Jan Stanisław Smalewski – Ich ostatnia defilada (2) (z dziennika prywatnego pułkownika WP)

0
422

Jan Stanisław Smalewski



Ich ostatnia defilada (1) (z dziennika prywatnego pułkownika WP)



Odcinek 2

Z nocodziennika: 22 lutego 1990 r. – w czwartek (po 22.10)

 

smalewski-kompOd dzisiaj mieszkamy w Legnicy! Najważniejsze sprawy domowe; przygotowanie mieszkania i przeprowadzka, załatwione. Ostatnie dni to koszmar. Pośpiech i wciąż na wysokich obrotach. Głównie z powodu przeprowadzki.

W mieszkaniu, do którego się przeprowadziłem, trzeba było najpierw położyć kafle w przedpokoju, kuchni, WC i łazience. Tylko jeden pokój miał podłogę; drewniany parkiet. Zresztą też należało go wycyklinować i pociągnąć lakierem. A w pozostałych pokoikach na PCV położyć jakieś wykładziny dywanowe (kupić i przyciąć). Najpierw jednak wymalować ściany.

Podczas przeprowadzki (przewożenia mebli) nie obeszło się też bez przygody. Zepsuł mi się na autostradzie koło Kątów Wrocławskich samochód transportowy; trzeba było go ściągać. Samochód gospodarczy z COSWŁ.

Kafelkarzy znalazłem bez trudu. Byłem tylko zdziwiony, że w ten sposób dorabiają do pensji… żołnierze zawodowi. Nagrał ich jeden z moich nowych pracowników. Dopiero w domu, gdy się przedstawili, zorientowałem się, że to kadra zawodowa. Kapitan Andrzej G. – samochodziarz z batalionu obsługi Ośrodka i chorąży Leszek K. – pracownik podległego mi klubu garnizonowego. Ustaliliśmy warunki i zapłatę. Trudno, chcieli zarobić, proszę bardzo, ale robota miała być wykonana dobrze. I jest. Chociaż pod koniec nie obyło się bez awantury. Podległy mi służbowo pan Leszek próbował sobie zażartować ze mnie. Pod moją nieobecność zostawił u chłopaków w wydziale na kartce propozycję:

 „Panie pułkowniku, proponuję z tych ciemnych kafelków (liść dębu) ułożyć w łazience na podłodze krzyż. A balkon pomalujemy panu dwukolorowo na niebiesko i żółto. Dobrze”?

– Kto go inspirował?! – brzmiało pierwsze moje pytanie.

Lechu z Czesiem przestali mieć wesołe miny.

– Szefie, może Andrzej? – wyrwał się Lechu.

 – Ściągać mi ich obu tutaj!

Obaj panowie byli w koszarach, pracowali u mnie w czasie wolnym. Moi pracownicy mieli okazję po raz pierwszy zobaczyć mnie zdenerwowanego. – Jeśli to miał być dowcip, to nie ze mną! I za płytki! Żeby robić sobie śmiechy z symboli i barw kościelnych!.. – A przy okazji ze mnie; to ja przecież przyjąłem na siebie obowiązek odpolityczniania wojska i… przywracania w nim normalności, a to oznacza, że także zgody na praktyki religijne!

No i dostało im się; usłyszeli nie tylko, co o tym myślę, ale także i o nich samych. Jeśli chcieli mnie wypróbować, to im się udało.

 

Tej wielkiej fety u Rosjan jutro nie będzie. 19 lutego Wołodia przywiózł dla oficerów komendy zaproszenia na święto Armii Radzieckiej i poinformował, że nie będzie ani marszałka Kulikowa, ani… awansów. Wszystko przeniesione zostaje na Dzień Pabiedy, w maju. Tak zadecydowała Moskwa.

Czyżby Eugeniusz za wcześnie się cieszył? Znam i u nas przypadki, że ktoś oczekiwanych szlifów nagle nie otrzymywał. Tak było kiedyś z naszym szefem Wojsk Inżynieryjnych MON pułkownikiem Barszczewskim. Ale „otrzymał generała” rok później.

A może tym rzekomym awansem pułkownik Kopyszew chciał mnie tylko podejść? – E, to niemożliwe, zbyt szczerze się z tego cieszył.

– Zatem odbędzie się – jak mi wyjaśniali panowie z komendy Ośrodka – tylko tradycyjna uroczystość w Domu Oficera. Już ustaliliśmy w dowództwie; będzie nas reprezentował zastępca komendanta ds. technicznych pułkownik Jerzy W.

 

A zaczęło się od marszałka Konstantego Konstantynowicza Rokossowskiego

 

Pierwszym dowódcą PGW AR w Legnicy był marszałek Związku Radzieckiego Konstanty K. Rokossowski. Żył w latach 1896 – 1968. Był synem nauczycielki z Pińska Antoniny Owsiannikowej wywodzącej się z drobnej szlachty rosyjskiej i polskiego kolejarza Ksawerego Wojciecha, który także miał korzenie szlacheckie (herb Glaubicz); rodowodowi Rokossowskich dała początek miejscowość Rokosowo k. Kościana. Skąd zatem otcziestwo Konstantynowicz? Konstanty zmienił go w 1918 r. po wstąpieniu do Armii Czerwonej.

Zanim do tego doszło, młody Konstanty, który w swoich pierwszych własnoręcznie pisanych dokumentach podawał, że urodził się w Warszawie, uczęszczał do Szkoły Kupieckiej przy ul. Świętokrzyskiej, był pracownikiem fabryki pończoch na Woli, a  tuż przed wybuchem I wojny światowej pracował jako czeladnik w pracowni kamieniarskiej w Warszawie, u krewnych ze strony ojca.

Mając zaledwie 18 lat wstąpił jako ochotnik do armii carskiej, podejmując służbę wojskową w 5. kargopolskim pułku dragonów w Rembertowie. Dwa lata później awansował na stopień kaprala. Będąc uczestnikiem I wojny światowej, walczył na froncie, był dwukrotnie ranny, trzy razy odznaczano go za odwagę Krzyżem Świętego Jerzego.

Kolejne awanse i stanowiska przyszły szybko; młody Rokossowski wykazywał bowiem duże zdolności przywódcze i spryt wojskowy. Będąc dowódcą dywizjonu, a następnie pułku kawalerii walczył w wojnie domowej w Rosji Radzieckiej i w Mongolii. Źródła podają, że w tym czasie również był kilkakrotnie ranny.

W 1919 r. wstąpił do komunistycznej partii bolszewików, co ułatwiło mu skierowanie do Akademii Wojskowej im. Frunzego, którą ukończył razem z Żukowem. Kontynuując karierę wojskową dowodził kolejno: pułkiem, brygadą, dywizją i korpusem kawalerii. Dowódcą 7. Samarskiej Dywizji Kawalerii mianowany został w 1930 roku, a później powierzono mu 5. Korpus. W latach 1926–1928 był instruktorem armii w Mongolii.

Rokossowski – jak wielu innych wysokich dowódców wojskowych – nie uniknął stalinowskich oskarżeń, stając się w 1937 r. ofiarą czystek kadrowych. Zarzucono mu szpiegostwo na rzecz Japonii i Polski i zesłano do więzienia w Leningradzie. Tam był torturowany, połamane miał żebra. Życie uratowała mu osobista interwencja byłego przełożonego – nowego dowódcy RKKA marszałka Timoszenki, który po niepowodzeniach Armii Czerwonej w wojnie fińskiej wyjednał u Stalina zwolnienie części oficerów uwięzionych w czasie wielkiej czystki.

Po amnestionowaniu w 1940 roku i przywróceniu do służby wojskowej Konstanty Rokossowski objął dowództwo 9. Korpusu Zmechanizowanego. Potem dowodził kolejno 16 Armią (w obronie Moskwy), frontami Briańskimi, Centralnym, Dońskim (pod Stalingradem), 1. i 2. Frontem Białoruskim (od listopada 1944 r.). W ramach tych frontów podlegały mu także polskie jednostki wojskowe na czele z I Armią WP. Stał się jednym z najwybitniejszych dowódców II wojny światowej. W czerwcu 1944 r. został mianowany marszałkiem Związku Radzieckiego.

Nasi historycy zarzucają mu, że w sierpniu 1944 r., gdy wybuchło powstanie warszawskie, jako dowódca zbliżającego się od strony wschodniej do Warszawy 1. Frontu Białoruskiego, nie odpowiedział na apel o pomoc skierowany przez płk-a Antoniego Chruściela „Montera”. Nie pomógł powstańcom.

Pod koniec wojny był jednym z wyzwolicieli terenów między Bugiem i Odrą. Dowodząc 2 Frontem Białoruskim brał udział w szturmie Berlina. Jego wojska zdobyły Szczecin, docierając do Łaby.

Głównodowodzącym Północnej Grupy Wojsk AR został 29 maja 1945 roku. Prawdopodobnie wtedy to zapadła decyzja o ostatecznej lokalizacji dowództwa w Legnicy. Funkcję tę sprawował do roku 1949. W listopadzie 1949 r. Konstanty Rokossowski został wicepremierem rządu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Na polecenie Stalina 6 listopada 1949 r. narzucony Polsce przez Sowietów rząd komunistyczny podpisał porozumienie z ZSRR ustanawiające go polskim ministrem Obrony Narodowej z jednoczesnym mianowaniem do stopnia polskiego marszałka. Przylgnęło wówczas do niego miano marszałka dwóch narodów, a w LWP rozpowszechniano legendy o jego bohaterskości.

W Legnicy, w parczku przed okazałym radzieckim Domem Oficera posadowiono odlany, jakby w pośpiechu, pomnik nazywany przez legniczan głowostopą. Jest to – widziałem – popiersie marszałka, a raczej jego głowa umieszczona bezpośrednio na cokole.

Zaraz po wojnie najpiękniejsze dzielnice, w tym Tarninów, odgrodzono od polskiej części miasta wysokim murem zwieńczonym dodatkowo drutem kolczastym. Sowieci zagarnęli też strategiczne lotnisko. Obok Legnicy podobny los spotkał pobliską Świdnicę. Z przyczyn strategicznych – lotniska – zajęto również część piastowskiego Brzegu w województwie opolskim. Kilkanaście jednostek zaopatrzenia rozlokowało się w różnych rejonach Wrocławia, na ogół poza murami tego miasta.

Marszałek Rokossowski zajął dla swoich wojsk Północnej Grupy tereny, obiekty wojskowe i cywilne, i rozpoczął rozbudowę ich infrastruktury. Większość nakładów na to umocnienie narzuconej przyjaźni poniósł bezpośrednio naród. Jak do tego doszło? Otóż w grudniu 1949 r. marszałek zażądał od polskiego Sejmu uchwalenie nowych kredytów dla wojska. Mając poparcie Stalina doprowadził do nowych uregulowań budżetowych na cele militarne przekraczających w latach 1949–1954 aż 15% dochodu narodowego. W 1951 r. na jego polecenie zmieniono nawet plan 6–letni, dokonując przesunięć ogromnych kwot pieniężnych na cele wojskowe kosztem inwestycji cywilnych. Ta rozbudowa inwestycji wojskowych spowodowała włączenie naszego kraju w sowiecką infrastrukturę wojskową. To te właśnie działania spowodowały załamanie się planu 6–letniego.

W moim prywatnym archiwum znalazłem informacje, że marszałek nie miał żadnych kłopotów z wprowadzeniem swych planów. Od 1950 r. był przecież członkiem Biura Politycznego PZPR, a od 1952 r. wicepremierem polskiego rządu. Rokossowski, który sam wcześniej doświadczył represji ze strony Stalina, stał się kontynuatorem rozpoczętych pod koniec II wojny światowej represji wobec polskich przedwojennych oficerów, czystek i sowietyzacji w Ludowym Wojsku Polskim.

To on wprowadził represyjny system przymusowej pracy w kopalniach węgla, rud uranu i kamieniołomach świadczonej w miejsce służby wojskowej młodzieży z rodzin politycznych skazańców, przedwojennych urzędników i właścicieli, i pozostających za granicą poza strefą sowieckiej okupacji. Jak się szacuje liczba osób poddanych tym represjom przekroczyła 200.000, z czego ponad tysiąc bezpośrednio zostało zamordowanych, kilka tysięcy doznało kalectwa, a dziesiątki tysięcy przepłaciło to utratą zdrowia.

 

 

Z noco–dziennika: 26 lutego 1990 r. – poniedziałek (21.45)

 

Od kilku dni temperatury jak latem; do 17 stopni Celsjusza. Na skwerze przy placu musztry zakwitły w koszarach forsycje. I jeszcze jedna anomalia; po 18.00 przeszła nad Legnicą burza z piorunami. Wiał przy tym silny wiatr.

Rano podczas składania meldunku telefonicznego mój szef zaskoczył mnie.

– Jak to nic ważnego nie zaszło?! A na akademii u Rosjan kto był?

– Nasze Centrum reprezentował zastępca komendanta do spraw technicznych.

– I kwatermistrz, pułkownik Feliks M. To akurat wiem, bo byłem razem z nimi. A dlaczego nie było tam pułkownika Smalewskiego..? Rozumiem komendant jest chory, ale ty?! Nie za pochopnie dystansujecie się od współpracy z naszymi „braćmi po orużu”..? – mimo pewnej swobody, wynikającej ze starej znajomości, w jego tonie głosu był też zarzut.

– Szefie. Akurat się przeprowadziłem i zwaliła mi się na głowę rodzina.

– A twój kolega z komendy mówił, że zachorowała ci żona. To na drugi raz ustalcie sobie, jak kłamać. A przy okazji ci powiem, że… miałem ochotę cię sprawdzić; w tym nowym mieszkaniu.

– I trzeba było. Ale nic szef wcześniej nie mówił, że będzie na akademii u Rosjan – tłumaczyłem się, dając tym samym świadectwo swej niewiedzy w tym temacie. Od szefa dowiedziałem się bowiem, że dowództwo Śląskiego Okręgu Wojskowego zawsze uczestniczyło w sowieckich świętach, obchodzonych przez dowództwo PGW AR w Legnicy.

– Specjalnie nic nie mówiłem, żeby cię sprawdzić.

– No to leżycho. Podpadłem. Pies trącał to braterstwo, ale… gdybym wiedział, że szef u nich będzie, nie przeszkodziłaby mi żadna choroba.

– No myślę. A tak na serio, to mówię poważnie. Chciałem zostać i ściągnąć cię do nas, bo była taka propozycja, żeby zostać dłużej. Tylko ja nie byłem sam, a moim… współuczestnikom śpieszyło się z powrotem. Wy zaś macie jeden samochód osobowy na całą komendę i na dodatek… starego trupa.

– Nie trupa, szefie, tylko fiata 125 p! – pozwoliłem sobie zauważyć.

– No mówię, że starego trupa, który na dodatek jest zepsuty. Chyba, że twój kolega nakłamał mnie, tak jak z chorobą twojej żony.

Jan, ty mnie posłuchaj! Nie ma żadnego odboju w tych sprawach. My mamy do końca zachowywać się elegancko. Chyba, że nasze ministerstwo ustali inaczej. A na razie jesteśmy zobowiązani do przestrzegania zasad współpracy. Bez włażenia im w dupę, ale i bez olewania ich. Jasne?!

– W nowej, zmienionej rocie przysięgi tego już nie ma – próbowałem polemizować, ale… nie miałem racji.

– To ty, kuźwa, nie umiesz czytać. Nie ma konkretnie, że z Armią Radziecką, ale jest, że…

Przerwałem mu. – Jest, że będę strzegł pokoju w braterstwie z innymi sojuszniczymi armiami.

– No to o co chodzi? Głos straciłeś? Nawiasem mówiąc temu twojemu koledze i tak żaden z nas w śpiewie nie dorówna. Zapiewajło z niego pierwszej wody. On chyba przećwiczył wszystkie akademie w „Kwadracie” od samego początku.

– Jurek? Nie, on kiedyś pracował ze mną w dowództwie 10 Spł (Saski pułk łączności) w Leśnicy pod Wrocławiem. W Legnicy jest od niedawna.

– Eee, no to tam ćwiczył. Przecież dziesiąty pułk też obstawiony był jednostkami radzieckimi

 

    Po rozmowie z szefem, poszedłem do pana Jurka.– Mógł mi pan zadzwonić, że na akademii był mój szef. Nie dałbym się zaskoczyć. A tak, pan powiedział mu, że zachorowała mi żona, a ja dzisiaj podczas meldunku, że… miałem gości.

Szef mi polecił uczestniczyć we wszystkich „proszonych imprezach” z Rosjanami.

Pan Jurek był zajęty sprawami służbowymi więc na pogawędkę o szczegółach umówiliśmy się po obiedzie u niego w domu. Zabrał po drodze ze sobą kwatermistrza, który był z nim na akademii u przyjaciół. – Żeby… było raźniej – jak mi powiedział.

U Jurka wypiliśmy po małej wódeczce. Przy okazji przypomnieliśmy sobie, że z jego sympatyczną żoną Lenką byłem po imieniu. Nie pamiętaliśmy, czy my także; od mojego odejścia z okręgowego pułku łączności w Leśnicy, gdzie on był zastępcą dowódcy do spraw liniowych minęło dziesięć lat. Przeszedłem więc z Jurkiem po imieniu.

Dwie godziny później byłem w domu.

Aha, Jurek z panem Feliksem zaprosili Rosjan z rewizytą do naszego Klubu Garnizonowego na 3 marca w sobotę, co Lenka mi wyjaśniła: No wiesz, jakoś musieli się zrewanżować. Po powrocie od nich z Kwadratu ruskie piosenki śpiewali jeszcze bardzo długo, zakłócając sen sąsiadom.

 

Legnica została wyzwolona wcześniej niż Wrocław.

 

12 stycznia 1945 roku jednostki radzieckie wchodzące w skład 1 Frontu Ukraińskiego rozpoczęły natarcie znad Wisły i po rozgromieniu pierwszego rzutu i odwodów wojsk niemieckich przełamały ich pozycje obronne nad granicą z 1939 r., docierając (19/20 stycznia) na Dolny Śląsk. Po zdobyciu licznych przyczółków na lewym brzegu Odry w rejonie Wrocławia, skierowały się w rejon Ścinawy i Lubina, gdzie przegrupowane zostały główne siły Frontu, w tym dwie armie pancerne, trzy armie polowe i jeden samodzielny korpus pancerny. Zgrupowanie to, nacierając z ogólnym zadaniem uderzenia na Berlin, lewym skrzydłem zamknąć miało pierścień okrążenia wokół Wrocławia.

Radzieckiemu natarciu w rejonie Legnicy próbowały się przeciwstawić siły niemieckiego 57. Korpusu Pancernego dowodzonego przez generała Kirchnera. W jego składzie znajdowała się m. in. 103. Brygada Pancerna sformułowana z jednostek stacjonujących w Legnicy. Miasta próbowały też bronić siły batalionu Volkssturmu i część 408. Zapasowej Dywizji Piechoty z Wrocławia.

8 lutego, po przełamaniu pozycji obronnych 57. Korpusu i wprowadzeniu w jego wyłom radzieckich jednostek pancernych, 9. Korpus Zmechanizowany Gwardii generała Suchowa obszedł Legnicę od północy i od zachodu uderzył na miasto. W tym samym czasie od strony Malczyc uderzył 22. Korpus 6. Armii generała Zacharowa, który zdobył wcześniej Prochowice. W godzinach południowych do walk włączyła się atakująca od wschodu 214. Dywizja Piechoty 52. Armii generała Żukowa. Wobec groźby całkowitego okrążenia Niemcy zaczęli pośpiesznie wycofywać się. Późnym wieczorem Legnica została prawie całkowicie opanowana przez oddziały radzieckie. Jedynie w kilku miejscach, głównie na Zamku Piaskowskim, odcięte grupy Niemców stawiały opór trwający do świtu 10 lutego.

Brak większego oporu ze strony Niemców pozwolił wyjść miastu z walk bez większych zniszczeń. Zwycięzcy jednak potratowali je jako swoisty łup na wrogu; w centrum przez kilka tygodni wzniecano pochodnie pożarów. Spłonęło wiele zabytkowych kamienic i domów.

Aż do połowy marca miasto było wyludnione. Z wyjątkiem Wojskowej Komendy Miasta, rekonwalescentów ze szpitala wojskowego i stale zwiększającej się grupy Niemców powracających do swych domów po przejściu frontu, nie było tu innych ludzi. Pierwsi polscy osadnicy, jak opowiadał mi pan pułkownik Henryk Kupczak, prezes legnickiego związku kombatantów, przybyli z Kielecczyzny. Ich zadaniem było stworzenie struktur polskiej władzy i przygotowanie miasta na przybycie następnych grup osadników.

W ciągu kilku miesięcy Legnica stała siedzibą władz wojewódzkich i największym skupiskiem Polaków na całym Dolnym Śląsku. Pełnomocnik rządu polskiego Stanisław Piaskowski rozpoczął urzędowanie w nowym, okazałym gmachu przy Bitschenstrasse, którego budowę – z przeznaczeniem na siedzibę dowództwa jednostek Wermachtu – zakończono na początku 1941 roku. Ulica ta po wojnie przez wiele lat nosiła nazwę 22 lipca, a obecnie jej patronem jest Władysław Grabski.

10 czerwca 1945 r., decyzją Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej, II Front Białoruski dowodzony przez marszałka Rokossowskiego przekształcony został w Północną Grupę Wojsk, której oddziały stacjonować miały w Polsce. Umieszczenie dowództwa PGW Armii Czerwonej w Legnicy nie było przypadkowe. Ze strategicznego i wojskowego punktu widzenia miasta nadawało się do tego idealnie.  Legnica od północy i od zachodu stanowiła niejako bramę wiodącą na Śląsk i była węzłem krzyżujących się szlaków komunikacyjnych, co powodowało, że miasto od kilku wieków było siedzibą garnizonów wojskowych.

Już po wojnach śląskich Fryderyk II skierował do Legnicy jeden z pruskich pułków piechoty. Przed wybuchem I wojny światowej stacjonowało tu pięć różnych jednostek wojskowych piechoty, artylerii i saperów 11. Dywizji cesarskiej armii niemieckiej.

Po przegranej wojnie przez Niemcy, nastąpił wyraźny regres. Siły Reichswery ograniczono do 100 tysięcy żołnierzy, a w Legnicy pozostał jedynie batalion szkolny 8. pułku 3. Dywizji Piechoty (poczdamskiej) zajmujący koszary przy obecnej ulicy Hutników. Dopiero szybko postępująca rozbudowa siły militarnej III Rzeszy po dojściu do władzy Hitlera, spowodowała ponowny rozwój garnizonu niemieckiego w mieście.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko