Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
82


Wilno raz jeszcze

Ileż to na przestrzeni minionego trzydziestolecia ukazało się wspomnień z dawnych polskich kresów, głównie z Lwowszczyzny i Wileńszczyzny! Setki, o ile nie tysiące artykułów prasowych i książek.  Bibliografia pamiętnikarskiej literatury kresowej jest ogromna. Jej część to  niemal łzawe, sentymentalne, wyidealizowane, przepełnione nostalgią obrazy dzieciństwa i młodości. To był czas kiedy na dawne polskie kresy wschodnie udawały się dziesiątki wycieczek, których uczestnikami byli w większości byli ich mieszkańcy wraz z dziećmi i wnukami. Po trzech dekadach, z powodów metrykalno-biologicznych ruch ten niemal ustał, a młode pokolenie nie podziela już fascynacji kresami. Ciągle jednak powstają wspomnienia, zarówno sentymentalno-idealistyczne, w których te krainy jawią niemal jak utracona Arkadia, jak i realistyczne, pokazujące ówczesne życie takim, jakie było, bez upiększeń. Tadeusz Matulewicz (rocznik 1935), były wilniuk i dziennikarz, obecnie mieszkaniec Olsztyna, autor szeregu książek, w tym „Wileńskich rodowodów” (2005) czy „Z pieśnią przez wieki” (2005) spisał wspomnienia z wileńskiego dzieciństwa spędzonego w dzielnicy zwanej popularnie Nowostrojką, po polsku Nowym Miastem. Pokazał w nich szare codzienne życie wilnian, warunki mieszkaniowe, sanitarne, dietę, życie kulturalne, w tym uliczne muzykowanie, gospodarcze, medyczne, handel, obyczaje świeckie i religijne, języki, wileńskie osobliwości, życie mniejszości narodowych, m.in. Żydów, życie dzieci, portrety wielu ciekawych wileńskich postaci. Ten obraz jest oczywiście bardzo interesujący, ale melancholijny, smutny, nawet ponury. Nie chciałbym żyć w tym świecie i nie zmieni tego brzmienie żadnej sentymentalnej wileńskiej pieśni, piosenki, czy przyśpiewki.  Nawet los zwierząt, w naszych czasach też często smutny, jest jednak lepszy niż wtedy, gdy n.p. psy były bezlitośnie tępione przez tzw. hycli. Wolę jednak nasze, też przecież nienajlepsze, czasy.

Tadeusz Matulewicz – Nowostrojka. Wileńskie obrazki”, Edytor Wers, Olsztyn 2020, str. 189, ISBN 978-83-60488-71-3

Lazurowa idea. Pierwszorzędnym celem myślenia jest myślenie, nie rezultat

„Jedność świata oznacza wzajemne ścisłe związki różnych wymiarów rzeczywistości – sfery przedmiotów i ludzi, sposobów zdobywania o nich wiedzy, wyznawania wartości, patrzenia na świat społeczny, na siebie samego, ale też spoglądania „w górę” – w kierunku Wszechświata. Ku niebiosom, ku wiedzy, ku szlachetnej harmonii, ku wieczności… Tak bogatą symbolikę mieści w sobie lazur. Lazurowa idea rozpoczyna się od rozważań z zakresu ontologii czyli najogólniejszej dziedziny filozofii zajmującej się wszystkim co istnieje, Staje się ona przedmiotem dyskusji mądrego, doświadczonego życiowo Emanuela i jego zdolnego, kreatywnego a nierzadko też zbuntowanego ucznia Justasa”.

Zellker to pseudonim literacko-filozoficzny Józefa Częścika (ur. 1955) – nauczyciela, filozofa wolnego strzelca, pisarza, redaktora. Od końca lat siedemdziesiątych XX wieku pracuje nad systemem filozoficznym zwanym lazurową ideą, który zostanie przedstawiony w jego powstającym obecnie kilkutomowym opus vitae. Tom „O rzeczywistości” jest pierwszą częścią tego dzieła.

Autor nawiązuje w przedmowie do tradycji antycznej myśli greckiej, fundamentu naszej kultury i kładzie akcent na arcyważną formę pracy intelektualnej i jej ekspresji, jaką były wtedy dialogi (dia logos – dwa umysły), m.in. nigdy nie zapisane legendarne perypatetyczne dialogi Sokratesa czy nie mniej słynne „Dialogi” jego genialnego ucznia Platona. Ich wielki następca, Arystoteles postawił jednak przede wszystkim na monolog, z którego wyrosły takie współczesne formy ekspresji intelektualnej jak wykład, esej, artykuł, dysertacja, rozprawa itd., itp. Autor „lazurowej idei” stawia jednak na powrót do dialogu, co tak oto zdroworozsądkowo i praktycznie uzasadnia: „Przysypiać zdarza nam się w czasie słuchania lub czytania czyjegoś monologu, nie zaś podczas dialogu, w który przez cały czas jesteśmy zaangażowani”.

Zdecydowałem się napisać o tym tomie, choć należę do ostatnich, którzy mają do tego kwalifikacje, a nawet predyspozycje. Pewien mój, starszy ode mnie, znajomy miał zwyczaj powtarzać od czasu do czasu w trudnych dla rozumu sytuacjach: „Nie tylko tego nie rozumiem, lecz zgoła nie pojmuję”. Choć bowiem bardzo cenię, szanuję i podziwiam, choćby jako namiętny miłośnik „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Jana Potockiego, wszelkie idee i praktyki ezoteryczne, telluryczne, metafizyczne, gnostyczne, messmeryczne, kabalistyczne, panpsychiczne, panteistyczne, to jako  struktura psychiczna aż nazbyt racjonalistyczna jestem na nie mało wrażliwy, mało chłonny. Bardzo lubię natomiast czytać o nich w literaturze, a pełno było tej problematyki zwłaszcza w literaturze przełomu XVIII i XIX wieku oraz w pierwszej połowie XIX wieku, zwłaszcza w ramach modnego wtedy gatunku fantastycznej grozy, rozwijającej się głównie w Niemczech i Francji, ale także w Rosji, a zapoczątkowanej w XVIII-wiecznej Anglii przez opowieść gotycką.

Oczywiście tego pokrewieństwa problematyki „Lazurowej idei” i tomu „O rzeczywistości” i wspomnianej literatury nie stawiam na zasadzie tożsamości „jeden do jednego”, lecz formułuję to jako laik dla laików w tej dziedzinie, bo to oni głównie są adresatami niniejszego omówienia. Mimo zatem moich wspomnianych wyżej subiektywnych uwarunkowań towarzyszących tej lekturze i dalece ograniczonej intelektualnie percepcji problematyki (trochę to tak jak powiedzeniu o „słuchaniu przez ślepego o kolorach”) dzieła, rekomenduję czytelnikom podjęcie wysiłku wgłębienia się w jej zawartość, choćby jego owoce po pierwszej lekturze nie były imponujące. Żywię bowiem przekonanie, coś w rodzaju „indywidualnej doktryny”, że każdy wysiłek intelektualny, choćby był żmudny i przynosił nikłe rezultaty, jest cenny, jest pożyteczny. Dlatego od czasu do czasu podejmuję takie pojedynki  z trudnymi filozoficznymi dziełami, z których wychodzę poobijany, zirytowany niemocą własnego niemocą, ale za to umysłowo wygimnastykowany. Wierzę bowiem, że nadrzędnym celem myślenia jest sam proces myślenia, a niekonicznie pełne i doraźne zrozumienie tego myślenia przedmiotu.

„O rzeczywistości. Lazurowa idea. Dialogi na każdy dzień tygodnia”, spisał na podstawie nagrań rozmów Justasa z Emanuelem Zellker”, Wydawnictwo Uno, Gdańsk 2022, str. 486, ISBN 978-83-8309-120-4

Kilka „żyć” w „gamedevie”

„Berenika, zdolna graficzka, pracuje w gamedevie i tworzy przestrzenie gier komputerowych. Trochę tęskni za klasycznym malarstwem, ale nowy projekt wciąga ją całkowicie: tworzy grę osadzoną w przeszłości Słowian, wśród postaci z podań i legend. Świat, w którym można mieć kilka istnień, zdobywać skarby i pokonywać zło” – czytamy w notce wydawnictwa „Zwierciadło”.

Fakt, że nie wiem co oznacza „gamedevie” to nie pierwszy już w ostatnich latach znak, że zaczynam rozchodzić się z otaczającym mnie światem i coraz bardziej staję się anachronem, przedstawicielem kultury „oldskulowej”. No bo skoro słowo „gamedev” jest użyte tak zwyczajnie, mimochodem, jak oczywiste i pospolite ( fraza „pracować w gamedevie” brzmi tak, jak fraza „pracować w redakcji, sklepie, szpitalu”. Natomiast sformułowanie, że „tworzy przestrzenie gier komputerowych” rozumiem bez problemu, ale nie budzi ono we mnie sympatii, bo nigdy nie tylko nie grałem w grę komputerową, nie tylko nie miałem ani przez moment pokusy, by tego spróbować, ale jestem ich wręcz ortodoksyjnym wrogiem ideologicznym, bo uważam, że przemysł gier komputerowych jest jednym z głównych sprawców procesu odmóżdżania młodej generacji, a co za tym idzie odmóżdżania naszej cywilizacji. Efekty tego już boleśnie widać i to nie sporadycznie, ale na każdym kroku. Co do zdobywania skarbów, to mam dobre skojarzenia z dziecięco-młodzieńczymi lekturami ukochanych powieści Karola Maya, Aleksandra Dumasa czy  Roberta Louisa Stevensona, ale już pokonywanie zła mnie, prawdę  mówiąc, nie pociąga, bo to syzyfowy wysiłek, a na określenie „mieć kilka żyć” zgrzytam zębami, zwłaszcza na słowo „żyć”. Do lubienia, poza poszukiwaniem skarbów pozostały mi więc tylko legendy starożytnych, mitycznych Słowian, z ich Światowidami, Swarożycami i Gontynami, bo to lubię od czasów lektury „Lelum Polelum” Walerego Przyborowskiego. Ale czytajmy co dalej z życiem Bereniki, tytułowej postaci, co poza robotą w „gandevie”: „Prawdziwe życie też stawia swoje wymagania. Berenika kocha i jest kochana, ma narzeczonego, wspaniałych rodziców, szykuje się do ślubu, ale dręczy ją niepokój. Coś nie pozwala jej spokojnie ułożyć spraw i emocji. Z kim innym mieszka, kto inny pojawia się w snach i ratuje ją z opresji. Akcja gry i życia toczą się równolegle. Różnią je realia, postacie, ale marzenia i uczucia są takie same. W obu światach trzeba dokonywać wyborów i gra zawsze toczy się o miłość. W obu odkrywają się kolejne tajemnice. Najważniejsza z nich dotyczy narodzin Bereniki i największą niespodzianką jest dla niej samej. Na ile echa przeszłości mogą kształtować przyszłość? Który z tych światów jest prawdziwszy?” Chyba żaden, ale poczytać zawsze można.

Miłosne perypetie z dreszczem w tle

„Weronika zakochuje się bez pamięci w starszym od siebie onkologu dziecięcym Dawidzie. Para błyskawicznie decyduje się na ślub. Dziewczyna jest przeszczęśliwa, przyjaciółki przerażone, bo o mężczyźnie niewiele wiadomo, rodzice cieszą się, gdyż przyszły zięć jest bogaty, wykształcony i kulturalny – po prostu ideał. Weronika dla Dawida rezygnuje z pracy i życia towarzyskiego. Mężczyzna zdaje się być tajemniczy, nie lubi opowiadać o swojej przeszłości. Wokół pary mnożą się niepokojące sytuacje, które kobiecie każą się zastanowić, czy jej narzeczony naprawdę jest tym, za kogo się podaje. Na domiar złego ktoś wysyła Weronice list, w którym oskarża Dawida o najcięższą zbrodnię. Filip przeżywa żałobę po śmierci ukochanej żony. Nie mogąc poradzić sobie ze stratą, przenosi się w odludne tereny Bieszczad, by nie musieć przebywać wśród ludzi. Jednak jego samotność zakłóca niespodziewane znalezisko. Jak łączą się te historie? Jaką tajemnicę skrywa Dawid? Czy naprawdę jest księciem z bajki, za którego uważa go Wera? Czy może despotycznym, nieznoszącym sprzeciwu człowiekiem, przy którym nie powinna czuć się bezpiecznie? Co na ten temat ma do powiedzenia komisarz Kowalski?” – tak fabułę „W otchłani” Katarzyny Wolwowicz prezentuje wydawnictwo „Zwierciadło”.

O autorce zaś czytamy: „Katarzyna Wolwowicz – urodzona w 1983 roku. Magister stosunków międzynarodowych i psychologii klinicznej. Absolwentka studiów podyplomowych z mediacji. Dorastała w malowniczej górskiej miejscowości – Szklarskiej Porębie. Kocha przestrzeń, wolność i naturę, ale także ogień trzaskający w kominku, saunę i morsowanie w górskich wodospadach. Uwielbia sport, zwłaszcza narciarstwo alpejskie, a także taniec towarzyski i latynoamerykański. Mama dwóch wspaniałych synów, których imionami obdarowała swoich pierwszych książkowych bohaterów”. Opublikowała już uprzednio powieść „Niewinne ofiary”. Czytajcie  zatem i oceńcie sami

Katarzyna Wolwowicz – „Gra o miłość. Tajemnice Bereniki”, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2023, str. 318, ISBN 978-83-8132-441-0

Big Pharma

„Olga Balicka wraca do pracy po urlopie macierzyńskim. Czeka na nią milion spraw niecierpiących zwłoki. Jednak pani komisarz chce się przyjrzeć śledztwu, które już dawno zostało umorzone. Ktoś zabił Barbarę Muszyńską na klatce schodowej kamienicy Olgi, ale z powodu braku śladów nie wykryto sprawcy. Najpierw jednak trzeba rozwikłać zagadkę śmierci Beaty Nowak – kontrowersyjnej kierowniczki w koncernie farmaceutycznym BigPharma. Czy to przypadek, że obie zamordowane kobiety pracowały w tej samej firmie? Olga czuje niepokój, wiedząc, że jej siostrę też tam zatrudniono. Jakie tajemnice ukrywa prezes BigPharmy? Czy jest to firma działająca dla dobra ludzkości? Czy raczej nie liczy się z chorym, a stawia wyłącznie na własne zyski? Do śledztwa dołącza prokurator Kalizna talarek. Współpraca z małżeństwem śledczych nie jest usłana różami. Pani prokurator nie lubi Olgi, ale interesuje się Kornelem. Jak bardzo uda jej się namieszać? Olga Balicka i Kornel Murecki wracają w trzeciej części serii. A razem z nim do akcji dołącza ktoś jeszcze… Ktoś, kto nie został ujęty podczas ich pierwszego wspólnego śledztwa. Kiedy do głosu dochodzi strach o najbliższych, gra toczy się o najwyższa stawkę” – cytuję w całości notę wydawniczą o kolejnym, czwartym już tomie z serii kryminalnej Katarzyny Wolwowicz  z główną bohaterką, komisarz Olgą Balicką, korzystając z przywileju ujawnienia tego, co wydawnictwo „Zwierciadło” samo ujawnia na tylnej stronie okładki. Wartką akcję kryminalną nie pozbawioną akcentów erotycznych poprzedzają uwagi autorki o BigPharmie  i związanych z nią teoriach spiskowych: „Teorie spiskowe Wielkiej Pharmy to teorie spiskowe, które twierdzą, że społeczność medyczna w ogóle, a firmy farmaceutyczne w szczególności, zwłaszcza duże korporacje, działają w złowrogich celach i przeciwko dobru publicznemu, że ukrywają skuteczne metody leczenia, a nawet powodują i pogarszają  szeroki zakres chorób w celach zarobkowych lub z innych niegodziwych powodów”.

W słowie do czytelnika autorka, która przez wiele lat, jak twierdzi, pracowała dla korporacji farmaceutycznych, co prawda odcina się metodą starej formuły o „przypadkowych i niezamierzonych podobieństwach” od owych „teorii spiskowych”, ale za to ja, postronny czytelnik, choć syn emerytowanej farmaceutki, choć nie należę do obsesjonatów owych teorii, wcale nie uwolniłem się od niedobrych intuicji co do roli, jaka odgrywa BigPharma. Także z tego powodu tę powieść czyta się z zainteresowaniem.

Katarzyna Wolwowicz – „Toksyczne układy”, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2023, str. 383, ISBN 978-83-8132-450-2

Eureka, czyli na tropie intuicji

Intuicja

„Intuicja. Nazywana szóstym zmysłem, niekiedy zaliczana nawet do zdolności nadnaturalnych. Autorka udowadnia jednak, że można ją badać. Wszystko co się dzieje poza świadomością, wpływa na nasze decyzje. W jaki sposób więc intuicja się z nami komunikuje? A jak współpracuje ze świadomością? – bo to, że współpracuje, to pewne. Dlaczego zatem tak trudno jej zaufać? Autorka opisuje wielowymiarowość intuicji; zastanawia się, w jakich sytuacjach trafnie nam podpowiada, a kiedy prowadzi na manowce; a przede wszystkim od czego to zależy? Najnowsze odkrycia naukowe w obszarze intuicji, podparte są historiami z życia codziennego. Dowiecie się na przykład jak analitycy z wydziału kryminalnego policji wykorzystują intuicję do rozwiązywania trudnych spraw kryminalnych oraz jak przeczucie najlepszych lekarzy ratuje życie pacjentom,a także jak intuicja może nas zawodzić w świecie finansowym”. Tyle o książce Matyldy Gerber mówi na wstępie wydawnictwo „Zwierciadło”. Jej „Intuicja” nie jest filozoficznym traktatem o tym zjawisku, nie jest próbą szukania jego praźródeł sięgających początków człowieka, czasem pojmowanych mistycznie jak natchnienie. Te kwestie zostawia Gerber być może niektórym autorom z obfitej listy polecanych książek poświęconych intuicji, choć zaczyna anegdotycznie od słynnego odkrycia Archimedesa. Sama podchodzi do zagadnienia intuicji pragmatycznie, przez pryzmat zainteresowań przedsiębiorczością w branży IT, medycyną, managementem, sferą finansów, intuicją ekspercką, relacjami intuicji ze świadomością. Toteż mało w tej książce o intuicji potocznej, związanej ze światem osobistych ludzkich doświadczeń, n.p. uczuciowych czy estetycznych. W swoich badaniach nad intuicją koncentrowała się Matylda Gerber na badaniach grup zawodowych, n.p. konsultantów  firm rekrutacyjnych, finansistów, różnego rodzaju ekspertów, etc. Jej książka to raczej rzecz o intuicji użytkowej niż klasycznie życiowej, intymnej. Nie mniej warto zapoznać się i z tym aspektem fenomenu intuicji.

Matylda Gerber – „Intuicja. Przewodnik dla lubiących rozkminiać bez bólu”, „Zwierciadło”, Warszawa 2023, str. 247, ISBN 978-83-8132-448-9

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko