STANISŁAW GRABOWSKI – SPÓŹNIONY DEBIUT, CZYLI ROZMOWA Z HISTORIĄ

0
411

Popularny pisarz SF i wybitny wydawca debiutował późno tym poetyckim tomem. Wtajemniczeni wiedzieli, iż wiersze pisze „od zawsze”, i że kilkakrotnie publikował je w prasie literackiej, np. w „Poezji dzisiaj”. Dla niewtajemniczonych to niespodzianka. Dlatego należy uważnie przyjrzeć się tomikowi pt. Białe źrenice,którego autorem jest Tomasz Kołodziejczak. Otóż tom wyróżnia: brak  ISBN-u, objaśnienie, że wydano go „na prawach rękopisu” oraz dedykacja: „Dla mojej kochanej żony, Joanny, dla której napisałem wiele z tych wierszy”.

          Zatem, czy ów zbiór to tzw. spóźniony debiut, czy raczej liryczna wprawka na pisarskiej drodze? Wszystko to, co publikujemy publicznie odłącza się niejako od autora, i podlega społecznej ocenie. Dlatego poetycki debiut Kołodziejczaka traktujemy jak najbardziej poważnie.

          Można rzec, iż najogólniej to tomik „herbertowski”, czego autor nie ukrywa. Twórcą Rovigo Kołodziejczak jest niejako zafascynowany od młodych lat. Zbigniew Herbert jest z rocznika 1924, Kołodziejczak urodził się w 1967 roku. Kiedy Herbert „uwiódł” 15 czy też 16-nastoletniego młodzieńca miał za sobą takie tomy poezji jak: Hermes, pies i gwiazda; Studium przedmiotu; Pan Cogito; Raport z oblężonego Miasta… Ważną w jego dorobku książką był także zbiór esejów pt. Barbarzyńca w ogrodzie(1962). Łakomy na lektury młody człowiek z pewnością ich nie przeoczył, podobnie jak ogromnej masy tekstów krytycznych o swoim idolu. Nie jednemu zawróciłoby to w głowie. Na dodatek posługiwanie się przez Herberta w poezji tzw. czwartym systemem wersyfikacyjnym, nazywanym też różewiczowskim, pozornie niby łatwym, też mogło być zachętą dla młodzieńca z pisarskimi ambicjami. Jak było tak było. W każdym razie wpływy i naśladowania są wyraźne. W końcu mistrz nie jest zły. Wielu podążało jego tropem, np. kolega Kołodziejczaka, Mikołaj J. Wachowicz, w którego twórczości odniesień do antyku aż nadto.

          Białe źrenice otwiera utwór pt. Lament archeologa, który kończy się tak: „nie możemy się porozumieć, więc/rozmawiam z historią”. To dość „świeży” wiersz w dorobku Kołodziejczaka, bo powstał w 2011 roku. Jednak ta rozmowa z historią, jak świadczą daty pod innymi wierszami, sięga u poety początków lat osiemdziesiątych. Należy więc przy okazji podkreślić, i wytrwałość autora, i jego konsekwencję wyboru idola.   

          Możemy prześledzić antyczne motywy w tej poezji, a jest ich co niemiara, ale ważniejsza jest chyba przesłanie, jakie ze sobą niosą, aluzje do współczesności. Antyczny sztafaż nie może nam przecież przesłonić problemów dnia dzisiejszego, tego uporczywego szukania czegóż to, zaprezentowanego nie tylko w Lamencie archeologa:   

                    Z mojej ziemi warstwa po warstwie
                    wyjmuję kamienie jak twarze.
                    Zmielony popiół.

                    Strzępy lampasów, rdzę i lament.
                    Czasami trafia się kawałek materiału
                    z głową orła.

          Z kolei, w drugim wierszu pt. Przypisy z omawianego tomiku znajdujemy takie wyznanie:

                    Często łapię się na tym, że łatwiej czytać Tacyta,
                    niż zrozumieć współczesnych. Mówią tak dużo.

          Wprowadźmy się więc do świata Kołodziejczaka, to cały słownik kultury antycznej. Zadanie do wypełnienia ma więc poeta i dla Meduzy, i dla Perseusza, Hektora, Achillesa,Antygony, Kronosa, Tezeusza, Minotaura, Odyseusza, Syzyfa, czy Midasa.

          Ale pojawia się i Ozyrys z zupełnie innej bajki. Są jeszcze miasta: Troja, Teby, Cheronea…

          Postaci z mitów wpojonych nam poprzez lektury m.in. Parandowskiego, mieszają się z tymi autentycznymi, zapisanymi w starożytnych księgach, wyrytymi na cmentarnych płytach, na zachowanych łukach tryumfalnych, czyli z  Maurycjuszem, Spartakusem, Leonidasem, Sofoklesem, Demokrytem, Homerem (niepewny), Lwem Asyrii (Aszurbanipalem), Ajschylosem. Wielcy w przeszłości, najwięksi, bo przecież tylko tacy mogli przetrwać w pamięci dziesiątków pokoleń, dziś:
                   
                    Jesteście zbiorem czarnych znaków w księgach,
                    rozdziałem, salą w muzeum.

          Ale czy te wszystkie postaci, które wyżej wymieniłem, nie są dla współczesnych jedynie przebrzmiałą legendą, mitem? Czy pokolenie Kołodziejczaka nie jest ostatnim tak mocno obcującym z Antykiem, wyznającym, iż są to nasze korzenie, że nie możemy zrezygnować z kultury, której podłożem jest grecka filozofia, grecka dramaturgia, grecka demokracja… Starożytne mity są nieśmiertelne, to nasze „szkiełko i oko”, fundament naszego bytu. Czy możemy od tego uciec?

          O córce poety, przedstawicielce, było nie było, najmłodszego pokolenia, czytamy w wierszu Co z tym Hektorem?:

                    […] obawiam się, że w jej myślach                          
                    więcej zdań zajmuje kot, niż człowiek.
                    Niż Troja. Niż Mykeny. Niż Hektor.

          W mojej recenzji wskazuję tylko na swoiste zafascynowanie Herbertem, jego światem, na herbertowski trop. Nie jest oczywiście jedyny. Nie chciałbym jednak pisać o wszystkim. To zadanie zostawmy nie recenzentowi lecz eseiście, krytykowi wybitnemu, np. prof. Gronczewskiemu. Profesor nie pisze krótkich tekstów. Białe źrenice świetnie się nadają na długi komentarz. Zasygnalizować muszę jedynie, iż drugi wielki temat Białych źrenic to pytania o polską tożsamość, wsłuchiwanie się w „szepty spod korzeni”, pamięć o nie byle jakich przyjaciołach,czego dowodem nie tylko wiersz Przyjaciele:


                    Moim przyjacielem jest Waśka. Właściwie –profesor
                    Wasilij Aristow […]
                    Codziennie umiera z zimna i głodu, ale ostatecznie
                    zgaśnie od kuli strażnika.
                    Na razie siedzi skulony na krawędzi nar
                    obok innych takich jak on
                    I dają sobie wykłady o fizyce, o Puszkinie, o Cezarze.
                    Mają jeden koc, więc okrywają się nim na zmianę.
         
          Jeszcze tylko wyjaśnijmy tytuł książki. Może nie wszyscy wiedzą, że w starożytności greckie posągi, ale nie tylko, były malowane w okropne kolory. Ponoć starożytni malarczykowie źrenice malowali na czarno, informację o tym można znaleźć, zdaje się, w didaskaliach do antycznych tragedii. Dopiero wieki wybieliły posągi, także greckie kolumny,czy resztki zachowanych świątyń, przydały im szlachetności, nadały jakby nowych znaczeń. Czyż to właśnie białe źrenicenie mogły zafascynować np. odkrywcę Troi, Heinricha Schliemanna?

          Książka jest prawdziwym cackiem edytorskim, a to za sprawą Kasi Trzeszczkowskiej, absolwentki ASP, która „żyje w teraźniejszości, ale czerpie inspiracje z historii – dlatego z przyjemnością zilustrowała wiersze zebrane w tomie Białe źrenice”.

PS. Promocja książki Tomasza Kołodziejczaka odbyła się 22 listopada 2018 r. w ursynowskiej Klubotece Dojrzałego Człowieka.

______________________________
Tomasz Kołodziejczak, Białe źrenice, (brak wydawcy) Warszawa 2018

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko