Pojawienie się na stronie Pisarze pl. artykułu Jerzego Stasiewicza Powrót do ziemi przodków Marii Magdaleny Pocgaj w wierszach z Bambergu nie jest dla mnie niespodzianką. Jakiś czas temu Jurek napomknął w mailu, że się nimi zainteresował. Czekałam więc cierpliwie, co z tego zainteresowania wyniknie. I oto jest… Z pewnością Jurek miał dobre intencje, ale… Żeby pisać o czyimś pochodzeniu, z niejednego źródła trzeba wiedzy zaczerpnąć. Co prawda sięgnął do niezawodnej Wikipedii, by zacytować kilka faktów, ale… to wszystko. Szkoda, że nie zapoznał się, choćby szczątkowo, z powieścią mojej córki, Przez zmierzchy i świty, wydaną nakładem Wydawnictwa Posnania, opisującej dzieje mojego rodu, choć o książce tej wspomina. Natomiast z wielką skrupulatnością wymienia, co w latach siedemdziesiątych tzw. gierkowskiej prosperity otrzymywał przykładowy rolnik małopolski, również „bambrem” nazywany. I owa wyliczanka, moim zdaniem, rzutuje na wymowę całego tekstu. Przepraszam, być może jestem przewrażliwiona, ale owe liczne zwierzątka, (wymienione jednym tchem) począwszy od trzody chlewnej i bydełka po wszelkiego rodzaju gdakającą i gęgającą „gadzinę”, tworzą taki tumult i rwetes, że odbierają przyjemność dalszego czytania. Tu pozwolę sobie na maleńkie dopowiedzenie. Po prostu muszę! Podstawę bytu Bambrów poznańskich stanowiła nie tylko uprawa ziemi czy świetnie rozwinięte ogrodnictwo. Do dziś istnieją w Poznaniu okazałe i piękne kamienice, których właścicielami byli właśnie Bambrzy. Inni z kolei posiadali na własność sklepy, gorzelnie. W mojej bamberskiej rodzinie chrzestna matka mego ojca jako ślubne wiano otrzymała od rodziców kilkupiętrową kamienicę. Stoi do dziś przy ul. Niegolewskich w Poznaniu, a wyróżnia się stylowymi kolumienkami. Podłoga w jej przestronnym hollu pokryta jest cudnej urody mozaiką, zachowaną w doskonałym stanie. Natomiast moja babka ze strony ojca mieszkała w nieco skromniejszej, ale też rodzinnej kamienicy. I ta przetrwała do dzisiaj, a mieści się przy ul. Głogowskiej. Inny z moich bamberskich krewnych, wuj Witold, był żołnierzem AK, cichociemnym. Jako spadochroniarz zginął w wieku 23 lat w obławie niemieckiej podczas drugiej wojny światowej. Z kolei rodzeństwo mojego ojca, wywiezione na roboty do Niemiec, wyemigrowało po wojnie za ocean, osiedlając się w Baltimore. Tam założyli rodziny, wuj posiadał zakład rzeźniczy, ciotka kamienicę czynszową. Wspomnę tylko, że jedna z „amerykańskich” kuzynek wyszła za milionera i miała dom na Florydzie. Ale to tylko taka dygresja, dla przeciwwagi tych zwierzątek, które jakoś nie chcą wrócić tam, gdzie ich miejsce. Natomiast, co do Bambergu – pojechałam tam dzięki córce, która za napisanie wspomnianej wcześniej sagi otrzymała autorskie honorarium. Wiodła nas głównie ciekawość, ale i potrzeba stanięcia w miejscu, skąd przed trzystu laty całymi taborami wyruszali osadnicy na niepewny dziki wschód, a wśród nich Johan Rausch, mój protoplasta. Chciałyśmy pomodlić się w słynnej bamberskiej katedrze, gdzie być może klękał mój praprapradziadek. Tymczasem Stasiewicz pisze: Stara się zrozumieć, znaleźć oparcie, szczątki ukorzenienia nawet duchowe w zdziczałym sadzie, ruinie domostw, studni co dawno wyschła. Niczego jednak tu nie ma. Ano nie było tego w Bambergu, mieście cesarzy i królów. I wcale tego nie szukałam. Zachwycałam się natomiast wspaniałym wyglądem położonego na siedmiu wzgórzach frankońskiego miasta, które ominęły zniszczenia wojenne. Dlatego dziś ściąga tylu turystów z całego świata, a wielojęzyczny gwar nie przeszkadza w kontemplowaniu jego urody. Doskonale to pamiętam: chodziłyśmy tamtejszymi ulicami z uśmiechem na twarzach. Raz po raz wyrywało się nam tylko: Zobacz! Zobacz to! Albo też zastanawiałyśmy się głośno: czy oni tędy przechodzili, czy patrzyli z tego mostu na malowniczą Regnitz, a może jak my, podążali na wzgórze Św. Michała, by podziwiać malowany w zioła słynny na całą Europę plafon świątyni? Oczywiście, byłyśmy też na Zielonym Rynku (Grũnermarkt), który ciągnął się na deptaku pomiędzy przepięknymi, wielopiętrowymi kamienicami i fontannami. To tam naszła mnie refleksja, czy aby moi przodkowie w tym właśnie miejscu nie rozkładali przywiezionych z pola czy ogrodu płodów ziemi… Bowiem i w Poznaniu, w tamtych czasach, wzdłuż szeregu kamienic ciągnął się pas ziemi rolnej, na którym pracowali Bambrzy. Ale i oni, co prawda tylko niektórzy, mieszkali w tychże kamienicach. Reasumując, dziękuję Jurkowi za tekst, który napisał z myślą o poznańskiej koleżance. Wywołał u mnie pewną nostalgię i sporą dozę sentymentu. Może kiedyś usiądziemy razem przy wielkim, dębowym stole i trącimy się naprawdę szklanicami, bądź kuflami znakomitego, marcowego Rauch Bier. Oczywiście, nie będzie to w Bambergu, prędzej w Poznaniu, gdzie to piwo jest specjalnie sprowadzane i dobrze wiem, w którym sklepie można je kupić. Jurku, zapraszam!
Maria Magdalena Pocgaj
Pani Mario, Magdaleno coś nie jestem pewien czy pojęcie słowa ,,bamber” zostało właściwie zrozumiane przez panią w kryteriach środowiska w którym w latach młodości wzrastał Jerzy Stasiewicz. Wyraźnie lokalizuje pojęcie ,,bamber” z potocznymi normami jakie funkcjonowały w Małopolsce w epoce Gierka. Zupełnie inne treści wypełniają ,,bambra”, osadnika w podpoznańskich wioskach prawie 300 lat temu jako przybyłych z Bambergu-Górnej Frankonii landu Bawaria. Przyrównywanie liryki zawartej w wierszach, które poddaje literackiej analizie Jerzy Stasiewicz, w swoim niespotykanym dzisiaj, profesjonalnym warsztatem do obecnego wizualnego świata jest grubą przesadą. Myślę tu o pisywanych urokach miasteczek Frankonii, Bambergu itp. Itd. Stan na dzisiaj. To tak jakby kozie przypisywać przymioty konia arabskiego. Swoją polemiką kierowaną do recenzji utworów poetyckich i moim powierzchownym ( bo dotykam tylko czubka istoty sprawy) nie wypełnimy czasu od 1719 r. do chwili obecnej. Z podpoznańskich wiosek do Bambergu jest 600 kilometrów. Bambrów ich zwyczaje, historia, asymilacja jest opisywana przez wielu np. Oskar Kolberg, Agnieszka Wiśniewska. Zaś w twórczości literackiej ,,Powrót do ziemi przodków” matka i ,,Przez zmierzch i świty” córka. Pani Mario może być pani dumna z rodziny, jej postawy dla kraju który przyjął osadników. To jak postawy Franciszka Kleeberga, Juliusza Rommla czy Józefa Unruga. W moim środowisku pojęcie ,,bamber’’ nie jest zupełnie kojarzone z kategorią geograficzno-historyczną ( Bawaria – Górna Frankonia – Bamberg) Wyzbyte jest dążenie do równowagi pomiędzy,, mieć i być”. Utrwala się totalnie z kategorią ,,mieć”. A po co inne wartości? Kiedyś przybysze pod poznańskie wioski mieli nazwiska , Pfitzner, Roth, Tritt, Schneider Walter, Paetz, Rausch, dbają o swoje korzenie poprzez stowarzyszenia historyczne, muzea. Pani poprzez utwory literackie. Dzisiaj, dwie, trzy dekady wstecz osadnikami w przestrzeni gospodarczej kraju są takie nazwiska jak : Lidl, Aldi, Kaufman, do niedawna Praktiker. Tak jak ,,bambrzy” otrzymali przywileje podatkowe, itd. Zatem tak jak w polityce gospodarczej, handlowej, tak w przestrzeni literackiej są różne pióra starające się wypełniać coraz większą pustkę w świecie wrażliwości, pamięci, historii, szacunku człowieka do człowieka, budowania piękna i dobra. Pomimo wysiłków takich ludzi jak Jerzy Stasiewicz, pani z córką obecny świat zmierza do życia w jaskiniach i pisma obrazkowego. Chcę do Was dołączyć. Gdzieś w Poznaniu do dębowego bamberskiego stołu przy dobrym piwie.
Owocem spotkania dla mnie drobny paragon i wena w idealnej proporcji ,,mieć i być