrem ma nadłamaną zakrętkę,
trzeba uważać przy chwytaniu, bo łatwo
się rozsypuje. Tangram z dębowej klepeczki
stuka piękniej, niż oficjalne kołatki
w dzień bezdzwonny, dlatego stukam, stukam
z zapałem. Chłopczyk ułożył wzór, jakiego jeszcze nie było
w katalogu potrzeb, z grubsza przedstawia on kryształ,
ni to cukru, ni to soli, może kwasu. Połowiczny smak konkretu,
połowiczne obrazy, są niczym drogi w nieustannym rozjeździe. Uciekające
myśli. Kawałki tangramu nie mogą za nimi nadążyć.
Trop
jest w każdym z nas
miejsce gdzie zdążamy
nieustannie wierząc że
spotkanie nastąpi
mimo wszystko. Ma być pięknie
a my ukryjemy ślady zdrad
pod dywan zamieciemy
niewygodne
sprawy ścinki po nich
wszystko co przeszkadza
mowie oczu
ciszy
Nazwa miejsca gdzie się umówiłeś
brzmi znajomo. Muszę się upewnić.
Mówisz Tak to dobry trop
od zawsze
PIOTR SZCZEPAŃSKI
***
idę na spacer przez park
drzewa tumanią zapachem
innym o każdej porze
obrus w kolorze błękitu
mama w niebie ustawia talerze
dlatego kroku przyśpieszam
dojdę do morza nie dalej
i wrócę pełen zachwytu
oraz nieznanych mi wrażeń
***
coraz łatwiej
nie zrozumieć
dość zawiłych konotacji
komu zwykłe przedpołudnie
albo wolne do wieczora
wykorzystać niepogodę
uwalniając wszystkie chwile
***
droga zawsze była przed oknem
wspinała się lekko do góry
a potem łagodnym łukiem w prawo
takie było prawo drogi
każdy kto chciał przybyć
spotykał się z drogą
i tylko tak dorastał
Tadeusz Wojewódzki
Logika prawdy
potykasz się o krawędzie słów
ułożonych nazbyt logicznie
w krokach odmierzanych tylko dla korzyści
nie znajdujesz miejsca dla własnych stóp
nie z naiwności czy niewiedzy
wybierasz z codzienności kompletnie inną
z ludzkich dróg
gdzie sens słów układa tylko
logika prawdy
Uśmiech
szarą godziną
szarym dniem
uśmiech
psocił się nieznośnie
na ulicach miast
nagabywał kogo chciał
z posępnej twarzy
wymazał bruzdy smutku
i dalej pognał migiem
w kąciki ust
by obcy sobie – na ulicy
częstowali się nim
od ucha do ucha
jeden drugiego
obcy nieznanego
z szarej godziny
zrobił się radosny dzień
przez ten
uśmiech
jeden
Lęk
boi się przyszłego
zapatrzony w siebie
spętany ruchem zastygłym w obawie
każe czekać
na zło z przeszłości
lęk
karmi do syta obawami
każdą napotkaną myśl
budzi wątpliwości
poskromione rozsądną myślą
przywraca niepewność
ukojoną dobrą radą
podsyca niepokój
utulony nadzieją powodzenia
każe czekać
na zło z przyszłości
lęk
to tylko krzyk nicości
cień niebytu
nic