Jan Tulik – Perła nad Jasiołką. Czyli Maria Konopnicka w Żarnowcu (Bajka)

0
113

Ponieważ w życiu nic nie jest pewne – jak mawiają ucze­ni i mądrzy ludzie, to czemu sny albo baśnie czy legen­dy miałyby być uboższymi krewnymi rzeczywistości? Bo cóż to jest rzeczywistość, skoro pomagają nam anioły? I jak to jest, że we dworze Marii Konopnickiej w Żarnowcu1 ciepłą nocą czerwcową można usłyszeć tęskny śpiew dziewczynki pasącej gęsi? Albo śmiech Pimpusia Sadełki? Ale zacznijmy od początku.

Otóż mówi się, że w jedyną noc w roku w dworku wielkiej polskiej poetki Marii Konopnickiej, która w Żarnowcu spędziła ostatnie lata życia, zbierają się bohaterowie jej pięknych bajek słynny aktor Wojciech Siemion, który żarnowiecki dwór od­wiedza, . opowiadał że słyszał od Mirona Białoszewskiego, który piękne ballady o cudach Podkarpacia pisał, że pewnej nocy słuchał rzewnego zawodzenia skrzypiec. Pani przewodnik, gdy oprowa­dza turystów i miłośników talentu poetki, szeptem dodaje, że sama słyszała dziwne echa, jakby dalekiej muzyki. I że pewnego wieczoru na własne oczy widziała w parku karetę, w której je­chał – sama w to nie mogła uwierzyć – Stefek Burczymucha! Na pewno on, może przysiąc na zgubiony pantofelek Kopciuszka.

Dziwne to – zastanawiają się niekiedy dzieci – bo tyle odby­ło się narad i konferencji na temat baśni i bajek, o spotkaniu z postaciami z bajek szepcą niemal wszyscy, ale nikt nie ma odwagi napisać naukowej rozprawy o tym, jakże fascynującym wydarzeniu. Dziwne, bo bajkolodzy debatują nad losem blak­nącego lnu z książeczki Jak to ze lnem było, a jakby obawiali się dyskutować o skrzypieniu furtki do ogródka czarownicy.

Lecz między Bogiem a prawdą i tak wiemy już, dlaczego tak się dzieje. Otóż żaden z uczonych bajkologów nie znał dotąd tego jedynego dnia w roku, kiedy to zbierają się w okolicach dworku bajkowi bohaterowie. Dopiero niedawno odkryto – i to zupełnym przypadkiem – że dzieje się tak każdego pierw­szego dnia czerwca. I to wieczorem albo i głęboką nocą. O pół­nocy wszystkie postaci jakby zamieniają się w obłok złożony z puszystych skrzydeł aniołów i znikają, jak poranna mgła znad szemrzącej u stóp dworku Jasiołki.

Podobno Szymek zajmujący się dziejami rycerstwa, gdy odwiedził dworek poetki, zobaczył pomiędzy starymi drzewa­mi w parku piękną panią i już miał do niej podbiec, i nawet krzyknął: „Mamo!” – a ona wtedy ze łzami w oczach w kolorze powietrza i wody zaśpiewała:

Poszłabym ci na kraj świata,
Jak ten wiatr, co w polu lata,
Jak ten wiatr, co chmury pędzi,
Białe chmury, puch łabędzi,
W ciemną, mroczną dal…
Tylko mi cię żal…

I kiedy wrócił do domu, usiadł cicho w kąciku swego poko­ju, patrzył na figurki kotków na półce, to na żywe kotki, które łasiły się do jego stóp, i myślał o pięknej pani, tak bardzo podobnej do jego mamy. Nie potra­fił utrzymać spotkania w parku w tajemnicy i w końcu opowie­dział o tym swojej prawdziwej mamie. A ona, wysłuchawszy tej opowieści, westchnęła krótko, spojrzała na synka swymi oczami w kolorze powietrza i wody i zanuciła tak samo pięk­nie, tak samo rzewnie:

Poszłabym ci na kraj świata…

O, tak, i Sylwia, rysując w szkicowniku klomby z fuksjami przy dworkowym ganku, słyszała w parku śpiew, widziała piękną panią, jakże podobną do damy z portretu na ścianie muzeum, i słuchała szeptanego przez nią wiersza:

Nie na zawsze słonko gaśnie,
Nie na zawsze ziemia zaśnie,
Nie na zawsze więdnie kwiecie,
Nie na zawsze mróz na świecie.
Przyjdzie wiosna,
Przyjdzie hoża,
Pójdą rzeki
Het do morza!

Wyraźnie słyszała, jak pani ta, podobna do poetki Marii Ko­nopnickiej, mówiła pięknie wiersz. Słowa krążyły przy uchu Sylwii przez wiele dni, zwłaszcza wieczorami. Aż nie wytrzy­mała i zwierzyła się z tego swej siostrzyczce Kasi. Wtedy Kasia uniosła oczy znad albumu, wtuliła głowę w jej ramiona i wy­znała:

– Siostrzyczko, ja też widziałam panią Marię. Też słyszałam wyśpiewany przez nią wiersz… Ale o gwiazdach, tak, o gwiaz­dach:

Świecą gwiazdy świecą
Na wysokim niebie…

Jakoś tak… A potem snuła się przejmująca zwrotka… Nawet dwie:

Powiadają ludzie,
Że z dawnej dawności
Pan Bóg wszystkie gwiazdy
Zapalił w równości…
Ni chłopa, ni pana
Nie było na niebie,
Każdy człek swą własną
Gwiazdę miał dla siebie…

O, wiele dzieci i widziało piękną postać poetki w parku. Wiele dzieci słyszało szepty krasnoludków. O! Kiedyś nawet sierotka Marysia przyprowadziła Koszałka Opałka i pokazała go całej klasie – niewiarygodne! A jednak. Jednak to prawda. Działo się to jak w magicznym teatrze: co chwilę zza drzew wychodziły baśniowe postaci i płatały dzieciom psikusy – lecz tylko zabawne psikusy, nigdy złośliwe.

Pewnego razu ukazał się grupie dziewcząt z gimnazjum chłopiec siedzący na gałęzi wielkiego platana. Machał zwi­sającymi, bosymi nogami i opowiadał o przygodach Janka Wędrowniczka. Opowiadał z takim zapałem, tak barwnie, że zasłuchane i zauroczone dziewczyny nie spostrzegły, że to wła­śnie Janek Wędrowniczek we własnej osobie ukazał im się na gałęzi i opowiadał swe własne przygody.

Dopiero teraz mówi się, że najsłynniejsi bajkolodzy zorgani­zują we dworze poetki specjalną konferencję, podczas której ogłoszą oficjalnie, że pierwszego czerwca każdego roku w tym miejscu pojawiają się bohaterowie bajek, baśni i wierszy Marii Konopnickiej dla dzieci. Ale – to bardzo ważne i arcyciekawe: rzadko bajkowe postaci pozwalają się oglądać osobom doro­słym. Najczęściej dzieci widzą i słyszą na przykład rozmowy i zabawy skrzatów, ale nie słyszą i nie widzą ich rodzice. Bywało jednak, że niekiedy mamy słyszały tylko śpiew albo recytowany wiersz, jednak nigdy nie zobaczyły ust, z których piękne dźwięki się wydobywały. Ot, taki już przywilej dzieci. Bajkolodzy przypuszczają, że dzieci są grzeczniejsze od star­szych i stąd to wszystko… Ale czy to na pewno prawda? I czy dzieci na pewno chcą poznać taką prawdę? A może dorośli ją już poznali i stąd to wszystko…

Tak czy inaczej, dzieci będą wsłuchiwać się w szelest liści w żarnowieckim parku, który miejscowi nazywają perłą znad Jasiołki, będą wiercić wzrokiem dziuple w omszałych korach wiekowych drzew; będą czekać na przyjaciół z bajań poetki. I niejednemu uda się spotkać królewnę, to królewicza, lub choćby usłyszeć srebrzysty śpiew pięknej damy o gwiazdach i może przez mgłę zobaczyć jej oczy w kolorze wody i powie­trza. Choćby tyle. I aż tak wiele.

Przypisy

1 Dworek wzniesiono z bali jodłowych i modrzewiowych. Około 1880 roku od strony zachodniej dobudowano z piaskowca i palonej cegły dwu­kondygnacyjną przybudówkę. Ściana frontowa jest zorientowana na godzinę jedenastą – promienie słoneczne padają wtedy na nią prostopadle. Taki dwo­rek znamy z ikonografii z 1903 roku, taki otrzymała Maria Konopnicka i taki znamy dziś, mimo remontu w 1968 r.

Budynek ten należał w 1811 r. do Jana Chrzciciela Rogoyskiego (znane są Moje pamiętniki jego syna Jędrzeja), później mieszkała tam jego córka Lubina, która poślubiła – ponoć niechętnie – austriackiego majora Tytusa hr. Miera, wówczas komendanta garnizonu w Krośnie. Potem mieszkała tam jej córka Henryka, słynąca z urody i romansu z Józefem Szujskim, ale poślubiła Wojciecha hr. Komorowskiego, powstańca z 1863 r., zasłużonego uczestnika walk w oddziałach Langiewicza.

Owdowiała Lubina Mierowa po upadku powstania wyjechała do brata Rogoyskiego do Kielc. Poznała tam szlachecką rodzinę Biechońskich, która potem nabyła żarnowiecki dwór.

Liberalna polityka w Galicji umożliwiła fundację daru narodowego – pre­cedensem był Oblęgorek dla Sienkiewicza w 30-lecie jego pisarstwa. Za sprawą Elizy Orzeszkowej, ale i polskiej inteligencji i polskich kolonii na Litwie (przy walnym wsparciu działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego z Janem Stapińskim i Jakubem Bojką) w 1902 r. powołano Lwowski Komitet Jubileuszowy na rzecz daru narodowego dla Marii Konopnickiej w 25-lecie jej pracy twórczej. Poetka, jako osoba delikatna, powinna mieć wpływ na tę decyzję, mogła wybierać z 36 propozycji sprzedaży posiadłości ogłoszonych na łamach „Kuriera Lwowskiego”.

Dworek w Żarnowcu zakupiono – przypuszczalnie za sprawą Jana Stapińskiego („szczęśliwy powiat krośnieński, że ma wśród swoich miesz­kańców Marię Konopnicką, szczęśliwa gmina Żarnowiec” – głosił publicz­nie). „Przyjaciel Ludu” ogłosił przyjazd pisarki do Żarnowca 8 września 1903 r. pociągiem południowym.

Już w Jaśle, na granicy powiatu – jak pisała później poetka do syna Jana – witały ją władze miejskie, sokolstwo, nauczyciele i gimnazjaliści, w sumie „kilka tysięcy publiki”; no i te „w upale nie do wytrzymania mowy, bukie­ty, muzyka”. Na stacji kolejowej w Jedliczach, sąsiadujących z Żarnowcem, w imieniu ludu i powiatu witali ją posłowie Bojko i Stapiński, znajomi z wielu polskich ośrodków, głównie Lwowa i Krakowa, włościanie i miejscowi i były „znów mowy i bukiety polne od chłopskich dzieci”. Po czym ruszono, Bie­choński powoził „wśród szalonego upału i chmury kurzu”, a za nim powo­zy, bryczki i podwody, do granicy Żarnowca, gdzie czekała banderia około 20 konnych „Żarnowiaków” w białych świtach, w czerwonych krakuskach z pawimi piórami, z kwiatami. Brama była wystrojona masztami oplecionymi zielenią i sztandarami narodowymi, wójt i gmina podejmowali nową właści­cielkę dworu chlebem i solą. Dworek podobał się: „okolica otwarta, falista, od północy modrzeją jakieś podgórza i świecą wieczorami kopalnie nafty w Potoku, płynie Jasiołka, która ma silne przybory wód górskich i na wiosnę rozlewa. Słowików podobno w wiklinach nadbrzeżnych – mnóstwo. I trzy­hektarowy park, a w nim tarasy. Już najwcześniejszą wiosną ziemia wygląda tu jak dywan” – pisała do Orzeszkowej.

Konopnicka jeździła po okolicy niewielkim powozem, niekiedy bicyklem, który wzbudzał sensację. Konopnicka to wielka instytucja społeczna – mó­wiono, więc władze austriackie nie były temu rade. Do poetki Maryli Wolskiej pisała o miejscowych dzieciach, niezwykle żądnych nauki i bardzo zdolnych, do Orzeszkowej zaś, że pracuje z tą społecznością, choć napotyka bariery, bo od 20 lat stąd ani jedno dziecko nie wyszło do nauki; i że tu łatwiej dziecko puszczają do Ameryki niż do nauki. Konopnicka przygotowywała dzieci do egzaminów, współpracowała z ks. Bronisławem Markiewiczem z Miejsca Pia­stowego (dziś wyniesiony do godności sługi bożego), gdzie prowadził zakład wychowawczy i sierociniec. Pomagała jej w tym Maria Dulębianka, malarka i przyjaciółka, która spędzała z nią w dworku lata. Przychodzili po radę i dorośli, pytali językiem wprost z Wesela – „co tam pani w polityce”.

Poetka zmarła we Lwowie w 1910 roku, spoczywa na Cmentarzu Łycza­kowskim. Z żarnowieckim dworkiem związane były także córki pisarki: Lau­ra – aktorka teatrów Krakowa, Lwowa i Warszawy, oraz Zofia. Obie zostały pochowane na cmentarzu w Jedliczu.

Dworek przetrwał cudem wojnę, mimo dewastacji odnowiono go, po­wstało w nim muzeum. Niemal do końca lat 90. minionego wieku prowadził je Zdzisław Łopatkiewicz. Przez lata wraz z żoną Stanisławą zbierali doku­menty, autografy i inne eksponaty; aranżowali działalność naukową. Dzięki nim powstała kolekcja malarstwa Dulębianki, interesujący zbiór kałamarzy z epoki, nie licząc pozostałych eksponatów z okresu secesji.

Dziś dworek, jak perła na zielonym aksamicie drzew parkowych, podobnie jak przed wiekiem przyciąga turystów, miłośników literatury, i zwyczajnie – każdego, kto w ciszy, przy akompaniamencie ptactwa, chce odpocząć w tym zakątku.

2022 „Rok Marii Konopnickiej”

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko