Arkadiusz Frania – Fale chwil

0
152

        Eryk Ostrowski wiele lat milczał jako autor książek poetyckich, by wreszcie opublikować zbiór Wolne fale[1], który otwiera ars poetica: „Tak pisze się wiersze jak kocha / tak samo dają się objąć ustami / Ale tylko przez dotyk / tylko naprawdę” (Miranda – s. 8). Przyznaję, że zawsze ceniłem lirykę krakowianina za jej szczerość oraz tkankę czułości spajającą poszczególne obrazy i sylaby. Twórca ma bowiem zdolność nasycania tekstów przeżyciami, doznaniami, wspomnieniami i czymś, co nazwałbym niepostrzeżonym mitologizowaniem chwili. Czytając utwory z najnowszego tomu, wierzę w autentyczność zawartych w nim wizerunków świata i duchowych portretów bohatera, który nie boi się czerpać ze wszystkich ocalałych i zaginionych wrażeń. Jak zauważyła Anna Kajtochowa, z którą duchowo i artystycznie związany był twórca Muzyki na wzgórzu: „Niekiedy wpada się / w czyjąś pamięć / lotem motyla. / A może trzmiela?”[2]. Podmiot liryczny Eryka Ostrowskiego zmaga się z utratą, z przeszłością:

        podnosić się
        trzymać ruin
        pewnie
        do ostatniej krwi
        słyszeć jak wołasz z kuchni
        Misiu chodź jeść
                (Najpiękniejszy dom – s. 33).

        Gdzie indziej też wyczytamy znaki minionego bezpowrotnie, zgubionego nieodwracalnie: „Wśród gałęzi / znajduje nas gwiazda / której może już nie ma” (Miłość – s. 26), „Tu czas / zamarły w jesień / nie ogląda się za siebie” (Dolina za Bramką – s. 30). Przywołajmy wiersz Śpiewające skrzydła (s. 37):

        Mówisz
        że odejdę
        że wrócę w przeszłość
        rozbiję
        kruchą polanę
        naszych krokusów
        w drobny mak
        nieszczęścia.

        Krokusy to metafora radości, młodości i zadowolenia, więc niszczenie „kruchej polany / naszych krokusów” potęguje żal, każąc przywoływać to, o czym chciałoby się zapomnieć. Czas nie jest w stanie zasypać wyrwy między „ja” tu a „ja”-„nim” tam. Wzmiankowane kwiaty występują również w poświęconym Annie Kajtochowej funeralnym liryku Staników Żleb, Tatry (s. 25): „ogromniały pierwsze krokusy”. Z „ogromnieniem” tych roślin porównajmy ich „kruchość”, podkreśloną delikatnym wypatrywaniem: „patrzymy na łąkę / zgadujemy krokusy” (Dom na Podhalu – s. 28). Eryk Ostrowski w urzekającej opowieści biograficznej o autorce Stygnącej kipieli napisał: „Ona pochyla się nad kwiatem. Z rąk zbieram rosę. Milczenie kropli. Więc już? Więc nic, nic nie mów. Tylko patrz. Patrzę. – Podaj mi rękę. Ciepło. Niczego nie można zapomnieć… Powiedz. Powiedz jeszcze raz”[3].

        Bohater dzielnie wyprawia się „na bosaka / w przeszłość” (Śpiewające skrzydła – s. 38), przecież „Słońce dzieciństwa trwa czarno na białym, od bardzo dawna” (***(Okrągłe lusterko w niebieskiej ramce) – s. 51). Nie bez powodu w zbiorze pojawia się „przepaść”, zarówno w kontekście aktu twórczego, jak i poszukiwania ratunku: „Jak to jest pisać wiersze – // […] / Jak oddychanie / nad przepaścią” (Miranda – s. 7), „On trzymał mnie / za rękę / ja przenosiłem go / nad przepaścią” (Staników Żleb, Tatry – s. 25). Poruszanie się po kartach autobiografii wyznacza smolista przestrzeń: „Jest chłodno / i wilgotno // Może w ciemności / usłyszę / suchy dźwięk / łańcucha” (Boja – s. 20), „I była noc wyrzucona z domu / ręka chłopca szukała dłoni w ciemności / I była lampa aż po brzask / nie wskazująca żadnej drogi” (Gdzie kończą się fale – s. 100). Otchłań zionie mrokiem, gdzie z trudem odnajdujemy drzwi prowadzące w stronę jasności: „tyle wieków / w ciemności / przejdę / po to światło” (Pola rosy – s. 11), bohater zadaje pytanie – wpisuje prometejski nakaz: „Może w życiu najważniejsze / jest obronić ogień” (Królewski latarnik – s. 17). Wreszcie podmiot chwyta w garść światło swojego sumienia i czystych intencji, bez nich rzeczywistość byłaby iluzją, miastem-atrapą, w którym manekiny udają ludzi, a ludzie manekiny, czyli nikt nie jest sobą, wszyscy mylą przeznaczenie.

        Żywo obecne „ty” liryczne kumuluje się w nerwowych zakończeniach takich uczuć, jak tęsknota, pragnienie, i nadzieja: „Kto mi wróci / ciało uchylone spod snu” (Pola rosy – s. 11). Dochodzi do nas dźwięk pulsowania krwi w żyłach pamięci i słowach gorączkowo łaknących dłoni, które je zapiszą, uratują „baśń / z tysiąca i jednej łzy / za którą trwa / nieporuszony świat / gdzie życie i śmierć / to jedno” (Śpiewające skrzydła – s. 37-38).

        Jesteśmy skazani na wieczną tułaczkę, nieraz występującą pod pozorem intymnego spaceru w realnej przestrzeni wakacyjnego wieczoru: „chciałbym wrócić / do tamtego zmierzchu / kiedy szliśmy wąską plażą / z Orzechowa do Ustki” (Wieczór – s. 21), częściej obsiadają nas wizje egzystencjalne, gdzie powrót nie jest tylko zwykłym przyjściem do domu, ale czynnością odzwierciedlającą byt: „W rozlewisko / z kamienia na kamień / odchodzimy bez cieni / by nie zgubić powrotu” (Dolina za Bramką – s. 31), „będziemy szli / najdłużej / aż zobaczymy” (Wieczór – s. 21), „Szliśmy we mgle / polami rosy / przed wiekami” (Pierścień z Truso – s. 15). W takich obrazach mieszają się czasy, miejsca, osoby. W losie Anny Kajtochowej ważną figurą są „wędrówki o świcie”: „to nie tylko wspomnienie dzieciństwa, które po latach pojawiło się w poezji, to także próba oswojenia życia”[4]. Samo życie jest jednak wartością największą, chroni nas przed upadkiem serca i rozpaczą: „W odpowiedzi jesteś / oddychasz” (Na tej ziemi – s. 41). Warto dodać, że woda określa istnienie, harmonię, ma moc czyszczącą i oczyszczającą: „fala obmywa im stopy” (Wieczór – s. 22), ale akwatyki znamionują też w pewnych sytuacjach i anturażach zniszczenie i niepokój. Fale to zdarzenia powracające w nocy lub nad ranem: „Z każdym wiekiem / przybywa fal / i wracają / niepokonane” (Królewski latarnik – s. 16), budzą i nie pozwalają zasnąć albo kołyszą do snu i nie ułatwiają przebudzenia: „obijał się o nią [boję] / z każdą falą / monotonnie i posłusznie” (Boja – s. 19), „I pojawiają się wolne fale / jezioro tchnięte przez zawłaszczoną ongiś rzekę” (Kim Wilde, wolne fale – s. 52).

        Eryk Ostrowski „spisuje” wiersze z duszy, siedząc na krawędzi, na ostrych liniach łączących niepogodzenie i ufność w wyroki życia.


[1] Eryk Ostrowski, Wolne fale, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, Kraków 2021, ss. 112. Cytując wiersze z tego tomu, podaję tytuł wiersza i numer stronicy.

[2] Anna Kajtochowa, Świetliki. Wybór miniatur i epigramatów. 1983-2008, wybrał, opracował i posłowiem opatrzył Eryk Ostrowski, Wydawnictwo i Reklama PARTNER, Kraków 2008, s. 48.

[3] Eryk Ostrowski, Wędrówki o świcie. Opowieść o Annie Kajtochowej, Wydawnictwo PiT, Kraków 1997, s. 127.

[4] Tamże, s. 112.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko