Eureka
Kosmos zanurzony w słowie
traci pozornie na ciężarze
tyle, ile waży słowo
wyparte przez ten kosmos.
Ból zanurzony we wszechświecie
traci pozornie na ciężarze
tyle, ile waży wszechświat
wyparty przez ten ból.
Pozornie!
Zapamiętaj.
A po katharsis nam taki wiersz?
Za mało antyczny na tragedię, bez decorum.
Może tylko zasada trzech jedności
pozwoliłaby mu osiągnąć jakiś efekt realizmu.
Czas: teraz
Miejsce: tu
Akcja: jesteśmy
Bandyci
Pojedziemy do Rumunii,
będziemy patrzeć na siebie
przez różowe krajobrazy Transylwanii,
jej zachodzące słońca ożyją w nas
jak legendy gór, przed którymi
stawaliśmy boso, czując tylko chłód.
Rozgrzejemy sobie stopy,
zaczniemy śmiać się i kląć.
Wydamy ostatnie pieniądze
na chleb wilgotny i biały ser.
Nie będziemy chcieli wracać.
Tercja molowa
Didaskalia nocy: księżyc, piasek, morze.
Opuszczony teatr, pozbawiony tłumu
hol. W nim ja, spod przymrużonych powiek,
oglądam światło w lustrze wody. Nie mogę zasnąć
bez twojego szumu.
W klepsydrze wydmy szukasz przewężenia.
Siadamy tam, próbując sypki czas
zatrzymać tamą nóg i od niechcenia
rzucamy słowom dźwięki. Woła nas –
nikt inny tego nie rozumie – wilgotna,
słona cisza gwiazd. Nie możesz spać
bez ukojenia w moim szumie.
Checklista
Zaparkować równo samochód
W drodze z parkingu zebrać świeże kasztany
Upchnąć w kieszeni, przeprosić, że dopiero teraz
Przeprosić za wiersze o niczym, za ich niedokładny rym i rytm
Przyjąć przeprosiny, zapomnieć, przynajmniej spróbować
Wrócić do domu, położyć kasztany na stole
Usiąść, siedzieć, zastanawiać się, co jest naprawdę ważne
Nie mieć pojęcia
Sprecyzować znaczenie pojęcia ‘długo’
Uznać, że długo, to dzień, noc i dzień
Chcieć dla siebie długo, chcieć długo być
Wstać, dotknąć kasztanów leżących na stole
Przyjrzeć się swoim dłoniom, przesuwać opuszkami palców po blaszkach paznokci
Czuć gładkość paznokci, porównać z gładkością kasztanów, uznać za ważne obie
Usłyszeć deszcz stukający o szyby, o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
Przeprosić Leopolda Staffa za użycie tylko pierwszej frazy bez podania źródła
Przyjąć przeprosiny w imieniu poety i już się nim nie podpierać
Cały czas czuć gładkość, pokochać i przeprosić
Przeprosić za gładkość słów
Przyjąć przeprosiny ze świadomością, że napisano już wszystko i mimo wszystko
Pisać kolejny wiersz bez pojęcia o tym, co naprawdę ważne, sprawiać dobre wrażenie
Sprawiać wrażenie, że się jest
Przy „When the Leaves Come Falling Down” Vana Morrisona
Afirmujmy światło, kochanie. To ważne,
żeby było pięknie tej jesieni. Kolejny raz
zachwyćmy się urodą drzew i mgieł,
i tym, jak ładnie nie umiemy kochać.
Deklaracja
Miałam pisać wiersz o miłości
i od kilku tygodni o niczym innym
nie myśleć. Jest już po północy.
Pora wrażliwa.
W szpitalu umiera na raka Tomek.
Zupełnie sam. A ja, która miałam pisać wiersz,
czyniąc mniejsze zło, nie mogę zasnąć.
Przeklinam i gówno mnie obchodzi, co o tym sądzi
czyjekolwiek ciało. Nie powinno umierać
bez trzymania za rękę. On się wymyka
na światło łagodne spod twojego serca,
spod moich słów. A ja przysięgam,
że za kilka dni, kiedy cię wreszcie zobaczę,
wezmę cię w ramiona – w największy banał świata.
Innej miłości nie ma.
klangor
Leszkowi Żulińskiemu
napisz wiersz a ja go zapamiętam
o świcie zbudzi mnie jego żurawi krzyk
ponad taflą jeziora przemknie ogromny ptak
odlatujemy – każde w swoją jesień
napisz jeszcze jedną strofę przyszłej wiosny
do której się przyzwyczaję jak ty do mojej
nieznośnej lekkości płaczu
nie zgadzam się na twoją śmierć
tylko tyle mogę
O moich nowych wierszach z założenia monotematycznych,
w których za często używam słowa „miłość”
Lechowi M. Jakóbowi
Wiersze, które okazały się czymś absolutnie marginalnym
w przypowieściach o życiu twórczym i dostatnim,
straciły moc przyciągania do siebie: nas i nie nas oraz nam
i nie nam stały się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący,
co zresztą przepowiedział Paweł uznany za świętego,
a bez reszty przywołuję ja – uznana za wręcz przeciwnie.
Przez te wiersze, które mówią językami ludzi nie aniołów,
zapadliśmy w niejawność na dziesięć lat. Miłość?
Może wyjściem byłoby skorzystanie z synonimów.
To była twoja najlepsza z rad, najgłupsza i najczulsza.
O czym się przekonałam, kiedy umarłeś nagle,
a ja wręcz przeciwnie.
Na wojnie powinni umierać tylko źli ludzie
Pamięci Maksyma Krywcowa
Gdyby wiersz był poetą,
jak przeczułby śmierć?
Jaki sen dałby mu znać,
że wkrótce zabraknie powietrza;
że przedostatni raz szuka dobrych słów,
by je zapisać pośpiesznie,
nim utracą sens,
przyjmując w siebie
odłamek granatu?
Granatowa śmierć?
Czy tak?
Czy tak byłoby
wystarczająco pięknie?!
Śniła mi się miłość
Siedziałam na progu domu.
Nic, na co spojrzałam,
nie było puste; nic,
o czym pomyślałam.
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl