Wiesław Łuka – Przez sztukę, ku pokrzepieniu … (współpraca,  Andrzej Minko)

0
182

Prawie wszystko w dziedzinie sztuk pięknych w Rzeczypospolitej  – prawie, bo z wyjątkiem  poezji,, dramatu  i prozy a także architektury  – ma swój początek w dekadach drugiej połowy  XVIII wieku. Wtedy to ostatni z Jagiellonów, król Stanisław August powoływał z rozmachem do życia sfery oświaty, kultury i sztuki. Na jego „zawołanie” zrodziło się szkolnictwo podstawowe, teatr, muzyka i malarstwo.

Przeskakuję wieki, bo teraz będzie o  sztukach plastycznych poprzedniego i  obecnego stulecia.  

***

Zgadywanka: kto był  projektantem orderów Orła  Białego (odnowionej jego wersji w II Rzeczypospolitej ), Polonii Restituta, Krzyża Niepodległości,  Buławy Marszałkowskiej Józefa Piłsudskiego? Nie wiecie? – Nie wiecie! – To wam mówię – Miłosz Kotarbiński, kształcony w Polsce i krajach zachodnich, a następnie nauczyciel – profesor warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Jeszcze jedna zgadywanka: kto opisał powstanie Akademii…,   zwanej w chwili narodzin, czyli kilka lat po  odrodzeniu Rzeczypospolitej (1923), Szkołą Sztuk Pięknych?  To też mało kto wie! Zatem podpowiadam: Włodzimierz Bartoszewicz, autor książki, dzięki której i ja poznałem powstanie i  rozkwit Szkoły… w ostatnich dekadach.

***

Bartoszewicz –  malarz, grafik, ilustrator, karykaturzysta,  portrecista – jeden z pierwszych absolwentów Szkoły… szybko awansował do roli jej profesora. Zaś ta uczelnia plastyczna szybko zyskała renomę jednej z  czołowych w Europie. Powstała dzięki finansom rodziny Kierbedziów . Znaleziono dla niej  potężny gmach  (wcześniej szpitala) miejsce nad Wisłą, na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Do dziś, po licznych, strojnych  przeróbkach służy Akademii, choć jej główna siedziba,  to od lat powojennych Pałac Czapskich na Krakowskim  Przedmieściu.  Bartoszewicz nazwał swoją książkę (1966) : Buda na Powiślu. Gmaszysko przeżyło wiele  historycznych, wojennych i powojennych przygód, a artysta – karykaturzysta kochał przygody w sferze sztuk pięknych.

ASP_Warszawa, Wybrzeże Kościuszkowskie – dzisiaj

Co nam przekazał?    Warto przypomnieć, że w latach narodzin II Rzeczypospolitej w stolicy  działały trzy prywatne szkoły „sztuk pięknych”. Jedną z trzech przejęło państwo – właśnie tę na Wybrzeżu  Kościuszkowskim (1922) i nadało jej status „narodowej” . To miejsce przypominało wtedy „nadwiślańskie wertepy” zdobione przez  topole pamiętające czasy  króla Stanisława Augusta.  Dookoła gmaszyska były wertepy, ale do jego sal pierwsi profesorowie i wykładowcy wnosili natychmiast  przemyślaną, nowoczesną filozofię twórczą .

 Kto chciał zostać absolwentem  sztuk plastycznych, musiał poznać podwaliny wszystkich jej dziedzin i wszystkich rodzajów potrzebnych materiałów. Na pierwszy ogień szła nauka rysunku. Tu rej wodził profesor Miłosz Kotarbiński, (brat  Tadeusza,  filozofa).  Ten zaliczał egzaminy studentowi,  Włodzimierzowi Bartoszewiczowi, późniejszemu  autorowi Budy… On zaskoczył profesora Kotarbińskiego rysunkiem całej postaci modela. Dość szybko wpadł w oko również innego profesora, bo znakomicie   komponował obrazy na płótnie, dobierał  kolory, wyczuwał cienie i światła, co się podobało profesorowi, Tadeuszowi  Pruszkowskiemu, który  „malował prawdziwe obrazy”; o tym  wszystkim  można przeczytać w  Budzie… Czytam:  „…Obrazy powstawały jak grzyby po deszczu – śmiałe, barwne, wariackie, swobodne… Dawaliśmy upust  swym temperamentom i fantazji… Prusz, zwany Starym,  jednak utrzymywał atmosferę szkolnej dyscypliny, a my zachowaliśmy się jak pilne sztubaki… ”

Sztubakom jednak nie broniono studenckich  popisów w dziedzinie innych sztuk. Poetycko wierszowali w stworzonym teatrzyku kukiełkowym. Ten  „ traktowali  priorytetowo”:  „… Każdy  dziś nowości szuka/   By prym w sztuce wieść z honorem, / Lecz nie każdy wie, co s z t u k a / Chociaż zwie się profesorem…”   Czytam i cytuję:  „ …W gmachu nad Wisłąuczono jednak głębokiego umiłowania sztuki i wyczucia piękna… Kazano malować  rzetelnie, szczerze, pracowicie, czasem „na wariata” czasem z  rozmysłem i wnikliwością; zawsze śmiało i z rozmachem…”

Wł. Bartoszewicz

Wspomnienia profesora Bartoszewicza: „ … Poza malarstwem i rysunkami, studiowano rozmaite techniki – od akwareli i oleju, do malarstwa ściennego i fresku, próbowano  rozwiązywać zagadnienia sztuki użytkowej i wnętrzarstwa…”  Dzięki profesorom — między  innymi, Leonowi Wyczółkowskiemu, Władysławowi  Skoczylasowi i , Wojciechowi  Jastrzębowskiemu rozkwitła i zasłynęła w świecie polska, czarno-biała grafika oraz sztuka dekoracyjna, nawiązująca do sztuki ludowej.

Już w pierwszych latach II Rzeczpospolitej profesorowie i studenci sprawili ojczyźnie wielki prezent: Polska otrzymała w Paryżu Grand Prix za pawilon międzynarodowej wystawy  sztuk. Mógł profesor Józef Czajkowski, pierwszy w międzywojniu rektor Szkoły Sztuk Pięknych, późniejszej Akademii , szczerze cieszyć z wierszyka , kukiełki studenckiej: „… Życzenia/ Składam  najgorętsze/ By  pańska zewnętrzność/  Była jako wnętrze…”

 Tyle poważnej, co i uśmiechniętej  przeszłości.

***

Pora na teraźniejszość  – również tyle poważną, co i uśmiechniętą.

 – Czego byś nie szukał w jakiejkolwiek sztuce – tutaj zajdziesz! To zapewnienie w wywiadzie Magnificencji – aktualnie od dwóch lat rektora, Błażeja Ostoi Lniskiego.

Rektor ASP prof. B. Ostoja Lniski

Tu zajdziesz wszystko, i jeszcze dużo więcej, bo ASP, to uczelnia artystyczna  o największej liczbie w kraju studentów (ponad 1600 rodaków i ze świata) – oraz kadry wykładowców. Jedni się uczą, drudzy nauczają na dziewięciu  wydziałach. Grzech by był ich nie wymienić. Zatem: * malarstwo, * rzeźba,  *grafika,* konserwacja i restauracja dzieł sztuki, * architektura wnętrz, *wzornictwo, *sztuka mediów,* scenografia, *zarządzanie kulturą  wizualną! Biblioteka Akademii bogata jest   liczbą większą, niż 40 tysięcy wydawnictw i dzieł sztuk wszelkich. Prawie od 20 lat przyznaje  tytuł honoris causa. Pierwszymi zaszczyconymi byli – Japończyk, Yusaku Kamekura, a zaraz po nim, Andrzej Wajda. Przedostatnim rektorem był  wybitny rzeźbiarz, profesor, Adam Myjak, a aktualnie berło „dźwiga” od dwóch lat wyżej wymieniony…Ostoja….  
Cytuję  tego przedostatniego: … Miałem taką refleksję, że tak wspaniała nagroda, jaką otrzymałem za dzieło życia, jest przyznana za całokształt i tak jakby zamykał się pewien okres, kiedy już mógłbym usiąść i przyglądać się tej pięknej statuetce. Ale zaczęła się rodzić we mnie przekora, że nie czas na podsumowanie i muszę dalej pracować…”

A co wtedy mówił podczas laudacji  o Przedostatnim – Adamie Myjaku – ten Ostatni, aktualny? Cytuję więc Ostoję.: „…Niezwykle interesująca jest umiejętność tego wybitnego rzeźbiarza do poruszania się między skrajnymi punktami skali. Z jednej strony jest to operowanie realizacjami monumentalnymi, niejako rzucającymi odbiorcę na kolana, z drugiej zaś – rodzaj lirycznego dialogu, do którego artysta zaprasza, operując niuansami i małymi formami. Zaskakujący dla mnie, jako malarza, jest szczególny rodzaj wrażliwości tego twórcy na materię -przypominającą niekiedy malarskie impasty, zaś w kolejnej odsłonie są to lśniące, niemal już futurystyczne w wyrazie realizacje wykonane ze stali…”

***

Jestem w Akademii ( przypominam: dość dawno temu,  to była Szkoła Sztuk Pięknych) ,  która rozpoczęła działalność w połowie XIX wieku nad Wisłą przy Wybrzeżu Kościuszkowskim.. 

Krytycy o niej piszą: „Dziś przykładem ambicji do odegrania publicznej roli raju dla sztuki  jest Pałac Czapskich przy  Krakowskim  Przedmieściu. Urzeczywistnia się w ramach projektu unijnego jego przebudowa i renowacja. To miejsce pełni od lat pełni  kulturotwórczą, a działalność adresowana jest do szerokiej publiczności. Akademia otwiera się na zewnątrz, jest szkołą dla wszystkich, niezależnie od poglądów, więc reaguje również na to, co dzieje się poza murami pałacu odnowionego po wojennych zgliszczach”

***

Jutro wrócę do Magnificencji – rektora na spotkanie i rozmowę,  które mi obiecał. Dziś poprzedzę je dwiema wcześniejszymi rozmowami z profesorami wydziałów, by cokolwiek przybliżyć atmosferę pracy i uniesień artystycznych ostatnich dekad w Akademii Sztuk Pięknych.

***

Arkadiusz Karapuda  profesor akademicki, doktor habilitowany na Wydziale  Malarstwa. On nigdy nie zapomni relacji z jednym z profesorów, który oceniał ich prace jako studentów:  „Oj panie, to nie dobre, namalowałeś pan gówno”  

Sięgam do  czasu dzieciństwa  pana Arkadiusza. Miał lat siedem i dumał, jak w mazowieckim Żyrardowie zrobić coś z niczego. Lubił dłubać w drewnie – wtedy głównie w korze.  Samo dłubanie mu się podobało, bo tata, ślusarz także dłubał, ale  w metalu.

 Arek lubił także fantazjować, więc z kory „rodzili się ludziki oraz zwierzaki”. Lubił także uczuć się języka polskiego i historii   (nie tylko polskiej), u pani  profesor Dutkiewicz Anny. Do tych dwóch przedmiotów, w liceum doszła jeszcze łacina. Dlatego maturę mógł zdawać  w trzech językach, bo opanował angielski i niemiecki. Wspomina: „… Po głowie mi chodziła także Politechnika, ale zwyciężyła Akademia i od razu malarstwo.  Przyszedłem  na egzamin z ciężką teczką rysunków, ale to pierwsze podejście okazało się negatywne…” Pytam: – Rozpłakał się pan z powodu młodzieńskiej klęski?.  Notuję: „…Nie płakałem, bo byłem  tuż po maturze i po męsku pomyślałem, że każdemu może się zdarzyć niepowodzenie… W następnym roku znów  wystartowałem, ale na Wydział  Konserwacji Zabytków. Myślałem, że może tu będzie łatwiej… Dostałem się, jednak przez obydwa semestry na Konserwacji wydawała mi się ona za mało kreatywna…”  Chcę zapytać: – Podczas drugiego podejścia ?… Profesor  mnie przerywa i kontynuuje: – Na powtórny egzamin przygotowałem nową teczkę rysunków. A oprócz tego egzamin trwał kilka dni i trzeba było  malować w sali Akademii, na oczach pilnujących nas asystentów. Namalowałem  cztery obrazy – martwą naturą, jakiś pejzaż  oraz akty dziewczyny i chłopaka… Dostałem się na malarstwo… osiągnąłem swoje… Wydawało mi się, że złapałem Boga za nogi”…

Od pierwszych tygodni na  tym wydziale  wszystko mu podobało. Nowy rok akademicki zaczynała  ich  „paczka” – 24 osoby. Każdy pilnował swego, bo każdemu zależało na wykazaniu się…Takie lata, że ich atmosferę  pamięta się do końca życia…Wykładowcy wymagali od  studentów  dorosłości i oni szybko dorastali. Nie  było opiekuństwa ze strony kadry. Żaden profesor nie musiał prowadzić studenta za rękę: każdy z nich szedł swoją ścieżką, każdy wyrobił  sobie własną ścieżkę. Pan Arkadiusz dodaje: –  A dziś  wyczuwam  i obserwuję w Akademii atmosferę nad opiekuństwa.

Przyszły, czyli obecny profesor, już  na czwartym roku studiów został poproszony przez profesora Marka Sapetto o pełnienie roli swego asystenta. Każdy  by się poczuł tym  wyróżniony. Wspomina, że do pracy przychodził wcześnie rano, a wydział opuszczał późnym wieczorem. Profesor Sapetto  zaproponował studentowi „przejście  na ty”. Nie przeszli – bo profesor urodził się w roku 1939, a student w roku 1981.

 Pytam profesora Arkadiusza o ocenę poziomu przygotowania do studiów nowych, obecnych roczników. Notuję: – Myśmy mieli dużo mniejszą wiedzę i świadomość sztuki współczesnej. Kogo było wówczas stać na wyjazd do innych krajów, by poznawać europejską współczesność w sztukach pięknych? A dziś? Nie ma problemu z wędrówkami  studentów po świecie.  Do tego  – już dawno  przywędrował do Polski i zadomowił się internetowy świat. Gdy studiowałem, to moje ulubione, fenomenalne dzieło Jana Vermeera – „Alegoria malarstwa” (1666-1668) było niedostępne, a dziś każdy student może się zachwycać nim w rzeczywistości wirtualnej.  Autor genialnie skomponował dzianie się na płótnie z kolorem.  

*** 

Sławomir Ratajski, profesor, dziekan  Wydziału Sztuki Mediówzapewnia, że bogactwem Akademii jest wielość różnych języków artystycznej wypowiedzi.

Pytam go: jak długo „zarabiał” na  funkcję dziekana? – Jako student, potem asystent nieżyjącego już profesora, Jerzego Tchórzewskiego, najpierw prowadziłem  Pracownię Rysunku? … Raczej nie chcę powiedzieć, że tu się zarabia na funkcję? Skończyłem studia w 1979 jako  absolwent malarstwa i rysunku. W naszej  Akademii   zasługuje się na awans pracą i rozwojem artystycznym wśród koleżanek i kolegów. Obserwujemy siebie nawzajem, widzimy swoje osiągnięcia programowe, badawcze i wychowawcze… Nasz  Wydział Sztuki Mediów powstał zaledwie dziesięć lat temu jako wyzwanie cywilizacyjne.  Daleko nam do tradycyjnych od  wieków osiągnięć rzeźby, malarstwa, rysunku, Wszystkie inne wydziały, to osiągnięcia ostatnich dekad, rozwoju elektroniki i świata cyfrowego. -Wtrącam swoje trzy grosze:  – Dzieło artystyczne może się wyrażać różnorako… Dziekan Ratajski rozwija: –  Tak, różnorako – również jako performance. To rodzaj sztuki wizualnej na bazie teatru, łączącego  między innymi, poezję, plastykę, fotografię, instalacje, film. Pytam: – Jak pracujecie – rozmawiacie w grupie, czy indywidualnie, metodą tet a tet? Notuję: -Tak i tak. Uczymy się pracować konceptualnie. Ważne, by to było wyrażeniem artystycznym i pełniło funkcję artystyczną. Dzieło może mieć charakter jednego medium ale także charakter multimedialny. Tematy rodzą się z mojej inicjatywy, lub z pomysłów studenckich. Pomagamy sobie wzajemnie wykrywać pomysły z otaczającej rzeczywistości i  uzasadniać ich wartość merytoryczną – społeczną i artystyczną. Zauważam: – To nie jest łatwe zajęcie. Słucham: -To jest również odkrywanie samego siebie, swoich możliwości, własnego potencjału w zakresie – co, dlaczego i jak.

Piszą w akademickich wydawnictwach o dziekanie Sławomirze: „ … Prowadzi autorską Pracownię Koncepcji Artystycznych… Debiutował w latach 80 twórczością silnie  utożsamianą z nurtem nowej ekspresji jednocześnie włączając się w ruch niezależnego życia artystycznego okresu stanu wojennego, unikając jednak tematów doraźnie publicystycznych. W początku lat 80. Malował obrazy inspirowane widokami miejskich murów, które stanowiły prawdziwe pole walki społeczeństwa z władzą…”

W późniejszych latach krytyka zauważyła, że dziekan tworzy „malarstwo dynamiczne  i symboliczne w duchu Nowej Ekspresji”. A ta nowość na płótnach, to wyróżniające współgranie ruchu z kolorem olejowych plam i różnorakich figur. Nie ma na nich ludzi, przyrody, sytuacji, obrazów rzeczywistości w czasie i  przestrzeni. Nie ma i nie musi być. Przecież sztuka – to wolność. Artysta, to człowiek wolny.

***

Błażej Ostoja Lniski – zapowiadałem powrót do Magnificencji, więc jestem.

O obecnym rektorze piszą, że  w Czersku na Kaszubach „wzrastał  pod okiem ojca, Włodzimierza – artysty malarza i rzeźbiarza ludowego, znanego opiekuna dziedzictwa kultury Kaszub” . Dodają też , że od wczesnych lat młodości przyjaźnił się z rodziną Aleksandra Raka, wybitnego grafika, współtwórcy polskiej szkoły grafiki reklamowej w międzywojniu.

Pan Błażej, kiedyś student, z nutką nostalgii wspomina pierwszą w życiu zagraniczną wycieczkę, tę do Włoch . Była ona – „radosną eskapadę i zachłyśnięcie się tym, co do tej pory oglądał na obrazkach i slajdach w sali wykładowej na Wybrzeżu Kościuszkowskim”. Już wtedy zajmował się litografią w „swojej prywatnej pracowni”. Także  wtedy zaprzyjaźnił się w pierwszymi Wochami; do dziś wymieniają się zaproszeniami.

Dyplom magisterski z wyróżnieniem otrzymał za cykl obrazów pt. Pejzaż i  pracę teoretyczną pt. Jeden dzień z życia malarza. Dodatkową  nagrodą  było pozostanie na uczelni z funkcją   asystenta na Wydziale Grafiki, w Pracowni Litografii,  prowadzonej  przez profesora Władysława Winieckiego . Wspomina mi teraz tamten czas startu  akademickiego. Rozmawiamy  w  przestronnym, jasnym gabinecie rektorskim .  Gospodarz Akademii częstuje mnie czekoladkami. Mówi mnie w pewnym momencie: –  Mogę powiedzieć, ze litografia stała się moim drugim domem…

 A ja czytam dzień wcześniej w jednym z jego wywiadów; „… Profesor Winiecki pojawiał się w pracowni od czasu do czasu , a ja stamtąd nie wychodziłem … Był to człowiek, z którym rozumieliśmy się bez słów, choć czasami sprawiał trudności w  komunikacji. Dlatego nie ułatwiał współpracy ze studentami. Nie był typem mentora, za to miał niesłychaną intuicję i świetne oko.”

Przyszły rektor, wtedy  już doktor  zostaje wybrany na prodziekana Wydziału Grafiki i kierownika  Niestacjonarnych Studiów Doktoranckich. W tym, co robił jako grafik i malarz, i jak o tym pisał  w wydawnictwach Akademii oraz w wywiadach prasowych odwoływał się do historycznych postaci artystów  – plastyków Młodej Polski –  Stanisława Wyspiańskiego, Leona Wyczółkowskiego, Jana Stanislawskiego, Józefa  Mehoffera . Jako malarz preferował  pejzaż, o czym rozprawiał niełatwym językiem: „ …On jest  zapisem moich pierwotnych emocji, próbą dotarcia do osobistego znaku, stworzenia  własnego alfabetu języka plastycznego – moja gramatyka zdarzeń…”.

Wkrótce został wybrany na dziekana Wydziału Grafiki z tytułem profesora  sztuk. Już odnosił sukcesy w niekończącym się paśmie wystaw krajowych i zagranicznych. W  jednym z jego licznych opisów i wnikliwych filozoficzno – formalnych analizach dzieł  można przeczytać: „…Mamy do czynienia z przypadkowością i prawdopodobieństwem,  różnymi korelacjami  i determinantami. W świecie zmiennych losowych nie możemy wszystkiego dokładnie przewidzieć, ale odbiorca może podejrzewać, że istnieje jakiś klucz do odczytania zagadki. Układ elementów każdej kompozycji jest wynikiem losowych działań…”  Przeczytałem i i oceniłem po tej lekturze :  To jest przykład teoretycznej analizy; nie ukrywam, że  trochę zagadkowej

 Ma Błażej Ostoja także łatwiejsze w czytelniczym odbiorze  myśli – opinie o świecie,  sztuce i Akademii.

Powiada w jednym z ostatnich wywiadów w magazynie SZUM: „…Wszystko na świecie co jakiś czas powraca, tylko  zawsze w innej, uwspółcześnionej formie… Świat się zmienia szybciej niż to sobie jesteśmy w stanie wyobrazić. … Akademia musi reagować i reaguje  na rzeczywistość, bo inaczej zmarnieje.…”

Rektorat ASP Warszawa

W gabinecie, w odnowionym Pałacu Czapskich rozmawiam z rektorem. Słucham i notuję jego zapewnienie: –  Chcę budować przeszłość uczelni póki jestem jej rektorem. Staram się  rozbudowywać  ambicje własne oraz wszystkich, z którymi współpracuję  tu i  w kilku miejscach Warszawy.  Wspólnie z kadrą i studentami staramy się tworzyć atmosferę szacunku , rozumienia i podziwu dla wielkości sztuki. A jaki to przyniesie efekt, sam jestem ciekaw…

 Pytam rektora o relacje między  wykładowcami – artystami i studentami – przeszłymi artystami. Słyszę: – Nie  próbujemy  rozstrzygać za  studentów,, którą drogą pójdą. Sami rozstrzygają własne życie i twórczość. My, starsi,  zapoznajemy ich o drogach wariantowych. Jednak artyści  powinni formułować się sami – myśleć i być niezależnymi. My tylko dajemy im narzędzia do kształtowania niezależności. Pytam: – Czy przychodzą tu także tacy, którzy nie wiedzą , po co przyszli? Zapisuję: – Zdarzają się, ale bardzo rzadko. Tacy już w swojej średniej szkole artystycznej odpadają. W tym roku na samą grafikę zgłosiło się 250 aplikantów na 40 miejsc.

***

Sporo moich pytań, sporo odpowiedzi gospodarza tego zachwycającego salonu. Przyglądam się, co wisi nad rozległym stołem – biurkiem  Magnificencji.  Wiszą na ścianie,  dwa płótna o dużej urodzie, abstrakcyjnej w temacie i treści.  Nie było czasu porozmawiać o tych dziełach.

 Chciałbym  – żeby mi się kiedyś przyśniły.

***

U „odrestaurowanych   Czapskich” na Karkowskim  Przedmieściu przybysz uczy się podziwiać i kochać sztukę w wielu przejawach. Nawet gołym okiem widać ją z perspektywy akademickiego dziedzińca. Nie chce się  z niego wychodzić  na głośną ulicę. Czuje się, że w tych w murach dzieją się  niezwykłe sprawy.     

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko