W kafkowskich klimatach
Na skrzydełku okładki wydawca napisał, że Pavol Rankov, rocznik 1964, to jeden z najciekawszych współczesnych pisarzy słowackich. Po lekturze „Kliniki” wypada nie tylko zgodzić się z tą opinią, ale też przyklasnąć decyzji opublikowania tej właśnie powieści.
„Klinika”, jej bohater, bez wątpienia pozostaje w kafkowskich klimatach, świecie bez wyraźnych zasad, z wewnętrzną tajemnicą, z piętrzącymi się absurdami.
„Nie czuję się źle. Biorąc pod uwagę, że zmierzam w stronę kliniki, jest mi wręcz zbyt dobrze.” – rozpoczyna swą spowiedź narrator. Klinika, nietrudno się domyślić, jest kliniką z oddziałem psychiatrycznym, a celem jest wizyta u światowej sławy lekarza, profesora. Tak sławnego, że swój czas ma wyliczony nie w godzinach, a w minutach. Musi go dzielić z inną, zagraniczną kliniką, a dostanie się do niego, graniczy z cudem.
Swój „pochód” do profesora rozpoczyna bohater w szpitalnym labiryncie od… „szpitalnego palacza, który zna tu wszystkich”. Nooo, oczywiście zna też profesora. Czy może ułatwić z nim spotkanie? To nie jest proste, ale profesor bardzo się liczy z jego zdaniem. Zwłaszcza, że to palacz reguluje temperaturę w jego gabinecie.
Sekwencja zdarzeń jest tu szalona. W gruncie rzeczy następuje klasyczny wywiad medyczny. Nawet słownictwo, którym operuje starszy mężczyzna jest właściwe. „Rodzinna anamneza jest tym, co pan profesor wykorzystuje w pierwszym rzędzie podczas diagnostyki.” – oświadcza. Więc mamy opis całej historii rodzinnej, łącznie z opisem wojennych peregrynacji dziadka ze strony matki w czasie pierwszej wojny światowej.
Następnego dnia już od progu wita go recepcjonistka. Profesor oczekuje nowego pacjenta…
Zaraz, zaraz „Od palacza? To nie jest dobry początek. Mózg przegrzany w kotłowni przesadza, wyolbrzymia i wymyśla.” To nie była dobra rekomendacja.
Mamy następną opowieść. Tym razem „spowiedniczką” jest „pan w okienku”. „Gdy miałem sześć lat, ojciec wyemigrował do Ameryki. Za komunizmu emigracja oznaczała wyjazd na całe życie.” Tym razem nie na całe, po jedenastu miesiącach, gdy się okazało, że rodziny nie wypuszczą, ojciec wrócił. Reżim nie odpuścił, musiał żyć z piętnem zdrajcy, a żona potraktowała emigrację jak ucieczkę… od niej,
Kolejny dzień to… sanitariusz z geriatrii zastępujący zwolnioną recepcjonistkę. „Udawała ważną i obiecywała pacjentom, że załatwi im wizyty poza kolejnością.” Sanitariusz nie protestuje, gdy rusza w poszukiwaniu gabinetu profesora. Labirynt, z którego wyjście wskazuje… sprzątaczka. Oczywiście była pacjentka poszukiwanego, wcześniej zaś, przecież to żadne zaskoczenie, programistką.
Potem jest pacjentka czekająca przed drzwiami gabinetu. Jej próba samobójcza ma wyraźną przewagę nad jego depresją.
Tydzień jeszcze się nie skończył. W czwartek, recepcjonistka z wtorku jednak pracuje. Nasz bohater popełnia gafę. „Myślałem, że panią zwolnili”. Na nic wcześniejsze obietnice „Nie przypominam sobie!” Ma szansę na przychylność zastępując ją. Ktoś przecież musi wyjść do śmieciarzy.
Szansa, rwie na górę. Trafia do asystenta. „Znam bardzo dobrze metody pana profesora. Obserwowałem go w trakcie kilkuset badań.” Następuje wymiana myśli, wywiad. Konkluzja? „Pan profesor z pewnością zasługuje na Nobla.” Inna: „Jest pan przewrażliwiony na własnym punkcie. […] Zwrócę uwagę panu profesorowi, że brakuje panu samoregulacji emocjonalnej.”
Jest i piątek…
W weekend też można podjąć próbę dostania się do specjalisty światowej sławy. Zwłaszcza, gdy się jest umówionym. U-mó-wio-nym! Nawet gdy główne wejście jest zamknięte. Wtedy należy obejść budynek i wejść przez otwarte okno, ominąć pacjentkę w jej pokoju nie zwracając na wychyloną ze szlafroka pierś i udać się w poszukiwanie… Nie ma profesora, jest asystent, ale jest też głośnik, z którego „płynie głęboki bas”. No tak, to kontakt z nim… z nim..
Nie dopowiem reszty. Powieść nie jest duża. Trzy, cztery godziny czytania. Śmiech, czasami głębsza refleksja. Świat, który kreuje Rankow ma wiele pięter, wiele odniesień, wiele skojarzeń. Pacjent ocaleje, czytelnik zażąda od wydawcy kolejnej powieści Słowaka!
Pavol Rankov – Klinika, przekład Tomasz Grabiński, Książkowe Klimaty, Wrocław 2024, str. 191.