Rok mija od odejścia Aleksandra Nawrockiego. Pozostawił pustkę, osieroconą „Poezję Dzisiaj” I nie ma Jego ani też Basi, żony i podpory życiowej.
Pamiętam, jak przed laty spotkaliśmy się z Aleksandrem Nawrockim i rozmawialiśmy wówczas o jego zamiarze wydawania pisma, które miałoby wypełnić lukę po zlikwidowanej niedawno „Poezji”. Aleksander miał sporo wątpliwości. I to nie tylko dotyczących problemów edytorskich, ale i potrzeby takiego periodyku; czy spełni on swoją rolę; czy w ogóle ta formuła pisma drukowanego na papierze się nie przeżyła.
Namawiałem go, by koniecznie spróbować. Zwłaszcza młodzi poeci nie mieli gdzie drukować, nie ma też pism, które byłyby w jakimś stopniu „edukacyjne”. Brakowało sensownych tekstów o poezji, esejów, recenzji, omówień. Teraz już nieporównywalnie liczniejsze niż na początku lat dziewięćdziesiątych pisma i pisemka literackie wówczas dopiero wchodziły na dosyć jeszcze ubogi rynek wydawniczy. Tu właśnie upatrywaliśmy szansę zaistnienia nowego periodyku poświęconego poezji i literaturze w ogóle. Aleksander Nawrocki nabył prawo do tytułu, który to tytuł w świetle przepisów musiał ulec pewnej modyfikacji. I tak, po jeszcze różnych szczegółowych debatach, wyszedł pierwszy numer „Poezji Dzisiaj”.
Takie były początki pełne niepewności, zmagań ale i nadziei. Nie zawiodła nas ta ostatnia! Najpierw miesięcznik, potem nieregularnik, zdobył sobie trwałe miejsce pośród piśmiennictwa poświęconego literaturze.
W czym tkwią korzenie owego sukcesu? Najprościej rzec można, że w profilu pisma, jakże odmiennym od innych. Przede wszystkim zaś w redakcyjnej polityce. A właściwie można rzec: w braku polityki. Od początku redakcja nie zważała ani na poprawność ideologiczną, ani na „obowiązujące” mody literackie czy rozmaite snobizmy. Jedyne kryterium stanowiły tu istotne wartości literackie, indywidualizm, oryginalność tekstów. Nikt nie pytał, do którego związku twórczego dany autor należy bądź nie należy, ile ma lat, czym się zajmuje. Liczył się autentyzm, warsztatowa biegłość, wyobraźnia, wrażliwość na słowo. I tak jest do dziś.
To było dawno, ale teraz wydaje się, że przed chwilą. W początku maja zeszłego roku wiadomość o śmierci Aleksandra Nawrockiego zaskoczyła nas wszystkich. Był nie tylko przyjacielem, ale świetnym poetą, którego utwory młodsi czytali z zainteresowaniem, uczyli się od Niego Warsztatu. I znowu pustka…
Aleksandra Nawrockiego (ur. 1940) poznałem w 1967 roku, a może nieco wcześniej. Obaj czekaliśmy na korytarzu redakcji “Kierunków” na poetę Zbigniewa Doleckiego, który podówczas prowadził tam dział poezji. Zaczęliśmy rozmawiać, i tak od słowa do słowa “pan poeta, pan poeta”, zawiązała się nasza, dziś już długoletnia, znajomość. Wiersze Aleksandra zawsze mi się bardzo podobały. Drukował je m.in. właśnie w “Kierunkach”, a Instytut Wydawniczy PAX w 1966 wydał jego debiutancki tomik “Rdzawe owoce”.
Potem spotykaliśmy się na różnych imprezach literackich, wyjeżdżaliśmy razem do Opinogóry, do Ciechanowa, na festiwale poezji. Na jednym z Międzynarodowych Listopadów Poetyckich Aleksander Nawrocki zwierzył się, że zamierza wydawać pismo “Poezja Dzisiaj”. Spytał mnie czy warto. Podchwyciłem tę myśl i powiedziałem mu, że oczywiście, że warto. Od pierwszego numeru towarzyszyłem Aleksandrowi w tej jego pracy,
Pomysł Aleksandra, by wydawać pismo poświęcone głównie poezji bardzo przypadł mi do gustu. Między innymi dlatego, że taki periodyk powinien prowadzić poeta, i to nietuzinkowy. A takim był właśnie Aleksander.
Twórczość Nawrockiego odznaczała się bogactwem, wielowątkowością, bardzo oryginalną metaforyką. Co więcej – erudycja nie przeszkadzała poecie, nie przytłumiała spontaniczności wierszy, nie “okaleczała” poetyckich obrazów, które u Nawrockiego zawsze odznaczały się indywidualnością. To poezja, symboli, metafor tak sugestywnych, że i dziś wystarczą za jakikolwiek komentarz odautorski, a poetyckie przesłania wynikają niejako w naturalny sposób z oryginalnego obrazowania i specyficznej metaforyki.
Trzeba zwrócić uwagę, że mamy tu do czynienia z poezją bardzo “humanistyczną”. W kręgu poetyckich zainteresowań Nawrockiego znajdowała się etyka, mitologia w jak najszerszym znaczeniu, także słowiańska i ludowa, miłość do kobiety i do świata, widzianego także poprzez pryzmat tej ostatniej. Kobieta stawała się tutaj swoistym sensem istnienia, poznawania, doznawania radości czy smutku. Trudno te wszystkie tropy wyodrębniać. Poezja Nawrockiego nie uciekała od manifestowania emocji (choć one poddane są tutaj intelektualnej kontroli), i nawet pewnym barbarzyństwem byłoby cokolwiek brutalnie rozdzielać.
W jednym z wierszy, czytamy:
niebo cwałuje boso
przez zabłocone serca
Niebo jest tutaj obszarem nieskażonym, obiecującym bezwzględną metafizyczną czystość. Jest bose, a więc bezbronne. Natomiast ludzkie serca są zabłocone, stanowią przeciwieństwo owej czystości. Ponadto zdezorientowane w całej pokrętności świata:
kogo mamy się bardziej strzec: przyjaciół, wrogów?
czy objąć tego obcego, czy pomóc mu
wiązać pętlę na szyi?
Poeta stawiał ważne pytanie dotyczące etyki; nie uciekając od najtrudniejszych. Nie wyjaśniał niczego. Zarówno on sam jak i czytelnik są towarzyszami w drodze. Ani autor ani odbiorca nie znają odpowiedzi. Muszą odnaleźć ją sami poprzez doświadczenie. Co najwyżej mogą dojść do dramatycznego wniosku, że
Są dni, ikony przedwieczne,
niepojęte nawet ołtarzom.
Ten utwór, od frazy którego wziął tytuł tomik “Niebo cwałuje boso”, może być swoistym kluczem do tej poezji, ponieważ tu ogniskują się niemal wszystkie jej cechy. W innym wierszu z tego tomiku poeta stwierdzał: Umieramy, zanim zaczynamy coś rozumieć. Ale wcześniej niszczymy naszą rzeczywistość, trywializujemy pojęcia, przestrzenie metafizyczne sprowadzamy do religijnych formułek, niedorzecznych dogmatów tworzonych na ludzką miarę.
W wierszu bez tytułu z tomu “Głogi” czytamy:
Za oknem świata
stoi idealna etyka –
kostyczna dama w ażurowej sukni.
(…)
A w korytarzach świata
lubiane są te normalne etyki,
które każdy hoduje
dla siebie
i w razie czego
spuszcza z łańcucha godności,
by gryzły sąsiada.
Można stwierdzić, że jest to wiersz o relatywizmie etycznym. Oto każdy ma swoją etykę, tworzy ją nie oglądając się na ogólne, uniwersalne prawidła. Taka moralność Kalego. Zauważmy, że Nawrocki w swojej poezji nigdy nie wstępował na kazalnicę, nie gromił, nie piętnował. Tworzył sytuacje, konstatował. Czynił to ekspresyjnie, ironicznie, czasami wręcz szyderczo. Ta pozorna konstatacja staje się sama w sobie istotnym tworzywem wiersza. Poeta przyjmował wszystkie zachodzące w świecie zjawiska z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale po to by świadomie i konsekwentnie je przetwarzać.
Jak powiedziałem na początku, poszczególne wątki występujące w poezji Aleksandra Nawrockiego nie dadzą się wypreparować. Trudno byłoby podzielić te wiersze na zupełnie odrębne grupy – te dotyczą etyki, tamte są utworami miłosnymi, inne filozoficznymi. W poezji Nawrockiego można zaobserwować wszystkie te elementy, ale tak ściśle ze sobą powiązane, że stanowią istotne części składowe poszczególnych utworów. Może jednak najbardziej wyraziście dochodzi tutaj do głosu wątek miłosny. Oczywiście, nie są to erotyki pełne naturalistycznej zmysłowości. Jest to liryka miłosna, bardzo delikatna, wskazująca na kobietę jako źródło lirycznych uniesień, niepokojów, lęku przed jej utratą, niepewności posiadania. Ale i źródło doznań estetycznych. Ów poetycki “teatr” miłosny rozgrywa się często, rzec by: “po słowiańsku”, w naturalnej scenerii. Przyroda u Nawrockiego odgrywała ważną rolę jako swoiste liryczne, niekiedy baśniowe tło:
Imię – włożyłaś między borówki,
uśmiech – przez wrzosy wąchają sarny,
do chorej wiśni sprowadzasz księcia
i wycie wilka w srebro oprawiasz.
W innych utworach poeta starał się odnaleźć różne definicje miłości. Bywa ona “ptakiem białym na samotnym niebie”, “niedomknięciem morza”, nawet dwiema bliznami na twarzy Madonny,”które się nigdy nie zejdą”. W wierszu “Izolda” czytamy:
Jestem cała jednym pragnieniem:
na Tristana czekam swojego.
(…)
Ja, Izolda, bezwolna i władcza,
dla miłości koronę potargam,
lecz królową muszę być zawsze:
dla Tristana, dla siebie, dla Marka.
Niezależnie od epok, od kontekstów kulturowych ludzkie pragnienia, doznania, ludzka mentalność pozostają te same. Cechy negatywne, pozytywne, chwile szczęścia i dramaty wyznaczają ludzką egzystencję od początków do dziś, aż po koniec wieków.
Poeta nie twierdził, iż rzeczywistość w jakiś szczególny sposób nas determinuje. Wszystko, co nas otacza traktował jako swoiste “środowisko naturalne” człowieka, a kultura, sztuka, poezja służyła do opisania tej rzeczywistości, przedstawienia jej w coraz to inny, bardziej precyzyjny, ekspresyjny sposób, aby odzwierciedlić to, co jest na zewnątrz, a przede wszystkim wewnątrz nas, żyjących tu i teraz. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek wyobcowaniu, przemawianiu z “ponadludzkiego”dystansu.
Wiersze Nawrockiego odznaczały się spontanicznością, precyzją, pomysłowością i oryginalną metaforyką. Poecie nie przeszkadzała erudycja, wiedza filologiczna, etnograficzna, historyczna. W jego poezji liczyło się przede wszystkim uczucie, ale świadomie kierowane. Poeta miał dar niezauważalnego sterowania emocjami, stąd nie znajdziemy tu ani afektacji, ani banału, ani też niekonsekwencji. Każdy utwór jest wytrzymany do końca, a cała jego konstrukcja i nieskazitelna. Nie znajdziemy tu pustej retoryki, dydaktyzmów, oczywistości – bo przecież dla Nawrockiego świat wcale nie był oczywisty i jednoznaczny. Pomiędzy konkretem a wyobrażeniem, niczym w osobliwej szczelinie, powstawała ta poezja, pełna znaczeń, pytań, prób określenia, ale nigdy nie dająca jakichś ostatecznych odpowiedzi.
Mamy też u Nawrockiego tęsknotę za wyjaśnieniem Niewyjaśnionego, choć podmiot liryczny nigdy nie ulegał złudzeniu, że cokolwiek uda się wyjaśnić. W “Do Anny wierszu drugim” powiada:
Anno, nasze trwanie
jest zaledwie śladem
w pełnej pogodzie świata.
…a więc czymś ulotnym, co łatwo ulega zniszczeniu, zatarciu. Podlega temu nawet miłość. Ale jednocześnie ma ona w sobie pierwiastek niezniszczalny. Adresatka wiersza ma nadzieję, że oto można znaleźć taki brzeg, na którym znikną wszelkie niepewności, brzeg poza czasem, gdzie – proszę zwrócić uwagę na oryginalność metafor – “ptaki unoszą zegary z wież/ na skrzydłach lekkich i mocnych”. Posłuchajmy wzruszającego zakończenia tego utworu, bo kto z nas nie przeżył choć raz takiej chwili:
Anno jasnowłosa, jesteśmy
spełnianiem się woli nie naszej
i czyniąc miłość
szukamy jej potwierdzenia w swoim wnętrzu,
głębokim jak oddech morza.
Miłość do kobiety stanowiła u Nawrockiego motor każdego działania. Kobieta – towarzyszką mężczyzny, motywem jego działań, inspiracją. Czasem madonną, niekiedy zwykłą dziewczyną spragnioną odrobiny uczucia, lub egzotyczną kobietą spotkaną w dalekich krajach. Wszystkie jednak ogniskują się w imieniu Barbara – imieniu, także już nieżyjącej, żony poety. Wszystkie wiersze miłosne w gruncie rzeczy poświęcone są tej jedynej Kobiecie, którą poeta widział we wszystkich innych.
Ale poeta bywał niekiedy okrutny. Może nie tyle okrutny wobec kobiet, ale wobec destrukcyjnego działania czasu. To działanie przedstawione w wierszu bez tytułu jest wprost tragiczne:
Stare poetki, ciężkie szkapy,
obwisłe piersi i marzenia,
nogi nie dojdą do miłości,
ręce nikogo nie obejmą.
(…)
Stare kobiety – jęk śmietnika,
zaułki, kędy tanie wino
piją żebracy, pomyleni
i każdy wzrok odwraca od nich.
Starych poetek wierszy skowyt
rozśmieszyć może zakochanych
nad zakolami pod wierzbami,
gdzie ból księżyca ostrzy rogi.
Zwróćmy uwagę na bezwzględnie naturalistyczny opis rozpadu ciała. Bo – jak powiada tutaj Nawrocki – ciało jest istotnym czynnikiem stymulującym najwznioślejsze nawet uczucia. Poeta nie uciekał od tej prawdy, niczego nie udawał, pokazywał bez ozdobników całą nędzę i wielkość człowieka. I tu nie sposób nie zacytować w całości innego w nastroju, może mniej lirycznego, bardziej publicystycznego wiersza, ale równie wstrząsającego w swoim przesłaniu:
Dlaczego zabijacie sarny?
Zapytałem myśliwego;
Są takie bezbronne i piękne.
I tak kiedyś zdechną – odparł.
Kto wówczas zje ich mięso?
Wtedy zrozumiałem
„Czerwone maki na Monte Cassino”:
Ponad 1000 zabitych…
I tak by kiedyś umarli,
Ale bez tej legendy
I tej pieśni.
Każdy wiersz Nawrockiego, to pewien pomysł konsekwentnie realizowany, wieloznaczna lecz przejrzysta kompozycja, ekspresja i wyraziste przesłanie. Symbolika mitologiczna, poszukiwanie uniwersalnych sensów ludzkiej egzystencji w świecie otaczającym poetę a dalekim od jakiegokolwiek wyobrażonego ideału, a pomimo to jakaś irracjonalna wiara w ocalającą moc miłości – oto główne elementy tej poezji.
Była i jest to twórczość niezmiernie bogata (jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę również prozę autora “Głogów”); nie dająca się w pełni opisać w krótkim szkicu. Właściwie każdy poszczególny wiersz mógłby stać się tematem osobnego eseju. Pozostaje więc z żalem stwierdzić, że twórczość Aleksandra Nawrockiego dotychczas nie jest opisana w taki sposób, jaki na to zasługuje. I nie chodzi tutaj o komplementy, sytuowanie tej poezji na hierarchicznej drabinie wielkości czy wybitności. Po prostu mamy tu do czynienia z takim bogactwem wyobraźni, języka, wątków, co już samo przez się intryguje, domaga się opisu jako ciekawy, oryginalny “materiał” poetycki, dający asumpt do ciągłej, ponadczasowej dyskusji o życiu i sztuce słowa.
A teraz pozostała pustka, głęboki żal i pamięć…
Stefan Jurkowski
Super wspomnienia!!!