„Artysta. Instytucja. Symbol. Wieczny emigrant, który nigdzie nie czuł się u siebie. Osobny, milczący i zapełniający strony dzienników nadmiarem słów (…) Skłonny do depresji i czasami szczęśliwy. Przez całe życie uciekał: z Krakowa do Warszawy, potem do Włoch, stamtąd do Paryża, potem do Meksyku, znów do Krakowa i w końcu do Nicei. Bronił się przed jednoznacznymi deklaracjami politycznymi, ale ich nie uniknął. Ciągnęło go do wielkiego świata, ale nie walczył w nim o międzynarodową pozycję. Nie chciał funkcjonować jako pisarz emigracyjny, najbardziej zależało mu na polskiej publiczności. Cudem udawało mu się godzić sprzeczne racje, lecz kolejne kryzysy polityczne w Polsce sprawiały, że co rusz trzeba było układać się z historią na nowo. (…) Niby outsiderów łatwo opisać, bo są właśnie osobni i można ich przyłapywać na nietypowościach, ale nawet w tym Mrożek bywa niekonsekwentny i zmyłkowy. Cóż to za outsider, którego teksty i obyczaje wchodzą do języka ulicy, a on sam staje się bohaterem niemalże kultury popularnej… Skrajny neurotyk, który pisze sztuki czyste i zwarte, o mocy żelaznych konstrukcji, a w dziennikach daje upust ciemnym paranojom godnym Strindberga…” – w tak błyskotliwie syntetycznym skrócie napisał o Sławomirze Mrożku Tadeusz Nyczek, a odnosząc się do jego biografii autorstwa profesor Anny Nasiłowskiej dodał: „Nasiłowska miała więc zadanie karkołomne. I tu chapeau bas! Z tych zmagań wyszła wygrana, bo tak głęboko wypatroszonego Mrożka dotąd nie pokazał nikt”.
Nic dodać, nic ująć. Nie na darmo uczona literaturoznawczyni, jaką jest Anna Nasiłowska, to także utalentowana pisarka i poetka (choć od dłuższego już czasu nie porusza się tym nurtem), autorka m.in. prozy kobiecej, osadzonej w doświadczeniu ciąży i porodu („Domino. Traktat o narodzinach” (1995), „Księga początku” (2002). Jej autorstwa biografia Sławomira Mrożka (trzecia jej praca w tym gatunku po biografii Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz Jean Paul Sartre’a i Simone de Beauvoir) zaleca się w pierwszym rzędzie kunsztem pisarskim właśnie i wybornie się ją czyta. Nasiłowska ustrzegła się przy tym krążącej w biografistyce modzie na „dekonstrukcję” i „reinterpretację” – opowiedziała o życiu i twórczości Sławomira Mrożka w sposób najzupełniej „po bożemu”, a jednocześnie fascynująco, ubierając ogromną erudycję i analityczną oraz syntetyczną wnikliwość w kostium lekkości i bezpretensjonalności.
Autorka „Mrożka. Biografii” (pierwszej syntetycznej biografii tego twórcy) skoncentrowała się nade wszystko na życiu dramaturga (1930-2013), od rodowodu w Borzęcinie i dzieciństwa, po śmierć w Nicei, życiu zarówno tym prywatnym, jak i artystycznym, w tym na losach i konotacjach politycznych, w jakich funkcjonowały jego dzieła. Autorka nie stroni także od prób zarysowania sylwetki osobowościowej twórcy „Tanga”, eksponując zarówno jego twórcze zalety, jak i liczne wady charakterologiczne, które czyniły Mrożka postacią niejednokrotnie trudną, a nawet antypatyczną, z silnymi rysami egotyzmu, a nawet egoizmu, wędruje meandrami egzystencjalnymi, po których się poruszał, analizuje jego relacje z innymi, w tym relacje osobiste, emocjonalne z kobietami. Znakomicie napisana i potoczysta w lekturze biografia obfituje w materiał faktograficzny zaczerpnięty z całego życia bohatera, często o posmaku anegdotycznym. Nie jest natomiast monografią krytyczno-literacką twórczości Mrożka, literaturoznawczą analizą problematyki i formy jego twórczości ( na podobieństwo n.p. studium Daniela Geroulda o dramaturgii Witkacego), a wzmianki o jego utworach pojawiają się w niej jedynie w formie swobodnych dygresji, wplecionych w warstwę biograficzną.
Lektura „Mrożka” Nasiłowskiej ewokowała we mnie oczywiście także własne wspomnienia z lektury dramatów i prozy (n.p. „Małe listy” czy „Baltazar”), wspomnienie niektórych szczególnie zapamiętanych inscenizacji teatralnych, m.in. znanej mi jedynie z omówień i fragmentów zarejestrowanych przez Polską Kronikę Filmową legendarnej inscenizacji „Tanga” w Teatrze Współczesnym w Warszawie w roku 1965, z udziałem m.in. Tadeusza Fijewskiego i Mieczysława Czechowicza, ale także obejrzanej w Teatrze Telewizji realizacji „Vatzlava” z 1990, z Janem Englertem. Przy okazji lektury biografii przypomniałem sobie także „zetknięcie” ze Sławomirem Mrożkiem, bo tak to tylko można nazwać, podczas spotkania z jego udziałem w warszawskim Teatrze Współczesnym przy Mokotowskiej. Spotkanie, które odbyło się przeszło dekadę temu, otwarte dla publiczności, związane było z promocją, o ile dobrze pamiętam, pierwszego tomu jego „Dzienników” i uczestniczył w nim także m.in. dyrektor teatru, Maciej Englert. Po spotkaniu podszedłem do Sławomira Mrożka z egzemplarzem „Tanga” i poprosiłem go o imienną dedykację. W całkowitym milczeniu dramaturg wpisał mi, drobnym pismem, tylko swoje imię i nazwisko, po czym spojrzawszy mi w oczy i nie wypowiadając ani słowa, oddał mi egzemplarz. Niby nie było nic szczególnego w tym epizodzie, ale przecież dane mi było osobiście doświadczyć jego legendarnej „milczkowatości”, o której tyle razy czytałem w poświęconych mu książkach i artykułach. A od lektury dzieła Anny Nasiłowskiej naprawdę trudno było mi się oderwać.
Anna Nasiłowska – „Mrożek. Biografia”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023, str. 740, ISBN 978-83-08-08177-8