Najnowszy tom wierszy Elżbiety Cichli-Czarniawskiej „Coraz głębiej” składa się z utworów pisanych w latach 2022-2023. Poetka debiutowała w 1966 roku tomem „Określając światłocień”. Opublikowała dotychczas ponad dwadzieścia tomów poezji, nie licząc kilku wyborów wierszy z różnych okresów twórczości.
Każdy jej nowy tom stanowi pewnego rodzaju zaskoczenie. Zmienia się i wzbogaca krąg tematyczny wierszy, ale przede wszystkim język, coraz celniejsza staje się metaforyka, a także ulega zmianom punkt widzenia, z jakiego podmiot liryczny obserwuje – także będącą w stałym ruchu – rzeczywistość. Jeśli nawet poetka stwierdzi wszystko już było (wiersz „oddaj co oddali tobie” z tomu „Sobowtór chwili”), to nie znaczy, że następne chwile, wydarzenia, będą identyczne.
Tymczasem w „Coraz głębiej” już pierwszy utwór zapowiada pewną – można powiedzieć: diametralną – zmianę:
myślałam
że już zużył się sens świata
patrzę w siebie a tam
słowa słowa
nie odkryte
niebezpieczne
twarde
poranione
(„zasoby”)
Jednakże sens świata może nie tyle się zużył, co się zupełnie zmienił, a to stanowi nową inspirację poetycką. W wierszach Cichli-Czarniawskiej nie ma zgody na to, co dzieje się wokół: na okrucieństwo, wojny; czyli na to wszystko, co człowiek zgotował sam sobie i innym. Ale też jest odwieczny, egzystencjalny bunt wobec nieuchronności – wobec naszych ograniczeń biologicznych, tymczasowości życia, zwątpień, lęków, niepewności losów nie tylko jednostkowych, ale i społecznych:
noc kiedy przeszłość
staje się śmiertelnym wrogiem
czuję jej oddech na twarzy
przemienionej w cudzą
(…)
(zapis w ogniu)
Jesteśmy tutaj świadkami osobliwej, metafizycznej przemiany. Oto nasza twarz staje się twarzą szeroko pojętej ludzkości, albo lepiej: umierającego człowieczeństwa. W jakże przejmujący sposób, ale pozbawiony patosu czy jakiegokolwiek akcentu dydaktyczno-mesjanistycznego, podmiot liryczny dalej wyznaje:
moja twarz przemieniona w cudzą
czeka zmartwychwstania
w zwęglonych kamieniach
(j.w.)
Do cyklu wierszy wyraźniej nawiązującego do wojny, zagłady, krzywdy, należy siedem wierszy : „nieustannie”, „zapis w ogniu”, „oddech zagłady”, „wietrzenie”, „do czego wracać”, „sytuacja wyjątkowa”, „co niepotrzebne”. W tych utworach czuje się niemal realistycznie „oddech zagłady”, widzi się „ciała obłupane z życia”, słyszy „wielki płacz zwątpienia”. Nie pada tutaj żadna nazwa, nie określa się żaden czas. Te utwory są tak zuniwersalizowane, że dotyczyć mogą przeszłości, czasów dzisiejszych oraz tych, które dopiero nadciągają. W tej chwili najostrzej kojarzymy je z okrutną wojną toczącą się w Ukrainie; są one bowiem niewątpliwie tymi wydarzeniami inspirowane. Poetka potrafiła im nadać wymiar ponadczasowy, ponadkulturowy. Jednocześnie uczyniła to bez zbędnej retoryki. Tak operuje słowem, że nie wymaga ono dodatkowych dookreśleń. Choć jest w tych utworach, co zrozumiałe, dużo emocji, to jednak Elżbieta Cichla-Czarniawska potrafi je konsekwentnie utrzymywać na wodzy.
W ten nurt wpisuje się przejmujący wiersz „Krzysztof Kamil”. Oto książka stojąca na półce oddala się w mrok czasu// ożywają dwudziestotrzyletnie/ rozdarte słowa poezji. Czy nie jest to wyraźne powiązanie do dramatu przeszłego z rozgrywającym się aktualnie?
Autorka zawsze stara się unikać dosłowności. Słowo uważa za narzędzie niedoskonałe, przy pomocy którego nie można wyrazić w pełni wszystkich emocji. A zatem pozostaje wyłącznie szkicowe nakreślenie poetyckiej wizji. Reszta pozostaje jakby „we wnętrzu słowa”, do którego to wnętrza można dotrzeć posługując się intuicją i wyobraźnią. Nie da się bowiem w prosty sposób opisać skomplikowanych, indywidualnych doświadczeń, uczuć; bolesnych czy przyjemnych doznań. Ani też wynikających z tego filozoficzno-egzystencjalnych refleksji, ponieważ owe refleksje pozostają w sferze wyłącznie emocjonalnej, umykają jakiejkolwiek werbalizacji. Ta poezja odnosi się przede wszystkim do wyobraźni czytelnika, do jego wrażliwości. Cały „teatr poetycki” dzieje się tutaj poza tekstem. Tekst w połączeniu z wrażliwością odbiorcy buduje nową jakość i kształtuje przesłania, dostosowane do indywidualnej percepcji. Wszystko dzieje się w irracjonalnych przestrzeniach, umykających potocznej interpretacji.
I tak w utworze „Pozory” nie spotkamy retorycznych konstrukcji, mamy do czynienia z obrazem nie wymagającym dosłownej interpretacji. Słowa w swoich konfiguracjach tworzą asocjacje, otwierają nowe przestrzenie; nowe pola dla mistycznych poszukiwań:
upartość sztywnych porostów na gałęziach drzew
na kamieniach i omszałych głazach
musi zastanowić
ludzkość udręczona sobą
na dalszy plan odsuwa zagadkę istnienia
stawia jednak pytania
które nie dają jasnej odpowiedzi
(…)
twarde porosty piszą inne znaki
lubią oddychać czystym powietrzem
są odporne na umieranie
(…)
– szukaj sensu słów
jakbyś w zgiełku czekał na ledwo napomknięty
motyw nadziei
(pozory)
W tym samym utworze przeczytamy taki znaczący wers: „świat dostarcza pozorów”. Poetka wydaje się jednocześnie wątpić w skuteczność naszych narzędzi poznawczych. Z jednej strony nasze instrumenty są niedoskonałe, z drugiej zaś nie nadążają za szybkimi zmianami zachodzącymi w otaczającym nas świecie. To tak, jakbyśmy obserwowali gwiazdy, które już nie istnieją, ponieważ dawno wygasły. Tak więc zawsze nasze pojęcia, interpretacje świata, obserwacje są w pewnym sensie spóźnione. Ale podobne zjawiska dają asumpt do ciągłych poszukiwań, do filozoficznych zmagań, wreszcie do poszukiwania wciąż nowego języka poezji, za pomocą którego możemy to wszystko „oswoić”, nazwać, aby… dalej nieustannie odczuwać niedosyt. I to wydaje się istotną siłą napędową poezji Elżbiety Cichli-Czarniawskiej.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że jej utwory pozbawione są jakiegokolwiek kontekstu geopolitycznego, choć w niektórych wierszach z tego tomu odnajdujemy wyraźniejsze reminiscencje odnoszące się do, jak wspomnieliśmy wcześniej, toczonej obecnie wojny w Ukrainie. Nie pada tu żadna nazwa, ale utwory są tak wyraziste i zarazem zuniwersalizowane, że skojarzenia nasuwają się same. Poetka kieruje się intuicją i gorzką wiedzą o naturze ludzkiej, pełnej gmatwaniny dobra i zła, niezależnie od epok prowokujących dane zjawiska, jakże do siebie podobne i przeważnie tragiczne w skutkach.
Niezmiernie ważne w tej poezji jest niedopowiedzenie, a także wieloznaczne obrazy symboliczne. Charakterystyczne jest to, że właściwie nie ma tu bezpośrednich odautorskich komentarzy, zwerbalizowanych komunikatów ani też „pewników” wykładanych z pomocą dyskursywnego języka.
Wizje poetyckie Elżbiety Cichli-Czarniawskiej są dzięki temu dalekie od statyczności. Poetka dostrzega wieczny ruch, zmiany, które niczym pory roku, miesiące, lata, następują po sobie – takie same, ale nigdy nie te same.
To co dzieje się wokół nas nie kończy się wyłącznie w zasięgu naszej obserwacji – twierdzi poetka. Przecież wszystko to było już przed nami (kto wie czy nie przed powstaniem świata, w jakiejś Wiecznej Świadomości) być może będzie miało swoje niekończące się dalsze filozoficzne, eschatologiczne konsekwencje. To przekonanie pulsuje niezmiennie w tkance podskórnej tych wierszy. Coraz wyraźniej, coraz bardziej ekspresyjnie.
Poetycka oryginalna refleksja, celna metaforyka doskonale organizują całość. Nie darmo tacy krytycy, jak m. in. Edward Zyman, Zbigniew Irzyk, Zbigniew Dolecki, Krzysztof Lisowski, Waldemar Michalski, Wojciech Kaliszewski, prof. Elżbieta Hurnikowa, Arkadiusz Frania, wymieniali Cichlę-Czarniawską, ze względu na rangę jej twórczości, w jednym szeregu z Wisławą Szymborską, Krystyną Miłobędzką, Urszulą Kozioł czy Ewą Lipską. „Coraz głębiej” świadczy o żywotności oraz ciągłym krystalizowaniu się poezji autorki „Wydarzeń pozornych i niepozornych”. To książka bardzo spójna, pomimo rozrzutu tematycznego, co można odnotować tylko na plus.
Stefan Jurkowski
Elżbieta Cichla-Czarniawska: coraz głębiej , NORBERTINUM , Lublin 2024, s.56. Posłowie Piotr Sanetra.