Kiedyś mogłam powiedzieć: byłam w Norwegii. Teraz mogę mówić: bywam. Dawne zauroczenie lekturą sagi „Krystyna, córka Lawransa” Sigrid Undset, pierwszej norweskiej noblistki w dziedzinie literatury z 1928 roku, to teraz możliwość spojrzenia na dom dzieciństwa pisarki w Oslo czy złożenia kwiatów pod jej statuą w nieodległym parku, z widokiem na miasto (chociaż wciąż oczekuje wizyta w Lillehammer, gdzie autorka „Krzaku gorejącego” żyła długie lata, i tam został pochowana). Niepokojący od lat grymas zdeformowanej twarzy na obrazie „Krzyk” Edvarda Muncha mogłam skonfrontować ze szkicem w domu–muzeum artysty w Ǻsgardstrand nad Oslofjorden, a w tym roku – w nowoczesnym muzeum w stolicy wraz z grupą milczących entuzjastów czekaliśmy cierpliwie, aż zostaną kolejno odsłonięte trzy warianty tego dzieła. Innego dnia znalazł się czas na kontemplację monumentalnego malarstwa Muncha sprzed ponad stu lat w murach uniwersyteckiej Auli.
Poznane w młodości frazy z dramatów Henrika Ibsena oglądam podczas wieczornego spaceru w pobliżu pałacu króla Haralda V wprost na chodnikach, podziwiam połyskujące metalowe czcionki, chociaż hermetyczny język nie pozwala domyślić się, czy to te sekwencje, o które mi chodzi… Przybywa jednak znajomych rodaków, którzy pomagają objaśnić takie czy inne kwestie… I nie tylko w stolicy Królestwa Norwegii, ale też na prowincji, która w tym kraju, wydłużonym jak pocięta fiordami gąsienica, jest wyjątkowo rozległa. I fascynująca.
Z książki „Norwegia” (wyd. Express Map, 2020), wszechstronnie, chociaż z konieczności skrótowo podającej uniwersalne informacje, wypisuję zdania: Pierwsza wizyta w Norwegii dla większości okazuje się miłym zaskoczeniem. (…) pryska mit o niegościnnej i zimnej Północy. Kraj jest niezwykle przyjazny zarówno dla własnych mieszkańców, jak i przyjezdnych. Jak to dobrze znaleźć się w tej właśnie „większości”, a nie pośród rodaków – którzy w Norwegii liczącej zaledwie ponad 5 mln mieszkańców, stworzyli społeczność 100-tysięczną – a doświadczenia związane z adaptacją w lokalnych środowiskach mają bardzo minorowe.
O takich bowiem polskich doświadczeniach opowiedziała, związana z tym krajem od ponad dwóch dekad, dziennikarka, iberystka i socjolożka Ewa Sapieżyńska w książce pt. „Nie jestem twoim Polakiem. Reportaż z Norwegii”. Publikacja wydana w języku norweskim spowodowała spore zamieszanie w kraju nad fiordami (uznawanym za otwarty, tolerancyjny, najwygodniejszy do życia), bo – jak czytamy w wersji polskiej (w przekładzie Ilony Wiśniewskiej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2023) jest to … rzecz o migracji, o Polsce i o Norwegii, o uprzedzeniach i rasizmie, ale również o solidarności i empatii, o prawach pracowniczych i o spotkaniach między ludźmi, które pozwalają nam zobaczyć się nawzajem bez etykietek.
Ze stołecznych galerii, widowni i salonów księgarskich, z pasaży Opery i Muzeum Muncha, spod fasady Teatru Narodowego, przed którym zgodnie trzymają wartę spatynowane postacie dramaturga Henrika Ibsena i pisarza – noblisty Bjørnstjerne Bjørnsona, przenosimy się na południe kraju, do Svelvik i Berger, gdzie tętni życiem Fossekleiva Kultursenter. Kto z rodaków mieszka nad fjordami dłużej, kto ogarnął skomplikowany język norweski i ma źródło utrzymania, może też wybrać się na północ, czemu nie, pokonując np. 8-godzinną trasę samochodem do malowniczego Trondheim, albo znacznie, znacznie dalej – do Tromsø zwanego Wrotami Arktyki, skąd przywozi się fotografie m.in. Katedry Arktycznej czy nadzwyczajnych zórz polarnych.
Ewa Sherman, absolwentka filologii polskiej w Polsce i prawa w Anglii, obecnie również „absolwentka” wielostopniowych kursów języka norweskiego, mieszkająca na południe od Oslo, zaryzykowała lotniczą ekspedycję aż tam, już w pierwszym okresie pobytu w kraju trolli. I dotąd jest pod wrażeniem. Ale ją zachwyca w Norwegii bardzo wiele rzeczy. Przyroda, architektura, przyjaźni ludzie, także historia literatury, wywodzącej się od czasów Eddy i poezji skaldycznej z IX i X wieku, ściśle powiązanej z eposami islandzkimi, aż po czasy obecne. Nie chodzi tylko o literaturę piękną.
Mieszkając wcześniej przez wiele lat w Anglii, Ewa Sherman publikowała na kilku portalach (i nadal to robi) recenzje współczesnych powieści kryminalnych (nie zachwycą one entuzjastów opisu okrucieństwa i brutalnych zbrodni), które tworzą pisarze skandynawscy, w tym – norwescy. Jeszcze zanim zamieszkała w Norwegii, miała okazję poznać osobiście kilku z nich podczas międzynarodowych festiwali literatury sensacyjnej, np. na Islandii. Spotkała m.in. Jo Nesbo, którego książki również recenzowała (w Polsce wydano liczne tytuły tego autora, w tym – słynną powieść „Makbet”, która powstała w ramach międzynarodowego projektu Szekspirowskiego z udziałem najgłośniejszych nazwisk pisarzy w literaturze współczesnej). Wielokrotnie widywała też w Anglii i podczas wizyt w norweskim Bergen równie popularnego twórcę cyklu powieści kryminalnych oraz sagi o swoim rodzinnym mieście – Gunnara Staalesena, o którym mówi:
– To przyjaciel, człowiek świetnie zorientowany w tym co dzieje się politycznie, kulturalnie i społecznie. Pisarz, który zawsze znajdzie czas, aby wesprzeć, promować czy po prostu spędzić trochę czasu z innymi pisarzami, i zawsze – z czytelnikami. Aktywnie uczestniczy w imprezach i festiwalach książkowych, np. w Krimfestivalen w Oslo, Kongsberg Krimfestival w Kongsberg właśnie, czy Thomas Engers Krimfestival w Jessheim. Ten ostatni odbędzie się dopiero po raz drugi w tym roku. Byłam tam w 2023, było bardzo kameralnie, czytelnicy siedzieli cicho jak myszy pod miotłą z uwagi na bardzo ciekawe tematy. Thomas Engers Krimfestival powstał z inicjatywy pisarza (autora m.in. „Księgi szubienic”) w jego rodzinnym mieście. Polscy czytelnicy znają go głównie ze współpracy z kolegą po fachu i byłym inspektorem policji: duet Thomas Enger i Jørn Lier Horst to autorzy rewelacyjnej serii kryminałów Blix i Ramm.
Entuzjastka tego typu literatury, z równym zainteresowaniem śledzi wznowienia klasyki światowej, m.in. dzieł Williama Szekspira. Dlatego wiosną, w przypadającą w tym roku 460 rocznicę urodzin autora „Otella” (czyż to nie kryminał, podobnie jak „Makbet” czy „Hamlet”?) zorganizowała ze środowiskiem polonijnym nasze spotkanie w niezwykle malowniczym miejscu w Berger, w centrum kultury, którego norweska nazwa brzmi: Fossekleiva Kultursenter. Pierwsza część pierwszego słowa nawiązuje do wodospadu, który rzeczywiście przydaje dodatkowego uroku temu miejscu, druga wiąże się z przytulaniem… Gdy opuszcza się Oslo, pozostaje w pamięci panorama nowoczesnych, monumentalnych budowli nad wodą – olśniewająco białej, przypominającej lodową górę, przeszklonej Opery i sąsiadującego z nią Muzeum Muncha. I nagle ten kontrast w Berger: ściśnięte pomiędzy skałami i stawem, odbijające się w nim, osłonięte jaskrawą zielenią drzew niewielkie skupisko starych budynków z czerwonej cegły. I zapomina się w tym przedziwnym pejzażu o stolicy, proszę uwierzyć.
Budynki zostały wzniesione pod koniec XIX wieku przez postępową rodzinę przemysłowców Jebsenów. Ulokowano tu dwie fabryki, zatrudniające ponad 1000 osób z Berger oraz pobliskich miejscowości Svelvik i Sande. Właściciele zadbali o domy dla pracowników, kościół, szkołę, szpital, halę sportową, bank, sklepy i miejsca dla lokalnych stowarzyszeń. Wśród pracowników znaleźli się i artyści, dlatego za jakość i piękno wzornictwa Jebsenowie otrzymywali liczne nagrody. W połowie XX wieku produkcję wspaniałych puszystych koców przeniesiono na Łotwę, a od roku 2003 wytwarzane są tylko na Litwie, ale sprzedawane także na rynku norweskim. Prześliczne pledy i małe kocyki z motywami reniferów czy łosi można kupić w firmowym sklepiku Fossekleiva Kultursenter, bo w dawnych budynkach fabrycznych przeszłość pozostaje jak żywa.
Wkomponowane w strome skały nad wodą budynki to dzisiaj właśnie centrum kultury oraz Muzeum Berger, ściśle współpracujące ze sobą. Znalazły też miejsce pracownie malarskie i rzeźbiarskie, studia fotograficzne, a nawet mieszkania dla artystów oraz dla rezydentów, którzy przyjeżdżają tu tworzyć okresowo. Fossekleiva Kultursenter prowadzi ożywioną działalność dla środowiska, szczególną opieką otaczając dzieci. Jaka miła niespodzianka… W wydzielonej dla młodych części z bogatym księgozbiorem w barwnych okładkach, pośród sag i baśni – księga-album z angielskim tytułem: „POLAND”. Podtytuł tłumaczymy na polski: „Poprzez wieki ku nowemu Millenium”. Rok wydania 2000, edytor to Exlibris Galeria Polskiej Książki, Warszawa. Jest też dedykacja sprzed 23 lat,: Best regards!, sierpień 2001, Grajewo, podpis nieczytelny. Wzruszenie, bo pozycja wyjątkowa, nigdy wcześnie nie widziana. Przepiękne serie fotografii Pawła Jaroszewskiego, opatrzone tekstami autorów starannie dobranych: Krzysztof Burek, Paweł Huelle, ks. prof. Józef Tischner, Jerzy Waldorff, prof. Jacek Woźniakowski. Tutaj wszyscy znają język angielski, może niektórzy zatrzymują się nad polskim słowem, sądząc po śladach zaglądania do albumu…
W prowadzonej na miejscu Café Jebsen nieustannie gromadzą się uczestnicy imprez literackich, muzycznych i plastycznych. Środowisko malarskie współpracuje ze sobą, o czym świadczy chociażby sierpniowa plenerowa ekspozycja obrazów nad brzegiem rzeki w Drammen. Tutaj, pod patronatem władz miejskich i regionalnych spotykają się co roku zarówno twórcy norwescy jak i polscy. Stąd akwarela z pszczołami Selmy Merethe Hamre Kittelsen powędrowała z pleneru do Polski. Selma maluje pszczoły i księżyce, mówi Ewa, tworzy też piękne drobiazgi z filcu, biżuterię, ptaki, zakładki do książek. W jednym palcu ma wiedzę o Muzeum Berger i o centrum kultury nad wodospadem.
Od wielu lat wyraźnie jest tu zauważalna grupa Polek, chętnie uczestniczących w różnych formach aktywizacji i integracji społecznej oraz kulturalnej.
– Na autentyczne uznanie zasługuje Margaret Dąbrowska – podkreśla Ewa Sherman. – Mieszka w Norwegii od lat z rodziną, prowadzi firmę Quercus Consulting AS: doradztwo – zarządzanie i marketing, ale cały wolny czas oddaje aktywnej działalności na rzecz rodaczek (które przecież miewają różne problemy asymilacyjne). To ona reprezentuje lokalne środowisko podczas różnych uroczystości w Ambasadzie Polskiej w Oslo. Tak, nie była obecna na naszym Szekspirowskim wieczorze w Fossekleiva Kultursenter, ale była w kontakcie, i pojawiła się, oczywiście, kiedy organizowałyśmy kolejne polskie spotkanie literackie w Svelvik.
Wśród artystów prezentujących swoje prace w Drammen była też obecna, mieszkająca w tym pięknym portowym mieście z uniwersytetem, artystka malarka Gosia Mikułowska, która przeniosła tu z Polski studio tatuażu artystycznego. Swoje wrażenia z uczestnictwa w wieczorze z poezją o Szekspirze i jego twórczości zamknęła w znakomitym portrecie autora „Romea i Julii” wykonanym ołówkiem. Już teraz Gosia Mikułowska, Margaret Dąbrowska i Ewa Sherman pracują nad projektem ekspozycji zbiorowej polskich artystów, do której zaprosiły też twórcę z Ukrainy. Wystawa zostanie otwarta w połowie października w Café Jebsen w Fossekleiva Kultursenter.
– Język do porozumiewania się to norweski – mówi Ewa. – Ale przecież „język” do odczuwania sztuki jest uniwersalny, bezgraniczny. Chodzi nam o zaprezentowanie prac polskich artystów z okolic Drammen i z dalszych regionów. To prace w różnych technikach, powstałe w norweskich realiach, zainspirowanych tutejszą kulturą, naturą i tradycją.
Wszystko jest w tym miejscu możliwe dzięki otwartości i gościnności dyrektorki Fossekleiva Kultursenter. Franzisca Aarflot jest reżyserem, dramaturgiem i producentem (tutaj pozostanę przy tradycyjnej formie odmiany) w firmie Franzisca Aarflot Produksjoner. W 1984 r. należała do założycieli i szefów Kirkeristen Lille Teater, potem – Teater Ad Libitum. W latach 1999-2008 była menadżerką Det Ǻpne Teater. Ona też zredagowała znakomicie wydaną książkę – album, poświęconą cojesiennym międzynarodowym festiwalom teatrów lalkowych – bo w pofabrycznych przestrzeniach i na to są warunki. Publikacja pt. tytułem „Form og frihet, tradisjon og nyskaping” („Forma i wolność, tradycja i nowoczesność”) ukazała się w roku 2021, a fragmenty przekładów anglojęzycznych są autorstwa Ewy Sherman. Z miłym zaskoczeniem znalazłam tu obszerny tekst o uczestnictwie w festiwalu w roku 2017 zespołu aktorskiego z Teatru H. C. Andersena z Lublina…
Była również okazja do poznania jednego ze współorganizatorów festiwalu teatralnego, wystaw i wielu innych imprez. To szkocki artysta i producent Iain Halket, który towarzyszył podczas naszego Szekspirowskiego wieczoru, dbając o wizualne i techniczne instrumentarium. W dawnym budynku pofabrycznym Iain ma własne studio, gdzie maluje, drukuje, robi kolaże. Według jego projektu powstała ogromna, malownicza kukła Funderella, ostatnio „uczestnicząca” w wesołych paradach równości w Svelvik i w Drammen, i już przygotowana na festiwal teatrów lalkowych na jesień. Może uda się wpaść tam na kilka październikowych dni…