Krystyna Konecka – JANUSZA ŻERNICKIEGO POWRÓT DO TĘŻNIOPOLIS

0
880
Dom, w którym urodził się Janusz Żernicki

    Dom przy ulicy Narutowicza 24 w Ciechocinku. Na poboczu wielobarwnego centrum kurortu o historycznej renomie, kiedyś podobno na zupełnych jego peryferiach. Tutaj w dniu 12 kwietnia 1939 roku w nauczycielskiej rodzinie  Ireny Marianny z Żernickich i Mieczysława Kwiatkowskiego, urodził się syn Janusz. Poeta Janusz Żernicki. W kwietniu 2010 roku na łamach „Gazety Pomorskiej” pojawiła się relacja z odsłonięcia na tym domu przez żonę Poety, Wandę Kwiatkowską, tablicy informującej o datach Jego urodzin i śmierci (7.10.2001 r.). Autorką tekstu była red. Aldona Nocna, wybitna ciechocinianka, animatorka kultury i społecznik, najbardziej zorientowana w przeszłości rodzinnego miasta, zaprzyjaźniona z Poetą. Po latach przyznaje: – Cieszę się, że udało się odsłonić tablicę na domu, gdzie się urodził. Tam urodziła się też moja babcia. Byłam zaangażowana w to przedsięwzięcie.

     Patrzę na ten dom o współcześnie żółtawych ścianach z zakratowanymi oknami, ledwie widoczny spod ekspansywnych reklam, i przywołuję refleksje Poety o ojcu…
W rozmowie z Janem Zdzisławem Brudnickim, która ukazała się w Gazecie Poetów, wydanej na XXX Warszawską Jesień Poezji (październik 2001 r.) tuż po śmierci Poety, Janusz Żernicki odpowiada na pytanie: Jaką rolę odegrali członkowie Pana rodziny w jak to Pan określił dzieciństwo „Ucieczce od bezsilności”? –  
     „ – Najważniejszym we wczesnym dzieciństwie był Ojciec… był nauczycielem, na początku wojny ukrywał się w mieszkaniu za przepierzeniem głuchych drzwi od werandy (…) Wraz z matką, też nauczycielką, prowadził tajne nauczanie w naszym mieszkaniu. Był zręczny i energiczny, odważny i cierpliwy. W noc styczniową 1945 roku kazał mi patrzeć: „zapamiętaj tę chwilę, już nie wrócą”…
     O matce. „Było to już po wyzwoleniu, zbliżał się Dzień Matki. Chciałem jej ofiarować zwykłe żółte lilie, nawet nie kosaćce, rosnące na uroczysku pod lasem. Żeby tam się dostać, zawadzał szeroki rów, ot, taka sieroca rzeczka, na której zwalone drzewo udawało kładkę. Od dzieciństwa miałem kłopoty z błędnikiem. Bałem się. I dlatego przerzuciłem na drugi brzeg nowe sandały, bez których nie pokazałbym się w domu. Przeszedłem i lilie ofiarowałem Matce. Ten fakt zaważył na moim dalszym życiu”.
     W przyszłości Janusz Kwiatkowski, przyjmując panieńskie nazwisko matki jako pseudonim, stanie się znanym poetą jako Janusz Żernicki. Miejska Biblioteka Publiczna przywołuje w swoim biogramie o poecie – Patronie jego słowa związane z miejscem przyjścia na świat : „…w miasteczku na Kujawach. Nie w Tężniopolis. Tężniopolis zrodziło się we mnie, kiedy w agonii rzęził Ciechocinek”. Wiedzę zaczął zdobywać w szkole podstawowej, którą kierował ojciec, biolog z wykształcenia, Mieczysław Kwiatkowski. Następnie uczył się w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica, którego odnowiony budynek do dzisiaj prezentuje się imponująco. Tutaj poznał Edwarda Stachurę, urodzonego we Francji kolegę, dojeżdżjącego do szkoły z nieodległo Łazieńca. Kiedyś powrócił ze swoich tajemniczych wojaży, żeby w rodzinnym mieście przekazywać wiedzę z zakresu literatury, historii i wychowania obywatelskiego kolejnej generacji, pracując w Szkole Podstawowej nr 1 oraz prowadząc Teatrzyk Miniatury Politycznej. Wyjeżdżał stąd i powracał, był nauczycielem na mazurskiej wsi, instruktorem kulturalno-oświatowym w Funduszu Wczasów Pracowniczych we Władysławowie, urzędnikiem w Lądku Zdroju, to znów specjalistą od kultury w uzdrowiskowym (ciechocińskim) referacie kultury Miejskiej Rady Narodowej. Biblioteka Publiczna odnotowuje ważny fakt w działalności sławnego mieszkańca: to on „razem z Markiem Badtke zainicjował „Wiosnę pod Tężniami”, która przerodziła się w obecny Festiwal Folkloru Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej”. W jednym z wierszy „tułacz” i „wędrowiec” zapisze te doświadczenia losu:

               Z krzyku pociągów, zawsze zza horyzontu.
(…)
w donicy kurortu, jak zapowiedź metafizyki –
po byle czym, mój Boże, po mało ważnym,
czarne włókna rozwłóczonej biografii (…).

     Ale przed tym wszystkim sam zdobywał wiedzę na wydziale filologii polskiej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, następnie studiował pedagogikę kultury na Uniwersytecie Łódzkim i – zwyczajnie – czerpał pełnymi garściami, czasem do przesady, z uroków życia w środowisku podobnych mu entuzjastów…
     Już jako 17-latek Janusz Żernicki zadebiutował wierszami na łamach „Nowego Toru”, dodatku do bydgoskiej „Gazety Pomorskiej”, a niebawem jego strofy opublikował warszawski „Przegląd Kulturalny”. Przystąpił też do studenckiej grupy „Helikon” (która zapożyczyła nazwę od mitycznej siedziby boga Apollina i Muz). Grupa podjęła się redagowania jednodniówki o tej samej nazwie. W gronie zapaleńców byli m.in. koledzy z uczelni Jerzy Leszin-Koperski (moderator niemal wszystkich znaczących, wydawanych potem przez lata w stolicy periodyków literackich) i Jerzy Żelazny oraz Edward Stachura, Jerzy Lesław Ordan, Stefan Połom i inni. Manifestem grupy była replika „Słowa wstępnego” z pierwszej edycji „Skamandra” (1920): „Jesteśmy młodzi. Chcemy tworzyć. Człowiek jest dla nas najważniejszym dobrem (…). Czujemy się współtwórcami rzeczywistości…” (cytat zaczerpnęłam z opracowania Ewy Głębickiej pt. „Leksykon. Grupy literackie w Polsce 1945-1989”, wyd. II z roku 2000).
     W jednodniówce grupy „Helikon. Poezja i proza artystyczna” z 15 grudnia 1956 r., wydawanej pod redakcją Jana Jerzego Czarneckiego, Janusz Żernicki był już w zespole redakcyjnym obok m.in. Edwarda Stachury (po latach o obydwu zaczęto mówić: „poeta osobny”), gdzie znalazło się kilka jego wierszy. Niestety, bardzo szybko ta literacka inicjatywa skończyła się (chociaż „Helikon” właśnie i kilka innych efemerycznych tytułów sam Leszin-Koperski uznawał za początki powstałej znacznie później „Orientacji” Hybrydy”). W „Leksykonie…” przytoczona jest wypowiedź Janusza Żernickiego z publikacji  „Post scriptum”, objaśniająca rozpad tej toruńskiej grupy oraz innych studenckich periodyków (np. wkładki do „Współczesności” pt. „Nowe Żagary”): „Nie udało nam się zachować pisma i środowiska. Brakowało powszechnego zapotrzebowania na pismo, brakowało tradycji, która by nasze starania czyniła bardziej zrozumiałymi. Brak finansów z jednej strony, z drugiej – nie wszystko co proponowaliśmy w owym czasie było do przyjęcia dla nieprzygotowanych czytelników…”.

     Już w 1960 r. trójka entuzjastów (Leszin-Koperski, Żernicki i Stachura) wraz z Krzysztofem Gąsiorowskim utworzyli w Warszawie Orientację Poetycką „Hybrydy”, której nazwę grupa zawdzięczała właśnie Januszowi Żernickiemu.
– „Mimo nędzy, braku mieszkania, sporadycznych honorariów, to był czas wrzenia wrażliwości i zachwytu, kiedy komuś udał się dobry wiersz!” – oceniał sam Janusz Żernicki w rozmowie z Brudnickim. – „…pozostaje u mnie nieustanne zauroczenie ich twórczością. Najwięcej przyczynili się do spopularyzowania naszych poetyk Krzysztof Gąsiorowski i Andrzej K. Waśkiewicz. I oni są ojcami „Orientacji”, Byłem przypadkiem, ot, nieszczęsnym nawykiem precyzowania. Z Krzyśkiem i AKW prowadzę korespondencję (kiedy miałem wylew i amputowaną nogę, byli mi bardzo oddani)”.
     Utworzona przez Jerzego Leszina-Koperskiego grupa w ciągu dekady spopularyzowała twórczość kilkudziesięciu poetów o znaczących coraz bardziej nazwiskach. Marek Graszewicz w swoim artykule przewidywał w roku 1980: „Niezależnie bowiem od tego, jakie miejsce ostatecznie przypadnie pokoleniu „Orientacji” w naszej literaturze, właśnie w ramach wydawnictw organizacji studenckiej został zarejestrowany najważniejszy i najpełniejszy zapis jego świadomości”.
     Zmieniały się koncepcje programowe. Sam Janusz Żernicki odszedł w 1962 r., jednak nie zerwał współpracy z Leszinem-Koperskim. Kiedy w latach 1960-63 stworzył on w stolicy 3 edycje „Widzeń” pod egidą CKSW „Hybrydy”, Janusz Żernicki pełnił w numerze 3  funkcję sekretarza redakcji, z kilkoma  publikacjami: „Pokolenie, które wstępuje – jego światopogląd, sztuka, idee” i „Wnioski posympozjonowe”, natomiast o jego utworach poetyckich napisał Janusz Sławiński. W kolejnej „Hybrydowej” publikacji, czyli „Post scriptum” z 1966 r. (gdzie zaistniały nazwiska poetów pamiętnych do dzisiaj) Żernicki zamieścił m.in. szkic pt. „Poezja wzoru”. W 5 zeszycie „Orientacji” rozmawiał z Jerzym Leszinem-Koperskim o poetach „Pokolenia 1960”, w publikacji z 1967 r. „Wobec własnego czasu” pojawia się jego „Wyznanie”, a w „Za progiem wyboru” dwa lata później – znowu jest „Poezja wzoru” oraz wypowiedź w ankiecie pn. „Jak piszę wiersz”, a także recenzja o rozbudowanym tytule: „O pochmurnookiej dziewczynie spod zatrzymanych słońc, a raczej o jej poezji słów kilka. O wierszach Barbary Sadowskiej”.
     W tym samym 1969 roku pojawił się suplement (równolegle) do edycji „Za progiem wyboru” i był to indywidualny, 40-stronicowym tom poetycki Janusza Żernickiego (podobnie jak inne suplementy do innych publikacji wydany na papierze pakowym) z wklejkami reprodukcji prac plastycznych pt. „Trzynaście miesięcy”. Była to już trzecia indywidualna – po debiutanckim zbiorku „Szept przez wiatry”, wydanym w 1964 r. w „Iskrach” oraz tomiku „Landszaft z wędrującym dnem” (1968, Wydawnictwo Morskie) książka Żernickiego (tu sygnalizuję problem: w niektórych źródłach tytuły są podawane wymiennie: „Szept przez wiatr” i „Landszaft z wędrującym snem”). W roku 1971 w serii „Generacje” redagowanej przez Jerzego Leszina-Koperskiego pojawił się zbiór wierszy kolejny pt. „Sen bez skrzypiec”. Sen. Jeden z najważniejszych – obok wędrówki i luster – motywów twórczości Żernickiego.
     Nastroje wokół Orientacji „Hybrydy” nie są entuzjastyczne, także ze względów ideowych. Najmocniej odczuwają to poeci najściślej związani z poszczególnymi inicjatywami edytorskimi. W wydanej w 2018 roku książce pt. „Jerzy Leszin Koperski. Andrzej K. Waśkiewicz (Wydawnictwo ANAGRAM, Wydawnictwo „Wspólny Stół”, Warszawa – Gdańsk) Koperski pisze do Andrzeja K. Waśkiewicza w liście z 17 września 1971 r. o tomie Janusza Żernickiego: „I tak rozpoczęliśmy serię! Niech jej Bóg błogosławi, niech omijają mnie burze i przestaną wyć psy”. List z 5 listopada zawiera radosny komunikat: „(…) dzisiaj widziałem już wydrukowany tom Janusza. Wyszedł okazale…”. I po kolejnych dziesięciu dniach: „Wiesz co, Andrzej? Taki czuję się samotny teraz! Pozostały mi jedynie Generacje i niezardzewiała przyjaźń z Tobą i Żernickim, który (oho!) jak się zmienił! Miał wieczór człowieka wielce godnego! Było mi miło i miło mi o tym donieść Tobie”.
     O co chodziło z tą zmianą? 13 kwietnia 1973r. Leszin informuje Waśkiewicza: „W Warszawie jest Janusz Żernicki. Przyjechał na stałe. Szuka pracy. Podobno nie pije. Był u mnie dzisiaj. Niewiele mogę i niezbyt chcę mu pomagać. Boję się, żeby nie narozrabiał!”. Tak to było, że aktywna twórczość literacka – poezja, krytyka, eseistyka – przeplatała się w środowisku stołecznym z równie aktywnym życiem towarzyskim, pełnym fantazji, czasem niekontrolowanej, czego dowody także można znaleźć w zapiskach Jerzego Leszina-Koperskiego. Ale – ad rem. Znacznie bardziej problematyczna była recepcja twórczości z kręgu Orientacji przez nowofalowców i inne grupy piszących.
     Ryszard Krynicki, trzeci z wyżej wymienionych animatorów, wraz z nimi dokonał wyboru wierszy i opracował suplement do publikacji „Wnętrze świata” pt. „tak – nie”, a w przedsłowiu „Bliska odległość” napisał m.in.: „Orientacja poetycka „Hybrydy” nie wytworzyła wspólnego programu artystycznego. Wypowiedzi Gąsiorowskiego, Żernickiego i Jerzyny trzeba traktować jako wypowiedzi indywidulne, nie tyle wypadkowa, ile suma tych wypowiedzi mogłaby stworzyć zarys programu grupowego”. Ale… „Po raz pierwszy w naszej powojennej literaturze wystąpiło ugrupowanie, które nie miało swoich zdeklarowanych zwolenników, poza „poetami zaprzyjaźnionymi”. To rozdwojenie, które najwyraźniej widać z porównania twórczości Janusza Żernickiego z jego publicystyką było, sądzę, domyślam się, środkiem samozachowawczym. Dopiero rok 1968 pozwala mówić o polaryzacji postaw, pozwala też dookreślić linie podziału pomiędzy poezją nie ufającą zafałszowanemu językowi (i zafałszowanej rzeczywistości) i poezją ufającą jedynie w nadrzeczywistość”.
     W poezji Żernickiego zwycięża jego intelekt i nieogarniona wiedza literacka. „Jest na swoim obszarze języka – pisali w 2001 r. przyjaciele o poecie laureacie Nagrody Słowackiego (której odebrania nie dożył) – Adamem słowa po raz pierwszy rozdającym nazwy. Sieje erotyki odnawiające język miłości. Szyderczym skowytem przekazuje lęki śmierci, głodu i wojny”. Czyż nie u źródła samego należałoby szukać podstaw tej poezji? Żernicki sam przecież sygnalizował:

                                      (…) staroświecki humanizm!

Przechowywany dotąd w irchowych miasteczkach.
W rodzinach nauczycieli.
Rzadko noszony ten ciężki bisior.
Nikomu jeszcze nie przyniósł szczęścia.

Staroświecki humanizm moich rodziców…

     Trafnie i z szacunkiem dla starszego kolegi w 10 lat po jego śmierci pisał w poświęconym mu eseju poeta z tych samych stron, Dariusz Lebioda: „Janusz Żernicki bez reszty tonie w wyobraźni – chce połączyć się z pierwotną siłą ożywiającą obrazy, generującą określoną  k u l t u r ę. Jego poezja jest echem słów i poblaskiem gestów pokoleń, kultur jednostek i wspólnot, żyjących w świecie bez granic”.

     Dotykam, strona po stronie, książek zachowanych w księgozbiorze poety i krytyka literatury, Janusza Taranienki z Białegostoku. Nie, osobiście Żernickiego nie poznał, ale to on w latach 1978–80 współredagował kolejne „Integracje” – zeszyty ruchu kulturalnego i artystycznego SZSP. Wypożycza mi swoje „cymelia”, jak nazywa je celnie. ”Trzynaście miesięcy”, z portretem autora na frontonie okładki, to – wydawany na papierze pakowym jako seria – suplement do publikacji „Za progiem wyboru”. Pośród wierszy wklejone fotogramy Jerzego Wardaka i Andrzeja Różyckiego. Książka, wydana w 1968 r. przez Zrzeszenie Studentów Polskich (Warszawa/ Ciechocinek) pod redakcją Jerzego Leszina, dedykowana jest przez Żernickiego „Żonie i Córkom”. We wstępnym słowie „Od autora” wszystko jest objaśnione: „Poemat (…) zarówno w poszukiwaniach formalnych, jak i w sferze zainteresowań tematycznych jest kontynuacją mojej dotychczasowej twórczości i moich pasji (…) jest taką swoistą stacją rozdzielczą wiązki czasów płynących przez zwykły rok. Porusza on i kwestie narodowe, i międzynarodowe, i rodzinne, i historyczne, i seks, i samotność itd. itd. Jest być może gorzki, bywa i szyderczy, ale sądzę, że przede wszystkim jest serdeczny, to znaczy sercem pisany”.
     Drugi tomik to pocket book pt. „Kurz życie moje”, wydany w olsztyńskim POJEZIERZU dziesięć lat później. Obydwie książki dzieli wyraźny okres dojrzewania Poety w doświadczaniu życia. Ta druga ukazała się pod koniec roku 1978. W następnym, 24 lipca 1979, popełnił samobójstwo Edward Stachura, jeden z najwcześniejszych, ciechocińskich przyjaciół. Nie zapomnijmy w lipcu o 40. rocznicy śmierci Autora poematu „Po ogrodzie niech hula szarańcza”… Kurz – życie ich…
     Z tych, i wielu następnych książek ostatecznego wyboru dokonał Żernicki do tomu pt. „Wędrowiec z Tężniopolis”, który ukazał się w 1998 roku.

     Przeglądam domowe zbiory biblioteczne, wyprowadzone z równowagi po kilku przeprowadzkach. Są. Moje własne „żernickiana”. Próbuję uporządkować je przynajmniej chronologicznie. Rok 1972. „Wnętrze świata. Antologia poetycka kręgu Orientacji. 1960-1970” pod redakcją Jerzego Leszina-Koperskiego. Wśród autorów wyboru i opracowania – Krzysztof Gąsiorowski, Zbigniew Jerzyna, Ryszard Krynicki, Andrzej K. Waśkiewicz. Do tego – wydany w roku 1971 suplement poetycki „tak – nie” z poezją młodych. Nakład antologii i suplementu po 2000 egzemplarzy. Gdzie rozproszyło je minione półwiecze? W antologii, alfabetycznie na samym końcu (ale jeszcze przed Bogusławem Żurakowskim) dziewięć wierszy Janusza Żernickiego. W „Miesiącu psiej gwiazdy”(wcześniej drukowanym w „Trzynastu miesiącach”)  wciąż w drodze:

Na górze Saint Gellert byłeś sam Wędrowiec
w jednym sandale z lat trzydziestu glorią…

    Grudniowy numer „Poezji” z 1974. Gęsty od znaczeń, dedykowany Romanowi Śliwonikowi wiersz „Czynności przed znaną godziną” (cztery lata później w tomiku „Kurz życie moje” ten sam wiersz poprawiony, bez dedykacji, pojawi się z tytułem „Czynności o szarej godzinie”). Poeta wciąż poszukujący:

Przybywa tak, co dnia mi przybywa peryferii (…)

Gdzie jutro stanie stolica moja wędrująca?
W jakim holenderskim wiatraku?
I czy na pewno utrzyma się nad śluzami
serca? (…)

     Parę numerów „Poezji” z roku 1980. W lutowym – na sześciu stronach fragmenty „Neurytów”, gęstej prozy poetyckiej, która jeszcze wtedy nie jest całością, a objawi się jako książka dopiero w sześć lat później. Zapis tajemnic warsztatu twórczego:
„ …gdy przechadzam się sam na sam z Panią Myślą, dopiero zmęczenie zwraca mi uwagę, że idę zbyt szybko, prawie biegnę (…) Jakby potrzebny jej był tylko tlen, dokrwienie mózgu (…) Dopiero w pokoju, przy biurku, wyłaniają się dostrzeżone mimochodem skrawki, rozpoczyna się fluktuacja, fermentacja, destylacja”. Bo tak działają neuryty, owe włókna komórek nerwowych, przenoszące impulsy do innych komórek.
„Fabuła czy plazma? – zastanawia się podmiot liryczny. – Czystość i potęga porannych dzwonów, czy urokliwość aksamitnych szczegółów jak petunie na werandach dzieciństwa? Pisanie na zewnątrz (…) czy wewnętrzne współmilczenie? (…)
O snach. „Nalatujące wiązkami, nakładające się, przenikające, w paroksyzmach trzepoczące po ścianach pokoju, gdy włączam światło i zapalam papierosa, ocieram pot. „A na jesień mi idzie. Sny mam fabularne” – pisałem w „Rekonwalescencji”.”
O drodze. „Nigdy nie potrafiłem być dobrym pasterzem wobec moich czasów. Zawsze właziły nie w porę, jak w szkodę (…). Cóż, przez całe życie musiałem pożyczać na pociąg. A i tak kręcą, jak kręcili nosem nad moim bagażem domorośli konduktorzy. Kto mnie w tej podróży ciągle popędza? Wieczność? Ona jest cierpliwa”.
O sensach. „Słowa powoli zaczynają znaczyć nieco inaczej” – czyli ich punkt ciężkości przesuwa się w obrębie całości ich znaczeń ku innym biegunom”.
Krzyk. „Mieć wreszcie noc lub dzień z u p e ł n y! Myśleć tak n a t u r a l n i e  i pisać tak o r g a n i c z n i e, jakbym wreszcie uwierzył w siebie!”.
(…)
„Wróć mi, o Wielki Nieznajomy, mój szacunek dla siebie”.

     W tym samym numerze „Poezji” – komunikat o rozstrzygniętym w listopadzie 1979 r. XX Jubileuszowym Turnieju Poezji Zaangażowanej o Nagrodę „Czerwonej Róży”. „Nagrodę „Pierścienia” za całokształt twórczości poetyckiej otrzymał Janusz Żernicki. Wśród trójki wyróżnionym jest młodszy niemal o pokolenie Krzysztof Kuczkowski z Gniezna. Odnajdę w archiwaliach „spotkanie” obydwu poetów dekadę później… Ale jeszcze w majowej edycji „Poezji” z roku 1980 – recenzja autorstwa samego Janusza Żernickiego pt. „Na przedwiośniu”, pozytywnie oceniającego debiutancką książkę lubelskiego poety Waldemara Drasa z 1979 r. pt. „Nad stawem. Jasnowidzenia”. Frazy recenzji równie bogate jak i słowo poetyckie Żernickiego, także kiedy pisze krytycznie; „…przechodząc obok  (…) książek debiutantów ostatnich dwóch lat wydawniczych, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że rozpoznaję znajome budowle, z których starannie usunięto szyldy, a pierzeje ulic wydłużono o lustra, atrapy i dekoracje…”. Książka Drasa stanowi przeciwieństwo tych plagiatów: „Tom mający to, czego od każdej, nie tylko debiutanckiej, książki oczekiwać należy, świeżość i oryginalność spojrzenia, własny krąg tematyczny, kontrowersyjne postulaty”. (Czy ktoś zna dalsze losy tego poety, którego książkę recenzent potraktował jako zapowiedź „wydarzenia artystycznego”)?
     Rok 1990, kwietniowy numer „Nowych Książek”. Tym razem to książkę Janusza Żernickiego z roku 1989 pt. „Wierność martwemu morzu” recenzuje Krzysztof Kuczkowski, dojrzały już poeta z ciekawym dorobkiem twórczym i animatorskim w Sopocie (za kilka lat stworzy opiniotwórcze artystyczne, do dzisiaj znane pismo „TOPOS”). Przypominając wcześniejszy o cztery lata wybór wierszy Żernickiego pt. „Wędrowiec w jednym sandale”, z którego część trafiła i do nowej pozycji, Kuczkowski podkreśla  „…zdecydowanie nowy ton (…) przejmującej, pogłębionej  refleksji egzystencjalnej. Nowy jest przede wszystkim wymiar tej refleksji, jej spiętrzenie i intensywność”. Warto przytoczyć jeszcze i ten fragment tekstu krytyka, zdystansowanego wobec postawy i warsztatu autora „Wierności…”, iż książka ta „…jest dramatycznym świadectwem trwania na pozycjach nie do obrony (…), przecież ogarnia go cień zwątpienia w kilka niezbywalnych prawd, już skrzydło mroku potęguje poczucie zagrożenia. A zagrożona jest właśnie ta wolność wędrowca i demiurga, wolność twórcy spełniającego się w tworzeniu, wolność wirtuoza płynnych form, którym niespożyta wyobraźnia i inwencja nie dają skostnieć w schematy i normy (…). Żernicki pisze o chorobie duszy i ciała, o starzeniu się, o ubywaniu”.
     (Czy można nazwać „spotkaniem z poetą” współobecność na tej samej kartce z własnym tekstem? Tuż obok zaistniała wtedy moja recenzja „Wierszy wybranych” Bogdana Justynowicza, zatytułowana „Adwersarz Terencjusza”. Tylko tyle. I aż tyle). Rozważania Krzysztofa Kuczkowskiego o tomie Janusza Żernickiego zbudowały mi obraz ciechocińskiego poety na wiele lat. Dlatego ze wzruszeniem wracam do – również zachowanej dotychczas z roku 2000 jednodniówki XXIX Warszawskiej Jesieni Poezji, gdzie zamieszczono wstrząsający wiersz ciężko chorego poety pt. „Moje sześćdziesiąt lat”:

Grzybnia mózgu. Jej nerworośla
                      do wszystkich kończyn i tułowia –
Są jak podcięte sznurki marionetek.
Zatem jestem potarganą marionetką
                                    Na zapleczu teatrum Boga.

Za co?

I tylko skowyt przestrzeni i chichot czasu.
Słucha go Bóg, który nie kwapi się z odpowiedzią.
Widocznie to taki bolesny scenopis.

     Więc przed kolejną, XXX WJP w 2001 roku, jakaś satysfakcja, że Janusz Żernicki zostanie uhonorowany Nagrodą Słowackiego. Więc w dniu inauguracji – szok, bo w nowej jednodniówce nekrolog: „W niedzielę, dnia 7 października, w trakcie pracy nad gazetą, dowiedzieliśmy się, że zmarł Janusz. Był najbardziej niedocenionym wybitnym polskim poetą. Cześć Jego pamięci. Przyjaciele”.

     Miejska Biblioteka Publiczna w Ciechocinku odnotowała w biogramie Patrona: „12 kwietnia 2000 r. w Teatrze Letnim miał miejsce, jak się dzisiaj okazuje, ostatni wieczór autorski Janusza Żernickiego”. Dzisiaj fronton książnicy zdobi szyld z nazwiskiem Patrona. Uprzejme bibliotekarki pozwalają mi sfotografować wewnątrz planszę ze zdjęciami Poety z Tężniopolis, a na zewnątrz, w podcieniach – ogromny plakatowy Jego wizerunek z pytaniem: Czytasz?
     Opuszczam barwne deptaki, mijam ogromne tężnie, idąc w kierunku parafialnego cmentarza, z „misją” zleconą przez szefa portalu E-Pisarze, red. Bohdana Wrocławskiego. Obaj poeci znali się od młodości. Także w jego imieniu zapalam znicz na grobie Janusza Żernickiego z sentencją z wiersza: „pojąć niepojęte przez nieuchronne”. Pustawo tu, przez rzadkie tuje widać koniec cmentarza – horyzont zamyka najdłuższa na świecie, ponad stuletnia tężnia. Nekropolis contra Tężniopolis…

     Jest marzec 2019. Na moje pytania o program obchodów 80. rocznicy urodzin Janusza Żernickiego, przypadającej 12 kwietnia, przysyła odpowiedź niezawodna i kompetentna  Aldona Nocna.
    – Planowane jest ogłoszenie Roku Żernickiego. Mam nadzieję, że Rada Miejska to zatwierdzi. Janusz Jest patronem Miejskiej Biblioteki Publicznej, więc będzie cykl imprez. Przede wszystkim 12 kwietnia wieczór pamięci Janusza. Zaproszony jest autor książki o Januszu, Stanisław Jasiński. Będą stare fotografie, opowieści, wspominki… Wystawa, kącik pamięci – biurko, ołówki, bo tych używał. Prezentacja tomików wierszy. 50 lat po debiucie. Fragmenty wierszy i prozy poetyckiej do zabrania na kartkach. Wycieczka po Ciechocinku śladami Janusza. Artykuły wspomnieniowe w „Zdroju Ciechocińskim”. Może szkoły się włączą…
     Janusz. Tak mówi o Poecie red. Aldona Nocna.
     – Poznałam Go jako mała dziewczynka, na jakiejś uroczystości wygłaszałam Jego tekst napisany piękną, ale trudną dla mnie wtedy polszczyzną. Miałam świadomość, że napisał to poeta i chciałam pięknie recytować te słowa. Był ojcem szkolnej koleżanki, mijałam go na ulicy… Powiedział kiedyś miłe i zaskakujące słowa, że mam oczy koloru żołędzi i w tym ich przekleństwo. Interesował się, czy dostałam się na polonistykę, myślę, że mnie wspierał.
Po moim powrocie do Ciechocinka po okresie studiów, pomogłam w organizacji jego wieczoru poezji. Chciał, żebym czytała Jego wiersze. Spotykaliśmy się towarzysko. Pamiętam nasze spory o poezję romantyczną. Wolał Słowackiego, ja Mickiewicza. Zrobiłam jakiś wywiad do prasy lokalnej, a po Jego śmierci, kiedy byłam naczelną Zdroju  Ciechocińskiego”, wiele miejsca poświęciłam Jemu i Jego poezji… Cenię Jego teksty, szczególnie te późne. Powracają frazy jak ta:
„I przeleciało, prześmignęło życie…”
     Lubię je recytować. Odwiedzam Jego grób. To piękne miejsce spoczynku. Widać na lewo, w dali najdłuższą tężnię na świecie. To On nazwał Ciechocinek Tężniopolis. Nazwa jest używana jako synonim.

                                                                                  Krystyna Konecka


(fot. Krystyna Konecka)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko