Rekomendacje książkowe z Biesiady Literackiej SPP

0
625


Wacław Holewiński
Niosą brzemię całe życie

Czasami zastanawiałem się, jak to jest być dzieckiem mordercy? Nosić to samo nazwisko, być rozpoznawalnym przez znajomych, ale i obcych, słuchać ich opinii, komentarzy. Żyć z piętnem czynów rodzica. A wielokrotnego mordercy? A takiego, który zamordował tysiące osób? Gerald Posner przeprowadził rozmowy z dziećmi nazistów (świadomie nie używam pojęcia „Niemiec”, bo w tym gronie był też Austriak). Nie, nie wszyscy rodzice byli mordercami, niektórych nawet uwolniono w Norymberdze od winy, wszyscy jednak mieli swój udział w wojnie. Nawet ten, który jest dziś w Niemczech czczony jako bohater zamachu na Hitlera) Znaczący. Hans Frank, Rudolf Hess, Karl Saur, Hjalmar Schacht, Josef Mengele, Karl Dönitz, Claus von Stauffenberg, Ernst Mochar, Herman Göring, Max Drexler. Ich wpływ na politykę Niemiec hitlerowskich był różny, różne też są reakcje dzieci na ich działalność ojców. Niektórzy potępiają ich w czambuł i nie znajdują żadnego usprawiedliwienia (Frank, Mengele), niektórzy widzą w wyrokach wyłącznie zemstę aliantów (Hess), większość próbuje znaleźć w nich dobre, ludzkie oblicze. Bo dla większości to czas dzieciństwa, dorastania, różnych, innych twarzy tych ludzi. Czasami byli przecież dobrymi, czułymi ojcami.

Oblicza zła. Niewyobrażalnego, a z drugiej strony ciepło, przytulenie, opieka. Posner pytał, czy wydaliby ojców poszukującym ich aliantom (syn Mengele mógł to zrobić), chyba poza jednym z synów Franka nikt by tego nie zrobił. Czy można mieć o to pretensję? A jak my byśmy postąpili?

Byli obciążeni, całe życie z piętnem, niektórym udało się odwrócić los, niektórzy dopiero z dokumentów sądowych dowiedzieli się kim naprawdę byli ich ojcowie…

Gerald Posner – Dzieci Hitlera, przekład Elżbieta Janota, Znak, Kraków 2019, str. 352.


Piotr Müldner-Nieckowski
Michał Jagiełło: Wołanie w górach

Pierwsze wydanie tej książki zdobyłem około 1980 roku w księgarni w Zakopanem. Zaraz potem poznałem autora, wpadając na niego w gwałtownie hamującej kolejce na szczytowym dojeździe na Gubałowym Wierchu. Był już wtedy znaną postacią, od razu bowiem stało się o nim głośno po ukazaniu się powieści „Hotel klasy lux”. Ludzie zaczytywali się też w jego opowiadaniach „Świetlista obręcz”, dużo pisała o nich prasa, i to nie tylko ta literacko-artystyczna. Kiedy się przedstawił, uznaliśmy z żoną, że trzeba go zaprosić na duże piwo grzane z łyżką i biszkopcikiem, tym bardziej że we mnie rozpoznał „kogoś związanego z poezją”. Sam poeta, miał więc na innych oko. No i rozmowa toczyła się potem przez dobrych kilka dni, między innymi u Bożenki i Wojtka Gąsieniców-Byrcynów, u których z całą rodziną stacjonowałem. Było o czym rozmawiać, bo w pobliskich chałupach mieszkało jeszcze co najmniej trzech słynnych ratowników tatrzańskich.

Dziś też można ich spotkać, choć to nowe czasy i już trochę inne obyczaje, inne ubrania. Zakopane przeszło od tamtych dni metamorfozę jak cała Polska, ale ludzie idący w góry wydają się chwilami zupełnie ci sami. Robią te same błędy, wpadają w te same pułapki, przysparzają tych samych kłopotów pozostałym, a więc tym, (z całym szacunkiem!) „którzy się nie drapią, gdzie ich nie swędzi”. Miewają niesamowite pomysły, które pozostałych wprawiają w osłupienie. Jak pisze autor w obszernym wstępie, wbrew obiegowym wyobrażeniom wspinacze stanowią zdecydowaną większość ratowanych w górach, i to głównie oni zaludniają karty książki. To oni (z całym poważaniem!) „zjawiają się tam, gdzie ich nie posiano”. Ale to także szczególny typ ludzi, niezwykły, ciekawy, najczęściej nieodgadniony co do sposobu myślenia i odczuwania, całkowicie niestandardowy. Nie dziw, że przysparza problemów.

Równie zaskakujące są góry, które wydawałoby się stałe, niezmienne, powinny już być nam doskonale znane. A jednak i one wciąż są jakby nowe, co dzień inne, zachowują się jak zespół istot żywych, których systemu i sposobów bytowania do końca nie znamy i nie rozumiemy. Kto wie, czy kiedykolwiek poznamy. Są osobnicy, który starają się to rozumieć, którym się nawet czasami wydaje, że o górach wiedzą wszystko, po czym kiedy trzeba wyjść na akcję, zaczynają od nowa. W górach nic dwa razy się nie zdarza. Owszem pewne sytuacje są pozornie już znane, ale kończy się na podobieństwie powierzchownym.

Na tym polega istota książki Jagiełły – na rozpoznawaniu, czym są góry, kim jest człowiek, który je atakuje, i czym jest jedno w łączności z drugim. Tekst początkowo wydaje się sprawozdawczy, ale już po kilku zdaniach pierwszego słynnego rozdziału „Gałązka kosodrzewiny” widzimy, że relacje te momentalnie przeradzają się w opisy świata, w komentarze do niego i do zasiedlających go ludzi. Choć autor zastrzega się, że w opisach górskich wydarzeń nie ma cienia beletrystyki, czytelnik momentalnie dostrzega w tych słowach pewien rodzaj kokieterii, ponieważ autentyczne zdarzenia, a więc w niczym niewymyślone ani niepodbarwiane, same w sobie są ciągiem fabuł i fabułek, których by nie wymyślił najlepszy scenarzysta świata.

No i jeszcze ten klimat zakopiański, górski. Klimat towarzystwa, które swoimi osobami zasila szeregi Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (właśnie obchodzi sto dziesiąte urodziny, 1909-1910). Fascynujące sylwetki pokazane w działaniu.

Pióro Jagiełło miał świetne. Z przykrością dowiedzieliśmy się w poniedziałek 1 lutego 2016 roku, że nie żyje – od razu głośno mówiliśmy, jak trudno będzie zastąpić jego styl, zdolność obserwacji, umiejętność komentowania rzeczy i zjawisk taką, że w oczach czytelnika stają jak żywe. Trzeba przyznać, że nowa wersja księgi dostarcza nowej dobrej lektury, wiele tekstów autor zdążył gruntownie zmienić lub poprawić (drukowałem je w kwartalniku OW SPP „Podgląd”), ale jego córka, Dominika Jagiełło, zapewne dzięki podstawom genetycznym i niepowtarzalnej znajomości pisarza, stanęła na wysokości zadania i to, co w Tatrach istotnego wydarzyło się po jego śmierci, z talentem uzupełniła, korzystając z pomocy Adama Maraska i Krzysztofa Wojnarowskiego.

Czyta się tę rzecz niejako od nowa. Nic się nie zestarzała, a jako czytelnik nie miałem poczucia, że jest to lektura już mi zanadto znana. Chwała wydawnictwu „Iskry”, że dostrzegło tę wartość.

Piotr Müldner-Nieckowski

______________

Michał Jagiełło, “Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w tatrach”. Wydanie IX, odnowione i poszerzone, uzupełnione przez Dominikę Jagiełło przy współpracy Adama Maraska i Krzysztofa Wojnarowskiego. Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2019. Stron 964. ISBN 978-83-244-1019-4.


Małgorzata Karolina Piekarska
Atotsi

W zalewie nijakiej prozy, która przelatuje przez czytelnika niczym kiszone ogórki popite zsiadłym mlekiem, pojawia się w księgarniach Atotsi Joanny Snedłak. Niezwykła proza, której autorka w piętnastu opowiadaniach stawia pytania o sens życia, sens bytu człowieka i wikła swoich bohaterów w historie, których nie powstydziłby się Franz Kafka. Zauważył to zresztą już recenzent Roman Warszewski pisząc, że gdyby Franz Kafka tworzył w XXI wieku pisałby jak Joanna Sendłak.

Nijakość dzisiejszej kultury mylonej z popkulturą i wynoszącej na piedestał twory (nbo nie dzieła), które na piedestale stać nie powinny, sprawia, że i w literaturze źle się dzieje. I nagle… dostajemy Sendałk z piętnastoma aobsolutnie fantastycznymi opowiadaniami. Fantastycznymi językowo, stylistycznie, konstrukcyjnie i myślowo. Ale cóż… ich autorka jest absolwentką filozofii, czyli nauki, która dała początek wszystkim naukom, a dziś pogardzana uważana jest za nieprzydatną. Czy rzeczywiście? Opowiadania Sendłak wywodzą się z pytań, które od wieków stawiali sobie i światu filozofowie. Tytułowe Atotsi to po prostu istota czytana wspak. Czym jest człowiek? Jakie jest jego miejsce w świecie? Po co jest świat. To pytania, na które Sendłak próbuje da odpowiedź w swoich opowiadaniach. Czy udaje jej się ją znaleźć? Trzeba przeczytać.

Atotsi

Joanna Sendłak

Wydawnictwo: Fundacja Światło literatury 2019

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko