Krystyna Konecka – Z ZIEMI ŚWIĘTOKRZYSKIEJ… czyli o „Dziedzictwie” i „Kołysance” Krystyny Januszewskiej

0
1074

W dzisiejszych czasach podobno łatwo jest napisać książkę. Ściany regałów w księgarniach „zaludniają” barwne tomy autobiografii pisarzy, polityków, przeróżnych gwiazd i prestidigitatorów oraz influencerów, produkty nieskrępowanej wyobraźni pasjonatów kryminalistyki, absolwentów szkół kreatywnego pisania. Książki wartościowe (i kosztowne) z renomowanych wydawnictw, znajdują swoje poczesne miejsce na opłaconych ekspozycjach, na które zwiedzacze księgarń wpadają tuż przy wejściu. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim udaje się odnaleźć takie pozycje jak „Kołysanka” (2018) i o trzy lata wcześniejsze „Dziedzictwo” pióra Krystyny Januszewskiej. Zero sensacji, epatowania patologiami czy inną zbrodnią. Czytelnik (powiedzmy – czytelniczka także) mimo to, odkrywa intrygującą fabułę utkaną z pospolitych losów zwyczajnych ludzi, zaprzyjaźnia się z nią, wraca do niej, odnajdując podobieństwa do własnej biografii.

Czy te książki też „łatwo” było napisać? Kim jest Krystyna Januszewska? – zapytano mnie kiedyś. – Czy z tej linii, co Hanna Januszewska tworząca niegdyś dla dzieci? – Nie z tej. – To skąd? I dlaczego zdecydowała się na trud (ogromny!) przewędrowania przez ponad stulecie polskich dziejów, ukazując losy rodziny na tle zaborów, wojny, walk o niepodległość, znowu wojny, i czasów budowania nowej rzeczywistości? Bo, po pierwsze, jej wcześniejszy dorobek twórczy stanowił pewną gwarancję, że może się udać. Po drugie dlatego, że – jak to celnie zdefiniował przed laty przy innej okazji na łamach „Migotań” Edward Zyman – „trzeba (…) posiadać niezbędną dozę empatii i postrzegania innych oraz umieć czytać i słyszeć głosy przeszłości”.

DWIE DEKADY KSIĄŻEK

Autorka „Dziedzictwa” i „Kołysanki” nie jest debiutantką, jak wspomniałam, raczej można użyć słowa: jubilatką, zważywszy na okres zajmowania się twórczością literacką. Absolwentka biologii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, analityk z zawodu, malarka z pasji, humanistka z wyboru, w roku 1998 wysłała jedną ze swoich pisarskich prób na pierwszy konkurs miesięcznika „Twój Styl” na pamiętniki kobiet. Opowiadanie pt. „Odwiedził mnie mój mąż” uhonorowano I nagrodą, po czym znalazło się ono w zbiorze „Historie prawdziwe” Wydawnictwa Twój Styl w roku 1999. Ten sukces legł u podstawy decyzji Krystyny Januszewskiej, aby sprawdzić się w większych formach literackich.

Sam fakt publikacji nie zawsze jest miarą, tym ważniejszy był odbiór czytelniczy i gremiów oceniających w następnych latach. W ciągu blisko dekady renomowany poznański edytor Zysk i S-ka wydał sześć powieści Krystyny Januszewskiej. Dla porządku należy je wymienić, bo warto. Powieść dla dorosłych pt. „Przytulać kamienie” (2002) przyniosła autorce wyróżnienie wydawnictwa na najlepszą polską powieść. Rok 2004 zaowocował kolejną powieścią dla dorosłych pt. „Niebo ma kolor zielony” oraz „Doliną Motyli” dla młodzieży. Adresowana również do młodego czytelnika, a wydana w roku następnym powieść zatytułowana „Trzy światy, czyli Maryśka, Anioł i szalona Muneguita” otrzymała wyróżnienie edytora w konkursie pn. „Uwierz w siłę wyobraźni”. W roku 2007 pisarka została zaproszona z opowiadaniem „Rozgrzeszenie” do grona znanych autorów w antologii „Nasze Polskie Wigilie”. Żeby te honory nie przypadały wyłącznie pro domo sua, wydana w roku 2007 powieść Krystyny Januszewskiej pt. „Rozbitek@brzeg.pl” została zauważona przez autorytatywne gremium i nominowana do Nagrody Mediów Publicznych „Cogito”. Fabuła książki, oparta w dużym stopniu na losach rodzinnych, otworzyła przed pisarką podwoje do penetracji znacznie bardziej dalekosiężnych (wstecz). Dekadę zamknęła ostatnia w wydawnictwie Zysk i S-ka, współczesna powieść pt. „Ostatnia kwadra księżyca”, w tym samym roku 2010 uznanie dla dorobku literackiego pisarki zostało zweryfikowane przyjęciem jej do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (Oddział Warszawski). Ale to dopiero jedna dekada twórcza. W drugiej powstały dwie książki. Tylko tyle, i – aż tyle.

RODOWODOWA DYLOGIA

Na kolejną, z epickim rozmachem napisaną powieść Krystyny Januszewskiej koneserzy jej talentu czekali do roku 2015. Wtedy właśnie jedno z najbardziej cenionych, warszawskie wydawnictwo Prószyński i S-ka przygotowało „Dziedzictwo” – blisko sześćset stronicowy tom, do którego lektury tak oto zachęciła czytelników Małgorzata Gutowska-Adamczyk: „…to opowieść o tych, którzy nie upomną się o swoją historię. Ciepła, prosta i prawdziwa. Przeżycia rodzinne Kuśmierczyków splatają się nierozerwalnie z dziejami regionu i całej Europy. Odczuwają oni skutki podjętych gdzieś daleko decyzji politycznych. Radości i troski oraz ich wybory są dziedzictwem Autorki – narratorki, która z sentymentem i pełną czułości drobiazgowością barwnie odtwarza życie przodków w podkieleckiej wsi. Szczęśliwi, którzy mogą sięgnąć do rodzinnego skarbczyka i poznać przeszłość!…”.

Krystyna Januszewska to rzeczywiście szczęściara. Jej „rodzinny skarbczyk” tworzyły nie tylko opowieści i rozproszone dokumenty, ale też rzetelnie opracowane – i opublikowane wcześniej przy ogromnym zaangażowaniu autorki – osobne wspomnienia z młodości ojca Antoniego Kuśmierczyka oraz jego braci, najstarszego Lucjana (także urodzonego w Krasocinie) i Kazimierza. Bo wnikliwa, długotrwała kwerenda obejmowała także liczne materiały źródłowe, przypadkowo znalezione w kieszeni zapomnianego matczynego żakietu inspirujące zdjęcie, korespondencję z innymi świadkami epoki, wreszcie – rzeczywiste podróże śladami rodowych losów, z których pierwsza nieplanowo zniosła pisarkę na antypody pamięci, a inne, aranżowane przez nią osobiście, odrodziły lub pogłębiły rodzinne więzi, angażując odchodzących seniorów rodu do aktywnej współpracy w tym niewiarygodnie rekonstruktorskim teamie.

Dzięki wszystkim skutecznym zabiegom mogła powstać kontynuacja „Dziedzictwa”, zapowiedziana jeszcze w tej pierwszej książce niesprecyzowanym czasowo, dramatycznym prologiem, którego powtórzenie odnaleźć można dopiero od strony 489 w „Kołysance” – wydanym w 2018 roku drugim tomie nakreślonych z epickim rozmachem losów rodu Wiktorii i Jana Kuśmierczyków z Krasocina i Gruszczyna. Tyle że teraz w rodzinne miejsca bohaterowie powracają wyłącznie w tęsknych wspomnieniach, zaabsorbowani, po odzyskaniu Niepodległości przez Polskę, „budowaniem swojego Edenu” na kresowym Polesiu międzywojnia i opieką nad rodzącym się tam potomstwem. I podejmowaniem dramatycznych decyzji (tych z prologu „Dziedzictwa”) z obawy o życie dorastających dzieci w nieludzki czas wojny pośród hitlerowców i banderowców. Z upływem lat wniknie w fabułę równoległy nurt losów rodziny Grudów z Żółkwi nieopodal Lwowa, aż nadejdzie czas powojenny, kiedy Zosia Grudówna i Antoś Kuśmierczyk stworzą na Ziemiach Zachodnich nową gałąź rodu…

Każda z książek warta jest filmu, razem – serialu: tak malarską linią nakreśliła pisarka postacie swoich bohaterów czy często pojawiające się wizerunki przyrody. Każda książka stanowi zamkniętą całość: można czytać je osobno – jak to w dylogii. Obydwie jednak warte są lektury łącznej: kilkustronicowe streszczenie przez Januszewską w „Kołysance” treści „Dziedzictwa” to o wiele za mało, by zanurzyć się w realia ziemi świętokrzyskiej z początku XX wieku, równocześnie wędrując z autorką trasami jej literacko-reporterskich wędrówek sto lat później, obrazujących „metodę” odkrywania przeszłości, bo taką konstrukcję fabularną – łączenia „kartek dziennika” z narracją wzbogaconą dialogami zastosowała autorka w „Dziedzictwie”.

Z ZIEMI ŚWIĘTOKRZYSKIEJ…

To ziemia wyjątkowa. Historycznie, przyrodniczo, artystycznie. W przewodniku „Świętokrzyski Szlak Literacki” umieszczono biogramy związanych z regionem 32 literatów, począwszy od Jana z Wiślicy po współczesnych. Piewca tej ziemi, Stefan Żeromski urodził się w Strawczynie, nieodległym zbytnio od Krasocina, Gruszczyna, Włoszczowej i innych miejscowości, związanych z akcją „Dziedzictwa”. Skąd ta dygresja? Bo, być może, stąd wypływa źródło literackich talentów, które zawładnęło wyobraźnią nie tylko twórców profesjonalnych jak Wiesław Myśliwski czy ludowych poetek spod Świętej Katarzyny, ale też – genetycznie – rozbudziło tkliwą pamięć synów Jana Kuśmierczyka z Krasocina, a jego wnuczkę Krystynę sprowadziło jako dojrzałą pisarkę do rodzinnego gniazda…

Trafiła tam w czerwcu 2006 roku, w drodze do Kielc na spotkanie autorskie, kiedy to została zmuszona do szukania – pieszo i boso – ratunku dobrych ludzi do naprawienia zepsutego samochodu. Miejscowość, do której doszła, nazywała się Krasocin. Pierwszy człowiek, który wychodząc z banku, nie odmówił pomocy, nazywał się Piotr Kuśmierczyk. Imiennik ciotecznego pradziadka, stryja Jana.

Klisza sprzed wieku. Dwudziestoletni Jan, jeszcze nie myślący o zakładaniu rodziny, chętny do wyrwania się spod ucisku carskich urzędników, do ucieczki do Prus, gdzie jest inaczej, nowocześniej, także w rolnictwie, chociaż to także u zaborców. Kiedyś tam dotrze, i wróci rozczarowany. Ale wcześniej, przyuczony do ciężkiej pracy na ziemi jeszcze przez dziadka Szczepana, ożeni się z piękną Dąbkówną z Gruszczyna, by razem z ukochaną żoną w wielkim trudzie budować swoje rodzinne gniazdo, wspólnie przeciwstawiać się okrucieństwom losu, rozpaczać po stracie dzieci, wreszcie, samemu – po jej śmierci.

Dzieje rodziny autorka osadziła w ówczesnych realiach społeczno-politycznych Europy i regionu, pośród odbijających się dramatycznym echem wydarzeń Powstania Styczniowego, pomiędzy mieszkańcami pragnącymi mimo wszystko zachować własne tradycje, język i wartości podtrzymujące polskość. Więc, wierny tradycjom i prawu ziemi Jan nie złamie też przysięgi danej umierającej Weronice. Po okresie rozpaczy ożeni się ze wskazaną przez nią kuzynką Wiktorią, i nie będzie to decyzja błędna. Razem, zmagając się z przeciwnościami, przejdą przez wojnę światową, witając, już w nowej Polsce pierwszego syna. Na krótko. To z nim, umierającym na rękach, przejdą oboje pieszo po błotach trzydzieści pięć kilometrów do lekarza w Koniecpolu, i ponownie pokonają tę straszną drogę z martwym dzieckiem w objęciach. Będą musieli przetrwać tę rozpacz, i przywyknąć do utraty kolejnych dzieci. Jeszcze w Krasocinie urodzi się Lucjan, i to on będzie dziedzicem rodu. Kolejni synowie przyjdą na świat już w zupełnie innej rzeczywistości, kiedy pod wpływem politycznych zachęt czterdzieści rodzin z Krasocina, Gruszczyna i okolic przeniesie się tworzyć swoje życie od nowa na kresowe i bezkresne rozlewiska Polesia. W zbudowanej przeogromnym wysiłkiem kolonii Krymno będą integrować się z prostą rdzenną ludnością i marzyć o dobrobycie dla swoich dzieci. Ale zamiast tego zderzą się ze wszystkimi okropnościami drugiej wojny światowej – i o tym wszystkim oraz o losach każdego członka rodziny Kuśmierczyków, a także rodziny Grudów z Żółkwi jest druga z książek, „Kołysanka”… O powojennym powrocie Jana i Wiktorii do Gruszczyna, gdzie jednak dalsze życie okazało się niemożliwe, więc powędrowali aż na Ziemie Zachodnie. O zamordowaniu Ewy wraz z rodziną, córki Jana i Weroniki, przez banderowców na Polesiu. O odnajdywaniu się synów z ich wojennej tułaczki. O tym jak, po kolei, urządzali swoje ponownie nowe życie w różnych miejscowościach Dolnego Śląska. O tym wreszcie – jak potrafili radować się wspólnie z utrwalonych przez wnuczkę Jana dziejów rodu, zanim zaczęli znikać…

Mieszkający w Poznaniu Antoni Kuśmierczyk, dotąd cieszący się wraz z żoną Zofią miłością bliskich 94-letni były wojskowy, utalentowany matematyk, współautor rodzinnych wspomnień, zaprzyjaźniony dzięki wnukom z nowoczesną techniką i komputerem, przed dekadą zapisał na ekranie, a jego córka przeniosła te słowa do zakończenia „Dziedzictwa”: „Marzenia rosły ze mną od chwili, kiedy pierwszy raz napisałem w komputerze „Krasocin”. Wydawało mi się, że to miejsce na ziemi nie powinno już dla mnie nic znaczyć. Dla mojego ojca, dla matki to miejsce ich urodzenia, nie mam z nim nic wspólnego. A jednak było inaczej. Z czasem, gdy wchodziłem w szczegóły życia rodziców, to miałem wrażenie, że wchodzę w ich skórę, a tęsknoty, o których często wspominali, stały się teraz moimi (…). Bardzo chciałem jeszcze raz za życia odwiedzić miejsce, z którego pochodzili rodzice…”.

„Pojechaliśmy tam czwartego lipca 2014 roku” – napisała autorka. Do Krasocina. Bo taka jest magia rodzinnego gniazda…

Krystyna Konecka

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko