Rekomendacje książkowe z Biesiady Literackiej SPP

0
63

Wacław Holewiński
Łubieński czytany na nowo

W roku 1976 podzielił Polaków swoim esejem historycznym „Bić się czy nie bić”. Spory były gwałtowne, ale takie być musiały. Cała Polska historia to dylemat: wolność wywalczyć czy wolności doczekać. Ale zanim Tomasz Łubieński opublikował ten słynny esej, zaczął pisać dramaty. I pisał je przez wiele lat.

W tomie „Koczowisko. Dramaty” pomieszczono siedem dramatów (jeden pisany specjalnie dla radia) oraz obszerny wstęp autorki wyboru, prof. Ewy Wąchockiej. Trzy z nich, „Zegary”, tytułowe „Koczowisko” oraz „Ostatni” to dramaty historyczne, pozostałe mają za podglebie to, co tu i teraz.

Wartością dramatów Łubieńskiego bez wątpienia jest ich język, zwłaszcza w „Zegarach”. Autor „Koczowiska” z językiem eksperymentuje: szybkie dialogi, czasami, pozornie, gdzieś obok głównego nurtu, ale przecież zazębiające się, budujące akcję. Bez wątpienia bywa wyzwaniem dla odbiorców.

Tom wydany w IBL-owskiej serii „Dramat Polski. Reaktywacja”. I, jak poprzednie, ma przypominać autorów, którzy przed laty święcili triumfy na scenach, a dziś, często niesłusznie, zeszli na plan dalszy. Wciąż warto, tak jak w przypadku Łubieńskiego, do nich wracać, czytać na nowo.

Tomasz Łubieński – Koczowisko. Dramaty, Wydawnictwo Instytutu Badań Literackich, Warszawa 2022, str. 557.

Piotr Müldner-Nieckowski
Elżbieta Isakiewicz: Szelma

Wydawcy, którzy twierdzą, że czytelnicy nie chcą czytać opowiadań, powinni pójść po rozum do głowy i odświeżyć podstawy wiedzy z zakresu marketingu książki. Szczególnie dzisiaj, kiedy większość potencjalnych odbiorców sądzi, że opowiadań (tak jak słowników) już się nie wydaje, bo nie ma takiej potrzeby.

Właśnie mam za sobą lekturę opowiadań, które potwierdzają tezę, że może to być bardzo atrakcyjny gatunek twórczości literackiej i że konieczność drukowania małych próz właśnie się spotęgowała.

Nazwisko Elżbieta Isakiewicz znam doskonale jako stały czytelnik „Gazety Polskiej”, w której w latach 1993-2005 pisywała oryginalne, często zaczepne felietony i komentarze. Od nich zaczynałem lekturę. Potem „Gazeta Polska” zmieniła skład dziennikarski (mniejsza o formę, przyczyny i skutki), ale autorka bynajmniej nie znikła, wyłoniła się bowiem bez trudu po innej stronie piśmiennictwa, szczególnie jako pisarka. Kilka wystąpień tego rodzaju miała znakomitych, a wśród nich udział w konkursie literackim z okazji pandemii koronawirusowej, na który nadesłała fragment zaskakującego oryginalnością dziennika pt. Piłka w czasie zarazy (tekst ukazał się w antologii pt. Wiosnę odwołano, Instytut Literatury, Oficyna Wydawnicza Volumen, Kraków-Warszawa 2020, str. 440-450).

Teraz wpadła mi w ręce książka tej autorki, zawierająca inteligentne opowiadania. Przypomina dawne dzieła arcymistrzów takich jak Jan Potocki czy Antoni Czechow, ale tylko przypomina, bo jest jednak bardzo dzisiejsza, współczesna i polska. Po prostu – własna, taka która nie zdradza przed laty ukształtowanych ideałów. Posługuje się narracją zwięzłą i zarazem wszechogarniającą. Zapętlać i jednocześnie porządkować układy słów tak sugestywnie i przejrzyście, czyniąc krystaliczne opisy, ze znanych mi żyjących pisarzy potrafi chyba tylko Piotr Wojciechowski, choć rzecz jasna robi to zupełnie inaczej i ma zapamiętany inny słownik polszczyzny czynnej, używanej raczej w prozie artystycznej, bo już mniej w esejach.

Isakiewicz niejako na poczekaniu znajduje w pamięci rzadkie wyrazy i pomysłowe frazeologizmy, mimo wszystko zrozumiałe nawet dla osób słabo wykształconych. Jeśli trzeba, to je na poczekaniu tworzy, bo wie, że każdy czytelnik od przedszkola zna reguły słowotwórstwa, a potrzebne sensy migiem sobie sam odtworzy. Wypowiedzi osadza na składni języka mówionego, ale wciąż na poziomie – jak to nazywają stylistycy – książkowym, dlatego czytający nie odczuwa drażniącego u niektórych pisarzy przesadnego indywidualizmu albo rzekomej przewagi intelektualnej nad odbiorcą. Czytelnik bowiem ma w zamian wdzięczne rozumienie dziwności tego, nad czym zgrabnie rozwodzi się opowiadanie. A świat jest dziwny, ludzie zaś jeszcze dziwniejsi. I mimo wszystko tacy nasi…

To jest proza, której nie sposób odrzucić. Zdradliwie wciąga i każe czytać do końca. A zawiera rzeczy trudne, głębokie, tak łatwo podane… Filozoficzne spojrzenie na psychologię, na losy życia.

Czasem dyskretnie wpada w konwencję bajki.

Zdarzenia są tu pozornie przypadkowe, bo konsekwentne. Przypadki pozornie wymyślone, bo stworzone prawdziwie. Wzajemne wpływanie ludzi na siebie wobec oporu przed wpływaniem. Oryginalne postawy wobec świata bliskiego i odległego.

Wszystko to niezwykle sprawnie zagęszczane, a gdzie trzeba, podkreślane celną puentą albo ukrytym objaśnieniem. Akcje prowadzą ścieżkami zawsze krętymi, lecz możliwymi do wyprostowania. I autorce nie chodzi o to, że sama chce coś powiedzieć, ale o to, co czytelnik przeżyje, dowiadując się takich to a takich rzeczy.

Jazda po bandzie i w locie mruganie do tych, którzy mają z tego frajdę. Ta szelma Elżbieta Isakiewicz. A właściwie jucha, bo artystycznie bez reszty uczciwa.

Piotr Müldner-Nieckowski

_______________________

Elżbieta Isakiewicz, Szelma i inne opowieści przyziemne. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021. Stron 144. ISBN 978-83-8196-234-6.

Zbigniew Zbikowski
Przez cztery klimaty

Biografie ważnych postaci pisane przez członków ich rodzin, przez dzieci, wnuków i innych bliskich, mają swoją specyfikę. Bywa, że potomek sławnej lecz nieszczególnie pozytywnej postaci pragnie odciąć się od swego przodka, rozliczyć jego i swoją przeszłość. Zdarza się odwrotnie – postać surowo ocenioną przez historię syn czy córka pragnie ocieplić, pokazać z innej, rodzinnej strony i zrelatywizować jej wybory podszyte polityką lub wręcz otwarcie polityczne. Biografia Witolda Rudzińskiego autorstwa Teresy Bochwic nie należy do żadnej z tych kategorii. Jest ciepłą opowieścią córki o niezwykle zasłużonej postaci polskiego życia muzycznego, kompozytora, popularyzatora muzyki poważnej i pedagoga, poprowadzoną przez cztery epoki: dwudziestolecie międzywojenne, okres sowieckiej i niemieckiej okupacji, czasy Polski Ludowej, aż po transformację ustrojową lat dziewięćdziesiątych.

Z obrazu życia ojca, jaki maluje swoim czytelnikom autorka, wyłania się obraz niezwykle uzdolnionego człowieka, którego życie skupiało się na dwóch, może trzech celach: twórczości, popularyzacji muzyki i rodzinie, a kolejność ta niekoniecznie oddaje hierarchię ich ważności na poszczególnych etapach, raczej mówi o tym, z czego najbardziej Witold Rudziński był znany. Jego dorobek kompozytorski jest spory: sześć oper, trzy oratoria, trzy utwory symfoniczne i koncerty, liczne utwory kameralne i pieśni. Jest także autorem oryginalnej teorii rytmu muzycznego oraz książek o St. Moniuszce i B. Bartóku. Pracę pedagogiczną rozpoczął zaraz po studiach paryskich w 1939 roku, w wileńskim Konserwatorium. W 1943 roku przedostał się z żoną z zajętej przez Niemców Litwy do Warszawy, po wojnie zaś włączył się w organizację na nowo życia muzycznego, pełniąc różne ważne funkcje i na uczelniach muzycznych, i w Ministerstwie Kultury i Sztuki, i w instytucjach kultury. W 1957 r. został wykładowcą PWSM w Warszawie, z którą to uczelnią związał się na lata – był nawet przez jedną kadencję jej prorektorem.

Teresa Bochwic opisuje koleje życia ojca jako twórcy na różnych etapach, za każdym razem dając obraz tła społecznego i politycznego, a właściwie splotu, w którym każdy artysta zmuszony był poruszać się i dokonywać wyborów, często podszytych kompromisem, którego ceną było uprawianie sztuki (w tym wypadku muzyki) i docieranie z nią do odbiorców. Stara się obiektywizować swoje sądy, choć będąc całe życie tak blisko swego bohatera, trudno uciec od ocen subiektywnych – co zupełnie nie dziwi w przypadku rodzinnego związku ojca i córki. Warto tę książkę, pisaną ładnym, przejrzystym stylem i językiem, gęstej w fakty znane i mniej znane, przeczytać choćby po to, by lepiej i z bliska zobaczyć, jak wyglądały historie ludzi z kręgu kultury, ta i inne (bo na stronach biografii Witolda Rudzińskiego pojawia się cała plejada polskich twórców z jego bliskiego i dalszego otoczenia), których drogi twórcze biegły swoistymi meandrami wijącymi się w rytm zmian na planie politycznym, i których wspólnym mianownikiem na mecie życia okazywała się ostatecznie Polska. I więcej z tego zrozumieć.

Teresa Bochwic: W rytmie Polski, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Warszawa 2021, s. 520, ISBN: 978-83-224-5155-7

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko