Andrzej Walter – Z kolekcji cieni

0
84

Andrzej Walter

 

Z kolekcji cieni

czyli epitafium dla Cioci

 

 

   Na małym skrawku papieru, w czterech wersach, kilkanaście słów. Poniżej podpis – Kraków, 1980, Ciocia:

 

Pamiętajcie, że w świecie

który zewsząd nam zagraża

liczy się tylko miłość.

Moim bardzo kochanym.

 

Ciocia

 

maly-czlowiek    Słowa te napisała do gromadki: dzieci, wnuków i prawnuków swojego brata Tadeusza – Zofia Rydet – nazwana dziś pięknie Pierwszą Damą Polskiej Fotografii. A Jej Historia zaczyna się przed obydwiema wojnami w Stanisławowie, aby przez różne miejsca, dzieje i koleje losu, a przede wszystkim poprzez sztukę, dotrzeć i zakończyć się w moich Gliwicach. To historia poszukiwania poezji w fotografii oraz ciągłej batalii o człowieka, właściwie w każdym realizowanym projekcie artystycznym. To historia kobiety wielkiego serca, kobiety zakochanej bez pamięci w świecie i kobiety, która przekroczyła granice kondensacji emocji w swej twórczości, na zawsze pozostając jednak daleko od wszelakich: uproszczeń, stylizacji i wszechogarniającego dziś publicznie kiczu.

 

   To, co stworzyła Zofia Rydet w swojej fotografii można oglądać do znudzenia, można konsumować stale, można to – rozważać i się w to wpatrywać i cieszyć spojrzenie doskonałością kadrów, delektować się niepowtarzalnością chwil, konwencją ujęć i momentów, których głównym reżyserem było życie oraz nieopisywalna wręcz głębia wrażliwości artystki.

 

   Za punkt honoru uznałem wejście w posiadanie, do swej, niemałej już kolekcji albumów mistrzów fotografii, jednej z ostatnich pozycji edytorskich Pani Zofii – książki niepowtarzalnej, wyjątkowej i wspaniałej, jaką niewątpliwie jest wznowienie w niezmienionej formie i wydanej w roku 2012 dzięki Fundacji Archeologii Fotografii albumu „Mały człowiek” (pierwotnie opublikowanego w roku 1965 przez warszawskie Wydawnictwo Arkady).

 

   „Mały człowiek” to zaledwie wycinek z twórczości Zofii Rydet, ale jak bardzo wyjątkowy. Portrety dzieci, które mówią o dziecku niemal wszystko, a jednocześnie inspirują do odkrywania wciąż na nowo świata dziecka, przy jednoczesnym wzniecaniu przestrzeni dziecka w nas, podziwiających lata wykonywania fotografii dzieci w przeróżnych sytuacjach, emocjach i stanach. Już sam podział fotografii wiele mówi o książce. „Małe kobietki”; „Między nami mężczyznami”; „Zapowiedź jutra”; „Radość istnienia”; „Dramaty”; „Świat jest ciekawy”; „A jednak samotni”; „W poczuciu bezpieczeństwa”; „Medytacje”; „Obserwujemy was”; „Dziewczęce miny”; „Myślimy i pracujemy”; „Pierwsza przyjaźń”; „Winowajcy”; „Moja galeria”. I w fotografiach tych to wszystko jest, co już samo przez się mówi, że przedstawiony świat obrazu daleko wykracza poza warstwy li tylko fotografii artystycznej. To ciekawa analiza, nietuzinkowe wnikanie w fascynujący świat dziecka, ale i świat, który nigdy się nie kończy i trwa w nas, aż do śmierci, gdyż warstwa dziecka w nas nadaje tożsamość naszym dorosłym decyzjom, ukierunkowuje nasz los, nasze „wszystko”, nasze małe wojny, nasze dążenia, determinacje i oczekiwania, a najbardziej wszelkie nasze wybory, których dokonujemy przecież bez liku, aż do samego końca. Zatem można „Małego człowieka” Zofii Rydet oglądać, kończyć oglądanie i oglądać to samo powtórnie, odkładać na półkę i po kilku dniach znów otwierać tę książkę i znów oglądać – wnikać, podziwiać, radować się formą, sytuacją, motywem, symbolem i przesłaniem. „Mały człowiek” jest w zasadzie dziełem kompletnym i skończonym.

 

   Fotografik patrząc na te zdjęcia właściwie zastanawia się czy może jeszcze wykonać jakąś fotografię portretową dziecka będącą niebanalną i jakoś odkrywczą po tym, co wykonała Pani Zofia. Ale jest też i inna myśl, inny stan – to stan napięcia, twórczej inspiracji, wzorca. Stan pójścia śladami, stan eksperymentu, wyzwania – nowej chwili, nowego światła, nowego kadru i nowej „chemii” – stan podekscytowania obrazami, które wbiły się w świadomość i prowokują do chwycenia za aparat, do kolejnych poszukiwań – do odnajdywania: nowej mimiki, innego spojrzenia, jakiejś nowej niepowtarzalności. Tak – w taki sposób – działają na nas tylko wielcy mistrzowie i potrafią wzniecić kołowrót wciąż ponawiającej się Sztuki, wciąż powtarzającej się chwili zatrzymywania w kadrze nowego, zastanego świata. To fascynujące.

 

   Popatrzcie sami. Tak, właśnie – nie inaczej, popatrzcie sami. Gdyż książka „Mały człowiek” jest już praktycznie nie do zdobycia. Jednak dzięki Bogu twórczość Pani Zofii trafiła w ogromnej ilości (i jakości!) do sieci. Stało się tak dzięki wielu dobrym ludziom, którzy do serca wzięli sobie lęk Pani Zofii przed zapomnieniem. To lęk towarzyszący każdemu artyście. I nie był obcy Pierwszej Damie Polskiej Fotografii. Ujęła to tak:

 

„(…) Cały szereg osób uważa, że fotografia nie jest ważna. Wobec tego, jak ktoś umiera z fotografików to (…) się wszystko po nich wyrzuca. Zostawia się 4-5 zdjęć, bo się myśli, że to się da na wystawy. A resztę wszystko: filmy, wszystko idzie na śmieci. Dlatego ja bardzo jestem przewrażliwiona. Bardzo bym chciała kogoś uczulić ze swoich, wciąż im mówię: (…) pamiętajcie, że jak ja umrę, to będzie miało wartość. (…) Nie wyrzucajcie tego wszystkiego.”

 

   Nie wyrzuciliśmy, Pani Zofio. Możemy To znaleźć dziś na wielu stronach, ale te najważniejsze – fantastycznie wykonane, wręcz wirtualne muzea to:

 

http://fundacjarydet.pl/

 

http://www.zofiarydet.com/pl

 

http://culture.pl/pl/tworca/zofia-rydet

 

   Wystarczy wpisać w jakąkolwiek wyszukiwarkę hasło – Zofia Rydet i można delektować się tą wyjątkową twórczością. To nie będzie czas zmarnowany. Chcecie nauczyć się, poznać (i zrozumieć) – czym jest fotografia jako sztuka, jako droga życia, jako inspiracja do przeżywania świata? Zacznijcie od Zofii Rydet. Fotografie te, bowiem, nikogo nie pozostawią obojętnym. Nie pozwolą wręcz, ludziom wrażliwym na obraz, a jest dziś takich ludzi bardzo wielu, zamknąć książki, wyłączyć komputera i nie pamiętać tych ujęć, obrazów, opowiedzianych jednym kadrem i tchem historii, nie pozwolą zapomnieć o nich, czy też nie szukać wyjaśnień, wytłumaczeń i kontekstów. Dzięki Fundacji, dzięki takim projektom, muzeom, patronatom i wszelakim wrażliwcom możemy oto nadal delektować się w ogromnym stopniu tym, co sfotografowała Pani Zofia.

 

   Jednym z inspiratorów stylu takich działań był inny gliwicki fotografik, którego ośmielę się nazwać moim „artystycznym przyjacielem”, mentorem i mistrzem – Pan Jerzy Lewczyński (1924-2014) – polski artysta fotografik, członek nieistniejącego już Gliwickiego Towarzystwa Fotograficznego. Pan Jerzy był inspiratorem terminu Archeologia Fotografii, a ja czułem się zaszczycony tymi wyjątkowymi chwilami: kiedy wręczał mi moją pierwszą nagrodę w 1999 roku, a potem, kiedy raczył swoją obecnością na moich gliwickich wernisażach i wystawach. Otrzymałem od niego kilka ważnych albumów, a jego słowa pamiętam do dziś. Chodzą za mną i tkwią w głowie, a zapewne pozostaną tam już do końca, jako pewna życiowa dewiza (?), prawda, a może właściwość …

 

pamiętaj Andrzej – sztuka, to krew, pot i łzy, ale warto … naprawdę warto, przez To … przejść…

 

   Odeszła od nas Pani Zofia. Rok temu odszedł i Pan Jerzy. Szkoda, że nie mogą zobaczyć – jak bardzo było warto. (prze To … przejść)

 

   Pan Jerzy znalazł na nowojorskim śmietniku klisze. Rozpoczął poszukiwania informacji o osobach uwiecznionych na tych zdjęciach. Tak rozpoczęła się „archeologia fotografii” … Tak rozpoczęły się: przygoda, sztuka, realizacja idei wielkiego humanizmu, jedynej odpowiedzi na ten pokręcony świat. Te zdjęcia znalazły się na niejednej wystawie, a sam Pan Jerzy określił to tak:

 

Archeologia fotografii działania, których celem jest odkrywanie, badanie i komentowanie zdarzeń, faktów, sytuacji dziejących się dawniej w tzw. przeszłości fotograficznej. Dzięki fotografii, ciągłość wizualnego kontaktu z przeszłością stwarza możliwości poszerzenia oddziaływania dawnych warstw kulturo-twórczych na dzisiejsze. (…) Jest też celem archeologii fotografii poszukiwanie świadków dawnych wydarzeń! Takim świadkiem w fotografii jest światło (…), które wyrzeźbiło w negatywie dawną powszechną obecność!

 

   W przeciwieństwie do postmodernistów chętnie posługujących się cytatami z prac innych artystów Lewczyński eksponował nie tylko bohaterów zdjęć, ale także ich autorów. W wyniku prowadzonych poszukiwań udało mu się odtworzyć około 400 prac Feliksa Łukowskiego, chłopa dokumentującego Zamojszczyznę w latach 1940-49, a także prześledzić dorobek Wilhelma von Blandowskiego, dziewiętnastowiecznego pioniera fotografii. Dzięki niemu uratował się także dorobek Krzysztofa Vorbrodta. Poprzez badania nad fotografią zapomnianą Lewczyński próbował stworzyć komentarz do otaczającej go rzeczywistości. Ta historia też „zakończyła” się w Gliwicach. Pan Jerzy odszedł od nas 2 lipca 2014. Odszedł, ale dzieło jego życia, tak jak i dzieło życia Pani Zofii – nie poszło na marne.

 

   Pamiętajcie, że w świecie, który zewsząd nam zagraża liczy się tylko miłość.

 

I to przesłanie niech ustanowi podstawę puenty opowieści o Pierwszej Damie Polskiej Fotografii oraz kilku innych dygresji. Teraz zanurzmy się w zdjęcia, wejdźmy w ten niecodzienny świat formy, symbolu, wyciszenia i, było nie było, poezji w fotografii …  Można odnaleźć tam chwilę zatrzymaną … możemy odnaleźć tam okruch wieczności uchwycony w kadrze i jakby wycięty z tego świata. Na koniec pozostawię was jednak ze słowami Pani Zofii, które jakoś tak głęboko wnikają w pamiętne słowa Jezusa Chrystusa zapisane w Ewangelii Św. Marka – zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego

I Pani Zofia tak oto pisze …

 

„Poetą jest człowiek, który bardzo się weseli i bardzo się martwi, łatwo się gniewa i mocno kocha – który silnie czuje, wzrusza się i współczuje. I takie są dzieci”

 

„A filozofem jest człowiek, który bardzo się zastanawia i chce koniecznie widzieć, jak wszystko jest naprawdę. I znów, takie są dzieci”

 

„(…) dzieci są poetami i filozofami”

 

Kim zatem jesteśmy my? My, którzy to wszystko tak gmatwamy i komplikujemy …

Pamiętajcie, że w świecie, który zewsząd nam zagraża liczy się tylko miłość…

 

Andrzej Walter

 

Wielkanoc 2015

 

 

 

 

Zofia Rydet, „Mały człowiek”. Reedycja: Fundacja Archeologii Fotografii, Warszawa 2012, nakład 1200 egz., stro.170. ISBN 978-83-936045-1-7


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko