Krzysztof Kwasiżur – Bolesna pamięć bolesnych wydarzeń

0
144

Amerykański psycholog Phillips Zimbardo, podczas swojego słynnego Eksperymentu Więziennego zaobserwował, że ludzie zdrowi psychicznie w specyficznych warunkach mogą z powodzeniem wcielać się w role oprawców  i ofiar. Powodów takich zachowań upatruje on nie w zaburzeniach ludzkiej psychiki, lecz we wpływie otoczenia na jednostkę.

        Wiem, że temat Rzezi Wołyńskiej jest aktualnie „gorącym kartoflem”, którym usiłują się przerzucać wszystkie ważniejsze ugrupowania polityczne. Do woli żongluje się faktami (jak po polskiej stronie, tak i po ukraińskiej), by niewygodne dla siebie prawdy przemilczeć, a własny naród ukazać jako całkowicie niewinny.

Jakie mam prawo, by tak pisać? Tylko (i aż) takie, że temat mojej pracy licencjackiej brzmiał: „Rzeź na ludności polskiej na Wołyniu i Podolu w latach 1939-1945 na podstawie zebranych dokumentów„. Praca powstawała w czasie gdy nikt – jak mi się zdawało – nie miał politycznego interesu, żeby zafałszowywać historię, a i tak wnioski końcowe sprawiły, że pokłóciłem się z promotorem i do obrony TEJ pracy nie doszło. Pisałem nową, na zupełnie inny temat.

Zatem co w wydarzeniach nazywanych Rzezią Wołyńską jest tak kontrowersyjnego, że po tylu dziesiątkach lat historycy, politycy, a nawet zwykli obywatele nie potrafią znaleźć wspólnego stanowiska?

Może najpierw kilka faktów, które nie podlegają dyskusji:

– Rzeź Wołyńska była czystką etniczną, mającą na celu zgładzenie wszystkich mniejszości etnicznych, pozostawiając w ówczesnym województwie wołyńskim tylko ludność ukraińską.

– w Rzezi Wołyńskiej zginęło 60-80 tysięcy polskiej ludności (historyk ukraiński Lew Szankowśkij podaje liczbę 150 tysięcy).

– 86,5-90 procent zabitych w Rzezi Wołyńskiej zostało poddanych uprzednio okrutnym torturom.

– Czystki te miały swoje największe nasilenie w 1943 i w województwach lwowskim, stanisławowskim i wołyńskim, aż do Zamojszczyzny.

– Były inspirowane  przez członków UPA i OUN.

– W odwecie zginęło 2-3 tysięcy Ukraińców.

I właściwie tyle pewników. Jak dziś w Rosji, tak i wtedy Kościół Prawosławny wspierał
 i sankcjonował zachowania polityczne i słynne kazanie o „oddzielaniu ziarna od plew” stało się iskrą zapalną, tym bardziej że ludność Kresów była ludnością głęboko wierzącą i bogobojną.

Zaczęło się masowe mordowanie sąsiadów, znajomych, kuzynów tylko z jednego powodu – że nie byli Ukraińcami, lub mieli małżonka nie-ukraińca. Właściwie na wyścigi, aby przypodobać się lokalnym aparatczykom, lub im nie podpaść. Ten mechanizm, choć pobieżnie, ukazuje film „Wołyń” Smażowskiego. Nie ukazuje on jak władza nagradzała i promowała pomysłowość w wymyślaniu nowych tortur. Jak ci, najokrutniejsi otrzymywali dodatkowy przydział papierosów, a najbardziej pomysłowi – ordery. W takiej atmosferze okrucieństwo eskalowało do tak niewyobrażalnych granic, że A. Korman w swojej książce „Ludobójstwo UPA na ludności polskiej” był w stanie wyszczególnić i opisać 362 sposoby mordowania Polaków przez członków UPA, z których wbicie gwoździ w głowę było sposobem jednym z najbardziej łaskawych

Trzeba sobie zdać sprawę, że Województwo Wołyńskie – jako ziemie należące wówczas do Polski – na mocy traktatu niemiecko-sowieckiego było pod okupacją III Rzeszy, a pod wpływem Związku Radzieckiego. Jednym i drugim na rękę było sianie terroru, zniszczenia i destabilizacji. Hitlerowcy szkolili i wyposażali oddziały „SS Galizien”, a ZSRR dokładał wszelkie starań, aby UPA siała jak największy terror.

To jedynie zręby sytuacji, które owocowały masakrami ludności polskiej na Kresach. Oczywiście mordowano nie tylko Polaków i w podobny, bestialski sposób pozbywano się także mniejszości rosyjskiej, ormiańskiej, żydowskiej, czy czeskiej. Jednak – procentowo – to ludność polska była najliczniejsza. W dodatku ówczesny Rząd Polski antagonizował Ukraińców, co skutkowało odwetem po stronie ukraińskiej i niechęcią Ukraińców do Polaków.

Nietrudno odgadnąć, że do takich czynów aktualny Rząd Ukrainy przyzna się niechętnie, lub nie przyzna się wcale, skoro dla Ukraińców UPA są Armią  Powstańczą. To tak, jakby nagle w szkołach podstawowych zaczęło się uczyć że „Polanie owszem, wyrżnęli Wiślan, ale baby oszczędzali, bo je nagminnie gwałcili, żeby ich potomków rodziły”.

Tym trudniej dojść do prawdy (mam na myśli Wołyń, a nie Polan), że UPA rozwiązując swoje liczne szeregi, zobowiązywała swoich członków do przenikania w struktury każdej, dostępnej organizacji, aby zakłamywać historię i wybielać poczynania UPA.

Trzeba zdawać sobie sprawę że ów proces żmudnego zakłamywania i wybielania trwał przez dziesięciolecia, nie jest możliwa natychmiastowa zmiana tzw. pamięci społecznej. Niewielu świadków żyje po stronie ukraińskiej, jeszcze mniej z nich do uczestnictwa w tych mordach się przyzna, zatem mamy do czynienia z historią przekazaną następnemu pokoleniu, ale w formie wypaczonej.

Myślę, że tego wypaczenia nie naprawi się jednostronnym, polskim żądaniem, żal po naszej stronie i wstyd po stronie ukraińskiej jest tak ogromny, że trzeba kilku lat powtarzania prawdy, by wbiła się ona w mentalność po obu stronach polsko-ukraińskiej granicy.

Aby uzmysłowić czytelnikom, z jak wielką raną mamy do czynienia, sięgnę do własnych obserwacji i doświadczeń.

Pochodzę z Bieszczadów, gdzie do 1947 roku bojówki UPA grasowały często i chętnie. W 2010 r. byłem  tam świadkiem jak 80-letni staruszek rzucił się na – równie wiekowego – kościelnego, zbierającego datki w kościele. Z okrzykiem: „ty bandyto!” chwycił go za szyję i wytrącił tacę z dłoni. Po mszy okazało się, że jeden należał do partyzantów, walczących z UPA, zaś drugi współpracował z UPA i wskazywał im cele. Nie piszę tego jako ciekawostki, wspominam powyższy epizod, by uświadomić, jak silny jest antagonizm i pamięć tamtych wydarzeń, które przeszkodzą w ewentualnym porozumieniu.

Nie sugeruję tu – bynajmniej – by Rzeź Wołyńską zapomnieć, bo nie wolno zapominać, aby podobne wydarzenia się nie powtarzały, ale socjologia uczy, że musi upłynąć trzy pokolenia, aby zmiany wprowadzane w społeczeństwie  (lub społeczności) przeszły w stan trwały. Pierwsze pokolenie wprowadza zmiany, drugie wzrasta w świecie zmienianym, choć pamięta świat sprzed zmian, trzecie pokolenie już nie zna innej rzeczywistości i jest ona dla niego tak naturalna, że członkowie nie wyobrażają sobie, iż może być inaczej.

        Pytanie, które nasuwa się niejako automatycznie: którym z nich będziemy? Czy tym, które kontynuuje linię obraną przez poprzednie pokolenie, czy może zechcemy być Pierwszym Pokoleniem Zmian. Może to trochę zbyt górnolotnie zabrzmiało, ale pomyślcie; kto ma przygotować podwaliny pod normowanie tej tematyki, jeśli zwyczajny człowiek milczy, lub zaciska zęby, polityk krzyczy lub wygraża pięściami?

Pozostają jedynie ludzie Kultury z narracją dopuszczającą rację obu stron.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko