Waldemar Jagliński – NA PIASKU II

0
78
Maria Wollenberg-Kluza

Już tutaj był. Widział. Teraz jednak osłaniają go skały. Przybysza z bliska i z daleka jednocześnie.

   Jasnożółte, ciepłe powietrze. Promienie dziennej gwiazdy ogrzewają blady błękit i muskają brązowe ciała ułożone na piasku. Leniwy szum Oceanu działa nasennie. To jeszcze trwa.

   Ciemniejsza, pionowa i wydłużona jakby ludzka sylwetka, wypchnięta spod czerwonego parasola, podnosi się po chwili i mozolnie przesuwa się dalej. Porusza się coraz szybciej. Sunie wzdłuż nieruchomych ciał badając ich reakcję. Poziomy bezruch jednak trwa. W suchym przełyku – rośnie gruda rozpaczy.

   Łazarz zatrzymuje się i rozgląda: wśród półnagich dostrzega młodą, zgrabną kobietę siedzącą teraz pod złotym parasolem obok leżącego wciąż, posypanego już siwizną mężczyzny o mocnym lecz zdecydowanym głosie. Parias rusza tam.

   – A ty tu czego?.. Że też nikt nie może zrobić z nimi porządku! 

   Słowa noszącego złoty sygnet tną jak pański bat. Łazarz waha się. W końcu cofa dłoń poznaczoną bliznami – świadectwem silnej awersji tych z wyższego świata. Umysł pariasa widzi jeszcze inną młodą kobietę, która wybrała kiedyś kogoś znaczniejszego. W przyszłości ów zabiera ją w dalekie podróże i prowadzi do białych pałaców.

   Umysł łazarza widzi jeszcze wykrzywioną pogardą twarz bogatego szefa, który pewnego dnia znalazł lepszego architekta. Tamten emanuje większą pewnością siebie, sypie wielkimi pomysłami. Szybciej pomnaża majątek bossa.

   Umysł pariasa widzi wreszcie innych łazarzy – ludzi zbyt słabych aby rywalizować w rat race. Oni to często wyciągają do niego brudne dłonie dzieląc się  resztkami z pańskich stołów albo wszystkim tym, co w nie wpada. Oni również wyciągnęli go z dna dużej butelki…

   – Daj spokój, kochanie !

   Głos młodej, zgrabnej kobiety jest jak pojednanie chociaż czai się w nim lisi ton. Partnerka posypanego siwizną, zdenerwowanego mężczyzny podnosi się jakby od niechcenia, sięga do kolorowej portmonetki leżącej obok ręcznika kąpielowego i rzuca łazarzowi niewielką monetę. Spojrzenie kobiety spotyka się ze wzrokiem mężczyzny. Z jej jasnych oczu tryska iskra pańskiej łaski. Mężczyzna uśmiecha się pobłażliwie, a potem obejmuje młodą partnerkę.

    – No, poszedł se już!..

   Szydercze słowa zmuszają łazarza do odejścia. Podnosi monetę i jeszcze przez chwilę obserwuje jak ziarenka piasku uciekają między palcami. Rodzi się w nim silne zwątpienie w istnienie uderzające w podstawy godności. Gdzieś w głębi duszy nie chce już walczyć w tak małej i nędznej roli. Zmęczenie zatrzymuje go już poza plażą, za niewielkim sklepem położonym między barwnymi domostwami, z których dobiega głośna muzyka i słychać stamtąd głosy przyćmione alkoholem.

   Przybysz wychodzi zza pobliskich skał upodobniony do ludzi i rusza za pariasem. Ten jednak znika mu z oczu za żółtą ścianą wysokiego domu chociaż obcy odbiera jeszcze jego myśli i uczucia. I rozumie go. I żal mu nie tylko jego. Żal mu również brązowych plażowiczów, całego ich świata pełnego pogardy, pychy i zagubienia, bo on, Przybysz musi wrócić do Siódmej Struny i zdać raport. Musi powiedzieć tam całą prawdę…

   Czy fizyka i duchowość tego życia na pewno mają wspólny pień?

   Czy świat barw i nędzy był zamysłem jednego stwórcy?

   Czy łazarz ów zwycięży w innym wyścigu?..

   To pytanie długo jeszcze dręczy Przybysza, który stoi i rozgląda się wokół, a potem po szerokiej plaży. Ponad Oceanem zbierają się ciemne burzowe chmury. Umysły żyjące w leniwych, brązowych ciałach nie widzą ich.

   Przybysz ze smutkiem pochyla jasną głowę, zamyka oczy i rozpływa się w jasnożółtym, ciepłym powietrzu.

   Duch czeka.   

  październik 2021

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko