Andrzej Walter – Zaginiony

0
612

   Powieść szpiegowska bez prawdziwych szpiegów? Arcypoważne sprawy przedstawione w atmosferze kpiny czy groteski. Bohaterowie…, w zasadzie z krwi i kości, ale przede wszystkim skleceni na miarę czasów, ze zdrowego dystansu i odautorskiej  implementacji świetnego, ba, wytrawnego humoru. To można wymyślić tylko w Czechach i chyba tylko po Czesku, tak jak powstał niegdyś czeski film pod tytułem „Nikt nic nie wie”, po którym faktycznie nikt nic nie wiedział i chyba nadal … nikt nic nie wie.

   Zagrajmy w otwarte karty. Stać nas przecież na to. Autor tej powieści – Egon Hostovsky to jakby postać z innego, właściwie nieistniejącego już dziś, świata. Świata, który się niby skończył, ale jego promieniowanie jak najbardziej i najrealniej odczuwamy mocno do dziś. Świata, którego konstrukcja, wbrew pozorom, narzuciła naszym czasom wizerunek i styl i wreszcie też świata, którego paranoja stanowi jakby zalążek paranoi współczesnej, postindustrialno-niewolniczej. Wróćmy do faktów.

   Egon Hostovský urodził się w 1908 w Hronovie, a zmarł w 1973 w New Jersey i był wedle Ewangelii wiedzy encyklopedycznej znanym czeskim pisarzem, redaktorem i dyplomatą. Na początku lat 30 studiował filozofię na uniwersytetach w Pradze i w Wiedniu, później był redaktorem wielu praskich wydawnictw. Pisał opowiadania i powieści, a w 1935 za powieść Žhář (Podpalacz) otrzymał prestiżową Nagrodę Państwową. W 1937 roku rozpoczął pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Po zajęciu Czechosłowacji, przez Paryż i Lizbonę wyjechał do USA, gdzie pracował w czechosłowackim konsulacie w Nowym Jorku. Powrócił na krótko do Pragi w 1946 roku, ale tuż przed komunistycznym puczem wysłany został przez MSZ na placówkę do Norwegii, z której po roku zrezygnował, by ponownie udać się na emigrację do USA. Tam powstało kilka jego najważniejszych książek: Půlnoční pacient (Pacjent o północy, 1958), Dobročinný večírek (Wieczór dobroczynny, 1958), Všeobecné spiknuti (Spisek powszechny, 1969) oraz właśnie nasz nieoceniony … Zaginiony (Nezvěstný, w roku 1956).

   Zaginiony wydany w latach pięćdziesiątych w USA sprzedał się w czteromilionowym nakładzie i do dziś pozostaje jedną z najciekawszych czeskich powieści XX wieku. W Polsce ukazał się 3 lata temu w znakomitym przekładzie Andrzeja Jagodzińskiego wydany przez moje ulubione wydawnictwo, czyli  wrocławskie Książkowe Klimaty. Z zapowiedzi wydawcy możemy dowiedzieć się, że

„Zaginiony to powieść szpiegowska pokazująca, jak wyobcowany jest człowiek z społeczeństwie zdominowanym przez totalitarną ideologię. To świat podwójnej agentury i bezwzględnego pragmatyzmu. Znakomicie nakreślona atmosfera thrillera świetnie oddaje wewnętrzny niepokój głównego bohatera i ukazuje centralną ideologię jako siłę chaosu.

Praga, rok 1948, krótko po lutowym zamachu stanu, w wyniku którego władzę przejmuje Komunistyczna Partia Czechosłowacji. Erik Brunner, żydowski intelektualista, miota się między strachem, który wzbudza w nim nowy reżim, a podświadomym pragnieniem poddania się sytuacji. Panuje nastrój paniki i nieufności.”

   Czym jest tak naprawdę powieść Egona Hostovskiego Zaginiony? Miksturą kafkowsko orwellowską podlaną sosem wschodnioeuropejskiej nostalgii? Czeskim filmem literatury? Moralitetem z opóźnionym zapłonem? A może wszystkim tym po trochę?

   Jest to z pewnością literacki majstersztyk napisany tak brawurowo, że jego warsztatu i stylu współcześni autorzy mogą tylko pozazdrościć. Ta opowieść jest jednocześnie groteskowa, nieprzewidywalna, tudzież scalona z ambiwalentnych stanów emocjonalnych i głęboko oddanych stanów historycznych, a jednakże z tak wielkim dystansem, że współczesny czytelnik odnosi wrażenie, graniczące prawie z pewnością, że wszystko to dzieje się jakby tu i teraz, że wszystko to może za chwilę na naszych oczach powrócić i wydarzyć się tu, obok, właściwe od nowa. Hostovsky napisał powieść, w której bohaterowie stanowią pewnego rodzaju ludzkie uniwersum mogące wydarzyć się zawsze i wszędzie.

   Zaginiony z pewnością jest powieścią przestrogą. To ostrzeżenie do czego prowadzi deformacja tak zwanej demokracji, do czego prowadzi też narastająca głupota, czym staje się … wojna, w której się nie strzela.

   „ – gdyby choć odrobinę znał się pan na polityce, panie Borek, to wiedziałby pan, że komunizm, nazizm, demokracja, Zachód, Wschód to jedynie terminy pomocnicze, przy pomocy których można przykryć wszystko albo nic. Ale pod pokrywkami o różnych nalepkach smażą się ludzie podobni do mnie. Nalepki ich nie interesują, pragną tylko przestać się smażyć. Mają gdzieś wszelkie prawdy i rodzaje moralności, panie Borek. Szukają rozumu. Tę dziwną wojnę, w czasie której na razie się nie strzela, wygra mądrość, nie zasady. Wygra mądrzejszy. Taki, który za popełnione i niepopełnione grzechy nie będzie trzymał ludzi w psich budach, wyłącznie z prawem do szczekania i obgryzania kości. Bo zbyt dużo głodnych psów to wielkie niebezpieczeństwo zarówno dla władzy zorganizowanego bałaganu, jak i dla władzy strachu. Wygra mądrość, rozum, a nie żaden kodeks wolności czy sztandary uczuć. Głodnym psom nie przeszkadza nawet bicie, ale bardzo nie lubią, kiedy zamiast żarcia dostają umoralniające kazania. W przypadku głodnych psów wolność mierzy się jedynie długością łańcucha, na którym są uwiązane. A uwiązane są wszystkie i wszędzie! Jak już przy tym jesteśmy, to powiem panu, panie Borek, dlaczego głodny pies nie lubi takich panów Borków. Nie dlatego, że go zbili, ale dlatego, że pan Borek to głupi człowiek. Pięknie się schował w tej swojej rzekomej dobroci, sprawiedliwości i uczciwości, zakładając sobie klapki na oczy, żeby niczego nie widzieć. No więc nie widzi nawet czubka własnego nosa (…)”

   Tak kochani. To jeden z najlepszych opisów współczesności jakie dane mi było przeczytać. Pomyśleć, że słowa te napisano siedemdziesiąt lat temu. Koło historii lubi się chyba żwawo kręcić i powracać tam, skąd być może wyjechało. Utrwalmy to sobie bardzo gruntownie: cały nasz świat oblepiono właśnie takimi …nalepkami, a my siedzimy w kotłach tych garów i smażymy się niczym głodne psy na uwięzi. Mami się nas zdefraudowanymi pojęciami, oszustwami propagandy i ekranów, złudzeniami szczekania i obgryzania kości. A my wciąż głodni. Mamy już dość umoralniających kazań, świata hipokryzji, łańcuchów i nasączonych powodzią potrzeb ogromnych współczesnych smażalni. Mamy dosyć strzyżenia mapetów. Pan Borek z klapkami na oczach podsuwa nam gotowe rozwiązania i wsącza w nas właściwe odpowiedzi. Utrwalając w nas tęsknotę, poczucie samotności, opuszczenia i zagubienia…

(…)

komunizm, nazizm, demokracja, Zachód, Wschód to jedynie terminy pomocnicze, przy pomocy których można wszystko przykryć – zapytajmy zatem co się tym przykrywa, i dlaczego?

   Dokąd zmierza ten świat? Ależ to jasne. Zmierza do czarnej dziury, w której przestaną obowiązywać wszelkie hamulce, historie, jakie znamy, w której nie będzie już nic ze świata, który odszedł w niepamięć.

   Być może zmierza on też do powtórki z rozrywki. Do kłów i kamieni w miejsce łańcuchów i kości. Do końca będącego początkiem i początku, który stanowi jedną wielką niewiadomą. Najpierw jednak trzeba będzie wystrzelać wszystko to, co zostało wytworzone i wyprodukowane. Trzeba będzie tego użyć. Dlaczego ma się to zmarnować i zniszczyć? Marnotrawstwo nie leży w naszej naturze, w naturze Borków, z klapkami na oczach. Marnotrawstwo było dobre w czasach Marcela Prousta, które dokonały już przecież swojego żywota i nigdy nie powrócą, a z przestrzeni wspomnień należy je najskuteczniej wyrugować i wypalić żywym ogniem nowoczesności. Słabości, nostalgia, melancholia – to nie dla nas. Dla nas popioły i łzy. Łańcuch na tyle długi, aby obejrzeć wiadomości w telewizji, kości na tyle obfite, aby nie zdechnąć z głodu, buda, liga mistrzów, Netflix i Facebook, a potem do piachu, piachem w oczy i piachem w nasze dusze.

   Zaginiony Hostovskiego to też inna perspektywa. Tak jak i nie ma w niej kryminału czy sensacji (choć stale jest poszukiwanie, napięcie i suspens), tak jak nie ma w niej szpiegów, (pomimo obwołania jej… powieścią szpiegowską), tak i nie ma w niej … głównego bohatera. Znaczy się on w zasadzie jest, istnieje teoretycznie, a właściwie nawet praktycznie, w zasadzie towarzyszy nam od początku do końca. Głównym bohaterem jest bowiem niejaki Pavel Kral, który zawsze jest kimś, kogo akurat nie ma. To postać mityczna, mitologiczna, towarzysząca nam, podziwiana i kochana, ale przecież nieuchwytna, pojawiająca się w relacji i w niej też znikająca, albo nawet …zanikająca, postać z opowieści, czy ze wspomnień, czy też z wyznań drugoplanowych, ale jednak właściwych, jak najwłaściwszych i najprawdziwszych  bohaterów tej jakże niekonwencjonalnej powieści.

   Pavel Kral naszym alter ego, fantomem naszych stanów, wyidealizowanym herosem i jest … iście fascynujący. Wyrzeźbiony literacko, wykreowany, jakby uświęcony, wyidealizowany, wzbudza zachwyt, podziw, żal, współczucie, zazdrość, litość, właściwie, gdyby sobie tak dokładnie uświadomić to wzbudza wszelkie możliwe nasze ludzkie uczucia. Czy Pavel Kral jest alter ego naszych dusz? Fenomenalny zabieg kulminacji ludzkich uczuć wobec „głównego bohatera”. Słowem żywa powieść psychologiczna, która wcale taką powieścią nie jest, jest bowiem powieścią dokładnie historyczną, osadzoną konkretnie w pewnym przełomowym momencie historii naszych południowych sąsiadów. Jak to jest, że można do tak poważnego i traumatycznego wydarzenia w historii narodu odnieść się z … ironią? z dystansem? z wytworną kpiną? Czy w każdym Czechu (i podnoszę to z sympatią i wręcz fascynacją) jest cząstka dobrego wojaka Szwejka? Czy wszystko można obśmiać i wykpić? Czy do wszystkiego można mieć taki dystans? Zaprawdę, powiadam Wam, dla nas, Polaków, to jest doprawdy niezrozumiałe…, ale czy na pewno? Czy może już jednak ulegliśmy jakiejś transformacji?

   Odpowiedź jest (prawie) twierdząca, z tym że szwejkowatość Hostovskiego jest nieco odmienna. Delikatnie ufilozoficzniona. Niejednoznaczna, żeby nie powiedzieć dziwna. Powaga i strach przechodzi tu w bardzo prostoduszny śmiech, śmiech jednakowoż (z innej perspektywy) naznaczony paroksyzmem komizmu w jaki wtłacza nas w zasadzie każda współczesność, tym mocniej im bardziej jest współczesna, im bardziej jest nowoczesna i postępowa, im bardziej chce nas ukształtować na swój obraz i podobieństwo… i tutaj znów przychodzi do nas Pavel Kral. Człowiek, bóg, deus ex machina?

   Pawel Kral wzbudza w nas… to co w danym momencie powinno się wzbudzić w naszym sumieniu, w naszych wątpliwościach, w rozterkach i w dylematach związanych z niemal każdą sytuacją… Pavel Kral patrzy na nas wtedy. I ma w sobie to głębokie spojrzenie naszego patrzenia i wchodzenia w inny świat, w świat naszych myśli czy refleksji, w świat naszej duchowości, w zwierciadlany seans duszy – Pavel Kraj – wzorzec, miara, zjawa, drugie nasze dno.

   Zaginiony. Jakiż to mocny i właściwy tytuł. Tak, jakby każdy z nas był tym zaginionym. A zagubieni są na pewno wszyscy występujący. Zagubieni, zdradzeni przez czasy i historię, na swój sposób potępieni, opętani lękiem i strachem, odarci z godności, usmażeni przez kategoryzację i kwalifikację, jak na rampie w Auschwitz… Partia ich osądzi. Kim i czym jest dziś Partia? Kto się za nią ukrywa i gdzie tak naprawdę Ona jest? I czy w ogóle… jest…?

   Na koniec z kolei, kilka słów o życiu … piciu … i meliniarzach, tudzież o tym jak to jest z naszym… żywotem w kawałkach… (Partii przecież bardzo zależy na naszych żywotach w kawłkach)

„Chętnie przesiaduję przy barze w lokalach wszelkiej maści i wśród ludzi najróżniejszych warstw. (…) (Wiecie) pasja życia i pasja picia są niezwykle podobne. Czegóż to pijak nie jest w stanie zrobić dla kieliszka ukochanej gorzałki! I jak śmiesznie człowiek stara się ze wszystkich sił, by pijąc i żyjąc, chodzić prosto. Co do ludzi na dnie, o sprawach życia i picia decydują zawsze jacyś potężni opiekunowie. W obu przypadkach to meliniarze – czy sprzedają alkohol, czy żywot w kawałkach.

(…)

   Jak powiedział kiedyś Boguś Linda, w jednym ze swoich szczerych wywiadów podlanych procentami „- Szanowna Pani, ten świat na trzeźwo… jest nie do zniesienia”.

   I tym optymistycznym akcentem podsumujmy nasz marny żywot na tym łez padole. Zawsze gdzieś będzie jakiś Pan Borek, zawsze gdzieś jest ktoś zaginiony, ktoś szuka walizki z damską bielizną, a jeszcze inny chce naprawić świat. A świat, jak to świat, ma to do siebie, że woli być … delikatnie rzecz ujmując – nieco nienaprawialny.

Andrzej Walter

Egon Hostovsky „Zaginiony”. Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wrocław 2016. Stron 444. ISBN:  9788364887406 – tłumaczenie i przekład: Andrzej Jagodziński

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko