Michał Piętniewicz – Ciepły lód. O książce Zygmunta Ficka, „Prawdziwa baśń o Mroziliszku” oraz „Łagodność ostrych szczytów”. [Kraków 2002, liczba stron: 108].

0
432
Michał Piętniewicz


Pamiętam, że kiedyś zapytała mnie: „skąd wiesz, że akurat ta książka jest dobra?”. Po prostu wiem, nie muszę tego nawet uzasadniać, wiem.
Wiem, że książka poety krakowskiego Zygmunta Ficka, „Prawdziwa baśń o Mroziliszku” oraz „Łagodność ostrych szczytów” – dwa tomy pomieszczone w jednym wydaniu, w jednym tomie, wiem, że ta książka jest bardzo dobra.
Dlaczego? Ponieważ poeta wie, co chce powiedzieć, jest pewny swego. Oprócz tego, że jest artystą, wie, czego chce od poezji. Chce wyrazu, ale nie tylko – chce formy. Formy Zygmunt Ficek szuka po galicyjsku – poprzez swoje wnętrze i uważając bardzo na szczegół i detal. A zatem lód, różne żyjątka górskie, rzeki górskie, stawy, jeziora – drobne elementy świata przedstawionego, górskiej przyrody. Można się tym zachłysnąć, choć to nie jest łatwe. Można się duchowo zachłysnąć swego rodzaju czystością i świętością z tych wierszy się dobywającą. Czysta dusza poety wydobywa na świat szczegóły – Mroziliszka, sójkę, pliszkę, świstaka. Poeta wędruje duchowo po górach i szczytach górskich, jakby to był jego krajobraz duchowy. Można powiedzieć, że poeta stwarza to, co już stworzone, ale nadaje temu wyraz świeży, oryginalny i pierwszy, czysty, a nie wtórny – świat poezji Zygmunta Ficka nie jest bowiem kopią świata stworzonego, ale oryginalnym światem stworzonym, opartym o oryginał stworzenia.
Wiersze te modlą się w górach, lodach, potokach, świeżych, czystych, górskich – modlą się i jednocześnie zmysłowo ten świat chłoną, kochają, nawet uprawiają miłość cielesną z ukochaną kobietą – wśród łagodności ostrych szczytów. Sensualizm i duchowość (czysta, górska), są tam ze sobą splecione, ponieważ poeta chłonie swoimi zmysłami to, co górskie, świeże, czyste, pierwsze i w swojej łagodności ostre i w swojej ostrości łagodne.
Językiem przybliża się poeta Zygmunt Ficek do czystości, lodu, świeżości, zimna. Mamy pełno jasności w tych wierszach – mimo że czasem jasność owa wydobywa się z mroku górskiej jaskini. Są to wiersze ożywcze, wiersze źródlane, wiersze świeże, wiersze pierwsze – wiersze o czystości, zimnie i świeżości górskiego, źródlanego potoku, płynącego w zimie.
Napisał je ktoś, kto kiedyś, w dzieciństwie bardzo się lękał, ten strach widać do dzisiaj – bo jest oswojony przez poezję i zaklęty w formę wiersza, jak w zamarzniętym lodzie – widać jakieś znaki, sygnały, twarze, nie wiadomo, co widać – ale widać jednak dobrze, nawet bardzo dobrze twarz poety poprzez jego duchowe wnętrze – lęk i zimno zostały tutaj oswojone przez ciepło miłości – tej do ukochanej kobiety a potem rodzicielskiej, do syna. Mrozy zostały roztopione przez baśń, która okazała się mieć dobre, szczęśliwe zakończenie – ciepło miłości zwyciężyło. Egzamin z człowieczeństwa polegałby tutaj na przezwyciężeniu lęku, utożsamionego z lodowymi krainami, dość banalne to jednak stwierdzenie. Chodziłoby może raczej o namalowanie poetycką farbą zimowej krainy, zimowej baśni, w której lód jest tylko zewnętrzem i paradoksem, bo w istocie jest to lód od wewnątrz ciepły, roztopiony przez ogień małżeńskiej oraz rodzicielskiej miłości.
Oraz rzecz jasna przez miłość do tego, co Najwyższe. Przyroda w wierszach Ficka, ta zimowa, lodowa przyroda, przybliża jakoś Pana Boga, mam wrażenie, poprzez pewne szczegóły górskiej przyrody, prześwituje Pan Bóg, prześwituje to, co najgłębiej duchowe, prześwituje czystość, świeżość, łaska patrzenia na to, co święte oraz umiejętność dostrzegania tego, co święte, czyste, pierwsze, zaklęte w lodowy krajobraz zimowej, górskiej przyrody.
Czytanie wierszy Ficka to spora przyjemność. Co jest w tych wierszach? Ciemność i ból.
Życie i jasność. Własny ton, własny głos. Zapanbrat bierze żyletkę przy goleniu. Zaciska pięść. Modli się. Potem otwiera pięść i kończy golenie. Ciemność i jasność są w tej poezji opanowane. Ta poezja przylega do ścian świata bardzo dobrze. To poezja skóry świata.
Jest w tej poezji miąższ i faktura świata. W najnowszym tomie, „Pod okapem burzy (Biblioteka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Kraków 2017)”, jest dużo radości. Wcześniej było czegoś innego więcej – lodu, rzek, świata, drzew, miłości, erotyki, związku ciał kobiety i mężczyzny, podróży, wojny, emigracji z rodzinnej miejscowości. A Ficek jest pisarzem. Oprócz tego, że jest poetą, jest równocześnie pisarzem.
To znaczy jego poezja jest pisarstwem, nie jest tylko liryką. Jest to prawdziwe, pełną gębą pisarstwo poetyckie. Jaki świat powołał do życia Ficek? Ficek powołał do życia świat Ficka – można go lubić albo nie, ale docenić trzeba gest poety – pisarza. Nie ma tam rzeczy, z którymi nie zgadzałbym się, które chciałbym odrzucić. Ale brakuje mi tam kolorów.
Jest jakieś w tym piękno, w tym czerpaniu chłodu, cieniach, źródłach, jaskiniach, studniach, i różnych odmianach ptaków. A przede wszystkim jest moc i heroizm ściskania tej żyletki w zaciśniętej pięści i potem modlitwy – ciemność została w wierszach Ficka opanowana i rozmawia harmonijnie oraz ciekawie, zajmująco z tym, co jasne. Dusza Ficka jest namalowana w tych wierszach pięknie – po Bożemu, jak te rzeki, górskie strumienie, bobry, żeremie, pustułki. Gile. Pejzażem duszy wierszy Ficka jest pejzaż przyrody i jednocześnie pejzaż Boży – jakiś nienaruszony jeszcze zranieniem ludzkim. Jakby Ficek opanował w całości problem rany, zranienia. Jakby nieobcy był mu człowiek i dlatego może pisać o przyrodzie – przez człowieka właśnie, a nie przez przyrodę.
Choć to głównie poeta przyrody, który jednak przede wszystkim pisze o ludzkim zranieniu – w sposób jasny, o ciemności w sobie i na zewnątrz siebie, Ficek pisze w jasny sposób. To duża sztuka moim zdaniem, która poecie się udała, dlatego warto sięgać według mnie po jego tomiki poezji.
Można dzięki nim nieco odpocząć, a potem znowu wyjść do świata, opatulonym w jakieś ciepło wewnętrzne – dobre, duchowe panaceum na srogą zimę, tęgie mrozy.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko