Dorota Nowak – wiersze

0
678
Filip Wrocławski
Filip Wrocławski


iluzja

miałam pięć lat i pewność że jeśli
zdołam wspiąć się na mur i wyciągnąć rękę
to złapię księżyc i zamknę go w dłoni
że wtedy zdarzy się wszystko –  główna
rola w jeziorze łabędzim i każda miłość 
również ta od pierwszego wejrzenia

dzisiaj trzymam księżyc w dłoni
zadziwiające ile światła można wydobyć
z popiołu


u babci

krótkie spojrzenie na pożółkłe fotografie
i znów zanurzam się w stawie nasłuchuję
kumkania żab rama męskiego roweru uwiera
tak bardzo że zapominam o pokrzywach
przy rowie i zsiadłym mleku na brodzie

wracamy przemoczeni kto pierwszy ten
lepszy do stogu siana wiader z deszczówką
kogut pieje głośniej gdy zbyt wcześnie
zaglądamy do kurzych gniazd zbyt późno
wracamy z zagonów ozłoconych kłosami


spokój

wstaliśmy późno woda pod prysznicem była
wyjątkowo chłodna pomidory smakowały pleśnią
i niedzielnym brakiem subordynacji sroki podkradały
kocią karmę sąsiedzi prześcigali się w kształtowaniu
swoich dzieci – na ich głowy padał perłowy deszcz

nie wiem dlaczego właśnie wtedy przypomniał mi się
wieczór gdy nasze nastoletnie ciała zanurzyły się
w zimnym nurcie a ty w ciemnościach okryłeś mnie
ramieniem obiecując że zimno zahartuje nas na zawsze


kasztanowce

wspominam czas gdy spacerowaliśmy
nad rzeką to właśnie wtedy zdarzył się
cud kasztany spadały z drzew a my bez
umiaru napełnialiśmy nimi kieszenie
trzymaliśmy w garści zrządzenie losu

od tamtej wczesnej jesieni nieostrożnie
wracam nad rzekę kontroluję nadmiar
światła skupiony w łupinach zanurzam
ręce i głowę w kolorze sepii utrwalam
 – metafizyka odcieni i wilgoci


jutro już było

to kwestia wyobraźni powróćmy do dnia
w którym pod dębem układaliśmy ścięte
przez piorun gałęzie w ten sposób by móc
oglądać z wnętrza szałasu duży wóz

przez świetliki między słojami drewna
obserwowaliśmy rozbłyskujące i gasnące
fragmenty materii to właśnie wtedy
nasze ciała spotykały się i świeciły

zadziwiające z jaką prędkością przyrastają
słoje dębu wystarczy trochę wprawy by móc
obliczyć ile światła przenoszą nasze dzieci
do wnętrza szałasu gdy oglądają duży wóz


atlantyda

już od pierwszej kreski wiedzieliśmy
że nie mogą zadrżeć ręce – po niewielkim
zachwianiu zaczniemy zatapiać granice

wolno było jednym pociągnięciem pędzla
pomarszczyć naszą skórę posrebrzyć włosy
pozginać cienie w połowie lub je podnieść

ale od pierwszego wzruszenia było pewne
że nie mogą zadrżeć ręce gdy nas malujesz


matecznik

wieczorem usiedliśmy nad stawem
prosiłam byś nie gromadził cukrowego
syropu bo słodycz sfermentuje zanim
zanurzymy się w wodzie oswoimy chłód

piliśmy sok z trawy pszenicznej która
w tym roku wcześniej dojrzała zżółkła
czuliśmy jak żółć zalewa nas i nasz
dom wypełnia od środka leczy trawi


owoce

najsłodsze są spady zbieram je do koszyka
dla ciebie a ty ostrym cięciem wykrawasz
robaki i pestki zostawiasz zdrową skórkę

zeszłego lata opowiedziałam proroczy sen
o mamie – unosiła się w nim nad wodą i górami
chore ciało zrzucało kamienie również z serca

idzie jesień z nią kosze pełne jabłek i śliwek
larwy owocnicy przetrwają do wiosny życie
i śmierć a ty cierpliwie wykrawasz chorą skórkę


sepia                                                                                                                                

od kilku dni rozmawiam w zwątpieniu
z kasztanowym ludkiem to czas w którym
pękają łupiny orzecha i owoce czeremchy

wczoraj ślimak śmiało wspinał się
po murze a dzisiaj wystawił rogi wprost
pod  łapy kota wiem że nie zdąży umknąć
więc przenoszę go na liście winogron

obmywam deszczówką ogrodowe buty
woda spływa po nich tworząc lśniącą skórkę
przyglądasz się temu w skupieniu zapewniasz
„kochana zobacz jak ładnie dojrzewamy”


legenda

istnieje twierdzenie że jesień jest darem
usiłujesz przekonać mnie do niej przynosząc
słoneczniki naręcza goryczki i jeżówki

nie mogę zaprzeczyć hojności jednak
poddaję pod twoją rozwagę los spadających
liści wahania temperatur i nastrojów

zapewniasz że jesień jest luksusem
więc przeglądam się w mokrych kamieniach
zimnym stawie tworzę naszą legendę
 

Dorota Nowak


DOROTA NOWAK – absolwentka Politechniki Poznańskiej oraz studiów podyplomowych z zakresu: psychologii, matematyki, rachunkowości i finansów.
Autorka czterech tomów poetyckich :
– „na dwa” wydany w 2014 r. drukiem przez Fundację Literatury im. Henryka Berezy w ramach serii Biblioteka Poezji/Na Krechę
– „opium” wydany w 2015 r. przez Miejską i Powiatową Bibliotekę Publiczną w Nowym Tomyślu
– „antidotum” wydany w 2017 r. w FONT w ramach serii Biblioteka Poezji/Na Krechę
– „zarzewie” wydany w 2019 przez Fundację czaR(T)Krzywogońca
Laureatka kilkudziesięciu ogólnopolskich konkursów poetyckich. Nagrodzona za tom „na dwa” w konkursie na Książkowy Debiut Poetycki w 2014 roku w ramach Nocy Poezji w Krakowie, wersja elektroniczna książki jest dostępna na stronach Magicznego Krakowa. Nagrodzona Pierwszą Nagrodą Grand Prix w II Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Złotą Pszczołę 2019” za projekt książki poetyckiej „Zarzewie”, w którym główną nagrodą był druk wspomnianego tomu.
Publikowana w kilkudziesięciu antologiach oraz w pismach literackich, między innymi: ”Twórczość”, „Topos”, „Ypsilon”, „Migotania”, „Okolica Poetów”, „Akant”, „Krajobrazy Kultury”, „Protokół Kulturalny”, „Radostowa”, „ARTIS”, „Echo Piątkowa” i inne.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko