KOŚCI
gdzie pielgrzymuję
gdy ciało bezpiecznie śpi
czy błądzę za ognikami
po zmurszałych nagrobkach
odnajdując moje ostatnie kości
może rozpoznaję cienie
kresowej warowni
i omszałą czaszkę konia
obok mojej
wtulone w bitewną ostateczność
albo kruche szczątki
francuskiej praczki z Arles*
z zaciśniętym krzyżem w dłoni
dusza pamięta wszystkie swoje kości
one już nie przywołują
bo rozebrane z ciała
wrastają w macierz
*Praczki w Arles – obraz Paula Gauguina
POKOLENIOWO
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne…
(Krzysztof Kamil Baczyński, „Niebo złote ci otworzę…”)
wszyscy jesteśmy dziećmi wojen gwałtów
potomkami Baczyńskiego
potomkami ofiar Auschwitz Birkenau
pijani cierpieniem nasączeni trucizną
druty obozów głęboko wrosły w kręgosłupy
płyną w nas toksyczne gazy
i krzyczą ranni mężczyźni
w łonach matek umieramy za ojców
omszałe macewy w sercach dzieci
wołają o uwolnienie
dziadkowie prababki wybaczają oprawcom
ustami wnuków
i błogosławią naszą wolność
przodkowie chcą wypłynąć łaską
z naszych krwiobiegów
wsiąknąć w ziemię
i spokojnie odejść
DUSZA CHLEBA
jaki jest początek chleba – pyta chłopiec
gdy odprężona ziemia westchnie
wystawi zmarznięte rozłogi na słońce
potem drozdem wyśpiewa
obietnicę plonów – mówi dziadek
pod skupem zboża o północy
długa kolejka przyczep z ziarnem
w spracowanych dłoniach
krążą butelki wódki
na sąsiedniej ulicy w piekarni
zapach chleba
puste ścierniska już odpoczywają
jeżąc się na nieproszonych gości
chleb ma początek
w obietnicy ziemi
ZDJĘCIE 1921
mały chłopiec
patrzy wrogo
na wzburzoną Rawę
piąstki pobielały
od ściskania jedynego zdjęcia
rzeka oddziela od ojca
zna ból
rozdzieranej na pół kartki
obojętny na palbę karabinów
i popękany matczyny głos
gdyby umiał pływać
gdyby nie…
ojciec Niemiec
matka Polka
POWTARZALNOŚĆ
żyję we wszystkich moich matkach
które mnie urodziły odrzuciły
lub zaniosły na szumiące przymorza
żyją wszystkie moje dzieci
w gwiezdnych trybach
przyczyny i skutku
wciąż mijamy się przyciągamy
wiecznotrwałe stworzenia
z karmicznego mroku
rozproszone na krawędziach słońca
przysiadamy na chwilę
by napełnić się miłością
z mlecznych piersi
obłaskawić surowe słowa
wykarmić obietnice
i wrócić po oczyszczenie
błogosławię wszystkie moje matki
i siebie w nich
NA CHWILĘ
oderwałeś się tylko na chwilę
od macierzystej gwiazdy
by rozpoznawać ludzkie cienie
uczyć się samotnego nie wiem
odgrywać pamięć rodu
i oczyszczać z ołowianych kul
stałeś się śpiewem morza
w porzuconej muszli
wzlecisz lampionem w ciemność
unosząc listę życzeń
nad domami z kart
zawsze wracasz
świecącą drobiną
PEŁNIA
wchodzę ostrożnie
między ciemne ściany
jak w porzuconą skórę węża
odnajduję uwięzione echa
wstydliwe zakamarki
zaglądam w poranione miejsce
przytulając każdy obolały ślad
zakończyłam cichą wojnę
więc uwalniam cienie
by napełniły się światłem
współgranie i taniec światłocieni
nasyca moją pełnię
to czas na nowy cień
O DZIEWCZYNCE
jestem niczym demiurg
z mocą widzenia przyszłości
dziewięciolatki ze starej fotografii
znam każdy kamyk w jej bucie
i walkę z krukami
po których zostały
tylko bezskrzydłe cienie
snujące się pod stopami
dziewczynka ze wzruszeniem czyta
o chłopcu, który szukał domu*
nie przeczuwając
że ukochana książka dzieciństwa
ukształtuje dorosły świat
teraz słucha mojej opowieści
o dziewczynce która znalazła siebie
*Irena Jurgielewiczowa, O chłopcu, który szukał domu
BEZ OCZEKIWAŃ
rzeka nie ofiarowuje wody
według zasług glejtu czy wiary
jednakowo obmywa stopy
ksenofobom uchodźcom
prostytutkom prorokom
praźródło serca mieści
wszelkie przejawy życia
i rozmaitą esencję
przyobleczoną w ciało
natura obmywa stopy
swoim dzieciom
nie zważając na druciane zasieki
METANOJA
próbuje tańczyć
w kokonie z krat
z klatką wrośniętą w ramiona
grzęźnie w potrzasku oczekiwań i konwencji
bezradnie łykając krytykę z ośćmi
długo drobi w miejscu
w grupie zbłąkanych
chwilami z wyskoku dosięgając prawdy
aż znajduje własny rytm
wirując na palcach
samotnie przechodzi metanoję
ludzkiej larwy
w siebie
(Inspiracja klipem Youtube: Elastic Heart – Sia)
MYŚL ODLATUJE
Kim byłabym bez myśli,
że świat potrzebuje ulepszenia?
(Byron Katie)
uwikłani w doczesny sen
sięgamy poza siebie
szukając odpowiedzi w zgiełku
rozdzieramy spokój
natarczywą myślą
wystarczy zatrzymać ją w przelocie
ustawić w dobrym świetle
zbadać strukturę cienia
i chyżość skrzydeł
utulić w dłoniach
roześmiać się głośno
i wypuścić
TRWANIE
spokój drzew
zakorzeniony w bytowaniu
i ciszy ziemi
kiedy wrastasz w jednię z brzozą
przestajesz być formą
porzucasz imię
i prawieki wcieleń
płyniesz sokami pod białą korą
połykasz wiatr śmietankowe obłoki
karmisz się harmonijną obecnością
i trwaniem
w przytuleniu
zielony liść serca
wyciąga szyję ku słońcu
KWAZARY I MIKROBY
na krańcach światła
w szalonym wirze wszechświatów
płoną kapryśne kwazary
z zagubionych gwiazd
rodzą nowe protoplanety
w pozornym bezruchu mikroświata
i ziemskim bytowaniu
ludzkie mikroby
nie czują pędu kosmosu
przez niedowidzące teleskopy
dostrzegają zaledwie mikrony absolutu
OŻYWIENIE
gdy stary monolit pękał
wszystko w co wierzyłam
rozszczepiło się jak drzazga
pokruszyło w palcach
w przyciasnym płaszczu
sklejałam przestarzałe wzorce
i poszczerbione prawdy
przywierałam do krat
pionizując ciało i umysł
żeby trwać
pomimo pożarów
wreszcie zadeptałam ogniska
nauczyłam się uważności
nowych kroków i melodii ciała
przebiegłam przez mantry niczym linoskoczek
unosząc w ramionach równonoc
od kiedy pokochałam swój cień
jaśnieję w modlitwie
wzbieram morzem
ustokrotniam wiatr
————–
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl