Kolejny zbiór poezji Anny Marii Mickiewicz, pt. Lato w Seaford ukazuje się w wersji dwujęzycznej, polsko-bułgarskiej. Translacji dokonał Łyczezar Seliaszki, autor kilkunastu książek poetyckich, absolwent Uniwersytetu Sofijskiego, laureat Międzynarodowej Nagrody im. Józefa Łobodowskiego.
Słowo wstępne do czytelników kieruje dr Teresa Podemska-Abt, filolog po Uniwersytecie Wrocławskim, studiach podyplomowych z zakresu Edukacji i Wielokulturowości na University of Adelaide, po doktoracie na temat literatury aborygeńskiej na University of South Australia, wreszcie po studiach na Macquarie University w Sydney, redaktor „Przeglądu Australijskiego”, członek International PEN, pisarka, tłumaczka, zajmująca się teorią literatury laureatka licznych konkursów poetyckich w Polsce.
Nie o tłumaczu, ani nie o uczonej promotorce tego zbioru chcę pisać. Choć zapewne pisać by można i nie jest to przypadkiem, że Anna Maria Mickiewicz współpracuje z takimi autorytetami.
Jej odpowiedzialność za każde słowo, pozorny dystans to podejmowanych tematów znamionują wytrawnego mistrza, który wie, że trafić do różnych odbiorców można tylko poprzez unikanie egzaltacji, wierność opisu i uczuć odwołujących się do empatii.
Dr Podemska-Abt tropi ślady zakorzenienia nazywając je wartościami uniwersalnymi. Takimi są w rzeczywistości wspomnienia z ojczyzny, refleksje lektur, zapamiętane relacje międzyludzkie. Definiuje zatem „aktywacje świata”, rewaluacje równoległe odniesienia do historii i kultury polskiej i europejskiej. Pisze o „światopoglądowej ramie tomiku”.
Do nas należy wybór opcji, czy iść za słowem wstępnym, czy też zagłębić się w poetycką przestrzeń bez wspomagania się uczonym wywodem. Jest on niewątpliwie ważny, niewątpliwie słuszny ale kiedy kierujemy się współodczuwaniem dajemy się unieść, niby lekkim podmuchom wiatru czarowi tej narracji.
Na początku stajemy na wprost słońca „...zrzucającego złote krople…”. Wizja z Seaford, gdzie morze pożera światło odrealniając czas konfrontuje nas z nieskończonością przestrzeni jest równoczesnym ujęciem wszystkich wymiarów. Lśnienie odbite w niebie i w szeroko rozlanej wodzie, wyrwanie z chronologii dni, postawienie twarzą w twarz z ułudą konkretnego przypisania do tu i teraz – daje efekt nieziemski.
A potem przejście w odwrotną stronę do miasteczka, małej stacji, gdzie „…tynk odpada nierównomiernie z drewnianych podpór…” to powrót do świadomości. Wszystko nadal jest na swoim miejscu, ocean, żółte klify „Siedmiu Sióstr”. Są też braki! Frytek, lodów, cukrowej waty… Możemy odetchnąć. Jesteśmy, gdzie byliśmy. Moment oderwania przeminął i wszystko powraca do względnego ładu, wszystko ma swój czas. Czas umierania i przemijania, jak te: ciała wysychających meduz, odpływające w dal statki, ci starzy, o pomarszczonej skórze ludzie na leżakach. Pozamykane kawiarnie i restauracje świadczą o czasowości wszystkich doświadczeń.
Pobyt nad brzegiem w Seaford rodzi skojarzenia z „Falami” (The Waves) opisywanymi przez Wirginię Woolf, z grupą jej przyjaciół z Bloomsbury (autorami: Vitą Sackville-West, E. M. Forster’em, Lytton’em Strachey’em, malarzami: Vanessą Bell, Dorą Carrington, Duncan’em Grant’em i innymi intelektualistami jak np. J.M. Keynes, Adrian Stephen czy Clive Bell). Bohaterowie modernistycznej powieści także zasłuchani byli w szum fal. Przemijali tęskniąc do harmonii świata. Dlatego może się wydawać, że kobieta na plaży spokrewniona jest z Virginią Woolf. Obserwowany mężczyzna jest poetą i skandalizującym nonkonformistą?
Drugi tekst przenosi nas do wspomnień z Lublina, z 1984 r. Dotyczy rozmowy. Pisząc „…Rozmawiam z Wami…”. Anna Maria Mickiewicz dotyka każdego z nas osobiście. To także rozmowa z Tobą PT. Czytelniku. Innym językiem, „Szelmowsko delikatnym” czy przewrotnym? Język wiersza ma szczególne reguły. Niesie treści nie zapisane, tkwiące pomiędzy wersami.
Cofamy się w czasie. „Londyński sen” to wiersz o zbrodniczych, sowieckich przesiedleniach. Zaczyna się od głosu matki. To trwożne „Gdzie nas wywożą?”. Powtórzone stawia nas w obliczu zagrożenia. Czy to dotyczy także nas? Oczywiście. Krótkie wersy, rzucone w pośpiechu, rozkazy. „…Pakujmy tylko rzeczy najbardziej potrzebne!…Szybko! Szybciej!…” te słowa brzmią na zawsze w czasie teraźniejszym! „Gdzie jedziemy?” jest pytaniem bez przedawnienia. Archangielsk, Syberia, miejsca zatracenia można mnożyć. Na „Nieludzkiej ziemi” było ich setki. Głód i chłód, ale zawsze też zachwyt nad przyrodą łąk, bagnisk, zmrożonych jak w szklanej kuli. Tańcem dziewcząt, śpiewem. W tym tkwiła siła przeżycia.
W każdym miejscu na ziemi są ludzie cierpiący i wyalienowani. „Anioł w Londynie” sprzedaje „...marchewkę pomidory truskawki…”. Ma niebieskie oczy, jasną twarz. Jedno skrzydło „…trochę ułamane…”. Jąka się, słabo mówi po angielsku? „Zagubiony w językach”, młody, ale z trudem utrzymujący się na powierzchni targowiska świata. Czy zwycięży zły los? W poincie Nike jest samotna.
Bohater z wiersza pt. Szary płaszcz przyjaciela również ma problemy. Siedzi oparty o ławkę nad morzem, znad którego nadpływają mgły. Są metaforą zaciemnienia myśli, sylwetki rozmyślającego. Zbierane latami przemyślenia rozwiał wiatr. Jaka jest prawdziwa kondycja człowieka? Rośniemy aż do nadludzkich rozmiarów? Nietzsche niegdyś przerażał a „...Dzisiaj…/ to dionizyjska bajka…”. Moc i Niemoc toczą nieustanna walkę.
Gospodarza można było poznać po cholewach. To stare polskie powiedzenie. Czy można poznać człowieka po butach? „Buty” to wiersz o ludziach. O drogach, które przeszli, „…wędrując w kierunku zachodu słońca…”. Możemy stwierdzić, że zbiór „Lato w Seaford” został tak skonstruowany, żeby mówić nam o Człowieku pisanym z dużej litery. Czy jest nim jednostka ponadczasowa, umieszczona w wiecznym kosmosie, czy też pogubiona i zniewolona – zawsze jej godność i prawa muszą być szanowane i niewzruszone. Poetka z Londynu mówi nam o solidarności i więzach wspólnoty, nie tylko tej narodowej, raczej ogólnoludzkiej.
Tak w tekście pt. „Jewtuszenko styczniową porą” naszym bratem jest prześladowany za krytykę Stalina rosyjski reżyser i scenarzysta, autor ok. 35 zbiorów poezji. On przedstawiciel „pokolenia naznaczonego bólem rozstań” marzy, mimo „…kryształowych łez zamazujących syberyjskie noce…”, spogląda „…w oczy żółtych kartek…”. Pożółkły, ale przechowały słowa wiary w postęp ludzkości.
„Kolejna wiosna w Alexandra Palace” to „odłamki dnia”, „złudzenie świateł”, nadzieja związana z przemianą odradzającej się przyrody. Dlatego pomimo kałuż, deszczy, huku miasta; „Mgliście zauroczeni” widzą siebie w szczęśliwej perspektywie – wkraczają w objęcia!
To, co „Odbite w porcelanie” to spojrzenia oczu odbitych, oddalonych, rozmytych. Usta i dłonie zawieszone na uśmiechu, muśnięte. To chwila słodkiej pary, picia herbaty rozganiającej mroki przeczuć i lęków.
Zazdrość mogą budzić „Czasy inne”. Łagodne, z miastem spokojnie zakręcającym błyskami (aut? przyp. autora), muśniętymi zaułkami i mgłą. W takim mieście i o takim czasie wszystko jest >Przewidywalne< ! To całkowita opozycja do tego o czym było dotychczas. W tym mieście nie ma zagonionych ludzi, natłoku i gwaru. To obrzeża wielkiego Londynu, Holloway. Młody i zadbany mężczyzna przechodzi przez ulicę. Jego „…Włosy falują wiatrem rozwiane / poprawia okulary… Zasiada przed kafejką / Czyta / Słońcem niewinnym ogrzany…”. I chociaż utyka, ma za sobą jakąś historię – jest bezpieczny!
Zwiedzając razem z autorką Templeton College przeniesieni zostajemy w „anielskie gotyki”. Otaczają nas barwy: lawendofiolety, różowebladości, kroplefontanny. W średniowiecznych murach Oxfordu jesteśmy „…W zaklęciach ukryci…”. To znowu miejsce, w którym czas staje się względny.
Pełen romantyzmu jest tekst zaczynający się od słów „Oświadczył się / w Regent’s Park…”. Oświadczył się chmurom. Patrzył w niebo? Ona w różowym muślinie zatoczonym słońcem „…Przeszła stopą złocistą / Przez szklane drzwi…”. Kreacja baśniowych realiów sprawia, że owe „szklane drzwi” zdawać się mogą drzwiami percepcji. Jak w huxleyowskich The Doors of Perception zmiana postrzegania wiąże się substancjami psychoaktywnymi tak tutaj zmiana widzenia wynika z uwolnienia się endorfiny – hormonu szczęścia. W tej części zbioru przeczytamy o „kameliowych ulicach”, oczekiwaniu na „…greckich posłańców / Na aromatyczny powiew szafirowych fal…”, o „blasku” i o „…Obręczy londyńskiego nieba…”. Arkadia, kraina beztroski, Avalon, wyspa rajskich jabłoni; wszystkie te symboliczne miejsca można by przywołać, żeby oddać nastrój zafascynowania i miłości.
Ale są też wiersze wspomnieniowe z Polski. Zaciskanie warg nie mogło trwać w nieskończoność. Słowa „Wywrotowca” pisma kolportowanego przez autorkę „Rozpadły się”. To znaczy, pisana była jej inna droga. „…Pod palcami / Lód znaczeń…” świadczy o wystudzeniu emocji. Cesarstwa powstawały i upadały. Cichną „Kawalkady niebios”. Zdaje się, że o tym samym w kolejnym utworze, kiedy „…oni kazali milczeć drzewom / Zakładać kneble wiosennym ptakom…”. Czy jest to zrozumiałe dla kogoś z innymi doświadczeniami. Sądzę, że tak. Poprzez wyolbrzymienia i baśniowe wyobrażenia otrzymujemy substytut świata opresji, nie agresywny; podejrzanie wręcz uładzony – przecież drzewa nie mówią! Przeciwnie! Mówią i mogą wiele opowiedzieć tym, którzy potrafią ich słuchać. Nie da się zakneblować ptaki? „Niebieskie ptaki” już tak! Niebieskimi ptakami określano w PRL miłośników jazz-u, indywidualistów, „szkodników” i prowokatorów. Pojęcie zmieniło swój sens i z pejoratywnego stało się uosobieniem utalentowanych i niezależnych jednostek i twórców jak np. Tyrmand, Hłasko czy Zbigniew Cybulski.
Fragment prozą dotyczy wystawy w Tate Modern Gallery. Podtytuł – „czerwony, gorący surrealizm” ma zachęcić do zwiedzania. Czekoladowe usta Salvadora Dali są niestety nieadekwatne do propozycji artystki. „Łaźnia” poddana jest krytyce. Czekolada kojarzy się z warszawską kawiarnią „Wedla”. Przyznać należy, że owo wspomnienie posiada walor „przechowania w pamięci” prawdy szczególnego miejsca.
Na samym końcu „Rajemupojenie”, ciąg połączonych wyrazów jak: „Forsycjikwitnienie… Fioletumgnienie…, Liściaszemranie…, Chwiliodszukiwanie…” to poszukiwanie nowych znaczeń. Bo zapisane łącznie fioletumgnienie jest szybsze od mgnienia fioletu, jest nowatorskie i bardziej magiczne.
Anna Maria Mickiewicz oferuje nam tkliwe, ale nie nadmierne rozliczanie się porzuconą z konieczności ojczyzną, identyfikację z angielskością, zwłaszcza z miejscem osiedlenia, w tym przypadku Londynem, bo mieszkała też w Kalifornii.
Pisze o różnych miejscach w których możemy doświadczać wspólnoty, czuć się dziedzicami ogólnoludzkiego dorobku kulturalnego. Czyni to dyskretnie, delikatnie, po kobiecemu? Po prostu wrażliwie i dobrze!
Uhonorowana medalem Gloria Artis, członek English PEN, redagująca portal Fale Literackie, tłumaczka i twórczyni poezji w dwujęzycznych wersjach: polskiej i angielskiej jest autorką, której poznanie twórczości daje radość i satysfakcję z przeczytanych wersów.
Zbigniew Mirosławski
Tomik dostępny jest na portalu: http://www.norbertinum.pl/ksiazka/787/Lato-w-Seaford