Wiersze tygodnia – Urszula M. Benka

0
445
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


***
Ciszą jesteś
Grubą pokraczną pyskatą ciszą z kopyta
Ciszą jesteś
Malowaną we fiutki, w bębny, w trąbale, harfy, kastaniety w moje uszy
Ciszą gadatliwą
Ciszą mściwą


***
Prowadzisz miękką linią tam na drugą stronę lustra
Różne są cisze tam po drugiej stronie
i plugawe i zawadiackie
jedne głuche jedne o słuchu absolutnym
przezroczyste i nieczyste
powojenne i pokutne
kopyta mają jedne z festonami
a Inne z drżącymi palcami


***
w klasy gram na twojej klawiaturze
przy bieli się unoszę w czerni zanurzę
aż do dna
a na dnie kobieta głaszcze psa
święte święte zwierzę
w nic innego już nie uwierzę
a wysoko w ciszy liści
świat błyszczy


***
każde lustro jest krzykiem
wrzaski toczą się i zamierają pikselami
duszą duszę w pięści w zęby


***
na srebrzystych talerzach czerwone uszy
przylgnęły oddech wstrzymały
zezują
światy będą się przecież zderzały
będzie uderzanie światem w świat
niebem w niebo
oceanem w ocean
dołem w dół
wojną w wojnę
Golgotą w Golgotę


***
Jesteś jak patelnia nagrzana
Skwierczysz pryskasz
Ślina kapie
Czosnek w kolorze księżyca kraśnieje
Kura gdacze kur pieje
I uszy na tobie muzyko czerwone robią się na mięciutko
Jak sakralnym prostytutkom


***
Stary cień Norwida przy fortepianie
Jak ręka Fryderyka jego  głuche pióro
Miesza się z klawiaturą ze słoniowej kości
I uszy skaczą po klawiszach zadumane
Wsłuchane dotykiem
Samym dotykiem
Gorącym palnikiem krzykiem


***
Słucham twojej ciszy
Słyszę coraz głośniej coraz głośniej coraz głośniej
Głośniej głośniej
Boga

Spada boża lawina na klawisze
Łupie mi kości
Jestem człowiekiem najbardziej morderczym drapieżnikiem
Na obraz Boga
Drapieżnika co szaleje w świętościach


***
W dżungli
Duchów
I bóstw
Skrada się
Bóg

Węszy
Do ziemi przylega
Skacze ku tętnicy Dionizosaa Orfeusza Merkurego
I zmienia postać i długim czułym ryjem ryje w ziemi miękkiej
Wyżreć bogów podziemnych

Oblizuje z ich jaj z ich skrzeku
Chłopskie zagony
Wysysa ich łyka i wydala i wdycha jak śmierdzi
Kompost boskich śmieci


***
Jestem wirusem ekosfery
Mój Pan jest wirusem sakro sfery
Po mnie zostają pustynie cywilizacji
Wysypiska technicznych cudów
Po Nim śmietniska
Świętych Duchów


***
Moja elektroniczna muzyka rwie ciszę
A boże chóry kosmos gryzą
Kobry boże wbijają zęby  jadowite
Bogom
Puchnie kosmos
Niczego Bóg w morderczej ekstazie nie oszczędzi
Nawet własnego syna
do słupa przybija

zatykam uszy
jak przez sen biegnę pustą ulicą
Giorgia Chirico


***
Tonacje to jedna za drugą
Sen
A sen jak rzeka
Szoruje żywiołem po dnie
Tonacje toczą głazy przebijają progi
W atonalność
Rzeki snów wypłukują słyszalność
Cisza bólu kaskadą kamieni
Na boskie stada
Opada


***
Boskie stada na pustym wzgórzu
W słońcu
Pod kamiennymi gwiazdami
Beczą beee beee
Wiesz ta wysepka oszalała mistykami
Czcicielami Tyranozaura
Myślą owce na wrzosach: istna epidemia
Wtargnięcie  beee w naszą z żelaza i niklu Ziemię
Brył wiary beee
Brył najcięższych
Brył wrzasku beku wycia szczekania ryku
Krzyż kamienny przy kamiennym krzyżu
Jak zęby Rexa
Bez dotyku
Zabijają atakiem serca
Beee to tylko wichura
To naszego pędu  beee karykatura


***
Mówi matka do córki
Samico ostatnia ludzkość wymarła

Mówi ojciec do syna
Boże Bóg jedyny nas wyzabijał

I mówi sonata do sonaty dyndającej na dębie
Jeszcze chwila Świat bez uszu będzie


***
Ucho Orfeusza na stryczku przysiadło
Kiwa się kiwa
Widzi je sroka szczęśliwa
Pod dębem polana przysiadła
Grzybami hojna najedzona głucha
Drzemie i chrapie prosto w ucho Orfeusza


Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko