Szary człowiek myśli
o swojej ojczyźnie
Szary człowiek myśli
o swojej ojczyźnie.
To był od zawsze mój kraj.
W zasadzie nie znałem innego.
Nie umiałem innego języka,
poza martwą łaciną.
I w ogóle wszystko, co martwe
było mi bliskie.
Natura, punkt, sezon,
dusze i ciała – walczących
o wolność, pochowane
w zbiorowej mogile
pamięci.
Szary człowiek patrzy na swój portret
autorstwa Sylwestra Zakrzewskiego
Szary człowiek patrzy na swój portret
autorstwa Sylwestra Zakrzewskiego.
Dopiero ta karykatura uzmysławia mu
wszystkie jego wady, których nie widział
dotąd w lustrze.
I tak jest piękniejszy,
bo na obrazie nie widać jego myśli,
nie słychać kipiącego głosu, kartoflanego
śmiechu, buraczanego płaczu.
Jest teraz swoją lepszą kopią
i nadal nie rozumie
dlaczego ludzie widzą się lepszymi.
A przecież pora powoli
odwyknąć od piękna.
Twarz już szykować do starości,
ciało do rozpadu, dusze do śmierci.
Życie – silva rerum – mawiał szary człowiek.
Jaka sylwa? – pytał Sylwester,
strzepując popiół z dogasającego papierosa.
Potem sam stał się popiołem.
A dziś dogasają wspomnienia
i jak smog wżerają się w gardło,
i oczy drażnią do łez.
Szary człowiek słucha szanty
Szary człowiek słucha szanty.
Nigdy nie żeglowałem – myśli.
Zawsze bałem się wody.
Wody wielkiej. Mineralnej.
Wody ognistej. Łyżki wody.
W życiu zawsze płynąłem
pod prąd. W sztuce zawsze z prądem.
Szary człowiek układa fraszkę o kozie
Kozie nic nie pozostało. W kozi róg ją zapędzono.
Kozie jedna śmierć to mało. Szła do woza. Zaprzężono.
Koza to dziewczę (z urodą). Chętnie stworzyłbyś rodzinę.
Ty kozaku, z kozią brodą. W Kozienicach – „Kozirynek”.
Koza zwisa ci na mrozie. Kozą możesz się ogrzewać.
Lepiej byś nie siedział w kozie. Lepiej o niej pisać, śpiewać.
Mieszka jeszcze w Koziorożcu – kózka, która nie skakała
Na pochyłe drzewo, w słońcu… I to już jest fraszka cała.
Kończy fraszkę szary człowiek. Kończy puentą (jak najprędzej).
Kozy żyją w Pacanowie, lecz Matołków – w świecie więcej.
Arka
Mówiłaś Arka
i stawało się przymierze między nami.
Moje praktyki religijne. Twoje pielgrzymki do Mekki.
Tylko jeden będzie ocalony.
Po jednej parze każdego
gatunku.
A co jeżeli nie masz pary,
jeśli jesteś singlem.
Gdyby dziś był wielki potop
może oczyściłby
atmosferę między nami.
Kraków. Minęło
Budzę się w Krakowie. W hotelu. Dzwonię do żony.
Kiedyś się miałem za dobrego męża,
ale to szybko minęło.
Słucham jak opowiadasz o genialnym Banachu.
Myślałem, że jestem dobrym pedagogiem,
ale i to minęło.
Urocza przewodniczka mówi o żydowskiej dzielnicy.
Zamyka oczy i widzi jeszcze miasto,
które już minęło.
Wieczorem na Brackiej wyświetlą nasze wiersze.
Zawsze się uważałem za niezłego poetę,
lecz mi to minęło.
Pytasz w smsie jak sobie radzę z upałami.
Nie radzę sobie. I czekam, żeby
to wszystko minęło.
Kraków, czerwiec – lipiec 2019.
Nie. Znajomi
Tego dnia, kiedy z kolegą poszliśmy opić mój nowy tomik,
obsługująca nas kelnerka powiedziała:-„Ojej, to pan jest poetą.
Ja jestem tu nowa i jeszcze nie wiem dokładnie kto tu jest kim.
Ktoś mnie ostatnio zaprosił, ale nie przyjęłam…”
Tego dnia, kiedy wracałem do domu, widziałem w autobusie
dwie ładne dziewczyny. Kiedy zaczęły ze sobą rozmawiać
zorientowałem się, że są Rosjankami. Wtedy przypomniałem
sobie tę kelnerkę i pomyślałem, że ja też jestem trochę nowy…
I jeszcze nie wiem dokładnie kto jest kim.
I czy naprawdę jestem poetą.
I też nie przyjmuję zaproszeń od nieznajomych.
Chciałem uregulować rachunek.
Gotówką. Reszty nie trzeba.
Faust pisze do Leszka Żulińskiego
Nie zmarnowałeś życia nad książkami. Sam napisałeś ich tyle,
że czytać je z pewnością będą pokolenia.
Nie wiem czy odnalazłeś swoją Małgorzatę.
Ile razy zaprzedałeś duszę diabłu?
Ile razy wypowiedziałeś słowa:
„Trwaj chwilo, jesteś piękna”?
I czy w ogóle…
Mówiłeś kiedyś,
że wiersze pisze się sercem,
opowiadania umysłem,
a dramat?
Dramat pisze się sam.
Strefa ciszy
Nie mówi się raczej o smutnym dzieciństwie,
o kłótniach rodziców, oczach w mokrym oknie.
Nie opowiada o pierwszej miłości, o godzinach
w parku, spędzonych samotnie. Niechętnie się
wraca do cierpień w szpitalu… Ten okres życia
wchłania ciemna cisza. Bo o skrywanym w każdym
sercu żalu, nie wypada mówić. Można tylko pisać.
Kontenans
Poeta się musi ubierać na czarno,
bo są poeci w ciągłej żałobie.
Poeta musi mieć muzę ładną.
I myśleć o niej. O was. O tobie.
Poeta musi być zakochany.
No i koniecznie być nieszczęśliwy.
I dobrze, żeby był już znany.
I lepiej, żeby był…
nieżywy.
Fit
Nie piję i nie palę. Ograniczam nabiał.
Mięso. Cukier. Kawę. I nie słucham radia.
I nie czytam gazet. Nie kocham nikogo.
Może poza tobą. Z tej miłości chudnę…
I tyję na nowo.
Męczennicy
Piją dwa litry tygodniowo.
Milczą, by nie marnować słowa.
Palą, tak średnio, trzy paczki dziennie.
Nie płaczą. Nawet gdy nieprzyjemnie.
Muszą być silni. I zawsze zdrowi.
Do załatwiania spraw finansowych.
I kiedy trzeba – czasem dać w mordę.
Ustąpić miejsca. Nieść ciężką torbę.
Raczej się z uczuć innym nie zwierzać.
Lepiej naprawić. Dojeść z talerza.
Wreszcie po cichu odchodzą. Na serce.
Bo wiedzą. Widzą. I kochają więcej.
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl