Zbawicielka
przychodzą do mnie w szlafroku chorej matki
otuleni zieloną poświatą szpitalnego korytarza
gotuję im pomidorową na maśle przemywam podbrzusza
zdrapuję z głów nadpaloną kobaltem skórę
heroicznie bronię przez psem obszczekującym
blade palce w plastikowych klapkach
wbrew gównianym prognozom wyrzucam susz
wieszam dzwonki kupuję nowe dywany i meble
zakończenie jest jednak wciąż takie samo –
obcy ludzie wkładają ciało do prześcieradła
zaplatają palce
Włosy
nadal trzyma
w szufladzie perukę z końskiego włosia
tę którą bawił się chory szczeniak
i potem nie nadawała się już do trumny
ubiera ją albo tylko wyczesuje palcami
kurz spomiędzy silikonowych żyłek
pokazuje wybranym między drinkiem
i pierwszą francuską pieszczotą
uciekają jakby obawiali się mikrobów raka między włosami
Oskar prosił żeby go w niej kochała
przyglądając się swojemu odbiciu w szybie pomyślała
że z profilu coraz bardziej przypomina matkę
Wiersze pochodzą z tomu „Stop-klatka” (Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2012 r.)
***
twoje dłonie
myją mnie jak zwłoki
Gipsowa panienka z L.
postawił ją na parapecie
obok podwiązek i spinek
ukradzionych z hotelowej toaletki
czasem układa przy niej kwiaty pali świece
częściej zuchwale zdrapuje gips z podbródka
drąży niebieską sukienkę
we śnie bierze ją naprawdę
ma ciepłe łono drobne piersi
i ufne spojrzenie dziewczynek
z obrazów Balthusa
Teksty pochodzą z tomu „Awantury nie będzie” (Font, Poznań 2018 r.)
Testament
załóż
krótką sukienkę – mówiłaś
kiedy inne matki
kazały ubierać się skromnie
pozwalałaś
mi chodzić w za szerokich swetrach ojca
i na obcasach
pozwalałaś czytać książki dla dorosłych
słuchać godzinami wynurzeń ciotki L. o mężczyznach
wdychać dym tytoniowy i żal
miałam
czternaście lat
wiedziałam już
czym jest nerwica lekomania zdrada
i co czuje kobieta
która w trzydzieste urodziny
za sprawą ukochanego
ląduje pod stołem
załóż krótką sukienkę
za szeroki sweter taty obcasy – mówiłaś
słuchaj opowieści ciotki L. o mężczyznach
bądź kim chcesz
Moja kochana córeczka
Sylwii i Agacie
nasze
zdjęcie polubiła twoja matka
i nagle dotarło do mnie że tylko ty jedna wciąż ją masz
i dla odmiany tylko ty zostałaś bez ojca
od kogo będziemy teraz „pożyczać” popularne
wypalane później na brzegu jeziora
(tak rozkosznie wirowało po nich w głowach)
po
takich wycieczkach matka długo wąchała moją kurtkę
nigdy nie wyczuła tytoniu
podobnie jak nigdy nie dowiedziała się
o oglądanych na kanapie twoich rodziców sprośnych filmach
i piątkowych wieczorach spędzanych w dyskotece
(było takie lato pamiętam
po którym nic już nie wyglądało tak samo)
dziś nikogo nie obchodzi ile wypalamy papierosów
i ile lampek wina zamawiamy
kołysząc się przy barze na zbyt wysokich obcasach
i tylko twoja matka
wstawia pod zdjęciem komentarz
od którego mnie i A. ściska w gardle
Ten wiek (I)
w
czterdziestym drugim roku życia
moja babka przeżyła tragedię
może z tego powodu tak bardzo boję się
kolejnych urodzin
w
czterdziestym drugim roku życia mojej matki
miałam dziesięć lat
i nie wiadomo dlaczego
właśnie taką pamiętam ją najlepiej
w
białych klapkach i podomce w kwiaty
niesie do ogrodu kawę
którą za moment poczęstuje sąsiadkę
taka
była
każdą chwilę potrafiła
zmienić w święto
babkę
znam wyłącznie ze zniszczonej fotografii
wygląda zaskakująco młodo
z wysoko odsłoniętym czołem
wełnianą chustą na ramionach
i oczami wpatrującymi się z niedowierzaniem
w martwą twarz syna
Wiersze pochodzą z wydanego kilka tygodni temu tomu „Cienie” (Fundacja Duży Format, Warszawa 2019 r.)
Pamięć
S.
dziwi się jak to możliwe
że wciąż o niej pamiętam
jakby chodziło o papużkę
albo o zgubionego w wysokiej trawie chomika
nie
rozumie że matkę traci się codziennie
kiedy nie ma kto pobłogosławić przed ślubem
kiedy nie ma komu zadedykować weselnej piosenki
kiedy nie ma do kogo powiedzieć: poroniłam mamo
ani: mamo będę miała dziecko
kiedy nad koleżankami z sali
pochylają się stare kobiety z termosami
a ty chowasz twarz pod kołdrą
żeby nikt nie zobaczył łez
S.
nie rozumie że stracić matkę
to stracić kilka osób równocześnie
najbardziej żal mi babci moich dzieci
nigdy nie opowiedzianych bajek
niezaplecionych warkoczy
(ja kilkuletnia przed okrągłym lustrem toaletki
– jedno z moich najpiękniejszych wspomnień)
i pełnego miłości uśmiechu
który wnuczęta mojej matki
znają wyłącznie z fotografii
***
odkąd
pamiętam
piszesz o uczuciach i płynach
(zresztą niewykluczone że to jedno i to samo)
opisujesz jeziora rzeki morza
zbyt gorącą wodę w hotelowej wannie
wszystko płynie kręci się faluje
wibruje i drży
ja
nie pamiętam już
kiedy pisałam o miłości
prawdę mówiąc niewiele potrafi mnie wzruszyć
w tym temacie
ostatnio
spodobało mi się zdanie
wykrzyczane przez bohaterkę
angielskiego serialu
czarnoskórą sześćdziesięciolatkę z przerzutami
czy wiesz co znaczy – zapytała –
kochać się przez czterdzieści lat
z tym samym mężczyzną
jeszcze nie wiem – odparło
moje zwinięte na tapczanie ciało
– ale tego właśnie chcę
Do Trzeciej
w
tym sporze staję po stronie żony
nie potrafię inaczej
mówisz o wysyłanych ukradkiem mailach
jesiennych spacerach
i bluzce z czerwonej koronki
którą kupiłaś specjalnie dla niego
a ja
widzę jak prasuje mu koszule
składa spodnie
wsuwa kanapki do skórzanej torby
dodaje mandarynki
słodkie i soczyste z kiosku przy kościele
tego w którym siostry bliźniaczki i pies
w
tym sporze staję po stronie dzieci
synka układającego w równym rządku
samochodziki na resorach
i córki schowanej za drzwiami pokoju
w kolejnej fazie nastoletniego buntu
jeszcze nieświadomej że od tej pory już zawsze
w coraz starszych mężczyznach
nie znajdzie ojca
Aktualizacja
jesteś
na bieżąco –
informuje mnie Instagram –
wyświetlono wszystkie posty
z ostatnich dwóch dni
miło mi Instagramie
jestem
na bieżąco z wiadomościami znajomych
reklamami filmów książek proszków do prania
na bieżąco ze sprawdzianami kartkówkami
problemami dzieci
depresją przyjaciółki romansem sąsiada
na bieżąco z praniem sprzątaniem koszeniem trawnika
dokumentami wydrukami paragonami
tylko do siebie wciąż
brakuje lat
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl