Wiersze tygodnia – Maciej Bieszczad

0
187
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


Dwuwiersz

Dusza nie wyraża się jasno
i po polsku. Dusza nie modli się

w języku świętego Piotra i Pawła,
nade wszystko nie pisze listów

w zaświaty zdaniami słonecznymi
na miarę Virginii Woolf.

W niejednakowy sposób powtarza –
„Nie chcę”. Wznieca to,

jak wiadomo, niewymownie,
w oddali. Co przed nami

skrywasz, nieufna panienko?
Przed czym tak się wzbraniasz?

Razem moglibyśmy zajść daleko.
Jedno z nas zdołałoby przeżyć.


Skoczna muzyka

Płakał nad sobą na brzegu zatoki. Dym z komina stał w miejscu
jak wyprostowany palec. Drżały mu dłonie w tym przejściu

do podziemi. Przycichły mewy. Skrzyły się latarnie. 
Roześmiane pary wyruszały potańczyć. Zamykano piekarnie

i nadmorskie kramy. Klakson konkurował z klaksonem.
W parkach wieszano girlandy. W pubach mówiono żargonem.

Łkał obok zejścia do portu, nad którym wybuchała supernowa.
Rozpaczał tak jakby opowiadał ocean. Tonął przy tym w słowach.


Na krańcach rozumu

Babci natomiast narzucili na głowę
noc. Przez pięć ostatnich lat życia

nie widziała konturów i cieni.
Obwiniała siebie: cóż złego zrobiłam?

Otworzyła oczy na krótko
przed ich zamknięciem. Jej córki

opowiadały jedna przez drugą:
patrzyła na mnie wyraźnie zaskoczona,

niewidomy nie rozgląda się
po pokoju. Tylko wiersz, który niczego

nie czyni zrozumiałym, może być
przytułkiem dla tej boleści.


Pominięty

O tej wizycie
dowiedziałem się od
osób trzecich:

Przyśnił mi się twój tata.
Siedziałam na kanapie.
On stał przy stole.

Przyglądał się nam.
Ty jak zwykle chodziłeś po
mieszkaniu gestykulując.

Był wśród nas
twój nieżyjący ojciec
– powtórzyła –

obejrzał wszystko i odszedł.  
Niecały kwadrans
po rozmowie z żoną,

zadzwoniła mama:
Dzisiaj we śnie
wpatrywał się

we mnie na końcu
drogi. Machałam do niego,
nie odpowiedział .

Przybiegły do mnie
moje dzieci:
Dziadek chciał nas

odebrać ze szkoły.
Spłoszyło go słońce.
Rozmawiały z nim

kawki i dzięcioły.
Jego obecność odczuły
nadbałtyckie plaże.


Podróż

Zlekceważysz, to pewne, następny etap wędrówki
zdecydowanie wysiadając z auta przed wejściem

do motelu, gdzie przez miesiąc będziesz wypatrywał
mgnień w księgach i w notatkach. Nie odejdziesz

od jej treści na opustoszałym postoju taksówek,
jeśli w porę opuści cię zwodnicza konstatacja

i zamiast do własnego mieszkania pojedziesz
w przeciwnym kierunku. Doznanie jutra

poucza minione wypadki. Spal bilet na pociąg.
Usiądź na spakowanych walizkach. Stroń od słów

finał i kres. Oceaniczne fale zwielokrotnią twoją
skuloną  postać. Oddalisz się natychmiast,

po uderzeniu łodzią w brzeg.


Kiedyś

Oczekujemy odroczenia przegranej
Oddalamy od siebie ucisk

w gardle Nie zdążymy z niczym
przed wstąpieniem w bezmiar

Kot zasypia pod stołem przy nodze
Stygnie poranna herbata

Oklaskujmy oddechy darowane

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko