DZIECIOM
Z PARKU
KTÓRE WYŚMIEWAŁY NIEWIDOMĄ
niewidoma
dziewczynka
bawi się ślepą lalką
niewidoma
dziewczynka
śpiewa lalce kołysankę
lalka ma oczy przewiązane
czarną opaską
zaraz
je rozstrzelają
salwą dziecięcej
szczerości
BOŻE
jeżeli dasz mi dzieci
chroń je od kalectwa
spraw
by zawsze miały
sprawne serca
* *
*
mój
wnuk ma dziewczynę
oboje mają po pięć lat
słyszałem jak w piaskownicy
na placu zabaw planowali
wspólną przyszłość
narzeczona
mojego wnuka
urodziła misia
są więc podstawową
komórką społeczną
szkoda
tylko że gdy wyjdą
z placu zabaw – ich drogi
się rozejdą
najgorzej ucierpi na tym miś
znów
będzie półsierotą
nim jego matka
nie znajdzie sobie kogoś
w jakiejś innej
piaskownicy
PENELOPA WRACA Z ODYSEI
pewnego
dnia – powróciła
nie musiała strzelać z łuku –
odyseusz nie miał zalotnic
telemach jej nie poznał
–
jestem twoją matką –
powiedziała ale nie uwierzył
patrzył
na nią
jak na starą wariatkę
rzuciła
walizki torebkę
na kredens usiadła ciężko
za stołem
– jestem zmęczona –
odyseusz
nie rzucił się jej na szyję
stanął tylko w kuchennym fartuszku
– zjesz coś kochanie –
–
zmieniłeś się – powiedziała
zdejmując buty
ciężko
oparła dłonie o blat
telemach pomagał ojcu
przyrządzić kolację…
* * *
pamięci Zbigniewa Jerzyny
od dwóch tygodni
od dwóch tygodni z okładem
babrzę się w cudzej ziemi
by nie zdechnąć z głodu
dziś
wykopałem w ogrodzie
sadzonkę jeżyny
od razu przypomniał mi się JERZYNA
to już prawie rok jak go „przeskoczyłem”
choć wcale mi nie lepiej z tego powodu
potem
rozjuszony nocą
napiłem się wódki
za tych co na morzu
znów przypomniała mi się
ta poranna samosiejka
miałem
ją wyrzucić na kompost
a przesadziłem bardziej
na słońce
może
się przyjmie
wyrośnie we mnie
wierszem…
* *
*
matka
o dłoniach zżartych macierzyństwem
nadaremnym i niedoskonałym
czeka w oknie aż powrócę z odysei
która dzieje się trzy przystanki
w stronę śródmieścia –
a może po drugiej stronie
ulicy
matko
o włosach ciepłych jak mleko
w mlecznym swym dostojeństwie
nie załamuj rąk że jestem znów
pijany
niechaj cierń tylko uciśnie cię bardziej w czoło
bo ty
najlepiej
ze wszystkich nadajesz się na
CHRYSTUSA
SPRZEDAŁEM POLSKĘ
źle
się z tym czuję –
sprzedałem POLSKĘ
z głodu w antykwariacie gdzie było już więcej moich
książek – POLSKA była ciężka –
zmaltretowana udręczona ledwo zipiąca
ale wzbudziła zainteresowanie pana za ladą
widziałem jak przyglądał się jej dłużej zatrzymując się
nad poszczególnymi fragmentami – najbardziej
„kręciło” go morze i góry
ważył
POLSKĘ w ręku przez dłuższą chwilę
stęknął obliczał coś pod nosem aż w końcu powiedział
biorę
i tak
oto sprzedałem POLSKĘ
za trzydzieści złotych
nie nie pójdę się powiesić jak judasz
ŚNIEG W TEHERANIE
podali
w radio że śnieg w Teheranie –
pół metra ponoć – drzewka owocowe doznały szoku
i zupełnie nie wiedzą jak się zachować
śnieg
w Teheranie nie zdarza się często –
więc ludzie myśleli że to koniec świata
prędzej
spodziewaliby się deszczu żab
manny z nieba czy innego robactwa niż śniegu
podobno
wyszli na ulicę poubierani jak na lato
dziwili się tej białej przypadłości
mnie
już nic nie dziwi – dziewiąty stycznia
a leje jak jesienią
drzewa
dziwią się bo im też się po…myliło
czy to już wiosna i kombinują z pączkami
nocą
wybudzony nietoperz miotał się po podwórku
poszukując jakichś namiastek owadów – aż padł
a mówiłem mu: gacek uważaj śnieg w teheranie…
* *
*
mam
nowego laptopa –
zrobiłem go sobie
z pudełka po czekoladkach
nowy
samochód z kiosku
postawiłem na półce z książkami
(bo pod blokiem – to jeszcze ukradną)
mam
nową dziewczynę
nowa fajna dupa
wyrwałem ją z rozkładówki
czasopisma dla dorosłych
i sru! skoczem na ścianę
ma tę zaletę że nic nie mówi
i niczego się nie domaga
nowe
ciuchy ze szmateksu
leżą jak szyte na mnie
szczególnie ta koszula
za dwa złote
tyle
nowych rzeczy
tylko cielsko stare
bez szans na nowelizację…
na
cofnięcie się do czasów
kiedy nie stać mnie było
na
nowy komputer
samochód kobietę
czy ciuchy…
KANCONA O NODZE
/z cyklu „Pieśń czarnej owcy”/
nie
codziennie
dowiadujesz się że twojej matce
chcą odciąć nogę – a przecież
jest to jedna z tych nóg do których
tuliłeś się gdy byłeś zupełnie mały
a przecież – jest to jedna z tych nóg
na których kolana siadałeś
człowiek w zielonym kitlu
mówi że nie ma szans
by uratować nogę
co robić?
oddać jej swoją
by do końca życia mogła
przejść bez kul i chodzika?
na
razie nic nie wie –
kiedy zmieniam opatrunki
staram się ją rozśmieszyć
by zapomniała o bólu
przekonuję że z nogą lepiej
mówię kawały o lekarzach
a
potem na balkonie
ssąc nerwowo papierosa
długo myślę jak to będzie
i jak tak dalej iść
przez los?
* * *
moja
matka
nie chce już być
moją matką
więc nie jest
zanosi
się kaszlem
za ścianą szturcha czas
koślawym pacierzem
przemieszcza
się z trudem
przekraczając wszelkie
granice
a ja – modlę się za nią
by
przestała kaszleć
odrzuciła kule
i niech dalej szczęśliwa
nie będzie moją
matką
…
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
[email protected]
Nieczęsto zdarzają się tak treściwe wiersze. Gratuluję