Hemingway denerwował się tym, że Remarque może przeklinać w swoich powieściach, a on nie. Jemu każdy wulgaryzm skreślano, albo odmawiano publikacji. Camus mimo Nobla czuł się niezrozumiany i samotny. Beckett został zauważony dopiero wtedy, kiedy zaczął pisać po francusku. Zaczął to robić wierząc, że przybrany język zmusi go do dyscypliny myślowej i ścisłości. Dzięki czemu pozbędzie się pokusy do wirtuozerii stylistycznej. Co sprawi, że czytelnicy zaczną go rozumieć. Roman Gray nie potrafił pozbyć się wspomnienia swojej matki, która ukradkiem w nocy wylizywała patelnię po mięsie. Bo mięso dostawało się jemu. Przytłoczony ogromem poświęcenia matki, nie odnalazł się w życiu. Z czego się zwierzył w Obietnicy poranka. Conrad nie miałby żadnych szans na uprawianie zawodu pisarza, gdyby nie wyjechał za granicę. Gdyby pisał po polsku, nie przebiłby się do świata. Pisząc po angielsku zauroczył Anglików swoją gorącą duszą, tak inną od tej, która drzemała w tamtejszym pełnym konwenansów społeczeństwie. Borges na długo przed Internetem wymyślił bibliotekę cyfrową wypełnioną powieściami, które nie istniały w rzeczywistości. Marzył o tym, aby pracować jako bibliotekarz, a kiedy to marzenie się spełniło zaczął tracić wzrok. Cóż za dramatyczna sytuacja. Można by się pokusić nawet o to, aby ją nazwać złośliwością losu. Bo cóż mu po książkach, jeśli nie mógł ich czytać. Ale mimo tego nie stracił humoru. Ronald Christ, dziennikarz który przeprowadził wywiad z pisarzem wspomina, że rozmawiali w jego biurze, które znajdowało się w Bibliotece Nacional, której Borges był dyrektorem. Sam już nie czytał, czytała mu na głos sekretarka. „Ciągle żartuje, robi małe psikusy” zwierzyła się dziennikarzowi. Często się śmieje. Jakież to szczęście, umieć zachować pogodę ducha.
Pamiętam, że jako młoda osoba napisałam pewnego razu, że pierwsze zmarszczki powinny się pojawić od śmiechu. Nie od płaczu. Moja mama, która już od lat nie żyje powiedziała mi kiedyś, że takie właśnie będę mieć zmarszczki. Od śmiechu.
Borgesa podobnie jak Eco „poznałam” na studiach. Ich teksty były lekturami obowiązkowymi. Później jeden z prowadzących zajęcia powiedział, że Eco to cwaniak, bo swoje powieści konstruuje według schematu. Czyli nie wierzy w wenę czy olśnienie. Borges zafascynował mnie swoim umysłem, wyobraźnią i światem, który wymyślał. Nie był to świat Tolkiena, był, jest to świat bardzo specyficzny i bardzo osobisty, charakterystyczny właśnie dla Borgesa. Myślę, że jest nie do podrobienia. A oryginalne spojrzenie na życie dla mnie jest jedną z podstawowych cech dobrego pisarstwa.
Mówi się, że jednym z większych przestępstw popełnianych przez pisarza względem czytelników, jest odebranie im nadziei. Jest nim zarażenie ich własną rozpaczą. A tego Borges nigdy się nie dopuścił, mimo że życie go nie rozpieszczało.
Podczas relacji z rozmowy, dziennikarz zauważa, że Borges jest nieśmiały, wycofany, jakby chciał być niewidoczny. Unika osobistych uwag, jeśli wypowiada się na temat innych pisarzy, to cytuje zdania z ich książek. Używa ich własnych słów. O sobie mówi niechętnie. Bardzo się podobał pisarzowi Nowy Jork. Wieżowce, labirynty ulic czyli to, co jest charakterystyczne dla jego twórczości. Pewnego rodzaju schematyzm.
Agatha Christie na początku swojej kariery podpisała szkodliwą umowę wydawniczą, która wiązała ją na niekorzystnych warunkach z wydawcą. Błąd debiutanta, ale nawet jej się zdarzył. Swój sukces zawdzięczała przypadkowej sytuacji. Czyli nudzie. „Elity” wyniosły się na wieś, a na wsi towarzystwo się nudziło, dlatego opowiadano sobie historie o duchach czy o morderstwach.
Brontte pisała po to, żeby swojemu rodzeństwu zapewnić byt. Pragnęła aby mieli jakikolwiek dochód z zewnątrz. Pech chciał, że wszyscy zmarli przed nią. Virginia Woolf przez całe życie chorowała i aby jej stan „polepszyć” poddawano ją prawdziwym torturom. Od upuszczania krwi po wyrywanie zdrowych zębów. W ten sposób starano się obniżyć temperaturę, która nie spadała do 36,6. Prus panicznie bał się samotnie wyjść z domu. Według mnie był genialnym felietonistą w przeciwieństwie do Sienkiewicza. Co do powieściopisarstwa, to opinie są podzielone. Sama wolę felietony Prusa, a powieści Sienkiewicza. Felietonów Henryka nie polecam. Chyba, że ktoś chce się poczuć jakby jadł żwir.
Baczyński cierpiał na astmę a Iwaszkiewicz idąc na ślub Baczyńskich po drodze nazrywał naręcze bzu. Stojąc przed ołtarzem, wyglądali jak dzieci idące do Pierwszej Komunii. Tacy młodziutcy, szczuplutcy, drobniutcy a przecież wkraczający w dorosłe życie. Ten opis Iwaszkiewicza, nie cytuję, za każdym razem mnie wzrusza tym bardziej, że wiemy co się później wydarzyło.
Kiedy byłam w liceum wzięłam udział w konkursie historycznym na temat tego, czy jestem za Powstaniem Warszawskim czy przeciwko. Byłam za. Swoją wypowiedź oparłam na wierszach Baczyńskiego. Pani od historii była bezradna, przekazała mój tekst pani od polskiego, która powiedziała, że napisałam pracę literacką. Nie wygrałam, ale Baczyński pozostał w moim sercu.
Wielu pyta czy nie było innych poetów w tamtym czasie?
Byli. Choćby nawet Sebyła. Tylko on nie doczekał do Powstania Warszawskiego. Został rozstrzelany przez NKWD w 1940 roku w Charkowie. Sebyła i jego wiersz o „szczurołapie” wrosły mi w serce. Z Baczyńskim identyfikowałam się, dlatego że tak jak on mam astmę i zawsze byłam tym słabszym ogniwem. Jak on sobie radził podczas wojny? Nie wiem. Podczas wojny, kiedy nie ma leków, kiedy brakuje wszystkiego. Kiedy nie było takich leków jak dzisiaj. Żadnych inhalacji, leków doraźnych na duszności. Nie wiem. A jeśli by nie zginął, to może zachorowałby na gruźlicę? Choroba, którą mnie straszono od dziecka. Przecież nie przetrwałby w łagrach, w tak niskiej temperaturze.
Orzeszkowa ukrywała powstańca, ale jej pisarstwo przez Sienkiewicza zostało ocenione jako instrukcja tapicerstwa. Konopnicka nie znosiła twórczości Rodziewiczówny, mimo że się z nią przyjaźniła. Warto przeczytać jej recenzję, publikowaną chyba w trzech numerach w odcinkach. „Jedzie” po szanownej bez litości. Wzięła na warsztat wszystkie książki. Wyśmiewa etos pracy, honoru i wartości uniwersalnych. Nie mnie oceniać czy miała rację. Dlatego, że ją mają często czytelnicy i to czytelnicy sprawili iż Rodziewiczówna była tak bardzo poczytną pisarką. Widocznie potrzebne im były te tematy, które pisarka poruszała w swoich książkach. Warto tutaj wspomnieć, że Sienkiewicz Rodziewiczównę chwalił. Czy jest to literatura najwyższych lotów? Nie. Według mnie, nie. Jednak miała jak Sienkiewicz łatwość opisywania zdarzeń. Od razu czytelnik widział bohatera i zdarzenie. Taka „plastyka” w narracji nie jest z góry nikomu przypisana. Jeden to ma a inny nie.
Zapolska w pogardzie miała feminizm, mimo, że żyła jak feministka. W swoich listach świetnie opisuje kongres kobiet w Paryżu, jak parasolkami pucowały mężczyzn i siebie wzajemnie. Jak nie potrafiły trzymać swoich nerwów na tzw. wodzy. Zapolska wtedy relacjonowała dla polskich gazet to spotkanie, siedziała między dziennikarzami i umierała ze śmiechu. Trochę przeskoczę teraz w czasie, bo akurat ta powieść, którą mam na myśli wpisuje się doskonale w temat.
Wielki Gatsby został opublikowany w 1925 roku i powieść nie odniosła sukcesu. Ale po publikacji w roku 1953 stała się bestsellerem. Dlaczego?
Należy pamiętać, że upłynęło sporo czasu. Narodziło się nowe pokolenie. Około trzydziestu lat to długo. Nowe pokolenie, które nie chciało żyć, jak jego rodzice. Chciało się bawić. Ileż można się bawić bezkarnie? Niektórzy twierdzą, że całe życie.
F.S.Fitzgerald należał do pokolenia straconego, podobnie jak E.M.Remarque. Tworzyli w podobnych czasach, chociaż mieli na te czasy odmienny pogląd. Styl wypowiedzi również. Odniosła taki sukces, że jest omawiana w amerykańskich szkołach. Co w tej opowieści jest takiego unikalnego? Dla mnie nic. Jest to powieść, która mogłaby nie powstać i świat niczego by nie stracił. Podobnie jak Żona Lota, powieść, która w niektórych środowiskach cieszyła się popularnością, a która mnie nie przekonała.
Pokolenie ludzi, którzy przeżyli wojnę, miało inne spojrzenie na życie, na pracę, na przyszłość. Do Stanów napłynęło wielu uchodźców z Europy, którzy przywieźli cień swoich wojennych przeżyć. Oni mieli w sobie siłę tytanów, postanowili przeżyć, postanowili żyć, uczepili się życia i nie pozwolili go sobie odebrać. Byli konsekwentni, każdego dnia robili to samo. Zarabiali na chleb, na to aby opłacić rachunki. Tymczasem Fitzgerald w 1925 roku podsuwa tym ludziom powieść o obibokach. O tym jak bezsensownie może upływać człowiekowi życie. O tym jak bardzo to życie jest nieistotne, jak bardzo marne, jak mało trzeba mieć rozumu, jak niewiele od siebie wymagać aby egzystować. Największą przykrością dla bohaterów jest upał i nuda. Pieniędzy mają pod dostatkiem, dlatego mogą prowadzić miałkie, bezmyślne rozmowy, popijać drinki, prowadzić samochód pod wpływem, potrącać ludzi – wszak im wszystko uchodzi na sucho. Po wszystkim zawsze mogą wyjechać na wakacje.
Nowy Jork z początku lat dwudziestych XX wieku to miejsce powstawania wielkich fortun, szemranych interesów, rozwoju przestępczości i sławy prohibicji. Która wbrew pozorom jeszcze się do tegoż rozwoju przyczyniła. Jako czytelnik, rozczarowałam się tymi bohaterami. Cały czas oczekiwałam, że coś się wydarzy, coś któryś z nich zrobi, coś więcej niż popełni przestępstwo. Niestety. Nic więcej. Nawet sam narrator jest rozczarowany. Chociaż akurat on nie powinien być zdumiony. Na końcu czytelnik jest zdumiony jego zdumieniem.
Sama powieść jest warta omawiania choćby dlatego, że wzbudza w ludziach tak skrajne odczucia. Jedni ją uwielbiają, inni nie znoszą. Co to powoduje? Kiedy tekst wzbudza w czytelnikach tak skrajne emocje, to znaczy, że jest to tekst interesujący. Warto zapytać, dlaczego akurat takie emocje? Co spowodowało, że ustawiamy się po tej czy po drugiej stronie? Warto także wziąć pod uwagę coś jeszcze: społeczeństwo polskie nie jest społeczeństwem amerykańskim. Jak by to nie zabrzmiało zabawnie, nie jest. Nawet mentalnie nam daleko do Amerykanów stąd również może wynikać inne odczytywanie, przeżywanie tej powieści. Mnie ta opowieść znużyła. Znam opowiadania Fitzgeralda, podobały mi się. Jednak ta powieść jest okropna, ale…może klucz do jej zrozumienia jest właśnie w tej okropności. Czemu taka jest? Co mówi o ówczesnym społeczeństwie? Może nie o społeczeństwie a o elitach. Można gdybać, ale takie rozmowy są najbardziej interesujące.
Młodzi ludzie, bohaterzy z powieści zrywali z konwenansami, raził ich uregulowany tryb życia. Pragnęli wolności – co by to dla nich nie znaczyło. Bo nie za bardzo wiedzieli czym ta wolność jest i jak należy z niej korzystać.
Dla mnie ta powieść jest niekonieczna w przeciwieństwie do Myszy i ludzi czy Na wschód od Edenu. W przeciwieństwie do Na zachodzie bez zmian czy Łuku triumfalnego, Pięknych dwudziestoletnich i tekstów Terakowskiej.
Nauczyliśmy się sukces oceniać jako to, co widzimy. Wysokie stanowisko, drogie auto, markowe ciuchy. Miarą sukcesu współcześnie, a może zawsze tak było, jest to co możemy dostrzec gołym okiem. Zadbane dłonie, pachnące koszule, rumiana twarz, lśniące włosy. Taka osoba jest lepiej postrzegana w społeczeństwie, bo może być bardziej przydatna.
Mnie mówiono, że uczę się dla siebie, teraz dzieciom się wmawia, że uczą się po to, żeby odnieść sukces. Żeby wyprzedzić rówieśników, żeby nabrać punktów, żeby być najlepszym. Czyli kim? Wszak nawet Nagroda Nobla już straciła swój prestiż, przyznawanie jej również nie jest zgodne z tym czego pragnął Nobel. Z tym, co zawarł w dokumencie na ten temat.
Żeby zaś ten sukces odnieść należy być samolubem, nikomu nie ufać i agresywnie przeć przed siebie, ale taki sposób bycia wcześniej czy później człowieka złamie. Tak się dzieje w opowiadaniu E.L.Doktorowa. Wakefield pewnego dnia zamiast wrócić po pracy do domu, chowa się na strychu w szopie i mieszka tam przez pół roku pozwalając, aby rodzina uznała go za zaginionego. Czemu tak robi?
To pytanie, które warto zadać wielu utalentowanym ludziom, którzy mając świetne wykształcenie, nie udźwignęli presji. Bo nie wystarczy jeden raz na ten szczyt, trzeba coraz wyżej i wyżej, bo przecież „masz warunki”. Opowiadanie Doktorowa jest przestrogą dla wszystkich.
Przestrogi należy brać do serca.