Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
652


Znajda, bękart, filozof

Przeczytałem gdzieś, że Filip Zawada to „nowa jakość” w polskiej prozie. Nie wiem, czy „nowa jakość”, wiem, że napisał fajną, mądrą książkę. A przy tym śmieszno-smutną.

„Filip Itoito”, taki sobie wybrał pseudonim Zawada, rocznik 1975, więc już nie taki młodziak, nie jest postacią anonimową w polskiej kulturze – poeta (nominacja do Wrocławskiej Nagrody Silesiusa za „Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się”), prozaik (nominacja do Nagrody Literackiej Gdyni za „Pod słońce było”), muzyk, fotograf, performer, łucznik. Reżyser i aktor filmów offowych.

Porozmawiałem z autorem, odniosłem wrażenie, że to człowiek o szerokich horyzontach, a jednocześnie, przy niewątpliwie introwertycznej naturze, skupiony na zdaniu, na wydobyciu jego treści, znaczenia, na próbie obudowania go własną wrażliwością, wyobraźnią, tym co przeżyte i tym, co dane nie wiadomo skąd.

„Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”, to opowieść o Franciszku, siedmiolatku z domu dziecka prowadzonego przez zakonnice. Mówi o sobie, ale i o innych dzieciach, że są bękartami. On sam, znajda („Mnie znaleziono na śmietniku. Moi rodzice byli barbarzyńcami bez serca. Nigdy nikt ich nie odnalazł.”), jest, zastanawiałem się jakiego użyć określenia, filozofem? Bo przecież to filozofia służy rozszyfrowywaniu pojęć podstawowych, najprostszych, dotykania rzeczywistości i tłumaczenia jej. Problem chłopca polega na tym, że porządek zastany, porządek opisany, niekoniecznie wpisuje się w jego świat, w jego wyobraźnię.

Zawada mówi: „dla dzieci nie ma złych, niemądrych pytań”. Ma rację. Pewnie, pracując w świetlicy środowiskowej, był zarzucany takimi pytaniami, inne zmyślił, ale przecież to przywilej prozaika. Więc pyta i często sam odpowiada. Co i raz zaskakuje. Nas, dorosłych. Tym, że można spojrzeć inaczej. Że odpowiedzi wcale nie muszą być oczywiste.

Jest rozrabiaką, „przewodnikiem stada” dla rówieśników i młodszych dzieci. Trochę bezczelny, czasami arogancki. A jednocześnie, trudno żeby było inaczej, to pogubiony dzieciak. Tęskni za rodziną, nawet tą przybraną. Jest w nim jakiś rodzaj smutku, gdy to nie jego wybierają do adopcji, jakiś rodzaj zazdrości, że szczęście trafiło do kogoś głupszego, mniej zdolnego.

Czytałem, śmiałem się, zastanawiałem się jaki jest „target” tej książki. Dzieci? Dorośli? Miałem wrażenie, że i jedni, i drudzy odnajdą w niej siebie, oczywiście nie w sensie dosłownym, bo rzadko kto z nas wychował się w sierocińcu, a po drugie, że i jedni i drudzy często będą się śmiali. Znalazłem w internecie rozmowę z Zawadą. Kobieta, która z nim rozmawiała, napisała, że to „potwornie smutna książka”. Podrapałem się w głowę. Tak, ona w wielu miejscach może „zdołować”, ale… Ale można też ją odczytać tak, jak ja odczytałem. I wtedy ten smutek jej nie zdominuje. Bo dla mnie Franciszek jest kimś więcej niż zakleszczonym przeszłością znajdą. Jest pełnym uroku dzieciakiem, który potrafi sobie radzić w najtrudniejszym ze światów – tym pozbawionym miłości, czułości, opieki rodzicielskiej, dla którego kierowcy cystern to najfajniejsi ludzie na świecie, a Bóg może dłubać w nosie.

„Odkąd mam plan na życie, wiem że wszyscy mi życzą udanej porażki. Nie przejmuję się tym, bo ludzie zawsze zazdrościli innym i kiedy to robią, to znak, że życie idzie w dobrym kierunku, bo zawsze zazdrości się dobrych rzeczy”. Plan na życie… Siedmiolatka, któremu zdarza się zmoczyć łóżko.

„Pałac naszego Pana”, sierociniec prowadzony przez zakonnice, jakże łatwo byłoby zrobić z tego książkę antyklerykalną. Nic z tych rzeczy. Franciszkowi zdarza się kpić z siostrzyczek, dostrzega ich przywary, ale przecież widzi też dobro. Dobro w czystej postaci.

Gdyby chcieć poszukać wady tej książki, może zresztą nie wady, to raczej refleksja na marginesie, wydało mi się, że jej bohater, jego sądy, są zbyt dojrzałe jak na siedmiolatka, że zostały one jednak przefiltrowane przez spojrzenie dojrzałego mężczyzny. A może nie? Może dorosłość w złym świeci, świat domu dziecka to przecież nie jest Hollywood ani disneyland, zmusza do dojrzałości szybciej niż gdzie indziej?

Filip Zawada – Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek, Znak, Kraków 2019, str. 269.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko