Świdnicki Rynek
Świdnickie kamienice – tancerki – jedna ładniejsza od drugiej
z zespołu ludowego – takie kolorowe i dystyngowane –
chociaż stoją w miejscu od stuleci – milczą –
mówią i to dużo mówią –
barwny rynek – z bajki o bogatym kupcu –
z ratuszem – świdnickiego artysty
Georga Leonarda Webera fontannami nie opowiadają
o gwałtownym deszczu ani dramatycznej powodzi
– lecz o spokoju – wielkie drzwi i okna –
przywiązują uwagę – na świat sukcesów i nagród –
w tych obszernych i wysokich pokojach
mieszkały dumne kobiety – być może
uskarżały się na swoją nieszczęśliwą miłość
chwaliły spokojne i dostatnie życie – wyglądały
przez szyby – szukały wzrokiem miejsc tam gdzie
kiedyś chciały być – odświeżały swe sny z popiołów
marzeń oraz z kurzów ciężkie meble z orzecha –
nigdy nie myślały o świdnickim rynku, jako miejscu
gdzie na plastikowych krzesłach, przy piwie lub z lodami
pod gołym niebem – ich głębokich westchnień –
pod ich drzwiami i oknami będą siedzieć tłumy ludzi
podziwiać piękno odrestaurowanych fasad –
podczas długich dniach czerwca
najdłuższej wędrówce słońca
.
Park Centralny*
To jest słoneczny dzień – jesteś w raju –
fontanny wyrzucają strumienie wody, drzewa
po zimie prężą swe potężne mięśnie korzeni
soki nawet na sekundę nie zapomniały
o swoich obowiązkach – nie słuchają
radiowych prognoz pogody –
lipy drobnolistne, klony zwyczajne, buki,
brzozy, cisy, wierzby jawory, graby pospolite –
oddychają moimi płucami – odkurzają po zimie –
zakurzony mózg – pachnie dzisiaj tlenem –
dzieją się cuda pod gołym niebem – poeta pospolita roślina –
obudził się w swoim wnętrzu – odbudowuje się –
jest czerwiec i chce się żyć, telefon zakneblowany
oczy przymrużone wpatrzone w otwartą książkę
ciekawski wiatr lekko obraca kartki –
nie czuję ciężaru lat życia na karku, ramionach
poranną porcją tabletek zajęły się rzeki krwi-
Witoszówka falą nie porywa – płynie łagodnie
jak we śnie- znajduje wytchnienie w Bystrzycy –
kwitną kasztanów żyrandole białe i różowe, kropelki powietrza
wypełnione emocją kilku dziewczynek biegnących alejkami –
słowa ich są jak nawoływanie się skrzypiec w czterech
porach Vivaldiego, spór pomiędzy wyobraźnią
a harmonią ich głosów – moją pogonią za myślami
jak je powiązać ze sobą –
park pachnie – świat pachnie – fontanna pachnie –
patrzę na kowala Wielanda – olbrzym kamienny-
klęczy – w jednej ręce trzyma młot – podparty na kowadle –
czuję obecność ojca – żołnierza –weterana II wojny
światowej – to jest słoneczny dzień – jestem w raju –
moje małe czyny nie są warte aż tyle co ich – to wiersz
sprawia, że jesteśmy razem w tym parku
*Park Centralny w Świdnicy położony jest w obrębie ulic: Pionierów, Śląska, Lipowa oraz Plac Ludowy. Park ten znajduje się na południe od ścisłego centrum miasta pomiędzy dzielnicami Kraszowice i Osiedlem Słowiańskim. Park ten zajmuje powierzchnię 9 ha
Urania propitia
(Marii Kunic na jej 411 urodziny)
Maria – księżycowa pani – dziwaczka –
uciekała od pułapek codzienności
zachwytów nad nową sukienką –
nowo narodzonym dzieckiem –
wpadała w sidła książek – astronomii – matematyki –
wertowała słowniki – przechodziła ze świata do świata –
nurkowała w nieboskłonach jak podniebny ptak
zaglądała w studnie przestworzy jak chłop do wiadra z wodą
opowiedziała się po stronie Kopernika –
dla niej słońce było księżycem – sterem na niebie
wskazówką zegara i ruchu planet –
księżyc – słońcem – jej dzieci gwiazdy i wszechświat
interesowała ją jego budowa – wielkość – granice
samotność – siedziała na dachu –
ciekawość jej rozszerzała się obejmowała nią kosmos –
światłem lampy olejowej
oświetlała przestrzeń niebieską koloru jej
bielizny nocnej albo morza z pulsującymi
gwiazdami – ziarenka piasku – w gęstym
sercu ciał niebieskich szukała mądrości –
miłości – tajemnicy – ludzi umiejących
rozmawiać o tym co nieziemskie
nie podobało się to ojcu – gdy rano w kuchni – pytała
w poszukiwaniu nowego świata gdzie jest kubek
talerz, nóż – ona, która znała położenie planet –
myśli jej szybowały tylko w górę –
– kotom dachowym – wędrującym swoimi ścieżkami
rano samotnym na hałaśliwych ulicach
Maria Kunic to dziś symbol kobiety naukowca:
Mądrej, silnej i zmieniającej świat jakby na przekór tradycji.
Świdnica
Można się do niej przyzwyczaić
– gładząc spokojnie jak poduszkę przed snem
po Kalifornii, San Francisco, Paryżu,
Atenach, Rzymie czy Chicago
Trzeba się zgodzić na własne istnienie nad
Bystrzycą z trzema progami wodnymi
przy kamiennym Moście Przyjaźni
na skrzyżowaniu ulicy Sadowej z Łąkową
Pogodzić się z tym, że wiosny tego roku w mieście
jak na lekarstwo, obecny jest wiatr przekraczający
granicę sadów z hukiem wpada w nasz dom
jak na metę niosąc zapach majowych kwiatów
Bystrzyca huczy niczym rozwścieczony trzmiel
wody jej przyspieszają a deszczowe krople zamieniają
przydomowy warzywnik w ubłocony dywan
W rynku bez uprzedzeń mokną kamienice w stylu
barokowym, gotyckim, renesansowym, wilgoć
włazi w mury, uszy, rękawy marynarek
Rybie oczy już przywykły do fontann, parków, nogi do
kocich łbów, serce do miejsca – nie trzeba wstawać
skoro świt i myśleć o niespłaconym kredycie –
Nie wymuszone nadgodziny w łóżku, czas na kanapie
w salonie to bonus świdnicki za młodość, gdy nie było
pasty do zębów, mięsa, łysiny i problemów ze zdrowiem
Rosjanie opuszczają Świdnicę
Czerwona – armia robotników i chłopów –
życiorysów pooranych i przeoranych okrucieństwem wojny
twarzy pokrytych bliznami armatnich huków –
po pięćdziesięciu latach została odcięta od pępowiny świdnickich
wodociągów, sieci elektrycznych i gazowych
pośród krakania wron i żołnierskich przeklęć
oczu cwaniaków i rąk złodziei, ust wyschniętych –
z nich nie tryskały pieśni – bez tłumów wiwatujących
koniec wojny, rozbijanych butek szampana
oddziały z czerwonymi gwiazdami opuszczały Świdnicę
Z pułkami wojska i półkami uginającymi się od towaru
za betonowym murem był lepszy świat – rosyjski –
dostać się za mur koszarów – czekolad – pomarańczy
wydostać się z układu warszawskiego – więzień
to jak przepłynąć ocean na desce surfingowej
i stanąć na brzegu Ameryki na wprost statuy wolności –
Ulica Mickiewicza – aleja ze starymi willami i kasztanami –
pamięta niemieckie ręce – one je budowały, sadziły –
ale sąsiedzi ze wschodu i zachodu nie czytali poezji polskiego
wieszcza – karmiącego naród poezją
w czasach zaborów i okupacji
żyjącego samotnie – głodny w sercu Europy –
w lesie własnych sylab nad potokami języków –
Rosjanie opuszczali Świdnicę nie na białym koniu
w biały dzień, ale nocą na ciężarówki ładowali co się dało
odeszli, odjechali pozostali na wyblakłych taśmach
starych kronik filmowych i w pamięci ludzkiej -kalekiej
*Latem 1989 roku wojska radzieckie zaczęły opuszczać Świdnicę. Trwało to ponad rok.
Kościół Pokoju
Największą drewniana góra – protestancka
świątynia – wśród drzew, pośród kamiennych
płyt grobów i spróchniałych kości parafian
– historia dusz, które przeprowadziły się do raju –
Ponad świątynią niebo dusz pod nim chmury
marzycieli, śpiew ptaków – obok dźwięki
ludzkich głosów rozpisanych na struny głosowe
– piszczenie hamulców samochodowych
– można jeszcze wspomnieć o języku wiatru
giętkim i ostrym czasem leniwym a czasem
szybkim, który bez namysłu niszczy
i cieniu drzew a także melancholii cicho
stąpającej po ścieżkach cmentarnych
Przestrzeń wokół Kościoła Pokoju, cmentarza
zamknięta murem, ale drzwi są otwarte;
gościła tu szwedzka para królewska
Karol XVI Gustaw i królowa Sylwia
modlili się kanclerz Helmut Kohl i
premier Tadeusz Mazowiecki
odwiedziła kanclerz Angela Merkel
i premier Ewa Kopacz, a Dalajlama XIV
wraz z przedstawicielami kościołów
chrześcijańskich, judaizmu i islamu podpisali
Apel Pokoju
Dla jednych Kościół Pokoju stał się stołem dla
innych mostem jeszcze innych jasną pochodnią
– pożywieniem, łącznikiem, światłem
Czekamy także na Ciebie!
Krzew Świdwy*
Wątły krzew – jak domysł – niczego nie wyjaśnia
a jego cienkie ugałęzienie przybiera znak zapytania
który nie udzieli odpowiedzi
owoce jego jadły zwierzęta a pod ich łapami
pazurami, racicami w zębach i dziobach trzaskały
miażdżone i łykane owoce smakowały wygłodniałym
zwierzętom i pierwszym Słowianom, którzy jedli
je pełnymi garściami nad rzeką bystro płynącą
nad brzegami, której wiatr – ogrodnik Pana Boga –
rozwiewał nasiona – ziarnka, zrywał owoce
jego zdolności połączone z siłą wszechżycia
wydały plon – świdwa – stała się Świdnicą
– każde narodziny są piękne ten fakt
w snach- poczęcie –pszczoła –
sprawia, że płyną soki i krew płynie
rosną mury miast i marzenia ich budowniczych
* Jak piszą w starych księgach złotymi literami
nazwa miasta Świdnica pochodzi od jadalnego krzewu
dereń-świdwa.
Adam Lizakowski
Świdnica: kwiecień/maj/czerwiec 2021