Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
89

… jak Roman Bratny

Za życia Romana Bratnego (1921-2017) ukazała się zaledwie jedna, niewielka poświęcona mu monografia (ograniczona jednak w zasadzie tyko do samej twórczości), w miniaturowej PIW-owskiej serii Portretów Polskich Pisarzy Współczesnych, autorstwa Krystyny Nastulanki. I oto Emil Marat, znany reporter pojawił się z poświęconym mu dziełem prawdziwie monumentalnym, przeszło sześćsetstronicowym. Nie mam wątpliwości, że twórca „Kolumbów. Rocznik 20” zasługiwał na tak pokaźny i wielostronny portret, niezależnie od tego, że po latach wydaje się, iż ostateczny i zamknięty bilans jego twórczości pisarzem wielkim, w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, Bratnego nie czyni. Literaturoznawcy i krytycy zgodnie uznawali, w miarę jak ukazywały się kolejne tomy jego prozy, że w płaszczyźnie literackiej, artystycznej, Roman Bratny nie tylko nie podniósł, ale nawet nie utrzymał tego poziomu swojego pisarstwa, który osiągnął „Kolumbami”. Dlaczego zatem zasługuje na tak potężny portret, bliski objętością do tej tej powieści? Bo rola fenomenu, któremu na imię „Roman Bratny” dalece wykroczyła poza rangę jego pisarstwa i jego zawodu literata. Proza pisania i proza życia Romana Bratnego zogniskowały w sobie, skupiły niczym w soczewce, doświadczenia inteligencji jego pokolenia i ludzi jego społecznej genealogii. Proza i życie odzwierciedliło  w owej soczewce młodzieńcze, przedwojenne doświadczenie syna oficera wojska polskiego, dawnego legionisty, doświadczenie niemieckiej okupacji, działalności w AK i udziału w Powstaniu Warszawskim, a potem dokonanie wyboru powojennej drogi, wyboru, który zaprowadził tego ex-akowca i eksnacjonalistę polskiego do establishmentu polityczno-kulturalnego PRL, a w końcu do anatemy sprowokowanej przez jego słynny „Rok w trumnie”, jadowicie wrogi i szyderczy portret ruchu „Solidarności”.

Biografia została świetnie napisana, a przy tym zbudowana bardzo finezyjnie, misternie, z użyciem bogatej palety barw i ich odcieni, nawet z rzucaniem strumieni świateł na zjawiska pozornie odległe od samego bohatera, ale stawiające jego sylwetkę w nowym, czasem zaskakującym świetle, a także ze spoglądaniem na te same postacie i zjawiska z różnych kątów widzenia. Marat zastosował narrację generalnie linearną, chronologiczną,  ale nie jest to linearność prosta, gdyż jego narracja jest pełna zakoli, odnóg, nisz, zwierciadeł wzajemnie się odbijających i przesyłających odbicia dalej, nawrotów, retrospekcji, tych samych faktów pokazywanych w różnym oświetleniu. Z rozmachem niemal panoramicznym pokazał Marat życie i twórczość Bratnego w sposób polifoniczny, z uwzględnieniem komplikacji i złożoności tej biografii. Można by rzec, że tak ujęta biografia bogato opalizuje, migoce, mieni się kolorami, ale tylko tak wysublimowana metoda pozwoliła ująć egzystencję i sens dzieła tego pisarza o bardzo skomplikowanych kolejach losu i skomplikowanej, pełnej sprzeczności naturze. To skomplikowanie i sprzeczności targające Bratnym bardzo widoczne jest w jego prozie, paradoksalnie najmniej może w jego opus magnum czyli w „Kolumbach rocznik 20”, a w kolejnych dziesięcioleciach zdawało się narastać. Marat nie pominął żadnej sfery życia Bratnego, od jego dzieciństwa w wojskowych koszarach w Garwolinie, traumy związanej z trudnymi relacjami między rodzicami, jego życia za okupacji i pierwszych inicjacji w roli poety i działacza ideowego, jego życia osobistego i relacji z kobietami, relacji z bratem, psychologicznych cech i feblików, jego uwikłań w relacje z ludźmi obozu władzy PRL, itd. Bratny jawi się w świetle biografii Marata jako człowiek sprzeczności i antynomii: nacjonalista, oficersko-legionowy syn i powstaniec warszawski z AK, który nienawidził i traktował szyderczo polską narodową tromtadrację, namiętny kobieciarz, który zdradzał cechy „mizogina”, zapalony myśliwy, który kochał i czuł zwierzęta, człowiek o prywatnym usposobieniu w jakimś sensie wolnościowym i liberalnym, który jak w masło wchodził w relacje partyjnymi biurokratami o mentalności stupajków, itd. itd. Marat, w trybie nie pozbawionego gorzkiej ironii pastiszu wykorzystał, przy użyciu zjawiska „przekornego”, lustrzanego odbicia, podział na części powieściowe użyty przez Bratnego w „Kolumbach”. O ile w powieści ta triada brzmi; „Śmierć po raz pierwszy”, „Śmierć po raz drugi”, „Życie”, o tyle w biografii: „Życie po raz pierwszy”, „Życie po raz drugi”, „Śmierć”. Jednak w tym efektownym retorycznie koncepcie najbardziej uderza ogromna rozległość czasowa dat zakreślających część zatytułowana „Śmierć”. To aż 41 lat, między rokiem 1976 a 2017. Dlaczego Marat zawarł alegorię śmierci, bo w końcu wyjąwszy dzień śmierci rzeczywistej pisarza w mazurskim schronisku dla koni prowadzonym przez jego córkę, cały ten czas mógł być tylko śmiercią alegoryczną, w aż tak długiej przestrzeni czasowej? I dlaczego za początek tego okresu wybrał właśnie rok 1976, gdy 55-letni Bratny był witalnym mężczyzną w sile wieku, poczytnym, ekranizowanym i zamożnym jak na realia PRL pisarzem, wpływową osobistością, która potrafiła nawet użyć tych wpływów do wydobyć człowieka z więzienia (chodzi o Jerzego Nasierowskiego)? Kluczowym wątkiem tej części biografii Bratnego jest to, co można określić jako „sprawę „Roku w trumnie”. Powieść inkryminowana – „Rok w trumnie”  była logiczną konsekwencją odrzucenia przez niego polskiego braku realizmu i zakłamania. Pomijam już fakt, że w moim subiektywnym odbiorze, cała ta pseudomoralna burza oburzenia na „Rok w trumnie” nie była niczym innym niż kolejnym przejawem polskiego samozakłamania i polskiej niechęci do poznawania prawdy o sobie oraz popędu autoidealizacji. I że, poza wszystkim, Bratny miał w tej diagnozie naprawdę sporo racji.  W trakcie pisania tego tekstu dotarła do mnie obszerna recenzja „Bratnego”, autorstwa Wojciecha Stanisławskiego. Ta rzetelna, poświadczająca kompetencje krytyka recenzja rozpoczyna się od sformułowania wątpliwości, czy pisarz tak wątpliwej konduity pisarskiej i niedobrej konduity moralnej i politycznej jak Bratny zasługuje na tak obszerną biografię, przerodziła się rychło w aprobatywną analizę metody przyjętej przez jej autora, jego kunsztu i finezji w pokazaniu skomplikowanego świata, w którym egzystował autor „Kolumbów”.

Emil Marat – „Bratny. Hamlet rozstrzelany”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024, str. 687, ISBN 978-83-8191-858-9

Myśl polityczna Adama Jerzego Czartoryskiego

Piętnaście szkiców Radosława Pawła Żurawskiego vel Grajewskiego tworzy intelektualny i polityczny portret księcia Adama Jerzego Czartoryskiego (1770-1861), przywódcy duchowego Wielkiej, popowstaniowej emigracji polskiej, przywódcy obozu skupionego w paryskim Hotel Lambert, nazywanego nieraz „niekoronowanym królem Polski na emigracji”. Szkice tworzą zbiorowy portret poglądów i działań Czartoryskiego i próżno w nim szukać rysów biograficznych o charakterze osobistym, psychologicznym, anegdotycznym i obyczajowym. Czartoryski był wybitnym znawcą i praktykiem działań na arenie międzynarodowej, autorem „Essai sur la diplomatie”, który był rodzajem teoretycznej rozprawy o zasadach i naturze dyplomacji. Temu też poświęcony jest szkic rozpoczynający zbiór. Czartoryski uczył się dyplomacji od Anglików i jego angielskim filiacjom dyplomatycznym poświęcona jest znaczna część szkiców (sprawa belgijska, korespondencja lordów Palmerstona z Heytesburym, „Hotel Lambert” wobec wizyty cara Mikołaja I w Londynie, a także barwnie przez autora szkiców opisana ucieczka Polaków z rosyjskiego okrętu „Irtysz” w brytyjskim porcie Portsmouth. W tym zresztą szkicu pomieszczony jest inny z nielicznych akcentów anegdotycznych w tym zbiorze, sugestywny w swej ponurości portret cara Rosji, m.in. okiem królowej Wiktorii. Wiele miejsca w zbiorze poświęcone jest europejskim, w tym angielskim echom powstania styczniowego, a także kwestii wschodniej w polskiej myśli politycznej. W kluczowym dla tego zbioru szkicu „Gry dyplomatyczne księcia Adama Jerzego Czartoryskiego – efektowność czy efektywność?” autor zwraca uwagę na paradoksalną, zamykającą się niczym okrąg, biografię księcia w relacjach z Rosją  od zakładnika-więźnia na tronie petersburskim, doradcy i przyjaciela cara Aleksandra I, i jego ministra spraw zagranicznych, po wyrok śmierci wydany na niego przez cara Mikołaja II za udział w powstaniu narodu polskiego 1830-1831 roku wyrażony z prezesurze rządu narodowego, którą opuścił u samego schyłku powstania. Autor szkicu szuka analogii między myślą polityczną A.J. Czartoryskiego  a naszą współczesnością, analogii dalekich  z uwagi na upływ czasu, ale jednak nie pozbawionych sensu. „Trudno uniknąć banału – pisze Żurawski – przypominając jak bardzo zmienił się świat od czasu, gdy Czartoryski prowadził swe gry dyplomatyczne.. Ale czy aby na pewno nic już nie przypomina wyzwań przed którymi stawał ów polski mąż stanu w czasach sobie współczesnych? Poszukiwanie właściwej formuły politycznej, w jakiejś formie zjednoczenia czy politycznego zorganizowania Europy, które proponował Czartoryski w swym „Eseju o dyplomacji”, jest wciąż, mimo istnienia UE, pytaniem otwartym. Powstrzymanie ekspansji rosyjskiej na kaukazie i presji na kraje Europy Wschodniej okazało się być kwestią na powrót boleśnie aktualną. Rozgrywka amerykańsko-rosyjska w Azji, na Bliskim i Środkowym Wschodzie, przypomina to, co działo się tam w stosunkach brytyjsko-rosyjskich w XIX wieku. Ale podobnie jak wtedy, tak i dziś rozwiązanie tych problemów leży poza samodzielnymi możliwościami dyplomacji polskiej. (…). Jego rola polegała „na konsekwentnym i cierpliwym dostarczaniu wiedzy eksperckiej, dotyczącej stosunków panujących w naszej części kontynentu. Tłumaczeniu w Londynie, Paryżu (…) czym jest Rosja i jakimi zasadami się kieruje w swojej polityce zagranicznej. Ostrzeganiu przed  naiwnością i niefrasobliwością w stosunkach z „północnym imperium”. Jeśli zważyć, że książę Adam Jerzy Czartoryski nie bez sporej skuteczności pełnił swoją misję bez własnego państwa za plecami, to nie jest naiwnością przekonanie, że Polska dziś, ze swoim państwem, nie musi być tylko żetonem z rękach wielkich mocarstw i może odegrać należną jej rolę. Bez megalomanii, ale na możliwą miarę realizmu.

Radosław Paweł Żurawski vel Grajewski – „W kręgu księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i Wielkiej Emigracji. Studia i szkice”, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2023, str. 416, ISBN 978-83-66112-93-3

Reportaż sprzed stuleci

Z trzech wielkich dzieł Daniela Defoe, najsławniejsza jest głośna w całym świecie powieść o Robinsonie Crusoe, która przynależy do najpopularniejszych motywów i mitów popkultury, przerabianych na niezliczone mutacje i wersje oraz wielokrotnie ekranizowanych. Jednak trzy lata po ukazaniu się Robinsona, w roku 1722 Defoe wydał „Dziennik roku zarazy”. Fenomen tego dzieła wynika z kilku aspektów. Po pierwsze, Defoe jako pierwszy pisarz w dziejach literatury spersonifikował zjawisko „zarazy morowej”, dziś nazywanej epidemią dręczące ludzkość od jej zarania. Po drugie, Defoe-pisarz nadał swej relacji postać bliską formie, która narodziła się dużo później, formie reportażu, oschłego w formie, ale przez to wywołującego szczególne wrażenie. Po trzecie, „Dziennik roku zarazy” świadczy o wybitnej świadomości artystycznej pisarza, jako że nadał taką formę opisowi wydarzenia, którego nie był świadkiem, bo w roku 1665, kiedy zaraza w Londynie wybuchła, był dzieckiem. „To co napisał Defoe, było połączeniem studiów archiwalnych i do granic ascezy zdyscyplinowanej wyobraźni pisarskiej, poświęcającej bez wahania dla dokładnego opisu szczegółu własny akompaniament literacki i własne pokusy koloryzatorskie. Musiało był za czasów Defoe rewolucją czytać pod koniec każdego rozdziału okresowe zestawienie cyfrowe zmarłych na dżumę w poszczególnych dzielnicach Londynu, ale jeszcze większą niespodzianką była zapewne ta proza zapisująca każdy krzyk samotnego wędrowca w zadżumionym mieście, każdy krzyk konających, każdą rozmowę z żywymi – z czułą, lecz obojętną precyzją sejsmografu” – pisał o „Dzienniku” Gustaw Herling-Grudziński i widział w jego „jednobarwnej modulacji” i „przeraźliwej monotonii” metodę o wielkiej do dziś sile, powodującej „wydobycie napięcia dramatycznego”. GHG przywołał też takie dzieła jak „Zapiski z Martwego Domu” Fiodora Dostojewskiego, „Dżuma” Alberta Camus, „Wojna światów” Herberta G. Wellsa czy „Dzienniki  z lat wojny i okupacji”  Ludwika Landaua i „Zapiski z getta warszawskiego” Emanuela Ringelbluma, czy wreszcie jego własny „Inny świat” jako owoce świadomego lub pozaświadomego pokrewieństwa literacko-świadomościowego z tym, co stworzył Defoe. Na dwa jeszcze ważne aspekty „Dziennika” Defoe zwróciła uwagę autorka posłowia. Po pierwsze na to, że Defoe był zawodowym pisarzem i publicystą, więc tworząc swój quasi-reportaż dokonał bogatego – jak by się dziś określiło – researchu, czyli zgromadzenia wiedzy archiwalnej, co było na owe czasy działaniem prekursorskim. Po drugie, obraz londyńskiej dżumy 1665 roku jest jednocześnie panoramicznym i detalicznym obrazem rodzącego się nowożytnego angielskiego społeczeństwa mieszczańskiego, z wszystkimi jego cechami, rodzajem jego literacko ujętej socjologii. Ale jeszcze w tym samym roku, niedługo po „Dzienniku”, Defoe wydał pikantne, malownicze, bujne, przepełnione humorem „Miłosne przygody Moll Flanders”, co świadczy jak wybitnym pisarskim zawodowcem był.

Daniel Defoe – „Dziennik roku zarazy”, przełożyła Jadwiga Dmochowska, wstęp Gustaw Herling-Grudziński, posłowie Zofia Sinko, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, str. 364, ISBN 978-83-8196-421-0

Macierzyństwo czyli „początek świata” po sarmacku

„Macierzyństwo” Agnieszki Słaby, to „wnikliwa, wielowątkowa, nowatorska analiza staropolskiego macierzyństwa” – napisała jedna z recenzentek,Katarzyna Kuras. Potężna objętościowo monografia opowiada o macierzyństwie szlachcianek i arystokratek Rzeczpospolitej XVII wieku. Opowiada o zwykłości macierzyństwa, ale też o jego dramatycznych niuansach, o macierzyństwie młodym, dojrzałym i późnym, o macierzyństwie w jego aspekcie indywidualnym i społecznym. To panorama macierzyństwa w świecie szlachty i arystokracji. Autorka ujęła temat interdyscyplinarnie. Zajmuje ją rozumienie płodności, wspieranie jej, prognozy astrologiczne, rozpoznanie i doświadczenie ciąży, niebezpieczeństwa z nim związane, czas „zlężenia”, stan opieki położniczej, tzw. „babienie” czyli akuszeria, babienie, rola rodziny, miejsce porodu, sam jego przebieg, połóg, komplikacje, zagadnienie śmiertelności matek i dzieci, relacje matek z potomstwem. Silną podstawą dla autorki okazały się pamiętniki kobiet rodzących, ówczesne poradniki medyczne, etc., a także współczesne prace w zakresie tej tematyki, n.p. Patrycji Ziomek „Rola kobiety w okresie prenatalnym i pierwszych dniach życia dziecka w świetle XVIII-wiecznego poradnik Józefa Legowicza”, która napisała, że „sam okres ciąży był etapem trudnym do opisywania dla samych ciężarnych, co w kręgach katolickich mogło wiązać się ze społecznym postrzeganiem ciąży jako widocznego znaku kobiecej aktywności seksualnej”. Tylko kobiety z rodu Radziwiłłów umiały szczerze pisać o stanie brzemiennym, „czasie zlężenia”, „zastąpieniu brzemiennym”, „zastępku”, „stanie odmiennym”. „W Warszawie i wdowy rodzą” – pisał Jakub Kazimierz Haur, który doradzał kobietom, aby po spełnieniu małżeńskich obowiązków odpoczywały: „po skutecznej z Wenerą zabawie, trzeba sobie zawsze uczynić uspokojenie, poleżeć sobie cicho, a najdłużej niewiastom, dla skutecznego w sobie zatrzymania nasienia”, o tym, że „stan kobiety w ciąży jest święty”. Katarzyna z Bielińskich de Besenval pisała w swoich wspomnieniach, że „brzuch mi ciąży bom haniebnie gruba”, o „poszerzaniu kaftanika wraz z powiększaniem się brzucha. Maria Leszczyńska, żona króla Francji Ludwika XV pewnych ubiorów w ogóle nie nosiła, bo nieustannie była w ciąży („Toujours couché, toujour grosse, toujours accoucher”, „zawsze w ciąży, zawsze gruba, zawsze rodzę” i „ja się  ubierać nie mogę bo brzuszek coraz podrasta”). Można tez przeczytać o salopie, ubiorze dobrym dla kobiet brzemiennych – długim ,obszernym okryciu kobiecym z kapturem i peleryną, popularnym od Sasów do XIX wieku. Cytowany Jędrzej Kitowicz pisał, że „jest to suknia bardzo uczciwa i wygodna, najpierwszą ma zaletę od skromności, zasłaniając całą osobę, ukrywa pod okiem lubieżnym  talię, czyli stan i gors czyli piersi, dwie pokusy najmocniejsze”. Znamienne, że z epoki zachowało się niewiele obrazów przedstawiających kobiety w ciąży”. „Niechęć do przedstawiania ciężarnych” tłumaczone jest konserwatywnymi obyczajami”. „Ciąża, mimo że wyczekiwana w małżeństwie, pozostawała bowiem widocznym znakiem kobiecej aktywności seksualnej”. Pozostawało delikatne sugerowanie ciąży poprzez trzymanie przez kobietę dłoni na brzuchu, podbrzuszu. Mowa jest nawet o „odchodzie zatrzymanym po połogu”, o wiatrach mamki i enemach czyli temat podany jest komplementarnie i drobiazgowo. Czytałem to obszerne dzieło antropologiczne z pasją, nie od dziś mając w tyle głowy świadomość i przekonanie, że historia to nie tylko wojny, zmiany granic, wielka polityka, wielcy wodzowie, sztandary i fanfary, ale także los kobiety jako rodzicielki, jej biologiczna natura, związane z nią procesy i komplikacje. Nie na darmo malarz Gustaw Courbet swój obraz przedstawiający nagi brzuch anonimowej kobiety zatytułował „Początkiem świata”.

Agnieszka Słaby – „Macierzyństwo. Studium z historii mentalności szlachty Rzeczypospolitej czasów saskich”, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego, Kraków 2023, str. 753, ISBN 978-83-8084-935-8

Biały Kruk o Janie Pawle II

„Św. Jan Paweł II bywał prorokiem naszych czasów, nikt jednak do tej pory nie spojrzał w tym kontekście na całe jego życie. Próby takiej dokonuje w tej książce Jolanta Sosnowska (autorka czterotomowej biografii Papieża Polaka „Hetman Chrystusa”), śledząc po tym kątem  życiorys Karola Wojtyły – Jana Pawła II. Autorka zabiera nas w fascybującą podróż w czasie; poznajemy człowieka genialnego, oddanego Bogu od najmłodszych lat, i to mimo różnych nieszczęść, którymi Pan go doświadcza. Obserwujemy rozwój przyszłego papieża ku kapłaństwu, ku prorokowaniu, który autorka umiejętnie śledzi, z zachwytem odkrywa i literacko opisuje. Koleje losu Karola Wojtyły od samego urodzenia wiodły go na służbę Chrystusowi. Nie zmarnował licznych talentów, których Stwórca mu nie poskąpił – a każdy mu się przydał. Widzimy tu proroka w rozumieniu biblijnym, który miłuje Boga bezwarunkowo; osobę powołaną do głoszenia Jego Słowa. Charyzmatyczny przywódca który wiedzie lud Boży niczym Mojżesz, dokonuje przenikliwej oceny przeszłości i teraźniejszości, by na tej podstawie wypowiadać się o przyszłości. Dawał rady i przestrogi jeszcze jako biskup i kardynał, ostrzegając m.in. przed nadejściem ostatecznej konfrontacji między Kościołem i anty-Kościołem. Wiele z tego, co głosił i przed czym z troską przestrzegał, realizuje się na naszych oczach, bo jakże wielu nie poszło za jego głosem. „Św. Jan Paweł II prorok miał odwagę mówić o sprawach trudnych, o których współczesny, odchodzący od Boga świat nie chciał słuchać – pisze Jolanta Sosnowska – Miał śmiałość ryzykować nie popularność i odrzucenie, by przestrzegać ludzi w imię prawdziwej wiary, której depozyt był za jego pontyfikatu z niezwykłą starannością i skrupulatnością chroniony oraz przekazywany. Papież Polak chciał sprostać Bożym planom wobec niego, wypełnić Boże wobec niego oczekiwania” – tak brzmi nota wydawnicza zachęcająca, zwolenników jak i krytyków postaci JP II (mnie zachęciła) do lektury tej książki, obficie wzbogaconej pięknymi fotografiami Adama Bujaka. Zbiór poprzedza wstęp Barbary Nowak prezentujący notki o autorach zbioru.

Jolanta Sosnowska – „Święty prorok. Karol Wojtyła – Jan Paweł II”, Biały Kruk , Kraków 2024, str. 359, ISBN 978-83-7553-403-0

W obronie przed zmiennością świata. Antologia publicystyki u Białego Kruka

Z powyższą edycją „Białego Kruka” w pewnym ogólnym sensie koresponduje antologia publicystyki patriotycznej pod redakcją byłej małopolskiej kuratorki oświaty Barbary Nowak „Dokąd zmierzamy? Wiara, edukacja, tradycja”. Wraz z takimi innymi autorami jak Andrzej Nowak, Ryszard Kantor, Hanna Dobrowolska, Joanna Wieliczka-Szarkowa „prowokuje do refleksji nad naszym życiem, nad przyszłością, zastanawiając się nad przyszłością Polski i edukacji w naszym kraju. Dzieło Barbary Nowak słusznie przypomina, że nawet w chaosie zmian i manipulacji, istnieją pewne niezmienne punkty odniesienia, na których możemy zbudować nasze życie. Poprzez pryzmat wiary, edukacji i tradycji antologia ta odsłania fundamenty, na których opiera się polska tożsamość. Zawarte w książce eseje, artykuły i refleksje wybitnych pisarzy i publicystów skupionych wokół Białego Kruka i miesięcznika „Wpis”, ukazują bogactwo różnorodnych perspektyw i głosów, które dotykają istotnych kwestii społecznych, kulturowych i religijnych. (…) „Dokąd zmierzamy?”, to zbiór tekstów oraz przewodnik po drodze do zrozumienia naszej tożsamości, naszych korzeni, naszego potencjału. To książka, która inspiruje do refleksji, prowokuje do działania i przypomina, że w krainie stałych wartości zawsze znajdziemy schronienie przed zmiennością świata” – czytamy w nocie wydawniczej, wystarczająco wymownej by wystarczyć za recenzję tej interesującej edycji.

Odnosząc się do tej edycji, warto też odnotować, że poza radykalnie afirmacyjnym odniesieniem do katolicyzmu, zawiera ona (zwłaszcza we wstępie Barbary Nowak) silną dozę krytyki zjawisk (w tym także niewątpliwych wynaturzeń) współczesnej kultury z perspektywy katolickiej i ten właśnie ich wymiar mnie osobiście najbardziej w trakcie ich lektury zainteresował. Ostry publicystyczny temperament zaznacza się w wielu partiach książki, w szczególności w opiniach i wywiadzie udzielonym przez Barbarę Nowak, a także w publicystyce Leszka Sosnowskiego, który w obronie swoich racji posuwa się nawet do krytyki rządów PiS i obecnego prezydenta jako nie dość gorliwych i skutecznych, a nawet defensywnych w swoich działaniach w obronie tradycyjnej edukacji i tradycji jako takiej. Oddechem od tej poważnej problematyki są interesujące, barwne wspomnienia z „kinomańskiego” dzieciństwa prof. Ryszarda Kantora. Mnie ta książka wciągnęła w lekturę, choć zgadzam się tylko z niektórymi stawianymi w niej tezami. N.p. gorąco przyłączam się do krytyki rugowania wielkiej narodowej klasyki literackiej z listy lektur szkolnych. Przy całej świadomości, jak  trudne jest nakłonienie młodzieży do jej czytania ze zrozumieniem  i przy całej świadomości, że nie da się ze wszystkich uczynić koneserów dramaturgii Juliusza Słowackiego, uważam, że eliminowanie klasyki z listy z lektur z góry skazuje miażdżącą większość szkolnej młodzieży na to, że nigdy nie zetknie się z tymi wielkimi postaciami, a tym bardziej nawet nie otrze się o ich twórczość (a pomysł serwowania uczniom mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza” w postaci niewielkiego fragmentu jest absurdalny choćby z uwagi na epicki charakter dzieła). Nie widzę też jednak uzasadnienia, by z góry deprecjonować twórczość Olgi Tokarczuk, tym bardziej, że użyty przy tej okazji epitet „nudna” jest dalece subiektywny i nie ma powodu budować takiej nieprzyjaznej dychotomii w stosunku do noblistki, za której twórczością w całości nie przepadam, ale  której „Księgi Jakubowe” uważam za dzieło wybitne. Warto czytać książki także po to, by z nimi dyskutować. Tak jak z książką Barbary Nowak również.

Barbara Nowak (redakcja) – „Dokąd zmierzamy. Wiara, edukacja, tradycja”, Biały Kruk, Kraków 2024, str.254, ISBN 978-83-7553-402-3

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko