Piotr Wojciechowski – ODKOPAĆ ŹRÓDŁA

0
474

Gody już za progiem. W takim czasie chciałoby się każde spotkanie ozdobić jakimś podarunkiem. Dlatego dzisiejszy felieton zaczynam od krzepiącego stwierdzenia – pisarze są potrzebni. Tam, gdzie od polityki, ekonomii, ekologii,  wieje zimną grozą, chcę powiesić ten felieton jak ciepłą kotarę stawiającą tamę przeraźliwym przeciągom. I te słowa – pisarz jest potrzebny światu, jak okrętowi idącemu do portu potrzebny jest pilot. Jest czas, aby ludy rozpoznały, że ratunek przychodzi od strony powieści, eseju, dramatu, opowiadania, poezji.

  Na początek kilka myśli wyjętych z mojego eseju pisanego dla kwartalnika „Wyspa”. Nie cytuję, raczej próbuję referować skrótowo.

   Nad wszystkimi, a zwłaszcza nad elitami świata kultury, nauki, polityki i biznesu zawisło brzemię winy za zbliżającą się globalną katastrofę ekologiczną. Po konferencji w Katowicach dalej nie mamy pewności, czy katastrofa jest na progu, czy krok przed progiem, nie wiemy  też, czy rzeczywiście winna jest konsumpcyjna elita ludzkości, kraje dobrobytu, a w tych krajach elity zamożnych, bogatych i najbogatszych.  Wiemy jednak – ci, którzy tego dowodzą, mają mocne argumenty.

  Tak czy owak – katastrofa, krzywda milionów, na horyzoncie. Co mogłoby nas obronić?

   Naiwnością jest wypatrywanie nadziei od strony demokratycznych rządów i tych organizacji, które z demokracji korzystają. Nie widać  też nadziei na odwrócenie groźnych trendów  w skuteczności mechanizmów rynku i przebiegłości menadżerów trzymających w rękach stery wielkich korporacji, koncernów finansowych, przemysłowych i medialnych. Demokracja i rynek szukają wymiernych wskaźników krótkoterminowej skuteczności. Liczą się dla nich sondaże, wyniki wyborów, doraźne zyski, rozmiary inwestycji, kursy walut, stopy procentowe. To wszystko wyklucza dalekowzroczność, syntezę dziejową, daleki horyzont widzenia.

   Ostatecznie najwięcej władzy mają ci, którzy są najmniej zagrożeni, siedzą w najwyższych komnatach Kryształowego Pałacu i jedzą pierniczki z najwyższej półki. Oni nie będą przyśpieszać zmian. A nie zapominajmy, że największych zysków dostarcza konsumpcja dóbr luksusowych. W interesie korporacji leży więc pogłębianie egoizmu bogatych.

  Nie ma też co liczyć, że urządzenia wykorzystujące sztuczną inteligencję staną się Wunderwaffe broniącą cywilizacji przed ekologiczną katastrofą. Nie, ponieważ te urządzenia buduje się. aby nie tylko po to, aby wspomagały ręce chirurgów i służyły badaczom kosmosu. One przydają się też do uzupełniania arsenału środków, jakimi posługują się manipulacje konsumpcjonizmu. To kosztowne zabawki, stać na nie wielkie korporacje. Ostatecznie sztuczna inteligencja mogła by być na tyle inteligentna, aby trochę przedłużyć istnienie cywilizacji, która ją rodzi i żywi elektryką. Boję się jednak, że okaże się głupsza niż ludzie, że będzie bezkrytycznie kolaborować dopóty, dopóki  jej wtyczka nie wypadnie z gniazdka w fale oceanu.

Tak jak demokracja socjalistyczna nie była demokracją, masło roślinne nie było masłem, tak sztuczna inteligencja nie jest inteligencją. Te myśli rozwijałem w tekście przeznaczonym dla kwartalnika „Wyspa”.  Nasuwa się teraz ważne pytanie:

 A kultura, sztuka, elity twórcze? One chcą być częścią tego Kryształowego Pałacu, chcą być dworem Króla Karnawału Konsumpcji. Na wyścigi kolaborują ze ustabilizowanym modelem równowagi między rynkiem a demokracją. Akceptują ten model, w którym ich twórczość stara się być nie gorszym towarem niż smartfony i piwo.Lobbyści korporacji mają środki,  aby zadbać o utrzymywanie się wysokiej konsumpcji, znają sposoby manipulowania konsumentami. Kupują sobie część elit, aby posługiwać się nimi w tej manipulacji.

   Jakże więc mogę tu głosić pochwałę pisarzy i literatury?

  Czy w kulturze znajdziemy mocny nurt krytyki egoistycznej konsumpcji, czy raczej smaczne jej opisy, rytualne podszczypywanie. (Czy ja teraz nie podszczypuję rytualnie?)

   Jak więc mogę tu proponować teatr z wieszaniem zasłony chroniącej przez wichrami zagłady, zepsucia, zniewolenia?

   Nadzieja jest w tym, że literatura jest najbardziej narowistą ze sztuk. Ona najczęściej szarpie wędzidło, idzie nie tam, gdzie chce piszący. Słowo ma moc dominowania nad małością twórcy, ma moc odsuwania na bok jego egoizmu i  rynkowego sprytu, wbrew małości umie dobierać się do zasobów ukrytych w intuicji, pamięci, sumieniu, w archetypach plemiennych, w mrocznych pokładach chaotycznych emocji, podświadomych imperatywów.

    Człowiek nie uratuje planety. Sądzę jednak, że kobiety i mężczyźni mogą tę naszą Ziemię-Matkę uratować, jeśli zdadzą sobie sprawę, czym jest różnica między nimi. Sądzę, że razem mogą dokopać się uzdrawiających źródeł bijących we wspólnej wszystkim ludzkim istotom podświadomości plemiennej. Nie powiem, aby współczesny feminizm był tu pomocą – ale bez kobiet nie da rady.

Może więc nie sztuczna inteligencja ocali świat, ale kobieta. Kobiety raczej. Inteligentne, odpowiedzialne, dobrze wychowane, łagodne  i dobre panie. Kiedy czytam polską prozę współczesną – nie za dużo, ale czytam przecie! – okazuje się, że kobiety jako autorki prozy, a szczególnie jako jej bohaterki, potrafią okazywać się rzeczniczkami starszych wersji humanizmu,  nawet wtedy, gdy brak im łagodności, współczucia,  ducha służby, instynktu gniazdowego i daru opiekuńczości. Niosą ważne pytania o te i podobne wartości. Światełko nadziei zapalam więc tam, gdzie może się narodzić jakiś rewizjonizm humanistyczny, szukający mądrości plemiennej zgubionej dziś zarówno w życiu politycznym jak i rodzinnym.

     Wniosek taki próbuję wysnuć z książek, które mam niedoczytane, bo brak czasu.

   Leżą mi na miejscu dla lektur pilnych i bieżących trzy współczesne książki z kategorii polskiej prozy współczesnej, wcale nie te, o których piszą i mówią media. Pierwsza to antypowieść  Jana Tomkowskiego, profesora i eseisty, „Jesień”, autobiograficzna groteska, gęsto inkrustowana pastiszami powieści politycznej, romansu łotrzykowskiego, eseju krytykującego cywilizację. Wszystkie postacie kobiece i dziewczęce utkane tam są z mgły, pożądania ciała i pożądania zemsty, a także ironii. Są te postaci tak wyraziste, że buduje się z nich  para wielkich pytań – o kobiecość jako o wiązkę wartości i o los mężczyzny. Dwupłciowość i zwierzęcość gatunku pokazuje Tomkowski jako coś zadanego i nierozwiązywalnego – dopóki jest się wewnątrz. 

   Druga książka to powieść Wojciech Kudyby „Imigranci wracają do domu” – powieść podróżniczo-lingwistyczna, opowieść o bohaterze powracającym do zdrowia, do mowy i do Polski po pobycie w Niemczech, po wylewie, po rehabilitacji językowej. Bohater tej powieści spotyka w pociągu kobietę zasłuchaną w jego monologi jak konfesjonał. I w gruncie rzeczy jest ona bardziej konfesjonałem niż spowiednikiem. Nie gada z sumieniem. Wysłuchuje. Ale nie jest kobietą z krwi i kości, nie wiemy, jakich perfum używa, czy ma nawagę, albo dobry gust. To kobieta uogólniona, niezbędna jako lustro, nie będąca jednak narzędziem samowiedzy. Inne postacie kobiece w książce Kudyby – poety i profesora – ledwie naszkicowane, półtorej linijki druku. Przeważnie stare i tracące rozum. Jest w tej książce szyfrem pisane pytanie o Dziewczynę Totalną.
  I wreszcie trzecia książka Jana Krzysztofa Piaseckiego „Cegiełki i inne opowiadania”. Podobnie jak dwie poprzednie – mamy tu zapisane w serii opowiadań osobiste doświadczenia autora – ale jednocześnie jest u Piaseckiego  zarysowany z faulknerowską siłą portret polski gminnej widzianej przez uczestnika, przez mieszkańca gospodarującego na swoim   – nie przyjezdnego, turystę czy letnika. To człowiek przez pot, krew i spermę wsiąkający w tamtą ziemię, chociaż dźwigający świadomość obcego i odmieńca. Przez sentymentalny i sensualny erotyzm bohatera-narratora pisze on księgę kobiet, kobiet plemiennych z Północnego Podlasia, z Kresów Ocalonych.

    Tym książkom nie tylko trzeba czytelników. Proszę tych, którzy zostali jeszcze czytelnikami prozy – dajcie się prowadzić przez lekturę bohaterkom narracji. Sprawdzajcie jakie wejście organizuje im autor, jak się z nimi rozstaje.  Trzeba nam wszystkim, abyśmy posłuchali rozmowy czytelników i czytelniczek wspomnianych i innych książek – rozmowy o tym, jak z duchowej i biologicznej różnicy między kobietami a mężczyznami wyrasta plemienna pamięć. Pamięć o tym, że plemię coś dawało człowiekowi i rodzinie,  że miało prawo czegoś od rodziny i człowieka żądać.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko