Istnieją ludzie, którzy zakreślają krąg wokół siebie; krąg opiekuńczości, krąg zwiększonej ochrony, krąg, w którym ludzie weń wchodzący czują się obserwowani i zaopiekowani. Jedni z nich kreślą krąg węższy – wokół własnej rodziny, drudzy szerszy – wokół własnego miasta, wsi, państwa.
Istnieją też ludzie, którzy taki krąg uwagi zataczają tak szeroko, że nie sposób dojrzeć jego granic. Nie sposób powiedzieć, czy żyją sprawami własnymi, znajomych, czy ludzkości. I nie mam na myśli takich osób jak burmistrz, czy prezydent. Takie osoby często żyją obok nas, tylko widzą więcej, myślą globalnie o tym samym, o czym my jednostkowo…
Po co to piszę? Bo i pośród poetów bywa podobnie; niektórych interesuje tylko własny świat wewnętrzny, a inni – gdy piszą wiersze – robią to w sposób ważny i drążą istotne dla całej ludzkości dylematy.
Dominik Ćwik pisał wiersze od młodości i od młodzieńczych lat (jak sam mówi) “stara się nie zajmować bzdurami”. Co to oznacza?
Że każde słowo, zapisane przez tego autora jest ważkie i odnosi czytelnika do czegoś. Nawet, gdy opisuje spokój przyrody, czy przeciwstawia go zrywającej się nawałnicy
…Nagle wiatr przyniósł niepokój
mierzwiąc zieloną falę traw
targając włosy przestraszonych wierzb
Gdzieś niebo straciło cierpliwość
grzmotnęło w blat ziemi piorunem…[1]
W jego wierszach figura stylistyczna jest zuchwała i zaskakująca, taka jak powinna być poezja – zaskakiwać, stawiać pytania, nie podsuwać gotowych odpowiedzi.
Toteż niejeden raz zatrzymamy się nad wierszami – prostymi w konstrukcji, ale wysublimowanymi w odbiorze – by się zadumać i zagłębić we własnej przeszłości.
Własnej, bo autor pozostawia w tych utworach bardzo szerokie pole do interpretacji i pisząc o przyrodzie, historii, czy opisując własne przeżycia, robi to zawsze tak, by pobudzić czytelnika do myślenia, lub postawić istotne pytania (na które nigdy nie daje gotowej odpowiedzi). Nawet gdy opisuje upływ czasu, robi to, odnosząc się do przyrody i pamięci – własnej, czytelniczej, społecznej.
Wtedy
jabłoń nie była
jeszcze taka
stara
zmarszczki
na skórze
nie tak głębokie
jak dziś (“Mamie”,str 21[2])
Do owych trzech rodzajów pamięci, czy wspomnień poeta odnosi się często i chętnie, więc w pewnym momencie doznamy uczucia splątania podmiotu lirycznego, autora (czytelnika – w imieniu którego wypowiada się autor) i całego społeczeństwa. Do owych wewnętrznych rozdarć Poeta przyznaje się, a rozterki które ciągle przeżywa opisuje:
Są we mnie
i poza mną
odwieczne
i nierozerwalne
istoty tak przeciwne
w nich wiara
i przypadek
toczą walkę..[3]
Ta nieustanna wewnętrzna walka i życie między “zwyczajnością”, a “sobą”… Jakże to znana cecha prawdziwego poety.
D. Ć. operuje symbolami i robi to w sposób bardzo sprawny, przejrzysty. Ważniejszy od słów wydaje się ich paradygmat[4] i ładunek emocjonalny jaki niosą. Zarówno słowem, jak jego znaczeniem poeta żongluje nieustannie, by oddać sedno podjętego tematu:
Za gwiazdą idą
bo tak najłatwiej
bo grudzień więc
do Betlejem
oczyszczeni słowami
przed kratką
(…)
Ja idę wolniej
bo ciągnę za sobą
Wielki Wóz
moich grzechów
boję się że nie zdążę..[5]
Widać w tym krótkim wycinku, jak sprawnie autor tasuje znaczeniami “przyziemny” – “pobożny”, “wiara” – “wiedza”, a to tylko wyimek z jednego wiersza. Każdy z utworów zamieszczonych w zbiorze “Cierpliwość niespokojna” ma podobną, wielopoziomową konstrukcję i posiada ogromne bogactwo treści.
Z tego właśnie powodu tomik czyta się powoli, z namaszczeniem, ale i wielką przyjemnością odkrywcy. Bo odkrywa się nie tylko treści pozostawione w nim przez poetę, ale też eksploruje zakamarki własnego umysłu. To chyba jedna z największych zalet twórczości Dominika Ćwika – tak szeroki margines do interpretacji sprawia że czujemy, jakbyśmy – wiersz, za wierszem – książkę tworzyli wraz z artystą. Nie na podstawie jego przeżyć, ale własnych. Taka podróż w głąb siebie, własnej pamięci i wyobraźni będzie bardzo poznawcza.
Żeby nie zostać posądzonym o pisanie “na klęczkach”, muszę w tym miejscu nadmienić także o kruczkach i trudnościach, które czyhają na odbiorcę tej poezji; to wiersze przy których nie odpoczniemy, nie zrelaksujemy się! Wymagają od nas najwyższej uwagi, by nie przeoczyć, nie przegapić ni słowa, bo zmienia się kontekst. To wiersze, które wyżymają czytelnika, zostawiają go wewnętrznie obolałym i zmęczonym, ale lepszym.
Podróż po tym tomiku potrafi zmienić odbiorcę, bo system wartości poety odbija się piętnem na tym drugim i pracuje w jego umyśle, konstytuuje się i zaczyna żyć, jako integralny element umysłu odbiorcy.
Nie sądzę, by to była wada tych wierszy, raczej zaleta, ale niewątpliwie trudność.
Czy zatem polecam “Cierpliwość niespokojną” ? Niewiele spotkałem w swoim życiu takich tomików, więc choćby z tego jednego powodu – warto!
[1] D. Ćwik, “Cierpliwość niespokojna”, Rzeszów, 2020, ISBN: …, str 12
[2] W związku z tym, iż autor nie nadaje tytułów swoim utworom i w tomiku “Cierpliwość niespokojna” występują one pod trzema gwiazdkami, w odwołaniach zamiast tytułu podaję treść pierwszego wersu i nr strony.
[3] D. Ćwik, “Cierpliwość niespokojna”, 2020, ISBN: 978-83-951828-9-1
[4] Paradygmat – pojęcie, któro rozumie się jako wzorzec postępowania. Oznacza również model. Traktowany jest jako matryca dyscyplinarna, czyli uporządkowany zbiór przekonań, nastawień czy przeświadczeń podzielanych przez uczonych uprawiających daną dyscyplinę. Paradygmatem może być zarówno podzielane przez daną wspólnotę naukową wzorcowe odkrycie naukowe, jak i sam proces naukowego poznania, czyli przyjęte przez daną wspólnotę wzorcowe, wielomodalne podejście metodologiczne.
[5] “Za gwiazdą idą…”, str. 27