Krzysztof Lubczyński – Lektury arcyniemodne 18

0
90
Filip Wrocławski


Radykał – „niegodny imienia Polaka”

Niemodna jest i sama książka, z racji jej metryki, niemodna też sama postać jej bohatera, z powodów „wiadomych”. Losy Tadeusza Krępowieckiego, urodzonego w 1798 roku w Warszawie radykalnego lewicowego działacza politycznego, niepodległościowego i publicysty, nie zostały wystarczająco, a tym bardziej dogłębnie zbadane, z różnych przyczyn. Wiadomo, że w młodości był nauczycielem domowym dzieci generała Jana Henryka Dąbrowskiego, współpracował z działaczami demokratycznymi, Wiktorem Heltmanem i Andrzejem Zamoyskim, z którymi się jednak poróżnił. Przez pewien czas przebywał w Lublinie jako działacz Towarzystwa Przyjaciół Nauk Województwa Lubelskiego, ale jedynym śladem jego tamtejszej działalności jest jego nazwisko figurujące w dokumentach dotyczących prezesa Towarzystwa, Joachima Owidzkiego. Wiadomo, że Warszawie mieszkał przy ulicy Długiej (według ówczesnej numeracji pod numerem 591), a także w Pałacu Staszica. 6 stycznia 1831 roku, wraz z księdzem Aleksandrem Pułaskim, Maurycym Mochnackim (sic!), Adamem Gurowskim, Józefem Kozłowskim, Wincentym Cyprysińskim, Kanterberym Tymowskim, wskrzesił w kawiarni „Honoratka” przy ulicy Miodowej w Warszawie Towarzystwo Patriotyczne. Stało się to u schyłku dyktatury listopadowej insurekcji, sprawowanej przez generała Józefa Chłopickiego, do którego ta grupa działaczy miała radykalnie wrogi stosunek z uwagi na jego kunktatorski stosunek do celów politycznych lewicy powstańczej.
Wkrótce potem dał Krępowiecki dowód praktycznego patriotyzmu, zaciągając się do wojska polskiego jako kanonier w randze kapitana artylerii i wziął udział w bitwach pod Stoczkiem i Boremlem.
W czerwcu 1831 roku, w okresie zaostrzenia wewnętrznych relacji politycznych w szeregach obozu powstańczego w rezultacie klęski w bitwie pod Ostrołęką, został aresztowany i uwolniony po dwóch miesiącach, na kilka dni przed krwawymi samosądami ludowymi w nocy z 15 na 16 sierpnia 1831roku w Warszawie. Historiografia tego wydarzenia (W. Łukaszewicz, Z. Mańkowski) nie wymienia go wśród inspiratorów tych zajść, takich jak księża Aleksander Pułaski, Zygmunt Szynglarski, Jan Czyński czy Józef Kozłowski. Wiadomo, że Krępowiecki brał udział w obronie Warszawy przed wojskami rosyjskimi we wrześniu 1831 roku i został poważnie ranny. W listopadzie 1831 roku znalazł się na emigracji w Paryżu, gdzie wstąpił do Komitetu Narodowego Polskiego pod kierownictwem Joachima Lelewela, łącząc się tam z grupą tzw. „lelewelistów”, radykałów. TDP działało na tzw. „Taranie” (od nazwy ulicy Taranne 12, gdzie miało swoją siedzibę. Szczególnie blisko współpracował tam z Adamem Gurowskim, przyszłym „narodowym apostatą”, który odżegnał się od polskości i przypisał do narodu rosyjskiego. Z Gurowskim, znanym później jako „hrabia Asmodeusz w niebieskich okularach” Krępowiecki przynależał do loży masońskiej „Trójca Niepodległej”. Był radykalnym krytykiem polskiej szlachty i arystokracji za jej egoizm klasowy, pogardę i okrutny ucisk warstwy chłopskiej oraz ignorowanie potrzeb mieszczaństwa, co przyczynić się miało do klęski Powstania Listopadowego. Te poglądy, bezkompromisowo przez Krępowieckiego głoszone, spowodowały jego odejście z Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, którego był jednym z założycieli. 29 listopada 1832 roku, w drugą rocznicę wybuchu Powstania Listopadowego, wygłosił „na Taranie” słynne przemówienie, którym zburzył „sentymentalno-heroiczny nastrój obchodu narodowego”. Określono go po tym jako „niegodnego imienia Polaka”, także za to że „pochwalił Humań” czyli rzeź szlachty polskiej na Ukrainie w 1768 roku. W swoim wygłoszonym po francusku przemówieniu określił wodzów powstania jako „małostkowych i przyziemnych płazów”.Oskarżył szlachtę o to, że „żadna z rewolucji narodowych nie zmierzała do dobra ogólnego, były one dokonywane przez szlachtę i tylko dla jej korzyści”. O „zaszczepienie niewolnictwa na Litwie i Ukrainie” oskarżył wyznanie szlachty polskiej – katolicyzm.
Choć nie pomijał ucisku chłopów na rdzennych ziemiach polskich, szczególnie mocno akcentował kolonialny ucisk tamtejszego chłopstwa na ziemiach zabużańskich, „ruskich”: „Po drugiej stronie Bugu żyje lud zgięty w jarzmie jednej kasty, pod ohydnym panowaniem kilku rodzimych tyranów. Panowie, oszczędzam sercu obywatela francuskiego przerażającego obrazu nędzy i szczegółów poniżenia”. „Instytucję szlachty” określał jako „całkowicie antynarodową”, zwracając uwagę, że samą nazwę zapożyczono z języka niemieckiego, ze słowa „schlacht” oznaczającego „walkę”, „rzeźnię”.
Zwracał uwagę na „obiektywnie „antynarodową” i „antypaństwową” rolę szlachty w dziejach Polski od ich zarania. „Zło leży w instytucji, Tak więc chłopek, do stanu bydlęcia przyprowadzony, nie mógł pojmować ojczyzny, bo jej nie miał. Dla niego nie było narodowości”. „Uzurpacja władzy szlachty (…) utrzymała ten potworny system polityczny (…) A więc w narodzie był instynkt złego istnienia, a jednak nie znalazł się żaden, co bywładzę oligarchii (szlacheckiej – przyp. KL) ukrócił. Nie znalazł się ani Ludwik Jedenasty, ani Richelieu, ani Pombal” (chodzi o markiza de Pombal, polityka portugalskiego z XVIII wieku, którego pomnik posadowiony na ogromnym cokole, wznosi się w Lizbonie). Do ludowych samosądów miał Krępowiecki krytyczny dystans, ale rozumiał ich powody: „Lud nieprowadzony reformacyjną myślą, popełniał tylko rzezie.
Bo lud w swoim gniewie nie zna miary” (być może wpłynęło to na jego brak zaangażowania w samosądy sierpniowe 1831 roku – przyp. KL). „Po co ludowi tylko męczeńską pracę i ciemnotę zostawia w podziale.
Ludowi należy się byt dobry i oświata. Cierpieniem znękany, ciemnotą wiedziony, uderza ślepo na to wszystko, co nim nie jest (…)”. Okres po rozbiorach Polski zdefiniował Krępowiecki następująco: „Panowie polscy po stracie godności wojewodów, kasztelanów, podkomorzych itd. raczyli łaskawie przyjąć od morderców Polski tytuły hrabiów, baronów; ludowi został płacz”. To oskarżycielskie przemówienie wywołało konsternację i oburzenie konserwatywnej opinii szlacheckiej, dominującej w kręgu polistopadowej emigracji polskiej. Zwrócono uwagę na charakteryzujący Krępowieckiego „głos piorunujący i oko przeszywające”.
Krytyczny był początkowo nawet bliski Krępowieckiemu ideowo Stanisław Worcell, który wspólnie z nim założył nieco później Gromady Ludu Polskiego. Wkrótce po owym przemówieniu, wskutek donosu ze strony polskiej lub w trybie reakcji władz francuskich na radykalizm Krępowieckiego, został on aresztowany i osadzony w paryskim więzieniu Sainte Pelagie. Po wydaleniu z Francji znalazł się w Londynie, gdzie ożenił się z wielodzietną wdową, ale też kontynuował swoją działalność. Zmarł w Londynie 5 stycznia 1847 roku i tam został pochowany. Niestety, wiedza o jego życiu i działalności naznaczona jest licznymi lukami. Jedyna poświęcona mu biografia, autorstwa Witolda Łukaszewicza („Tadeusz Krępowiecki, żołnierz rewolucjonista”), pochodzi z 1954 roku.
Inni badacze, zamiast wypełnić luki w przebiegu życia i działalności Krępowieckiego nazbyt interesowali się jego żydowskim pochodzeniem z krę gów tzw. frankistów, „przechrztów”. Ten wybitny protoplasta polskiej lewicy na pewno wart jest nowoczesnej biografii.

Witold Łukaszewicz – „Tadeusz Krępowiecki” („Czytelnik”, 1954)

Ksiądz w blasku Oświecenia 

To opowieść o życiu i działalności księdza Stanisława Konarskiego, zakonnika-pijara, postaci dziś prawie całkowicie zapomnianej i w najlepszym razie błąkającej się po marginesach szkolnych podręczników do nauki historii,  a szkoda, bo był to jeden z luminarzy rachitycznego niestety polskiego Oświecenia. Historia księdza, pijara Stanisława Konarskiego, współtwórcy Collegium Nobilium, systemu powszechnego szkolnictwa i autora „O skutecznym rad sposobie” napisana została z myślą o młodym czytelniku, więc bardzo prostym, nawet naiwnym językiem. Co bardzo znamienne, a wręcz uderzające, do księdza Konarskiego nie przyznaje się (podobnie jak do księży Hugo Kołłątaja, Stanisława Staszica czy Józefa Mejera, a także biskupa Ignacego Krasickiego) także Kościół katolicki. Można nawet odnieść silne i uzasadnione wrażenie, że Kościół wstydzi się tych postaci jak kacerzy i wyrzutków, a przecież niewielu jest duchownych, z których miałby prawo być bardziej dumny. Byli  w końcu luminarzami polskiego Oświecenia. Tradycyjnie ilustrowana opowieść została napisana w poczciwym, nieco bajkowym stylu przez Hannę Muszyńską-Hoffmanową z dodatkiem w postaci naiwnych, czarno-białych rysunków. Miłe wspomnienie z lekturowego dzieciństwa.

Stanisław Wilkowski – „Stanisław Konarski”, („Nasza Księgarnia” 1968)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko