Listopad
Idę listopadem
w gasnących kolorach
tablice pamięci
szeleści czas
płoną światy
wspomnień i nadziei
Po latach
Oglądam fotografie
moich dróg
sprzed lat
jestem
w Staszowie
wydeptuję
cyferblaty rynku
kręcę się
w tarczach zegarów ratusza
mechanizmach czasu
zapisuję
kolejne słońca
na rogu ulic
Kościelnej i 11 Listopada
(wtedy Armii Czerwonej)
dotykam chłodu
metalowej poręczy
po drugiej stronie
czytam
napisy na kościelnym murze
stawiane znaki zapytania
patrzę
na godzące się z czasem
obnażone jesienne drzewa
spod ciemnych plam sklepienia
byłej drukarni
przed pójściem do liceum
w perspektywę szkoły
idę
do świętego Bartłomieja Apostoła
na poranne szepty z Bogiem
w otwierany dzień
wyprowadza mnie
krzyż na kopule kaplicy Tęczyńskich
po latach
malowany
jak na szkolnych lekcjach plastyki
różnymi kolorami życia
W Niekurzy
W Niekurzy
jak gdzie indziej
historia wędrowała
za Wisłę
za wielką wodę
przemawiała
nowymi językami
pozostawiona sobie
rozstrzeliwana wojnami
przekreślana polityką
umierała
w chorobie
w bólu
zbyt szybko
gubiła siebie
zapominała
o istnieniu
teraz
rodzi się na nowo
odnajduje
znaki zapytania
chce wiedzieć
szuka zrozumienia
Rozmowa
Nie rozumiem cię
gdy mówisz
że przesądzona śmierć
pozbawia wolności
nie rozumiem cię
gdy mówisz
że pozbawiony wolności
nie powinien do niej dążyć
nie rozumiem cię
gdy mówisz
że należną wolność
można pozbawić racji
że zabijanie jednych
przez drugich
w obecności trzecich
uzasadnia
rozpoznaną kalkulację
nie rozumiem cię
gdy mówisz
że usprawiedliwia nas
przebiegłość
ona
nie ma sumienia
uczestniczy w zmowie
Biegnę
Biegnę
w podjętym
nieoczywistym
wyścigu
uczestniczę
w rywalizacji
gonitwie
bez startowych numerów
szukam się
w niedopowiedzeniach
wyznaczonych
punktach odniesień
by wygrać
muszę wymykać się
świadomości
Taki podmuch
Doścignął mnie
wiatr historii
otoczył podmuchem
pyta
o zasadność bytu
o czas istnienia
zastanawiam się
kiedy ja żyłem
szukam się
w wydarzeniach
myślę
o rodzicach
czy mam prawo
czy mieli prawo
odnajdować się
być
czy miłość
była wtedy uprawniona
Kos
Słucham
śpiewu kosa
towarzyszy mi
gdy wychodzę z domu
i gdy wracam
niezależnie
gdzie i skąd idę
jakie niosę światy
wiem
dlaczego śpiewa
i dla kogo
wiem
że jestem
tylko tłem
nieoswojonym drzewem
ale to mi nie przeszkadza
cieszę się
pięknym istnieniem
Każdym słowem
Już tak rozbity
porozrywany
ten nasz świat
na
kawałki
kolory
rozstawione łóżka
na wszelkie możliwe sposoby
jak tylko się dało
cóż mogę robić
zanim
zdradzi mnie odwaga
i pochłonie śmieszność
sklejam go
w każdym możliwym miejscu
każdym słowem
Moja dewocja
Na półkach mojego świata
oprócz książek
stoją
oprawione w ramki
wyjęte z gazet
otrzymane lub kupione
moje święte obrazki
często zerkam na nie
przez własne życie
u moich świętych
wypatruję
wyrazu twarzy
sugestii spojrzenia
szukam
właściwego światła
by zrozumieć
W Hawełce
W Hawełce
obserwuję
tańczące pary
przestrzenie spotkań
zaglądam
w okna czasu
w oczy tancerek
wirują
gubione obroty ziemi
odzyskiwane światy
Spojrzenia
W czterech ścianach życia
cicho stawiane pytania
próby zrozumienia
w jasnych spotkaniach
spodziewane pełnie
odgadywane radości
w spojrzeniach
pretensje do wiatru
poprawiane włosy
Dom
Szukałem mieszkania
w domach
bogów i ludzi
zamieszkałem
kątem
w zasłyszanym słowie
płacę
każdą cenę
Ewangelie
Wyznaczony do życia
obsadzony w roli
czytam ewangelie
lektor aktor uczestnik
ministrant Pana Boga
W autobusie
Czytam i piszę
w autobusie
lubię
tak podróżować
być pomiędzy
jednocześnie
oddalać się i przybliżać
coś zostawiać
i zmierzać do celu
spodziewać się
wyobrażać sobie
potwierdzać
wybór
i możliwość powrotu
cieszyć się
drogą
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl