Wrocławski artysta Krzysztof Żelechowski, o którym się jeszcze niedawno dużo mówiło w kraju, odszedł w ubiegłym roku 2019. Piszę o nim i wspominam, bo to niewątpliwie artysta oryginalny i niezwykły; malarz, fotografik i parapsycholog, może nawet Mag(?), napewno przyjaciel innych wymiarów sztuki. Poznałem go przed laty, jako świetnego człowieka i żywego pracowitego artystę. Jego prace były obecne w Galeriach wrocławskich od samego początku. Pokazywałem katalogi z obrazami w Krakowie i Warszawie, chcąc żeby wystawił obrazy na Starym Mieście w Warszawie, wtedy w 2000 roku była przychylność szefów Galerii, np.pani Arent „Na Zapiecku” – Będzie nam go brakowało Krztysztofa niezwykle przyjaznego. Przychodził na inne wystawy, na wernisarze, etc., dużo milczał.
Wystawiał dużo poza granicami, na przykład podczas Biennal of Visual Experimental Alternative Poetry, Meksyk (1985, 1987, 1989), International Exhibition of Visual Poetry, Sao Paulo, Brazylia (1987), Internationale Mail-Art Austellung, Nurnberg, Niemcy (1988), Unita We Stand Mail Art Expo, Eeklo, Belgia (1989), Soviet and Eastern European Mail Art Show, Seattle, USA (1990), Post Office in the Forrest, Expo ’90, Osaka, Japonia (1990). Wiele jego prac zakupiono do prestiżowych muzeów, galerii i kolekcji prywatnych w kraju i za granicą, na The Nomad Museum, Lizbona (Porugalia), Galeri Vision, Skomakarg (Szwecja), The Museum of Instant Images, Chaam (Holandia). Jest bardziej znany za granicą niż w kraju. Prace jego mają swój rodowód, ciąg i pewną medytacyjną chronologię. Te obrazy to czas wędrowania naszej duszy wydobyty na powierzchnię światła. A może to sumienie myśli? – lub biblioteka wyobraźni cierpliwej? , stojąca na powierzchni natury ruchomego świata…
Cóż, nie ma już artysty bardzo wyjątkowego Krzysztofa Żelechowskiego – pozostały fotografie prace plastyczne, płótna w Muzeach i zbiorach prywatnych, a także w zaprzyjaźninych ongiś Galeriach, pozostał tez niedosyt i niepokój oraz pytanie: Dlaczego?!. Kiedy odwiedzałem go kilka lat wstecz w jego pracowni na jednym z poddaszy Starego Miasta we Wrocławiu przy Teatrze Współczesnym, a pamiętam poraz pierwszy w roku 2000 ujrzałem prace niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju, tak w kolorze jak i w formie. Później jeszcze kilka razy różnie go widywałem, nawet w jego domu, bywając także na jego wystawach, stykając się z nim na wernisarzach zaprzyjaźnionych innych artystów we Wrocławiu. Krzysztof Żelechowski rocznik 1952, po uzyskaniu Dyplomu w roku 1980 w Instytucie Wychowania Artystycznego na UMCS w Lublinie, w pracowni prof. Mieczysława Hermana, wziął sobie do serca świat niesłychanie zawiły i medytacyjny(?). To artysta samotnik pozostający zawsze bardzo osobliwie z sobą i specyficznie powiązany z naturą. Zaczynał malować obrazy na płótnie techniką olejną w formie senso – surrealistycznej prowadząc dodatkowo bardzo osobowy zapis literyczny (nie literowy) na poszczególnych kwadratach obrazów. Wykonywał także cykle oryginalnych i specyficznych collage, a wystawiał dość często… Zaprzyjaźniony z Galerią „M” i innymi współczesnymi Galeriami Wrocławia i nie tylko swego miasta rodzinnego. Natomiast w kraju pokazywał obrazy w klimatach medytacji i przeżyć, pokazywał poezję swego życia, rozterki i nadzieje… np. w Galerii „Teatru NN” – Tym nie mniej od poczatku tudno było klasyfikować Krzysztofa, wciąż wymykał się, usilnie poszukiwał… nawiązywał do metafizyk przestrzennych, prowadził zapisy specyficzne bardzo obrazowe, które wołały nie tylko kolorami ale i formą…. W swoich pierwszych obrazach, jak pamiętam, domalowywał ptakom głowy ludzkie, innym zwierzętom jak ryby także, uczłowieczał swój świat naturalnie powiązany z sobą… Przybliżał i pokazywał, że wszystko co żyje wokół, do czego należy kosmos, jest jakby przypisane znakom cyfr i liter a nawet graficznym skrótom. „… Oto proszę spojrzeć jak wychodzimy rodzimy się z cyfr i liter, dostajemy w darze światło dzienne, kolor i wyrys przestrzeni…”
Widzimy to nieustannie na jego obrazach, pokazywane na różne sposoby. Widzimy w dalszych poszukiwaniach pomieszczane fotografie własne i rodzinne oraz przyjacielskie na płótnach, jakby wpisane w jego senne medytacje. Tak! – to napewno medytacje, zapisy warte także sumienia. Poczatkowo jego malarstwo wydaje się wielkim skrótem kubistycznym? – później być może manieryzmem? – ale niewątpliwie to także sny i marzenia… To tworzenie pewnych korytarzy do wejścia w kosmos… Wpisywanie w naturę np. w jabłko konstrukcyjnych geomatrii, także na wyrysach ryb ich tułowiach. Nie do uwierzenia, że jest wiele ryb w tej twórczości, ryb przywołanych z głębin akwa, kolorów niebiańskich, czasem pastelowych, czystych ale zapisanych sprawami życia. Może to rachunki?, może długi ze sklepu, albo pożyczki za życia, a może godziny odjazdu i powrotu? do domu lub policzone schody do pracowni na trzecim pietrze kamienicy?
Jednakże po zastanowieniu się naszej wyobraźni możemy dojść do pewnych konkluzji i dedukcji humanistycznych(?).
Są to takie symbole, których obecność niepokoi i frapuje, są jakby zapisy i zaśpiewy z rejonów sennych na pograniczu magii. Kiedy ja np. pielęgnuję ich tajemniczość, pozwalam, by ich znaczenie było niepokojem do zapamiętania, wyrysy właściwe ruchowi co chwilę, co dnia zmienne.
Jak pamietam Krzysztof czasem mówił: „teksty występujące w jego pracach na obrazach mają dwojakie znaczenie. Ich istotny sens wyczerpuje się w trakcie pisania na wolnych polach, są one pomocniczym instrumentem medytacji. Ważne miejsce w jego pracach zajmują fotografie, jedne z nich zostały wykonane w czasach dzieciństwa i dopiero po trzydziestu latach ujrzały światło dzienne. To takie wpisy osobne. Drugie to bieżące ilustracje moich działań, moich prac plastycznych, miejsc, w których bywam, mojego najbliższego otoczenia a także czasem autoportrety”.
Wydaje się, że on wybitny artysta, jakby na dłużej i ambitnie inaczej zatrzymał się w sferze medytacji co założył od samego początku, kiedy opuścił pracownię mistrza Hermana w Lublinie – To obrazy, obiekty niesłychanie kolorowe, soczyste, zaczęły się konkretyzować odrębnymi oryginalnymi kompozycjami, zamkniętymi w doskonałości geometrii, które zawierały w tle niesłychanie misterne opisy właściwe do odczytania osobom wtajemniczonym i samemu artyście, jakby to był rachunek sumienia(?). Wydaje się, że jest tu wszystko bardzo dokładnie przemyślane, a przy tym zbudowane intuicyjnie i bardzo zmysłowo, bywa czasem w otoczce erotycznej. Przecież erotyka żądzi sprawami świata! – Na swoich płótnach, a także dyktach, zachęca nas artysta do wpatrywania się w jego własne stany wyobrażni i metafizyki wewnętrznej. Widziałem przez jakiś czas w tej twórczości cyklami zwierzęta, malowane w bardzo uproszczony sposób, grubą, ciągłą linią centralnie, jakby stawały się dominującą figurą na obrazie, pomieszane z cechami ludzkimi. Na innych z kolei obrazach kwiaty, wykonane tą samą techniką, pomieszane są z częściami maszyn. Wszystko wręcz monolitycznie powiązane, zależne od siebie, współpracujące na dokładnie opisanej w tle powierzchni. Wszystko soczyście przenikające się w różnych odbiciach… Wydaje się, iż Żelechowski prowadzi swoje, medytacje w sposób ciągły, być możę chronoloiczny(?) – Kolejne cykle obrazów to kolejne stany świadomości(?), które ukazały się znienacka doczesnemu otoczeniu jako obraz tej zastanej rzeczywistości przełożony na język plastyczny. Do tych obrazów się podchodzi z ciekawością, chcąc jakby rozczytać płachtę wiadomości. Jednakże jest to zniezbyt proste, bo artsta szyfruje poszczególne treści wprowadzając dla widza i osbiorcy pewien kłopot myślowy, czyli potrzebny jest tutaj czas.
Artyście, jak się wydaje, przychodzi sięgać do prapoczątków świadomości i odgadywać lub odpowiadać na pytanie: „skąd jestem… dokąd zmierzam, o czym wiem… nie wiem nic” – to ciagły stan pytań, czyli ciąg medytacyjny. Toczy się tu niewątpliwie pewnego rodzaju gra.
Gra – medytacyjna w całym tego słowa znaczeniu, ale nie tylko. Kiedy za jego życia rozmawiałem z nim o jego działaniach próbując odgadywać jego stany osobowe – potakiwał, pomrukiwał… kiwał głową i widać był zadowolony, że choć trochę wchodzę w materię misternych obrazów.
Świat duchowy artysty styka się tutaj z brutalnością współczesnej techniki i cybernetyki, gdzie siłą rzeczy w jakiś przedziwny sposób następować musi przewartościowanie osobowości człowieka, co jest stale obecne w pracy umysłu, w jego fizycznych gestach, działaniach, pełnych siły. Żelechowskiemu nie jest obcy otaczający go kosmos, z pewnością chciał, jak każdy artysta, na swój sposób pokazać bardzo jaskrawo
problem, poruszając duszę człowieka myślącego wręcz szukając jej. Na obrazach Żelechowskiego w pewnym okresie czasu bardzo wyraźnie widać było; śrubo – koty, kluczo – kwiaty, myszo – maszyny, zębo – owady, frezarko – psy… Tak też pisali krytycy śledząc poczynania tego artysty we Wrocławiu. Tutaj świat zmiksowanych kolorów jest tylko pozornie wymieszany. Wymieszany jedynie soczystością i świeżością, co świadczy o ciągle pierwotnych odczuciach artysty i jego wrażliwej reakcji na otaczający czas, którego stał się sumieniem nieświadomie…
Ten wielowymiarowy świat, zderzony ze sobą i innymi imaginacjami czasem nałożony poziomami obraca się w jakimś niezbadanym kręgu wciąż odkrywczej Sztuki, przez medium samego artysty, który podchodzi do swego dzieła jak nagi kapłan. Jednak Żelechowski jest niesłychanie drobiazgowy, a przez to uczciwy. Artysta tworzy w ten sposób świat ruchomych przestrzeni niezwykle skomplikowanych(?). Malarstwo takie jest jakby wizą do kosmosu i z pewnością można je wysłać promem kosmicznym w taką pozaziemską przestrzeń jako świadectwo i wizytówkę naszej egzystencji obecnej na Ziemi.
Tutaj warto zwrócić uwagę na traktowanie tła w tych płótnach. Ich zapisana przestrzeń staje się gęsta, ale i ulotna niczym dusza człowieka, bo Żelechowski niejednokrotnie umieszcza w tej przestrzeni swoje zdjęcia jako dziecka, lub innych wydarzeń czasu ze swojej przeszłości. Ten zapis wspomnień stanowiących bagaż wyobraźni to istotna część tożsamości. Artysta jeszcze raz zderza w ten sposób w przestrzeni obrazu przeszłość z przyszłością, mówiąc zarazem jaki jest nasz aktualny ogląd czasu, czuwając jak anioł świadek naoczny wyobraźni. Tutaj napewno Krzysztof staje się medium, ośrodkiem łowiącym z przestrzeni pewne znaki, których jest multum wokół. Ale i jednoczesnie mówi wyraźnie, że jeszcze wszystko nie jest odkryte, że on jeszcze nie stoi tam, gdzie powinien. Że istnieją gdzieś światy niesłychane i mistyczne, że ta rzeczywistość niekoniecznie jest taką jaką widzimy oczami. Dlatego artysta zamiast kości ludzkich używa kluczy technicznych, zamiast mózgu – łożyska toczne, a koła zębate są czasem stawami międzykostnymi i częściami układów nerwowych. Człowiek zmieszał się z tym, co fizycznie wydobył na powierzchnię, po to aby wymieszać się z przestrzeniami… a także odchlanią wiedzy. Na obrazach widzimy np. wyrysy drzew jakby wyciete z materiałów płaskich z blach lub dykt i wklejone w postaciowość życia bardzo brutalnie. Widzimy pasy i klamry, patrzymy na mechniczną gruszkę i dziwne samoloty latadła zawieszone w przestrzeni jakby powiększone bakterie z kosmosu, widzimy meteoryty ich kształt i zawartość z bakteriami… wiszące wahadla i cyrklowe nóżki konstrukcji, etc.
Cel – wysłać się w ten sposób gdzieś na koniec świadomości lub wieczności, gdzieś w Herbertowskie złote runo nicości, i może tam zaistnieć – ? – kodyfikując ostatecznie swoją naturę to iście odwaga!
Taka estetyka pojmowania świata uczłowieczonego jest zaskakująco odkrywcza. Żelechowski bada i prześwietla świat przez swój doczesny byt ziemski. Artysta w rzeczywistości jest małomówny, raczej zamknięty w sobie, oszczędza słowa, wydobywa je bardzo sporadycznie…
Stykając się z twórczością tego artysty słychać dźwięki, (ale nie zgrzyty), słychać echa, odbite uderzenia w instrumenty(?), bulgoty wieloryba, kapanie kropel wody z kranu – Artysta funkcjonuje w wieloistnym świecie ruchu i dźwięku, natomiast zapis obrazu jest tylko zapisem ułamku z czasu. Stoi twórca zawsze w środku jako medium, odkrył już bardzo wiele dla swej sztuki. Zapisuje czas jak czuje i nie wątpi w intuicję swego odbiorcy. To niezwykle oryginalny Poszukiwacz, badacz(?) – a nawet wzięty podróżnik przestrzeni… Wystawiał bardzo dużo – więcej poza granicami niż w kraju. Ta oryginalna Sztuka malarska jest istną poezją wielowymiaru…
Zbyszek Ikona – Kresowaty