Pierwsza miłość
siwiejemy od szronu
warkocz wymyka się spod czapki
w brzozowym zagajniku ucichł wiatr
zima topnieje
w uścisku splecionych rąk
czytam ci wiersz z dedykacją
słowa tańczą jak Eurydyki
unosi nas kosmos
noc zapala gwiazdy
mamy dopiero po naście lat
i jeszcze nie wiemy
że pierwsza miłość
nie jest ostatnią
Przebudzenie
wytrzepuję się z mar
ślepe okna
jeszcze rozespane
powoli znika cień Morfeusza
rusztowanie ze snów
rozpływa się
w jawę
zgarniasz mnie
na swoją stronę
słodki dreszcz
przepuszcza słońce
dzień rozpościera skrzydła
Mistyfikacja
podziwiał swoje odbicie w jej oczach
mówił że nigdy nie przestanie
kochać kobiety swojego życia
i mylił jej imię z imionami
innych słuchaczek jego wyznań
tulił się do jej słów miłości
powtarzając fantastyczne banały
o dopasowanych połówkach jabłka
kiedy odkryła w nim erotomana
zaczęła zrywać rozmaite owoce
aż kiedyś trafiła na jabłko
tego samego co ona gatunku
Majówka bibliofilska
jaskrawa mozaika łąk
konwalie dzwonią aromatem
pachną słowa pożółkłych stronic
mkną godziny zaczytane
dnia nie starczy do kartki ostatniej
ścigamy się rozdziałami
na mecie konwersacja
każdy powód jest dobry
na splątane jaskółki myśli
między białymi krukami
głód rozpalonych ciał
sjesta wśród motyli i pszczół
czekam z naparstkiem nektaru
kropla po kropli prosto w usta
smak się nie kończy
na jednym pocałunku
ja w niebiańskich rewirach
ty już w drzemce między jaskrami
bezwstydnie się przeciągam
powoli schodząc na ziemię
rośnie stos przeczytanych książek
W godzinach Morfeusza
na dnie nocy
dotyk twoich rąk
rozpalone ramiona
nad nami siódme niebo
półmrok kołysanka ciszy
księżyc na krawędziach okien
wyznania bez słów
odgadujesz moje myśli
rano zamykam za tobą drzwi
odfruwasz z nietoperzem
a ja wchodzę w hiszpańskie klimaty
Federico Lorki
„tęsknota zatraca się w duszy mgieł”
za Tuwimem powtarzam
„przyjdziesz nocą
zostaniesz do rana”
widzę cię w cieniu dogasającego dnia
i znów wiruje nasz bosy taniec
ogień krwi i błysk atłasu
na srebrnej ścianie nocy
tatuujesz magiczne „kocham”
czytam cię raz po raz
przez różowe okulary
Na uwięzi
wystarczył uśmiech
kilka spojrzeń
kilka słów
żeby zakochać się nieprzytomnie
teraz ukradkiem biegają leśnymi duktami
za zapachem sosen
i choinek świerkowych
kochają się na leśnych polanach
i w hotelach na godziny
z miłością na uwięzi
bardziej nieszczęśliwi
niż szczęśliwi
wracają różnymi ścieżkami
do swoich domów
w których ktoś na nich czeka
I zechcesz . . . nie pamiętać
szalony rozbłysk źrenic
gasnący o świcie
ostatni pocałunek
nim ucichnie tętent
rozpędzonej galopady
a potem wrócisz do siebie
i zechcesz . . . nie pamiętać
ile potrzeba czasu
aby zapomnieć
i udźwignąć
rozedrgane zmysły
magnetyzm spojrzenia
i uciec od takiej miłości
której nie wolno przyjąć
ani dać
A może Heraklit nie miał racji
a może Heraklit nie miał racji
może warto po raz drugi
wejść do tej samej rzeki
a jeśli utonę
jeszcze mnie kusi
smak tamtej wody sprzed lat
w szkatule wspomnień
jeszcze się tli
iskierka tamtej miłości
chociaż zamknęłam ją
w przegródce niepamięci
Pogorzelisko
ledwo zabłysła
a wydała się słońcem
opoką trwalszą od granitu
jeszcze przed miesiącem
a dziś przepadła zginęła
stała się garstką popiołu
zgliszczem po złudzeniach
początkiem i końcem
i odeszła
zanim się zaczęła
Mimo to
nie przynosił jej róż
ani swojej tęsknoty
narcystyczny Adonis
nie silił się na komplementy
bywał niewierny
nie pamiętał o niej kiedy powinien
nie zasłużył sobie na jej miłość
a jednak
kochała go mimo to
chociaż już dawno przestał
wyznawać jej cokolwiek
Tęsknota
jeszcze mi dźwięczą w uszach
twoje słowa
jeszcze oczy nie wyschły
od łez
zapłakał dzień
zbladło słońce
a noc
długie godziny na jawie
tęsknota zabiła sen
———-
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl
Od dawna zachwycam się poezją Haliny Ewy Olszewskiej.