Jerzy Stasiewicz – Czy to Ty Janie podążasz w poszukiwaniu panaceum?

0
300

 
 
            Zajmę się dzisiaj, 3 listopada 2020 roku – syndrom pandemii, sąsiad z naprzeciwka zakażony koronawirusem – indywidualnym spojrzeniem na człowieka jego egzystencję przez Jana Szczurka poetę z Łącznika na Opolszczyźnie. Zabierałem się do tego eseju od wielu, wielu miesięcy. Ale brakowało bodźca, takiego szpikulca, bata, popchnięcia. Dziś nie wiedzieć czemu, z ochotą siadłem do czystej kartki papieru, format A4, w kratkę. Takie dziwne przyzwyczajenie do linijek. Z białej litery spadłyby chyba na podłogę? Zabobon… jak i to, że nie należy pożyczać – ja nie pożyczam – swojego pióra – utrata weny. Ale do rzeczy.

            Jan Szczurek urodził się w 1949 roku w Skrzypcu koło Prudnika. Ukończył Akademię Rolniczą we Wrocławiu oraz Uniwersytet Opolski (studia podyplomowe). Debiutował w 1973 roku, jeszcze jako student tryptykiem: „Wrocławskie jaśminy, Tańczyć z Tobą, Dziękuję Ci Mamo”. I zamilkł, wydawałoby się na całe ziemskie życie Jezusa Chrystusa. Odnajdujemy go dopiero w 2006 roku w antologii Kiedy gwar miasta cichnie Robotniczego Stowarzyszenia Twórców kultury w Nysie. W błędzie byłby czytelnik myśląc, że Jan Szczurek na 33 lata zarzucił pisanie. Przysłowiowa szuflada (segregatory) pęczniały od rękopisów (surowca jak często mawia). Po tym jakby powtórnym debiucie ruszył z kopyta – to poeta reprezentujący środowisko wiejskie, muszę więc dbać o odpowiednie określenia – pojawiając się w antologiach, almanachach, wydawnictwach festiwalowych, prasie literackiej. Jednak na publikację zwięzłą nie mógł się zdecydować. Cisnąłem Jana ze wszystkich stron. Myślę, że przeważył autorytet doktor nauk humanistycznych Danieli Długosz-Pency, znakomitej poetki z Prudnika – łowcy narybku literackiego.

            W słowie wstępnym do pierwszego tomu W poszukiwaniu panaceum(2017) napisałem tak:

Prawdziwa poezja rodzi się nie tylko w wielkich ośrodkach miejskich,
ale także między Górą św. Anny a Kopą Biskupią w otoczeniu przyrody,
w regionie, gdzie poeta zamieszkuje od dziesiątków lat. Jest u siebie,
wśród sąsiadów współtworzy kult pracy, przywiązanie do ziemi,
tradycji, oszczędności i zapobiegliwości. Ubogaca środowisko
swoją słowiańską duszą, gotową oddać bliźniemu ostatnią parę butów
w czasie srogiej zimy.

            Dodam: „Bez Was nie ma nic z przeszłości. // Dojrzali na drogach i bezdrożach. // Nic bez Was teraz ani potem. // (…) Obyśmy sprawdzili listę obecności // (…) znowu za rok.”.

Jan Szczurek własny świat poetycki rozłożył na całe życie.
Wchodzimy w dzieciństwo powojenne. Ze świadkami okaleczonymi
wojną po obu stronach płotu. Dla dzieci nie skażonych podziałami
ważne co dzisiaj, jutro. Z odczytanych wersów jawi się jako
pouczająca lekcja i wzór do naśladowania. Życie toczy się naprzód.
Następuje odrodzenie społeczności tutejszej i napływowej.
Rodzi się nowe pokolenie, owoc przemieszania ludów,
choć nie jest to łatwe. Gruby jest mur uprzedzeń. Trzeba lat by
poznać tradycję i przyswoić mentalność. Nie wszyscy jednak
tego pragną.

            Słowa poety: „Latem tego roku / usechł w ogrodzie / włoski orzech // (…) Ale krok dalej / z pomiędzy kamieni / wystrzelił młody.”.
            Albo odwołanie się do Góry Świętej Anny (1350 stóp wysoką, Świętojańską zwaną – Józef Lompa, w języku niemieckim: Sankt Annaberg, śląskim: Świyntô Ana) „taka mała / jest kroniką / złożonych kości.”.
            I przywołanie pamięci Kazika Olajossego: „Kaziu / w 1956 roku piliśmy mleko / od tej samej krowy / do szkoły w Komornie za wiedzą / jeździliśmy rowerami / by później dzielić się nauką z innymi. // Od urodzenia znaliśmy doskonale / smak soli tej ziemi / było obojętne czy ktoś śpiewał / „Czerwone maki”, „Góralu” / czy „Junge Komm Bald Wieder*”. (*Nie wszystek umrę)

W pamięci poety są zarejestrowane tylko obrazy wartości
uniwersalnych, świadczące o człowieczeństwie lirycznego Ja.
We wnikliwej obserwacji, zaangażowaniu, pomocy w odbudowę
pałacowych komnat, które przez pięćdziesiąt lat pozbawione
sufitów błagalnie patrzyły w niebo, wołając o ratunek, który
nie nadchodził. Czasy były nie ku temu. Brakowało Judymów
pragnących uleczyć stare mury. Z nastaniem nowego ustroju,
odżyły dawne animozje i ci co nieśli kiedyś świetlany ład na
transparentach przypomnieli sobie ojcowski rodowód.
Kłody nie zahamowały odbudowy. Biało-czerwony sztandar
z orłem powiewa wysoko na pałacowej wieży.

„Patrząc na historię tej ziemi / – to dobrze, że tak wielu / jeszcze pamięta wczoraj – / tylu zabitych, zgwałconych, zniewolonych… // Urodziłem się tutaj / chcę rozmawiać z tymi / którzy szukają panaceum / na nicość / na fałsz.”.

            A zesłanie fanatyka (Franciszek Jopek) pragnącego odbudować pałac i ożywić park lustrami wody, zdrowym drzewostanem, powrotem łabędzi, czaplą wyżerającą narybek – poeta także zaangażowany w rewitalizację pisze w trzeciej części „Tryptyku o Franciszkach” w pod tytule „Z Dobrej”: „Franciszek zatrzymał się w przydrożnym parku // (…) sroka, wróbel, kos i jeżyk / odśpiewały dziękczynny psalm proroczy. // (…) pozwolił(y) skierować wzrok na szare mury / tkwiące w gęstwinie oddzielone potokiem. // Droga krzyżowa remontu trwa od 2001 roku”.

Słowem dotykana jest przestrzeń po granicę horyzontu z jej
historią bardzo tragiczną. Ze złożonymi życiorysami mieszkańców,
którym przyszło żyć na ziemi śląskiej będącej kiedyś częścią
rożnych państwowości. Tylko poeta w sumieniu może zmierzyć się
z tym węzłem gordyjskim.

„Historia tej ziemi pomnikami szydzi.
Nie ważne kto w tej ziemi leży
Ci pod pomnikiem bez gwiazdy
czy Wehrmacht i na Kema Fine Żydzi.

Iluż tu wojów bywało, ile wojennych teorii.
Walczyli Tatarzy, Szwedzi, Austriacy, 
Francuzi, Niemcy, Rosjanie
czy ta Śląska  ziemia
nie może mieć własnej historii?

Iluż to braci wspaniałych
bez grobu, pomników złożono pokotem
pomnikiem ich honor i szyderstwo śmierci
dla tych co grawer ,,Gott mit Uns” mieli
i tych co przyszli z ,,Sierpem i młotem”.

A cóż będzie z nami (…)” 

W kolejnym wierszu „Przestroga” dopowiada: „jakież to smutne umierać wszędzie / tylko nie u siebie.”

         O zbiorze garść ciepłych słów dorzucili: Daniela Długosz-Penca, Antoni Dąbrowski, Zbigniew Kresowaty, Grzegorz Weigt, František Všetička.

         W 2020 roku Jan Szczurek ogłosił kolejny tom poezji pt. Czy to Ty? Pod redakcją jak poprzednio Piotra Goszczyckiego, w tym samym wydawnictwie Komograf i z moim słowem wstępnym. Pozwolę sobie je tu przytoczyć jak poprzednie, podpierając  lirykami, na które z zasady we wstępach książkowych nie ma miejsca. A są przecież uzasadnieniem wniosków wstępopisa. Z którymi czytelnik nie zawsze musi się zgodzić?… Wszak każdy ma odrębny życiorys, indywidualne postrzeganie świata. Wstęp to tylko azymut.  Tu poprzedzony sentencją Arystotelesa Jest fałszem powiedzieć o tym, co jest, że nie jest lub też o tym, co nie jest, że jest. Natomiast jest prawdą powiedzieć o tym, co jest, że jest i o tym, co nie jest, że nie jest.

Czy to Ty… Janie podążasz w bezkresne uprawne pola leżące
wokół Arkadii zbudowanej własnymi rękami. Czując falowanie
łanów oceanu pokory dla trudu? Cieszysz się z każdego centymetra
przyrostu, jędrności pąków. Mógłbym rzec jesteś winnicą, w której
z biegiem lat dojrzewa coraz mocniej Twoja miłość do kobiety Jedynej.

 „(…) Dorodne grona/ zrywane latem mulczuję. / Stawiam butle, / jak miesiące. (…)”

O Elżbieto… Elżbieto – zakola tańczonego walca pamiętasz?
Mówią tak wiele… bez słów. Jak to dawno. W akademiku
poprosiłeś najpiękniejszą dziewczynę do tańca. I czule objąłeś
smugą  wiersza na wyboistą drogę życia, którą przyszło kroczyć razem.
Wiatr, duch miłości ziębił Wasze plecy, pozostawiając ciepło piersi dla kołyski.

„(…) W bieli korygujemy siebie nawzajem,/ używając zamożności stanu ducha. / Kreślimy  wzajemną przyszłość, / jak obrazy pozbawione ramy. (…)” w  innym wierszu dodaje „Czas przyjął połacie bieli, // (…) w łanach zbóż / jak Twoje piersi / podczas naszego spaceru ..// (…) W ciszy zmierzchu czekam, // (…)Twoich kroków.”
Kolejny „ (…) Ile szczęścia w spotkaniu / w dotyku Twej dłoni / w uścisku.(…)”

Jesteś człowiekiem – w Twojej świadomości tkwią głęboko ludzie,
z którymi żyłeś na skrawku rodnej, śląskiej ziemi. Odeszli.
Ich cząstka pozostała w Tobie i przemawia wersami liryków.
Poeta strażnikiem pamięci. Tak. To prawda. Ale pustki nie da się
zapełnić wspomnieniami. Bolą Cię puste okna, nie wykoszone podwórza,
zdziczałe gołębie. Pod postacią ptaka, pszczoły, świetlika
realistycznie wyobrażasz sobie duszę zmarłych powracające
w miejsca doczesne.  Widujesz demony młodych dziewcząt i noworodków.
Ta ziemia kryje straszliwe tajemnice  czystości rasy.         

  „(…) pamięć to antocyjan owoców / zerwanych z drzewa / mijającego życia”. Albo: „ (…) Czas jest młotem / roztrzaskującym szkło (…)”. Niemalże ze łzami. Poeta ma prawo do łez „(…) Gdy Oni poszli w swoją stronę. / Wszystko trzeba było budować / od nowa. (…)”

Jesteś prawdą – kamieniem na rozstaju dróg. Na  kamieniu
przysiadł pątnik, strudzony drogą, podążający na Górę  Świętej Anny,
oddać pokłon Pani Śląska. W płomieniach i krwi widziała
nienawiść sąsiedzką. Próbujesz dociec czy człowiek współczesny
wyciągnął wnioski  i odnalazł Dekalog, oślepiony błyskiem bogactwa,
wielkości, dumy, nadprzeciętności w tłumie szaraków. I bolejesz
zwyczajnym ludzkim strachem, że zło jest wpisane w człowieka.

„Światłość przyszła z portfelem / i z portfelem odeszła. / Rzeczywistość jak ziemia / przestała rodzić. // (…) historia skrzypi słojami w drewnie (…) // Koszary dozbrajane pustką / udowadniają potrzebę istnienia. (…)”

Pamiętam, jak trzy lata temu ułożyłeś Twoją historię w tom
W poszukiwaniu panaceum. Trud Twój został nagrodzony Gustawem.
Pod pachą dźwigasz drugi tom poezji. Aby Cię zgłębić studiowałem
nocą w zaciszu Stasiewiczówki przy blasku świecy pokoju.
Kroczyłem szlakiem Twoich myśli pewnie… gdzie po drugiej stronie
wymykał się niepostrzeżenie cień człowieka, zadając ból.
Teraz wiem, że warto Cię  czytać. Bo w tej  liryce bitych gościńców jest wiele.
I wszystkie oznaczone słupami milowymi.

        Odwdzięczyłeś się pięknym lirykiem „Stasiewiczówka i Markietanki”. Odnosząc się – trzeba to przekazywać młodym –  do „ Ziuka Pierwszej Brygady”. Zauważyłeś ten niewidzialny „ arras miłości rozpięty / między furtką a altaną .”  I zaświadczasz Janie, że w tym ogrodzie bywali/ bywają : „Goszczycki , Borzemski, Ravicz, Brągiel.” Wielki to zaszczyt dla mnie – mimo tych straszliwych ograniczeń pandemią. O! widzę przez okno, sąsiad ozdrowieniec grabi trawę, zrywa liście z drzew ?! Niby prozaiczne zajęcie, a jak cieszy… – w ogrodach Stasiewiczówki promować tom, który z narażeniem życia ze stolicy przywiózł Piotr. Uzbrojony w maskę i przyłbicę. I przyjaciele nie zawiedli, spragnieni słowa i poezji Jana Szczurka. „ Dym kominka Szamana /… i te kwiaty.” Bo w tej liryce jest iskra Ziemi. Sacrum i profanum. Odniesienie do kultury tworzonej przez ludy osiadłe i wędrujące przez te tereny – czasem za chlebem, częściej  z mieczem. Głębokie przeświadczenie autora, że dobro tkwiące w człowieku zrodzi plon szacunku dla przyszłych pokoleń. Ale to nie jest jeszcze ostatnie słowo poety Jana Szczurka.

Jerzy Stasiewicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko