Christian M. Manteuffel – Stanisław Przybyszewski i jego „spaleni poeci”

0
55

„Das war ein Vorspiel nur. Dort wo man Bücher verbrennt,  verbrennt man
auch am Ende Menschen.“

(Almansor, 1821); Heinrich Heine (1797 – 1856)[i]

 WPROWADZENIE

   Literatura i sztuka “Młodej Polski” stanowi dla nas nieprzemijającą, piękną, jeśli nawet nie najpiękniejszą kartę historii naszej kultury. Mija właśnie sto lat od okresu tego bujnego rozwoju. Zaledwie sto lat, a przecież ten ożywczy prąd rodził się i rozwijał w kraju, którego już ponad sto lat nie było na mapach. Mało tego; ruch “Młodej Polski” był objawieniem fali ogarniającej całą Europę, “Młodej Europy”. Wydarzenia tego okresu dowodzą w sposób nadzwyczajny, że związki kultur to związki narodów a nie polityków. W sposób szczególny czas ten powiązał “Młodą Polskę” z “Młodymi Niemcami”, poprzez postać Stanisława Przybyszewskiego, a samego Przybyszewskiego z literaturą nie tylko niemiecką, ale także czeską, serbską i innych krajów słowiańskich. (Do sprawy tej wrócę raz jeszcze.) W tych kilku słowach wstępu chciałbym wyjaśnić pochodzenie znanych w Niemczech określeń: “der geniale Pole” i “die verbrannten Dichter”, które użyłem w tytule. Jesienią 1976 roku ukazała się w Republice Federalnej Niemiec w ośmiu odcinkach w magazynie “Stern” książka Jürgena Serke2 pod tym właśnie tytułem: “Spaleni poeci”, czyli: “Die verbrannten Dichter” i osiągnęła milionową liczbę czytelników. To się do tej pory nie zdarzyło. O kim pisze Serke w tej książce wielokrotnie wznawianej w Niemczech i przekładanej w innych krajach Europy? W Polsce nie. To postacie modernistycznej literatury niemieckojęzycznej, ludzie z kręgu cyganerii młodoniemieckiej, gdzie brylował swoim nowatorstwem “der geniale Pole”, nazwiska zaliczane w historii literatury niemieckiej do Przybyszewski-Zeit. To ich książki palili hitlerowcy w 1933 roku, 75 lat temu.

   Do chwili ukazania się książki Jürgena Serke zagadnieniem prześladowań literatury przez narodowych socjalistów między rokiem 1933 a 1945 zajmowały się uniwersytety i to w większości nie niemieckie. A i do czasu ukazania się tej książki wydawało się, że popioły po spalonych książkach pozostawione zostały wiatrom wraz z nazwiskami tych „spalonych”. Dziś działają w Niemczech stowarzyszenia literackie zajmujące się żmudnym odgrzebywaniem z popiołów tego, co niepalne. Nie liczą się ich poglądy polityczne, lecz wartości literackie ich twórczości. Nawet, gdy ich modernizm odbiega od naszych współczesnych gustów; literatura i sztuka jest zawsze echem czasów, w których powstała i echo to trzeba słyszeć z pełnym respektem dla historii kultury naszej ziemi. Że były to diamenty literatury, a więc niepalne, pokazał wiatr historii. W okresie mojej emigracji w Niemczech (1988 – 2005) przypadek zetknął mnie z jednym z takich stowarzyszeń. Stałem się jego członkiem, a jesienią 2003 roku zorganizowaliśmy forum wyjazdowe w auli Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie także w roku 1933 płonął na dziedzińcu stos z książkami. Zainteresowanie autorami modernizmu niemieckiego, ekskomunikowanymi przez hitlerowców, jest w Polsce nadal niewspółmierne do częstotliwości sięgania po sam temat tych wydarzeń jako objawu „barbarzyństwa niemieckiego”.

1.  Między czarnym a czerwonym.

    Zbrodnie śmieją się szyderczo z kart historii narodów wprost w ich twarze szukające na stronicach historii potwierdzenia jedynie ich pozycji sprawiedliwego wśród narodów świata. Wyrywanie kartek jest podobne do mordowania poetów: „…możesz go zabić – narodzi się nowy. Spisane będę czyny i rozmowy…”  upominał dyktatorów jeden z największych współczesnych poetów polskich. Zaś transplantowanymi w nią politycznie motywowanymi „prawdami”, będą ich autorzy wcześniej czy później opluci.

    O zbrodniach popełnianych przez faszystów niemieckich między rokiem 1933 a 1945 mówimy jednak chętnie „zbrodnie niemieckie”. To nie były zbrodnie niemieckie, jak też nie można przypisywać żadnemu ze zniewolonych narodów zbrodni popełnionych w Obozie Wschodnim między rokiem 1948 a 1990. Czas ten truizm dostrzec i zrozumieć. Zbrodnię palenia książek przez faszystów niemieckich chętnie wykorzystywała następna dyktatura, która objęła znaczną część Europy, także Polskę – właśnie między rokiem 1948 a 1989 -, aby legitymować swoje istnienie. A jednak nie umiemy się nadal przemóc, aby postawić znak równości między masowym podnoszeniem rąk z okrzykiem: heil! przez Niemców na wiecach zwoływanych przez faszystowskich władców dusz, a masowym wrzeszczeniem: „Niech żyje Stalin!” na masówkach, na które nas zapędzano w Polsce. „To są dwie różne sprawy!” – mówimy. Tak nas nauczono rozumieć subtelności dyktatur. To jeden z objawów zniewolonych umysłów, choroby wymagającej długiej i dobrowolnej terapii. Milczenie, ślepota, asekuranctwo, obłuda… Mamy to zapisane w naszych sumieniach i nie wytrze nam tego żadna spowiedź, nie zagłuszy żadna lustracja i żaden żal za grzechy, będziemy to odnajdywać pod powiekami przy każdorazowym ich zamknięciu. My, zniewolone społeczności z obu stron rzeki…

       Tak więc o płonących stosach książek wiedzieliśmy w Polsce wszyscy od zwykłego połykacza książek do magistrów historii literatury. Było o tym wystarczająco głośno i nie skreślono tematu z programów nauczania. Nazwiska tych spalonych poetów podawane były jednak do publikacji wybiórczo, jako że wśród autorów niemieckojęzycznych, przeciwników hitleryzmu, było wielu socjalistów. Wszakże i tutaj zastosowano gęste sito, przez które nie przedostawali się socjaliści antykomuniści, a w szczególności nie akceptujący ani czarnego, ani czerwonego reżimu, który wyłonił się na wschodzie Europy w wyniku rewolucji 1919 roku. Tylko książki tych wypędzonych autorów, których twórczość wypłynęła na szerokie wody w trudnych warunkach emigracyjnych i zdobyła pozycję w literaturze światowej lub tych uprawiających socrealizm, ukazywały się po naszej stronie żelaznej kurtyny. Milczano też o zaginionych bezpowrotnie naiwnych niemieckich sympatykach moskiewskiego systemu sprawiedliwości społecznej, szukających tam schronienia przed hitlerowcami po roku 1920. A było ich wielu ślepo ufających hasłom moskiewskiej propagandy. W ten sposób wiele nazwisk pisarzy niemieckojęzycznych, zostało spopielonych aż do zapomnienia i zniknięcia nawet z rodzimej niemieckiej historii literatury; z innych zupełnie motywów we wschodniej i w zachodniej części tego kraju, gdzie również przez długie lata był to temat tabu.

2. Przybyszewski i jego niemiecka bohème.

    Podczas, gdy modernizm polski, który rozwijał się w kraju nieistniejącym od stu lat na mapach Europy, pozostawił po sobie jedne z najcenniejszych i szanowanych powszechnie przez Polaków skarbów literatury i sztuki, to w Niemczech, gdzie kierunek ten się zrodził i dynamicznie rozwijał promieniując na kraje ościenne, diamenty te muszą być dziś żmudnie odgrzebywane z popiołów. Na tę różnicę zwrócił uwagę krytyce niemieckiej w roku 1963, wkrótce po przybyciu do Niemiec, Marcel Reich-Ranicki, który zdobywał sobie tam szybko pozycję papieża literatury niemieckiej. W eseju „Die Rolle des Schriftstellers in Polen”(„Rola pisarza w Polsce”)[ii], przypomina on Niemcom: „…państwo polskie zostało w drugiej połowie 18 stulecia przez trzy sąsiednie mocarstwa Rosję, Prusy i Austrię kawałek po kawałku podzielone i wreszcie  – przez trzeci podział w roku 1795 – politycznie zlikwidowane, skreślone z mapy Europy. Naród polski nie pogodził się nigdy ze swoim losem, a te obce panowania nie osłabiły jego świadomości narodowej, one ją ciągle aktywowały.”

    Tak więc blisko sto lat od wymazania Polski z map, w roku 1889 zjawił się w Berlinie przybyły ze Wschodniej Prowincji II Rzeszy młody, energiczny mężczyzna o niewymawialnym dla Niemców nazwisku i imieniu – Stanisław Przybyszewski, który niebawem znany był tam jako… „der geniale Pole”. Ten genialny Polak był socjalistą, a zanim stał się jedną z najpopularniejszych postaci berlińskiego życia kulturalnego, relegowany został z uczelni za swoje sympatie z ruchem robotniczym. To był czas narodzin nowego kierunku w sztuce odrzucającej przeżyte formy pozytywizmu; rodziła się sztuka „Młodych Niemiec”[iii]. „Młodej Europy”. Nie ma dziś chyba poważnego badacza literatury, który by pominął podkreślenie intelektualnego wpływu Przybyszewskiego na filozoficzne podstawy w kształtowaniu tego kierunku sztuki i literatury w obu naszych krajach. W różnych fazach rozwoju modernizmu w Niemczech pojawiali się wielcy indywidualiści wnosząc do tego kierunku nowe elementy i nowe wartości. Roli Przybyszewskiego nie można nie doceniać, jak i przecenić jej nie sposób. Jednakże jeszcze dziesięć lat przed jego przybyciem do Berlina Hermann Conradi ogłosił Credo nowego kierunku sztuki. Herman Conradi należał do kręgu braci Hart. Pod koniec roku 1883 utworzył wraz z przyjaciółmi tzw. „Bund der Lebendigen“, do którego należał również Johannes Schlaf oraz Arno Holz. Do życia w kręgu cyganerii artystycznejzmuszały go wręcz warunki materialne. Główny rozgłos zyskał właśnie opublikowaniem w roku 1885 w wydanej przez Wilhelma Arenta antologii poetyckiej „Moderne Dichter-Charaktere”tego patetycznie pompatycznego „Unser Credo”. Conradi zmarł młodo krótko przed pojawieniem się Przybyszewskiego w kręgu braci Hart. Piętnaście lat później opublikował Stanisław Przybyszewski w objętym przez siebie krakowskim czasopiśmie „Życie“ swój „Confiteor“, program modernizmu polskiego. Podobieństwa haseł i treści, a także stylu w jakim te dwa manifesty zostały zredagowane są uderzające.

    Modernizm miał zrewolucjonizować sztukę, uwolnić ją od krępujących więzów[iv]. Możemy w tym zdaniu zastąpić słowa modernizm i sztuka innymi wyrazami, aby otrzymać inne modne wówczas hasło ogarniające Europę: socjalizm; miał on zrewolucjonizować Europę i uwolnić ją od krępujących więzów. Ta epoka przełomu kultywowała nadświadomość i nadwrażliwość typową także dla pierwszych entuzjastów socjalizmu. Historia literatury niemieckiej wyznacza jako punkt krystalizowania się nowego prądu literackiego ukształtowanie się tzw. Friedrichshagener Dichterkreis, kręgu poetyckiego spotykającego się w podberlińskiej miejscowości wypoczynkowej Friedrichshagen, który to krąg znany jest zresztą bardziej pod modnym dla modernizmu pojęciem “cyganerii” -“Friedrichshagener Bohème”. Stałymi postaciami tej grupy byli: Gerhart Hauptmann, bracia Hart, Wilhelm Bölsche, bracia Paul i Bernhard Kampffmeyer, Otto Erich Hartleben, Erich Mühsam, Stanisław Przybyszewski, Max Halbe, Peter Hille, Frank Wedekind, John Henry Mackay, Felix Holländer, Fidus oraz Richard Dehmel. Do grupy tej dołączyli liczni artyści przybyli do Berlina ze Skandynawii jak Arne i Hulda Garborg, Ola Hansen i jego żona Laura Marholm oraz poeta August Strindberg, który był autorem przydomku Przybyszewskiego: “der geniale Pole”, ale także Otto Julius Bierbaum, Johannes Schlaf, Max Dauthendey. Wkrótce przenieśli się oni do metropolii, gdzie znaleźli swój domicyl głównie w knajpie “Zum Schwarzen Ferkel”. Dołączył Edvard Munch, autentyczny przyjaciel polskiego intelektualisty, który aktywności Przybyszewskiego zawdzięczał otwarcie w Berlinie jego wystawy malarstwa, nie do przyjęcia przez konserwatywne środowisko berlińskich artystów plastyków. A przede wszystkim, wraz z Munchem pojawiła się Dagny Juel, wielka miłość Przybyszewskiego, z którą, czy też, za którą wyjechał w końcu z Berlina. Jak silne było oddziaływanie przybysza z nieistniejącego kraju na artystów skupionych w berlińskiej cyganerii niech świadczy – ciekawostka skądinąd – moda na polonizowanie imion jak Masiu zamiast Max, Rysio dla Rycharda Dehmela, Jasiu, Ducha itd., oczywiście także on sam był po prostu Stachem, a Edvard Munch Edkiem i tak nazywali siebie ci dwaj, przez długie lata ich serdecznej przyjaźni. Innym objawem respektu dla Przybyszewskiego było wśród publicystów tego okresu powoływanie się na cytaty z jego prac z dziedziny teorii literatury, a także psychoanalizy i medycyny. Po wyjeździe Stacha i Duchy z Berlina i po wyjeździe Wilhelma Bölsche do Szwajcarii, dała się zaobserwować też polaryzacja w kręgu berlińskiej cyganerii młodoniemieckiej. Grupa ta przeniosła miejsce swojej działalności całkowicie z Friedrichshagen do stolicy Niemiec i nastawiła się na radykalne odnowienie form poezji i sztuki teatralnej. Życie kulturalne Berlina tętniło tętnem cyganerii, a publikacje polskiego intelektualisty były ciągle z ożywieniem dyskutowane i inspirowały nie tylko twórców, ale i krytyków. Sława Przybyszewskiego rozszerzała się szeroką falą także poza granicami Niemiec, objawiając się często w formie gorszącej krytyki, choć – jak to często bywa – przysparzając zainteresowania, a więc i recepcji jego kontrowersyjnych dzieł. Wrzało od polemik entuzjastycznych naśladowców z purytańskimi obrońcami zagrożonej moralności. Jako prowokator estetyczny i obyczajowy – ważną rolę w życiu kulturalnym Europy – Niemiec, Skandynawii, Rosji, Serbii[v]*, Czech, Bułgarii, wreszcie Polski.

    Rewolucja w sztuce rozpływała się szeroką falą na terenie II. Rzeszy Niemieckiej. Towarzyszyły jej nowe, radykalne teorie filozoficzne i polityczne. Przenikały one do ugrupowań cyganerii i odzwierciedlały się w twórczości. Do szczególnie radykalnych i lewicujących należały ugrupowania cyganerii monachijskiej. Znaczna część literatów i artystów była już wówczas członkami Socjalistycznej Partii Niemiec i ich orientacja polityczna odbijała się jednoznacznie na ich kulturalno-politycznym programie. Dla innych z nich był to zresztą program ciągle zbyt liberalny i zwrócili się wyraźnie w kierunku komunizmu i anarchizmu, by rozczarować się ostatecznie krwawym przebiegiem rewolucji monachijskiej, która zawiodła ich w ślepą uliczkę. Tam też, w Monachium, znalazł się po dłuższej nieobecności nasz der geniale Pole, Stanisław Przybyszewski. Jednakże bez pozostawienia po sobie tym razem dostrzegalnych śladów; echo rodzącej się niepodległości Polski w roku 1918 było silniejszym wezwaniem, niż radykalizm komunizującej cyganerii w Bawarii.

3. Modernizm i I. Wojna Światowa.

    Wybuch wojny 1914 roku przemieszał doszczętnie stosunki istniejące w Europie przed jej wybuchem; iskra wojny pojawiła się w momencie, gdy kraje wielkich mocarstw europejskich ogarnięte były z jednej strony kryzysem stosunków społecznych, a z drugiej szerzyły się nowe kierunki filozoficzne i polityczne. Kierunki w sztuce i literaturze, które cechowały wejście w wiek dwudziesty, były już z rozpoczęciem wojny ukształtowane, a niektóre osiągnęły już swoje apogeum. Impresjonizm i symbolizm były też przemijającymi modami okresu Fin de Siècle. Ekspresjonizm miał charakter rewolucyjny, wnosił odnowę w życie kulturalne po roku 1910; w sposób gwałtowny w malarstwo i twórczość poetycką. Tak jak Chagal domy i ludzi stawiał na głowie, jak Franz Marc widział niebieskie konie, tak samo poeci przez deformację tradycyjnej konstrukcji wiersza, rozbijaniem metrum, żonglerką słowa nadawali nowe oddziaływanie wersom poetyckim. Przebudowa języka pisanego kierowała się jednoznacznie przeciw kanonom świata otaczającego twórcę, które dla modernistów były bezduszne, płaskie intelektualnie i socjalnie niesprawiedliwe. Nowa forma sztuki miała uderzyć i rozbić afirmatywne rozumienie sztuki, miała poruszyć głębie uśpionego stanu duchowego społeczeństwa. Większość ekspresjonistów, jak August Stramm, Georg Trakl, Ernst Maria Richard Stadler, Else Lasker-Schüler[vi] i młody Gottfried Benn, Bertolt Brecht, Alfred Döblin, Franz Marc i wielu innych, przynajmniej w początkowym okresie ich twórczości, nie byli w ścisłym sensie zaangażowani politycznie. Poszukiwali oni środków artystycznych dla przekonania swoich przeciwników w świecie sztuki do przewartościowania środków wyrazu tak, aby doprowadzić do zmian w pojmowaniu świata. Elementy anarchizujące, erotyczne, reprezentowane głównie przez Franka Wedekinda, napotykały na barierę cenzury. Ekspresjoniści, w szerokim pojęciu, poszukiwali istoty ducha w ideach pacyfistycznych, wolnościowych, socjalistycznych. Idee te traktowane były przez cenzurę jako wywrotowe. Niektórzy autorzy starali się mimo wszystko poprzez swoją twórczość oddziaływać politycznie. Należy tutaj wymienić w pierwszym rzędzie Heinricha Manna, który wręcz widział zawód pisarza jako powołany do takiego oddziaływania. Paradoksalnie, ale też z pełnym przekonaniem społeczeństwo niemieckie, a w tym większość twórców, oczekiwali na drodze militarnej rozładowania napięć społecznych w rauszu wojennym, które miałoby przynieść odnowę socjalną. Jedni na to liczyli, inni przed takim obrotem ostrzegali. W ostateczności jednak katastrofalny obrót wydarzeń wojennych doprowadził jedynie do zaostrzenia się tych napięć społecznych bardziej jeszcze, niż przewidywali to pesymiści. Tworzył się doskonały grunt dla eksplozji lewicowych tendencji rewolucyjnych, które dojrzewały już od schyłku dziewiętnastego wieku. Zderzenie się fali ekspresjonistycznej w sztuce i socjalistycznych idei z twardą rafą wojny wpływało w różny sposób na postawę samych artystów. Na tej fali początkowej euforii wojennej, pojmowanej przez nich samych jako patriotyzm, znaleźli się tacy, jak przyjaciel Przybyszewskiego z czasów jego pobytu w Berlinie Richard Dehmel, Alfred Döblin, Ernst Toller, Georg Trakl, Oskar Kokoschka. To prawda, że byli oni wówczas bardzo młodzi, a ten szał narodowy oddziaływał bardzo silnie. Wydawało im się odnaleźć w wojnie odświeżającą burzę. Niektórzy z nich wszak dopasowywali się do tego ogólnego entuzjazmu głosząc patriotyczne tony li tylko dla własnej ochrony, ponieważ zdążyli już wcześniej swymi poglądami zrazić sobie nacjonalistyczne, bardzo w tym okresie agresywne ugrupowania. Ich sztuki były już wcześniej zdejmowane z przyczyn politycznych z plakatów; moderniści stali się elementem podejrzanym. Tam, gdzie ten entuzjazm był autentyczny, gasł szybko w obliczu realiów przebiegu wojny. Sam Toller w środku trwania wojny, w roku 1917, napisał swą głośną wówczas sztukę „Die Wandlung”i dołączył do organizatorów Związku Walki dla Pokoju Narodowego i Likwidacji Biedy. August Stramm, Franz Marc, Ernst Stadler, August Macke polegli na froncie. Trakl i Kokoschka szukali ucieczki w narkotykach. Max Beckmann zwariował. Twórczość artystyczna zamarła; w okresie trwania wojny powstało niewiele liczących się utworów. Te lata, które pozostawiły po sobie tragiczny bilans w samym narodzie niemieckim i odbiły się konsekwencjami na rozwoju politycznym kraju, reprezentowane są przez literaturę, której styl i duch pochodzi jednak z okresu ekspresjonistycznego rozwoju sztuki z przełomu wieków. Czołowi twórcy skupieni byli nadal wokół czasopisma „Expressionismus. Die Kunstwende” i „Der Sturm”, które ukazywało się aż do absurdalnej śmierci jego założyciela i wydawcy w kazamatach kraju zwycięskiej rewolucji socjalistycznej.[vii] Wojna zostawiła po sobie wyraźne piętno polityczne w Europie i z natury rzeczy jej rekwizyty zostały wprowadzone przez artystów do ich dzieł; niektórzy historycy sztuki skłaniają się do przeceniania jej wpływu na krystalizowanie się podczas jej trwania modernistycznej sztuki i literatury; dostrzegając jej ewidentny koniec. Pewnym wyjątkiem może być tutaj pojawienie się ruchu dadaistycznego; pojawił się on w środku wojny, bo w roku 1916 w neutralnym Zurychu. Rzeczywiście, coś nowego w malarstwie. Była to jednak reakcja na absurdalność i śmieszność rozgrywających się wydarzeń światowych; zaiste – comédie larmoyante w obrazach pod tytułem: „człowiek to brzmi dumnie”. Już tylko z tych kilku tekstów pochodzących od prominentnych autorów, których książki trafić miały nieco później do ognia, można łatwo zauważyć wpływ wojny na ich twórczość. Jeżeli ktoś nie podzielał wcześniej nawoływania Heinricha Manna do politycznej powinności autora, po zakończeniu wojny nieokreślenie siebie w nowej politycznej rzeczywistości stało się już niemożliwe.

    Wojna oddziaływała na psychikę także tych artystów, którzy nie wyruszyli do walki. Z jednej strony narastały wśród nich tendencje pacyfistyczne z drugiej zarysowywała się ostro polaryzacja lewicowa zwrócona przeciw rosnącym tendencjom nacjonalistycznym. Nie bez znaczenia była tutaj utopijna idealizacja haseł rewolucyjnych ruchów w Rosji. Ci, którzy zaangażowali się bezpośrednio w tzw. rewolucję monachijską, wśród nich przede wszystkim Ernst Toller, znaleźli się rychło w sytuacji patowej, jako utopijni zwolennicy rewolucji socjalnej bez przelewu krwi. W powojennych ocenach przyczyn polaryzacji postaw elity artystycznej i literackiej w kierunku skrajnie lewicowego socjalizmu, czy wręcz komunizmu można znaleźć opinie, że to właśnie sama wojna była tego skutkiem. Jeżeli konfrontacja postaw ekspresjonistów niemieckich ze skutkami wojny doprowadziła do tak silnych nawoływań pacyfistycznych w literaturze, a idee socjalistyczne dominowały nie tylko niemiecką, ale i francuską, czy włoską literaturę, jest to naturalne i zrozumiałe, wszak społeczeństwa tych krajów dążyły do nowego porządku społecznego. Z dużo bardziej gorzkimi doświadczeniami wyszli z wojny Polacy, którzy w momencie jej rozpoczęcia wcieleni zostali do wojsk zwaśnionych ze sobą zaborców Polski i postawieni naprzeciw siebie. Nie polityczne więc idee, lecz wolnościowe były jasnym tłem polskiej sztuki modernistycznej. Ważniejszy od nowych prądów politycznych był renesans historii narodu, przywrócenie mu wiary w wartości własnej kultury ciągle żywej mimo ponad stuletniej niewoli i prób wynarodowienia. To te elementy zaowocowały zespoleniem w kierunku utworzenia demokratycznego rządu wolnego kraju. A jednak tym, który przyniósł Polsce wolność, był socjalista, Józef Piłsudski. A inny socjalista – der geniale Pole,Stanisław Przybyszewskiznalazł się na właściwym miejscu w wolnym kraju. Gdy ucichły odgłosy wojny niemieccy poeci, pisarze, artyści pamiętający jeszcze doskonale euforię początku wojny, wychodzili teraz ze zburzonego ich domu w nową rzeczywistość.

4.„Na zewnątrz przed drzwiami”

    Na zewnątrz u drzwi czekał ich inny obraz Niemiec, jakże różny od tego, który pozostawiali w swojej twórczości przedwojennej “Neue Sachlichkeit”, kierunek znany nam jako neorealizm.

   Egzaltacja z programu Conradiego i bohèmistów z czasu Przybyszewskiego musiała ustąpić ostrości i agresywności charakteryzującej życie w pierwszej demokratycznie utworzonej republice w historii Niemiec. Artystyczna wrażliwość ukształtowana w okresie przed wybuchem wojny musiała teraz uwrażliwić się na ideologiczne tarcia grożące upadkiem republiki. Znakomita większość pisarzy dostrzegała, gdzie kryje się niebezpieczeństwo. Poszli też za wezwaniem Heinricha Manna by nie być obojętnymi na sytuację polityczną. Pierwsza niemiecka konstytucyjna republika, targana wewnętrznymi konfliktami była chwiejna. Tym większe stawało się poczucie odpowiedzialności za słowo pisane. I pisarze niemieckojęzyczni do odpowiedzialności tej dorośli. Do historii literatury tego okresu przechodzą dzieła, z których literatura niemiecka będzie dumna, lecz często dopiero po śmierci tych autorów. Któż mógł przewidzieć, jaki los czeka te arcydzieła literatury.
   Zbrodnie śmieją się szyderczo z kart historii narodów wprost w ich twarze szukające na stronicach historii potwierdzenia jedynie ich pozycji sprawiedliwego wśród narodów świata. Wyrywanie kartek jest podobne do mordowania poetów: “…możesz go zabić – narodzi się nowy. Spisane będę czyny i rozmowy…” upominał dyktatorów jeden z największych współczesnych poetów polskich, Czesław Miłosz. Zaś transplantowanymi w nią politycznie motywowanymi “prawdami”, będą ich autorzy wcześniej czy później opluci.

    10-go maja 1933 roku Niemcy Adolfa Hitlera wykreśliły ze świadomości swojego narodu całą generację pisarzy. W akcji „przeciw nieniemieckiemu duchowi” zostały przekazane płomieniom książki prawie wszystkich niemieckojęzycznych autorów mających rangę i nazwisko. Płonęły stosy wszędzie, gdzie były uniwersytety i wyższe szkoły. Profesorowie uświęcili to wydarzenie uroczystymi mowami. Studenci wrzucali książki do ognia. W Berlinie płonął stos z 20.000 książek. W rytualnym obrzędzie dziewięciu zatwierdzonych przez Goebbelsa sloganów propagandowych wzywających do palenia, wymienieni byli ci, którzy najgwałtowniej nienawidzili narodowych socjalistów.

    W swojej mowie z okazji palenia książek na Placu Opery w Berlinie mówił Joseph Goebbels o „siłach podczłowieczeństwa“, które zdobyły „teren polityczny“ po pierwszej wojnie światowej i teraz muszą ustąpić „niemieckiemu jestestwu“. To palenie książek było wielkim, symbolicznym obrachunkiem z tymi, którzy już długo przed rokiem 1933 figurowali w żargonie narodowych socjalistów jako „asfaltowi literaci”, „ludzie bez zasad“, „obca narodowo hołota“ i „zdrajcy ojczyzny”. „Literatura Krwi i Ziemi“ przeciwko „literaturze Asfaltu“ – były to podburzające slogany w walce między prawicą i lewicą w Republice Weimarskiej. Wraz z hecą palenia książek przez reżim nacjonalistyczny i następującymi potem płonącymi stosami w całych Niemczech, zwyciężała „Literatura Krwi i Ziemi”. Oskar Maria Graf, którego faszyści chętnie w swoje wyobrażenie literatury integrowali, bronił się żądając: „Spalcie mnie!“ A jakże, lista została uzupełniona. Na liście zakazanych autorów wymienionych było w momencie rozpoczęcia palenia książek 200 nazwisk. Liczba ta wzrastała. Do „szkodliwego i niepożądanego piśmiennictwa“ włączonych zostało w roku 1935 3.601 tytułów 524 dzieł zbiorowych.[viii] Kto nie uszedł interwencji nazistowskiego reżimu, został zamordowany w obozie koncentracyjnym, jak Erich Mühsam albo zmarł w następstwie aresztu, jak Carl von Ossietzky. Else Lasker-Schüler pobita na ulicy przez bojówkę hitlerowską, tak jak stała dostała się na dworzec i wyjechała do Szwajcarii szukając w szoku schronienia w parkach Zurychu. Niemiecka twórczość poetycka powstawała w latach między 1933 a 1945 poza granicami ojczyzny. Po uwolnieniu Niemiec spod narodowego socjalizmu pozostawały te prześladowania w Niemczech Zachodnich przez dziesiątki lat zapomniane.

    Więcej niż 2.000 niemieckojęzycznych pisarzy zastało w wielu falach rozgonionych po świecie.  Początkowo znajdowali oni schronienie w sąsiednich europejskich krajach, szczególnie we Francji,  Czechosłowacji, Szwajcarii i Anglii. W Holandii, jako kraju emigracji, więcej jako stacji przejściowej, znalazły przytułek przed rokiem 1940 dwa najważniejsze wydawnictwa emigracyjne: „Querido“ i „Allert de Lange“. Holender Emanuel Querido, który wydał ponad 100 powieści i tomów opowiadań tych wypędzonych niemieckich twórców, opłacił swoje zaangażowanie śmiercią po wejściu Niemców. Wydawnictwo „Allert de Lange“ wydało 91 publikacji emigracyjnych. Obydwa te holenderskie wydawnictwa łączyły w sobie wielkie nazwiska: Ernst Toller, Anna Seghers, Joseph Roth, Irmgard Keun, Klaus Mann i Vicki Baum. Podobnie ważką rolę odegrało w Zurychu wydawnictwo Oprecht z autorami, jak Walter Mehring, Else Lasker-Schüler i Max Herrmann-Neiße. Materialny zysk tych wydawnictw emigracyjnych był znikomy. Kilka sukcesów wydawniczych, jak „Geschwister Oppenheim“ Feuchtwangera z nakładem 20.000 egzemplarzy musiało te słabo sprzedawalne tytuły przejąć. Pewien wyjątek stanowiło wydawnictwo „S. Fischer-Verlag”, które w roku 1936 przeniosło się do Wiednia, a po przyłączeniu przez Niemcy hitlerowskie Austrii do Rzeszy, znalazło swój domicyl w Sztokholmie. Jego autorzy Thomas Mann i Franz Werfel gwarantowali zysk, nawet pomimo malejącej liczby czytelników w wyniku polityki okupacyjnej faszystowskiego reżimu. Związek Radziecki drukował w swoich wydawnictwach państwowych politycznie przychylnych niemieckich autorów emigracyjnych. Znaczącym wydawnictwem na kontynencie amerykańskim było wydawnictwo „Editorial El Libro libre“ w Meksyku z najwyższym osiągiem wydanych egzemplarzy emigracyjnej powieści Anny Seghers  „Das siebte Kreuz“.

    Większości pisarzom na emigracji towarzyszyła bieda, szczególnie, gdy nie byli oni zagranicą tak znani, jak Thomas Mann czy Lion Feuchtwanger. Kto chciał zachować mowę niemiecką, szukał  w roku 1933 schronienia w Austrii, w Szwajcarii albo w Czechosłowacji. Większość rasistowsko i politycznie prześladowanych uciekła do Francji. Ukazywały się dziesiątki gazet i czasopism emigracyjnych. Mniejsze wydawnictwa wydawały książki za małe honoraria. Tylko dla komunistycznie zorientowanych pisarzy płynęły dla przedsięwzięć emigracyjnych pieniądze z Moskwy; oczywiście – przed podpisaniem paktu między Hitlerem a Stalinem. Większość emigrantów była lewicowo zorientowana i powinni być tam wygrani. „Neuen Deutschen Blätter“ w Pradze, wydające Wielanda Herzfelde, Oskara Marię Grafa i Annę Seghers, były pierwszym komunistycznym czasopismem na emigracji, „Das Wort“ w Moskwie drugim. Praga ze swoimi niemieckimi gazetami codziennymi, niemieckimi wydawnictwami i niemieckimi teatrami oferowała emigrantom pracę i chleb. Po zajęciu Czechosłowacji w 1939 roku, emigracja skupiła się we Francji, aby w końcu i tam nie ujść niemieckiemu prześladowaniu. Amerykanin Varian Fry (1907-1967), organizator jednej z amerykańskich organizacji pomocy, przerzucił ponad tysiąc niemieckich emigrantów z Marsylii poprzez Lizbonę do USA, wśród nich Heinricha Manna, Franza Werfela, Waltera Mehringa i Hansa Natonka. W momencie wybuchu wojny istniała liczna grupa emigrantów w USA. Kto nie zmienił swojego języka, nie miał jako nieznany autor żadnych szans w USA. Z publikacji w niemieckojęzycznym czasopiśmie „Aufbau“ nie można było żyć, także nie ze skromnych zapomóg różnych organizacji pomocy. W większości przypadków o środki utrzymania troszczyły się żony emigrantów podejmując najprostszą pracę, rzadko ci twórcy sami; pozostawali przy biurkach przy swojej twórczości.

    Stanisław Przybyszewski w 1919 powrócił do Polski, która po prawie 150 latach odzyskała niepodległość. Pracował na stanowiskach państwowych w Poznaniu i Gdańsku. W 1924 został zaangażowany do Kancelarii Cywilnej Prezydenta Rzeczpospolitej. Otrzymał Krzyż Oficerski i Komandorię Orderu Polonia Restituta. Do końca życia aktywny jako literat, był autorem ogromnej ilości publikacji i cieszących się dużym powodzeniem prelekcji publicznych.

    Kontynuował idee „Młodej Europy”.Pogodzony z eschatologicznym widzeniem świata po burzliwych latach przeżytych wśród cyganerii berlińskiej, był do końca gorliwym wyznawcą i propagatorem estetyzmu modernistycznego i hasła: „Sztuka dla sztuki”. Pisząc zaś o syntetycznym charakterze kultury polskiej, wynikającej ze zdolności wchłaniania przez nią zdobyczy obcych kultur i przetwarzania jej w coś zupełnie odrębnego i swojskiego, konstatował z emfazą: „Ależ oczywiście! Myśl Polska jest częścią Myśli Wszechświatowej – przecież nie tworzy jakiejś egzotycznej oazy, chińskim murem odgraniczonej od wszystkich ościennych narodów.”[ix]

   W biografii Przybyszewskiego pióra Stanisława Helsztyńskiego, przedstawiony jest  w sposób niemal dydaktyczny epilog życia tego skłóconego niegdyś z Bogiem bohemisty. Trumnę ozdabiały insygnia odrodzonej Polski, a w ciągnącym się kilometrami kondukcie uczestniczyli przedstawiciele rządu,  dostojnicy kościelni i rektorzy szkól wyższych. [x]

    Literatura niemiecka utraciła ostatecznie wolność w roku 1933 i odzyskała ją dopiero po piętnastu latach. Śladów po spalonych poetach z okresu Przybyszewski-Zeit trzeba szukać w popiołach po płonących niegdyś stosach książek. Dokładnie wtedy, gdy w bawarskich piwiarniach ideolodzy narodowego socjalizmu przygotowywali się do spopielenia dorobku kulturalnego Młodych Niemiec, w Krakowie i Lwowie młodopolska cyganeria przeistaczała idee przeniesione przez Przybyszewskiego w sztukę Młodej Europy.

Niemcy, Lenningen – Polska, Ciechocinek 2006


[i]  „To była tylko przygrywka. Tam, gdzie pali się książki, na końcu będzie się palić ludzi.“

         Heinrich Heine (1797 – 1856) w tragedii Almansor z roku 1820, a więc na długo przed represjami faszystowskimi w III Rzeszy. W kwestii tej chodzi o spalenie Koranu przez arcybiskupa Ximenesa na rynku Granady podczas walk z Maurami. Jest jednak prawdopodobne, że w trakcie pisania tego dramatu poeta miał w pamięci wydarzenia sprzed trzech lat (1817), gdy na zamku Wartburg grupa nacjonalistów paliła atrapy książek uznanych za reakcyjne, antynarodowe i sprzeciwiające się niemieckiemu duchowi. Okazją do tego spektaklu była wówczas 200 rocznica spalenia przez Lutra bulli papieskiej. Walka ze słowem pisanym przy pomocy ognia ma rzeczywiście swoją złą tradycję w historii ludzkości.

          Niejako na marginesie niniejszego przypisu, a w obliczu wydarzeń aktualnych, wart przytoczenia jest tutaj także sonet otwierający dramat Almansor:

      Glaubt nicht, es sei so ganz und gar phantastisch
Das hübsche Lied, das ich euch freundlich biete!
Hört zu: es ist halb episch und halb drastisch,
Dazwischen blüht manch lyrisch zarte Blüte;
Romantisch ist der Stoff, die Form ist plastisch,
Das Ganze aber kam aus dem Gemüte;
Es kämpfen Christ und Moslem, Nord und Süden,
Die Liebe kommt am End und macht den Frieden.

[ii] M. Reich-Ranicki: „Die Rolle des Schriftstellers in Polen. Essays zur Literatur“, hrsg. von A. Frisé. Frankfurt am Main 1963.  W roku 2005 w Wydawnictwie im. Ossolińskich we Wrocławiu ukazał się ten esej w tomie esejów Marcelego Reicha-Ranickiego zatytułowanym „Najpierw żyć, potem igrać”, uzupełniony nowymi opracowaniami o literaturze polskiej.

[iii] Pojęcie Młodych Niemiec, przyjęte potem przez analogię także dla nazywania tego ruchu artystycznego w innych krajach, ma swój wcześniejszy rodowód. Jako „Junges Deutschland” nazwała siebie grupa pisarzy niemieckich po roku 1830. Byli to min. Karl Gutzkow, Gustav Kühne, Heinrich Laube, Theodor Mundt i Ludorf Wienbarg, których twórczość nacechowana była wpływem tworzących na emigracji w Paryżu Ludwiga Börne i Heinricha Heine.

[iv] W Polsce było inaczej; w Polsce znajdującej się od kilku generacji pod rozbiorami ruch ten przyczynił się, jak podkreślił to Reich-Ranicki, do “aktywowania świadomości narodowej”. Z żalem muszę odejść tutaj na odpowiedni dystans od zajęcia się bliżej tymi czasami w obu krajach, wszak moim celem jest zaprezentowanie pisarzy niemieckojęzycznych skazanych później na banicję lub śmierć.

[v] Mam tutaj głównie na myśli zainteresowanie filozofią i twórczością S. P. w kręgach czeskich modernistów Antonína Procházki (1869-1925) czy Jiří Karáska (1871-1951) twórców czasopisma Moderní reuve (1894). Wielu niemieckojęzycznych autorów, których dzieła palone były potem na stosach, pochodziło z tego praskiego Milieu. Bulwersująca jest historia percepcji S. P. przez modernistów serbskich. Znam ekscytujące szkice naukowe prof. Petara Bunjaka z Belgradu poświecone recepcji S. P. w “Młodej Serbii”. W niniejszym eseju nie ma już miejsca na przeniesienie problematyki poza teren Niemiec i Polski, ale byłoby niezwykle cenne włączenie się filologów tych krajów w tym temacie.

[vi] Więcej w eseju: Else Lasker-Schüler – „Czarna Łabędzica”, „poetka miłości niemieckiego modernizmu”.

[vii] Tego rodzaju „doświadczenie” miał sam Stanisław Przybyszewski: jego syn ze związku z Martą Foerder, zaangażował się w strukturach partii bolszewickiej aż do władz centralnych, a w końcu przez nich rozstrzelany.

[viii] patrz: ZARYS Nr 6: „Słona Róża”, niepalny kwiat niemieckiego ekspresjonizmu.

[ix] Za Grażyną Legutko (AŚ – Kielce): „Widok z okien europejskich poetów”.

[x]    Chciałbym w tym aspekcie biografii Stanisława Przybyszewskiego polecić przede wszystkim książki Stanisłwa Helsztyńskiego: „Przybyszewski” (W.L. Kraków, 1966) i późniejszą książkę tego autora pt. „Meteory Młodej Polski” (W.L. Kraków, 1969), a także pióra Gabrieli Matuszczak „Nędza świata bez Boga” świetnie puentującą powieść Przybyszewskiego „Dzieci Szatana”.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko