Jan Stanisław Smalewski – Niech będzie pochwalony Jubileusz XX-lecia Literackiej Gazety Gdańskiej MIGOTANIA

0
138

Nie wiem jak inni, ale ja bardzo lubiłem jubileusze. Dlaczego w czasie przeszłym? Wiadomo, teraz można o wielu tego typu wydarzeniach tylko pomarzyć. Lub jedynie je powspominać. Już samo pojęcie „jubileusz” budzić w nas może dziwne uczucie jakiejś tęsknoty, może nawet niemocy. Weźmy chociażby pod lupę takie zwyczajne rodzinne rocznice. Jubileusze urodzin, imienin, pożycia małżeńskiego… Kiedyś kojarzyły się one nam zawsze z okazją do mniej lub bardziej hucznego świętowania, z okazjami do większych rodzinnych i towarzyskich spotkań, do sympatycznych gestów upamiętniających te święta – bo i świętami było można je nazwać – poprzez upominki, prezenty, a nawet odznaczenia, czy też inne gratyfikacje wartościujące.

Kiedyś. A dzisiaj to „kiedyś” staje się coraz odleglejsze. I nie tylko z powodu szalejącej pandemii covida. Bo czas umyka, a wartości z nim związane, wartości dominujące w naszym życiu codziennym zanikają, ulegają degradacji. Bo dewaluują się nasze tradycje, zanikają wyjątkowo trwałe niegdyś więzi rodzinne, a już zwłaszcza społeczne.

Bo społeczeństwo z roku na rok staje się coraz bardziej rozbite, podzielone, zagubione w codzienności, której też coraz więcej mamy do zarzucenia.

Oczywiście, kiedy dochodzi się do reminiscencji jubileuszowych, należałoby dopowiedzieć – co jest tego powodem, dlaczego tak się dzieje?

Wyjaśnienia, że winny jest zmieniający się wciąż, i to zwykle na niekorzyść, świat; jego absorbujące młodzież grabieżcze prądy  laicyzacji, wyzwalania się z więzi narodowych i rodzinnych kultur, wymieszania wartości w jednym tyglu wspólnoty ojczyzn: światowej, amerykańskiej, europejskiej itd. będą niewystarczające. Bo dzieje się tak nie tylko w skali makro, w skali światowej wymiany poglądów na tematy „Jak dalej żyć na planecie Ziemia?”, czy też „Jak ratować świat przed nierozumną ekspansją człowieka?”, ale również w skali własnego środowiska i przysłowiowego podwórka. W skali społecznych i politycznych oczekiwań dotyczących przede wszystkim poprawnych warunków bytowych, zdrowia i zaspakajania podstawowych potrzeb. Dodajmy zmiennych wraz z postępującym utechnicznieniem i  rosnącymi z tego tytułu oczekiwaniami.

Za co lubiliśmy i zapewne nadal będziemy lubić jubileusze?

Lubimy je za nie-codzienność, za świąteczny charakter. Za swoistą mszę duchowości. Jeśli oczywiście są należycie postrzegane i obchodzone.

Lubimy je za pielęgnowanie pamięci. A pamięć? – każdy wie – taką mamy pamięć, sorry, na jaką sobie zasłużymy. Pamięć należy odświeżać, pamięć należy czcić (np. o przodkach), troszczyć się o nią. Jeśli ktoś mówi: – Już ten film widziałem, już czytałem tę książkę, to stara gazeta po co do niej zaglądać? – Nie ma racji. Powierzchowność w zapamiętywaniu wartości, dewaluuje je. Taka pamięć jest mglista, zanika.

Dobry wiersz czytam kilkakrotnie, bo nie tylko wyzwalam w ten sposób w sobie emocje, ale pobudzam wrażliwość, uczę się szacunku do wartości. Dobry film warto obejrzeć po jakimś czasie ponownie chociażby po to, by sprawdzić ile zapamiętaliśmy z poprzedniego oglądania. No i dla utrwalenia sobie tego, co w nim było dla nas najwartościowsze.

To samo z książką. A już gazeta? Nic tak nie przybliża nas do minionego czasu, nic tak nie pobudza wspomnień i nic tak nie absorbuje naszej pamięci, jak po latach powrót do treści, które kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat temu były dla nas swoistym wyznacznikiem naszego postępowania – norm społecznych, obyczajów, kultury, mody na cokolwiek.

            Powrót do przeszłości może wzmacniać wartości kulturowe, utrwalać historyczne prawdy o świecie, pobudzać refleksje nad życiem, które jest zmienne, wciąż poszukujące, a do tego jeszcze kruche.

Mamy rok dwa tysiące dwudziesty drugi. Rok Jubileuszu Gazety Literackiej MIGOTANIA. Celowo rozciągam czasowo ten „J u b i l  e u s z” na cały rok, gdyż moim pragnieniem jest, by każda okazja do przypominania, że taki periodyk dwadzieścia lat temu powstał i jest z nami – Jego Czytelnikami, była okazją do sprawowania duchowej mszy mówienia i myślenia o pamięci, o wartościach jakim Gazeta służy i do kultywowania literackich tradycji przez Nią upowszechnianych.

Oczywiście nie wykluczam działań upamiętniających konkretny termin powstanie Gazety i gratyfikujących ludzi sprawujących pieczę nad Jej bytem i intelektualną ekspansją.

            MIGOTANIA dzisiaj to jeden z najbardziej cenionych periodyków literackich w kraju. To bogata w treści około stustronicowa starannie wydawana gazeta, która od sześciu lat jest także dostępna w formie internetowej.

            Pierwszy jej numer ukazał się w czerwcu 2002 roku i to jest konkretną datą Jej narodzin oraz wskazówką do uroczystego świętowania.

            Swój byt gazeta rozpoczynała skromnie. Czerpiąc swą nazwę ze skróconego fragmentu tytułu tomiku Zbigniewa Joachimiaka zadomowiła się w literaturze niemal na całe pierwsze dziesięciolecie jako „Migotania, przejaśnienia”. – Pod zmienionym na „Migotania” tytułem zaczęła ukazywać się dopiero od 2011 roku.

            Pierwszy jej numer nie był jeszcze twórczym zamysłem konkretnej gazety. Był jedynie, jak to odnotowano w kronikach, „wielodniową jednodniówką” mającą upamiętnić wydawniczy sukces poetycki Zbigniewa Joachimiaka i zorganizowaną z tej okazji noc poetów.  Dopiero po zebraniu opinii w środowisku i gruntownej ocenie swych możliwości trzech zaprzyjaźnionych poetów gdańskich Zbigniew Joachimiak, Antoni Pawlak i Władysław Zawistowski postanowiło nadać temu wydawnictwu charakter stały, cykliczny.

            Wymienieni wyżej trzej poeci mieli już za sobą wystarczająco dużo życiowych doświadczeń i dokonań twórczych, by pokusić się o stworzenie czegoś znacznie obszerniejszego i  społecznie dostępniejszego niż książki autorskie. Tym czymś stała się gazeta literacka. Współredagowali ją początkowo wspólnie, nadając jej ton zbliżony do ich indywidualnych doświadczeń i oczekiwań. A że byli w tym zgodni, mimo braku jednoosobowego kierownictwa udało im się stworzyć pismo niezależne, z szerokim wachlarzem wątków i tematów oraz skupiające coraz większą grupę sprzyjających im ludzi, którym na sercu leżało dobro polskiej literatury.

            Współpracę wówczas z gazetą podjęli tacy znani twórcy jak m.in.: Miriam Akavia, Edward Balcerzan, Marta Fox, Krzysztof Gąsiorowski, Julia Hartwig, Maria Jentys, Andrzej Żurowski, Tadeusz Różewicz, ks. Jan Sochoń, Janusz Styczeń, Andrzej K. Waśkiewicz, Grzegorz Musiał, Jacek Kaczmarski, Andrzej C. Leszczyński, Jerzy Limon i wiele innych równie znamienitych osób.

            W roku 2006 Antoni Pawlak i Władysław Zawistowski odeszli z redakcji, redaktorem naczelnym został Zbigniew Joachimiak. Joachimiak był też w tym czasie (do 2008 roku) prezesem wydawnictwa Tower Press w Gdańsku specjalizującego się w literaturze polskiej. Wydawnictwa skupiającego się wówczas głównie w tematyce historycznej Gdańska, Kaszub i Pomorza. Pismo pozostało zasadniczo takie samo, ale bardzo znacząco zaczęło się rozwijać. Nie uległo też niebezpieczeństwu przekształcenia również w gazetę o charakterze regionalnym  preferującym jedynie twórców z regionu Trójmiasta czy Gdańska. „Migotania” to z całą pewnością pismo ogólnopolskie, ale przecież w sposób oczywisty gdańskie.

Pismo kontynuowało (i nadal kontynuuje) politykę otwartości na wszelkie nurty literackie, akceptując i popularyzując dokonania literatów i artystów różniących się zarówno pokoleniowo, jak i związanych z różnymi kręgami artystyczno-intelektualnymi. Pojawiło się wielu nowych autorów, a wśród nich Józef Baran, Anna Frajlich-Zając, Ewa Graczyk, Izabela Fietkiewicz-Paszek, Bartosz Jastrzębski, ks. Janusz A. Kobierski, Cezary Sikorski, Wojsław Brydak, Leszek Szaruga, Adam Majewski, Urszula Małgorzata Benka, Roman Warszewski, Małgorzata Dorna-Wędrychowska, Marian Pilot, Czesław Karkowski, Janusz Wałek, Marek Wawrzkiewicz, Joanna Sendłak, obie panie Śmiechowicz, Bogusław Żyłko… i można by tak długo wymieniać. Jak policzono przy okazji XV-lecia pisma, przewinęło się do tego czasu sześciuset autorów, do dzisiaj pewnie następne dwie setki, jeśli nie więcej.

            W numerach „Migotaniach, przejaśnieniach”, a następnie „Migotaniach” pojawiło się wiele pisarzy emigracyjnych (tej dawnej oraz obecnej emigracji), a też pisarzy niesłusznie zapomnianych (np. Helena Raszka, Erwin Kruk). Nigdy nie brakowało tłumaczeń na język polski z literatur nieomal wszystkich kontynentów.

            Warto wiedzieć, że „Migotania” przez wiele lat ukazywały się bez żadnego wsparcia publicznego, za pieniądze pochodzące z osobistych źródeł redaktora naczelnego. Dopiero od kilku lat gazetę doceniły władze samorządowe i ministerialne i zaplanowano dla pisma wsparcie finansowe. Gazeta jest nadal głównie projektem społecznym, bowiem nie posiada nawet pół osobowego etatu, autorzy nie otrzymują honorarium, a finansowanie bez szaleństw starcza na koszty wytwórcze: skład, redakcje i korekty oraz druk.

Za co lubię i dlaczego należy pochwalać „Migotania”? Bo to dojrzała już w swej dorosłości Gazeta nieustannie trzymająca fason. I to zarówno w zakresie edytorskim jak i profesjonalizmu twórczego; nawet jeśli pojawiają się w Niej debiutanci.

            W epoce socrealizmu, w czasach funkcjonowania PRL debiut literacki był czymś niezwykle trudnym, a w prasie – mimo dość gęstego funkcjonowania tytułów – poezja należała do pewnego rodzaju sacrum. Dbano o poprawność ideologiczną. Sito cenzury było bardzo gęste.

            Nie należę do debiutantów. Mój debiut poetycki też obchodzi swoisty mini-jubileusz – czterdziestoletni, gdyż w lutym 1982 roku po raz pierwszy w znaczącym wówczas ogólnopolskim miesięczniku „Poezja” Marek Wawrzkiewicz, odkrywca mojego talentu lirycznego, opublikował aż… siedem wierszy. Prowadziliśmy wówczas ze sobą korespondencję, w której pan Marek nawet udzielał mi porad twórczych. I nie zapomnę nigdy „awantury” poczynionej mu przez Ernesta Bryla, że: „jakim prawem jakiemuś debiutantowi wydrukowałeś jednorazowo siedem wierszy, kiedy ja wcześniej przez cały rok miałem w miesięczniku ich tylko sześć?”.

            Przetrzymuję w swoim archiwum kilka innych dokumentujących tamtą epokę listów, np. od Urszuli Kozioł, że zakwalifikowała moje wiersze do druku w „Odrze” (miesięcznik literacki wydawany we Wrocławiu), ale muszę poczekać w kolejce około roku czasu. I list od naczelnego redaktora „Kultury”, który zaskakująco odważnie poinformował mnie, iż „mimo wartościowych literacko wierszy nie mogę ich panu opublikować, gdyż niestety w „Kulturze” miejsce na poezję jest zarezerwowane odgórnie tylko dla znaczących twórców…”.

            Wiem, dzisiaj poeci też nie mają łatwo, zwłaszcza debiutanci, ale i niełatwo mają wszyscy pozostali twórcy. Ja za te wspomniane 7 wierszy w „Poezji” otrzymałem honorarium w wysokości 800 złotych (moja pensja wtedy wynosiła 2.260 zł). Dzisiaj poetom, autorom tekstów drukowanych (publikowanych) w periodykach i na portalach internetowych nikt nic nie płaci. Bycie poetą jest powołaniem do spełniania duchowych pasji twórczych, do wypełniania misji szerzenia zwykłej ludzkiej wrażliwości przeciwstawiającej się współczesnemu światu zła i społecznej niesprawiedliwości.

            W „Migotaniach” poezja ma tam stałe zakotwiczone od początku miejsce. Mają je ciekawie piszący debiutanci. Lektura poezji zamieszczanej w Kwartalniku zawsze jest dla Czytelnika ciekawa i pouczająca. Budzi refleksje szerokim ujmowaniem współczesnych trendów i wartości.

            Są jeszcze, chociaż śmiem twierdzić, że w postępującym zaniku, instytucje, a przede wszystkim ludzie, którym zależy na polskiej literaturze, sztuce, poezji. Są pasjonaci, którzy mają wielkie otwarte serca na kulturę. Ale są to głównie osoby prywatne, które często poświęcają na ten cel własne środki finansowe, poświęcając też im osobiste duchowe zaangażowanie. Do takich osób niewątpliwie należy naczelny redaktor kwartalnika „Migotania” Zbigniew Joachimiak i do takich osób należą również Jego liczni dawni i dzisiejsi Przyjaciele, a również Pomorski Samorząd – ludzie współtworzący i wspierający Gazetę, bez  udziału których mogłoby choćby od 2018 roku jej nie być. A przypomnę – w roku tym ze względów politycznych – wstrzymano Kwartalnikowi finansowe wsparcie z państwowych funduszy na kulturę. Na szczęście pismo liczyć może na konsekwentne wsparcie finansowe Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku.

Może to mniej ważne, ale ujęło mnie wtedy również, że kierowane do Czytelników apele o wsparcie finansowe nie nosiły znamion zwyczajnego żebractwa. A do tego, co warte jest podkreślenia, Redakcja zawsze potrafiła za pomocą „dziękczynnych dyplomów” darczyńcom ładnie podziękować. 

„Migotania” powstały już jako pismo stawiające sobie za cel: Odpowiadać na zmieniające się czasy – trudne dla polskiej literatury.

Po wstępnych dokonaniach transformacji ustrojowej, którą rozpoczął rok 1989, przestała funkcjonować opiekuńcza rola państwa. Szerokim łukiem ogarniał władczo całą naszą gospodarkę kapitalizm. Przygotowując do druku kolejną swoją książkę historyczną o zabarwieniu jubileuszowym (na XX-lecie zwycięstwa w wyborach czerwcowych) p.t.: 4 czerwca 1989 wybraliśmy wolność” przeprowadzałem wywiad z Lechem Wałęsą. Spotkałem się z nim w Gdańsku w jego biurze na Długim Targu. Wałęsa przygotowywał się wówczas do spotkania z Kliczką, którego „uczył, jak zostać przywódcą robotników na Ukrainie”. Na moje pytanie czy jest zadowolony z przemian zachodzących w kraju, miał spore kłopoty z odpowiedzią. Tłumaczył najpierw, że jako zwykły robotnik zrobił swoje, obalił komunizm. Natomiast co stanie się po tym, był przekonany, że zadbają o to ludzie do tego przygotowani: wykształceni politycy, prawnicy, ekonomiści… „No, on teraz wie, że to wyszło inaczej i nie o taką przyszłą Polskę mu chodziło. Ale kto wtedy wiedział, jak zbudować ustrój sprawiedliwszy i od komunizmu i od kapitalizmu? I jeden i drugi był zły, a czegoś pośredniego nie znano”. – To wtedy, jak wiemy powstał znany slogan „kapitalizmu z powybijanymi zębami”. Ten kapitalizm mści się na nas do dzisiaj. Jedną z dziedzin, która najboleśniej tego doświadcza jest polska kultura. I zepchnięta na margines życia społecznego literatura, której zarówno byt, jak i rozwój uzależnione zostały w dużej mierze od dotacji pozostających we władaniu lokalnych samorządów i odpisów od podatków z podlegających rozliczeniom z państwem dochodów finansowych osiąganych przez różne instytucje oraz przedsiębiorców. – W ostatnich latach przycinanych i odbieranych im „na wyższe cele”. Nie ciągnąc tematu sparafrazuję: Niszcząc, pozbawiając naród jego kultury, wynaradawia się go, oddaje we władanie wrogom.

            Przykłady w tej mierze można mnożyć w nieskończenie. Najpierw jako korespondent terenowy zostałem odizolowany od lokalnych dzienników, którym brakło środków na płacenie honorariów autorskich. Z dnia na dzień prywatny właściciel przejął ilustrowany tygodnik legnicki „Konkrety” i zlikwidował redagowany przeze mnie obszerny „Arkusz Poetycki”, oddając szpalty na szeroko pojętą reklamę – przynoszącą „większy zysk” nowemu wydawcy. Zmieniały się wartości: pieniądz, majątek, chciwość i pazerność początkującego kapitalisty zastępowała wartości duchowe, wartość literackiego słowa.

Zaraz na początku transformacji ustrojowej zapomnieć musieliśmy o patronacie państwa nad autorami książek, z których każdy mógł liczyć na planowy wysoki nakład (około 20 tysięcy egzemplarzy) i stałe uzależnione od niego honorarium. Nakład – dodajmy – związany z ilością funkcjonujących w Polsce bibliotek i księgarni.

Co to ma do rzeczy w przypadku utrzymywania się na rynku MIGOTAŃ? I jaki to ma związek z Ich Jubileuszem? Otóż bardzo duży. Przede wszystkim taki periodyk, kwartalnik, gazeta jak „Migotania”, podtrzymywany przez postępowe, narodowe – o patriotycznym nastawieniu instytucje i osoby prywatne, są, pozostają ważnymi przyczółkami w pielęgnowaniu literatury i utrwalaniu polskiej kultury. W kontynuowaniu tradycji i dziedzictwa narodowego. W podtrzymywaniu tych wartości wśród młodych pokoleń, młodzieży.

Za co powinniśmy lubić MIGOTANIA? Za wiele rzeczy; za format, za ich objętość, ale przede wszystkim za publikowane w nich wartościowe literacko treści. W „Migotaniach” przeczytać można zarówno dobrą prozę, jak i poezję. Wnętrze Gazety jest bogate zarówno w gatunki literackie, jak i nazwiska autorów widniejących pod poszczególnymi tekstami. Są teksty krytyczno-literackie, reportaże, eseje, dzienniki, felietony, wywiady.

Gdy pierwszy raz zetknąłem się z kwartalnikiem „Migotania” (z Gdańskiem związałem się na stałe dopiero kilka lat temu), zaskoczył mnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu jego format. Elegancki biały papier i niespotykany format plakatowy. Przyznam, że gdy do tego w Jego wnętrzu znalazłem jeszcze wyjątkowy pojedynczy plakat, który zdobiła autorska grafika artysty ilustrującego kolejny numer Gazety, i na którym z jednej strony widniał wydrukowany dużą czcionką wiersz wybrany przez Redakcję, pomyślałem o wyjątkowym guście redaktorów. I pomyślałem również, że redaktorzy są młodzianami lubującymi się we współczesnej awangardowej sztuce. A skoro tak, zapewne i literackie treści gazety będą mocno współczesne. Myliłem się, w „Migotaniach” jest miejsce i dla seniorów literatury i dla współczesnej szeroko pojmowanej awangardy. Jest także miejsce dla tekstów o szeroko pojmowanej sztuce.

Niedawno Gazeta zmniejszyła format, powiększając jednocześnie swą objętość. Redakcja pomyślała to jednak tak, by żadnej z dotychczasowych wartości nie stracić. Zmianę wymusiła zapewne potrzeba szukania oszczędności, żeby Pismo utrzymać.

MIGOTANIA powstały w czasie, gdy na rynek krajowy wkraczał „kapitalizm z powybijanymi zębami”. Gdy państwo zaczęło odchodzić od obowiązku bezpośredniej odpowiedzialności za kulturę narodową i gdy polska literatura została zepchnięta na margines życia publicznego. Gdy poeci i pisarze znaleźli się w gronie wyrobników słowa, którym za ich trud zaczęto odmawiać zapłaty. Gdy… zaczęły zmieniać się obowiązujące wcześniej wartości, w tym wartość pisanego słowa.

Zjawisko to nie powinno jednak być tak brutalnie ingerujące w kulturę. Mecenat państwa nad kulturą narodową nadal obowiązuje w naszej konstytucji i zależy tylko od rządzących. My twórcy, artyści, pisarze i poeci szczególnie powinniśmy o tym pamiętać.

Myślę, że „Migotania” są znakiem naszych czasów i to ich tej najlepszej strony.

Jan Stanisław Smalewski

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko