Inny
Żyłem z obowiązku, bez radości, przytłumionej nieszczęściem. Może miałem nadzieję, że jeszcze coś się w moim życiu odmieni i będę szczęśliwy? Zdawałem sobie sprawę, że będę obiektem drwin z jednej strony, a litości z drugiej.
Opanowała ,mnie jedna obezwładniająca myśl, że już wszystko stracone, nie warto o nic się starać, zabiegać, walczyć, wszystko na nic.. Już jestem przegrany, nie do uratowania, nic tego nie zmieni, więc po co się uczyć, pracować, starać? POMIMO?
Dręczy mnie jedno pytanie: jakim byłbym człowiekiem, gdyby w dzieciństwie nie przytrafiła mi się choroba. Na pewno byłbym kimś zupełnie innym. Nie miałbym tylu negatywnych uczuć, wstydu, rozpaczy, beznadziei. Chciałem się śmiać i cieszyć z życia, być dumnym z siebie, a nie mogłem.
Żyć p o m i m o… nieszczęść, braku nadziei. to prawda, że człowiek jest stworzony do szczęścia. Ale kiedy go nie znajduje – staje się straszny. Niepowodzenie, klęskę, trzeba umieć przyjąć świadomie i pogodnie. Z uśmiechem. To wielka sztuka.
Mnie się nie udała.
Pancerni
Strażacy podarowali telewizor szkole, bo doszli do wniosku, że u nich się marnuje. No i zaczęła się epopeja telewizyjne transmisje sportowe: mecze piłkarskie zawody w jeździe na łyżwach i Wyścig Pokoju, I najważniejsze filmy.: seriale „Doktor Kildaire”, „Święty”, „Wojna Domowa”, nocne oglądanie „Rio Bravo”, aż do największego hitu, czyli „Czterech pancernych i psa”.
pod namową pułkownika Janusza Przymanowskiego, autora scenariusza „Czterech pancernych…”, który prowadził audycje dla młodzieży, założyliśmy Klub Pancernych. Otrzymałem z Telewizji Polskiej pocztą legitymacje członków Klubu: Andrzeja Kozery, Staszka Lumera, Lutka Nowaka, no i mnie. Ale chyba nie zdążyłem ich rozdać chłopakom, bo były wakacje, a musiałem wyjechać z rodzicami do Kielc, i telewizja zeszła na drugi plan. Musiałem zakuwać w szkole, w I Liceum im, Stefana Żeromskiego.
Ojciec kupił telewizor i teraz nie musiałem nigdzie biegać, żeby sobie spokojnie obejrzeć „Kanaret Starszych Panów”. Akurat do tego programu zachęcił mnie Jurek Soja, jeszcze w Pełczyskach. Ja myślałem, ze to jakieś nudziarstwo, a Jurek mówl – Poczekaj, poczekaj, trochę cierpliwości… No i jak posłuchałem Jeremiego Przybory, Wiesława Michnikowskiego, Wiesława Gołasa i wielu innych, to stałem się zagorzałym wielbicielem programu. Nie przepuściłem żadnego odcinka.
A pancerni mi się po jakimś czasie zwyczajnie znudzili…
Trzy Olimpiady
Olimpiadą w Rzymie nie interesowałem się zupełnie, bo chodziłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej i ważniejszy dla mnie był „Elementarz” Falskiego niż zmagania Zbigniewa Pietrzykowskiego z Cassiusem Clayem. Ale już Olimpiadę w Tokio śledziliśmy, wspólnie z Bogusiem Zmarzłym, bardzo pilnie. Kupowaliśmy „Przegląd Sportowy” i „Sportowca”. Kochaliśmy nasze biegaczki: Irenę Szewińską i Ewę Kłobukowską. Bokserów: Jerzego Kuleja i Lucjana Trelę.
Kolejną Olimpiadę, w Meksyku, przeżywałem w pierwszym roku mojego pobytu w Kielcach. Byłem sam. Straciłem moich wiejskich przyjaciół, a w mieście nie znałem jeszcze nikogo. Nie miałem z kim porozmawiać, podzielić się swoimi uwagami.
To była bardzo smutna Olimpiada.