Andrzej Wołosewicz
Jak spokojne i bezpieczne przetrwać przedświąteczną krzątaninę
Jest taki czas, kiedy kobiety niezależnie od swoich cech i predyspozycji indywidualnych stają się Homo-Przygotowaczus. Jest to gatunek występujący w okolicy Świąt, bardzo niebezpieczny dla siebie i otoczenia. Niebezpieczeństwo wzrasta ze wzgledu na zadziwiające współwystępowanie (koicydencja czasoprzestrzenna) męskiego gatunku Homo-Nieuczestniczus. Ewolucja okazała się tu wyjątkowo perfidna gdyż na ogół powstające gatunki nastawione są na przetrwanie, a te dwa wyraźnie odwrotnie: ich celem zdaje się być doprowadzenie do rychłej zagłady według najlepszych wzorców rozpowszechnionych swego czasu przez Greka Zorbę. Chodzi o to, by się narobić, narobić i jeszcze raz narobić przed samymi Świętami. Najlepiej do takiego stopnia, aby były one długo wyczekiwanym okresem bohaterskiej rekonwalescencji, lizania ran pokolejkowych i pokuchennych. Tylko solidne i do utraty tchu urobienie sie na amen daje Homo-Przygotowaczus prawdziwą satysfakcję zasłużonego odpoczynku. Ten styl spędzania kilkunastu dni przedświątecznych, świątecznych i poświątecznych wymaga pewnej analizy, jeśli Homo-Nieuczestniczus, do którego należę chce przetrwać gorący okres przygotowywania wszystkiego w ilościach, których i tak się nie zje, co bywa zresztą powodem dodatkowego stresu pod hasłem: no tak, człowiek się narobi, nie dosyć, że nie pomagają, to i jeść jeszcze nie chcą.
Jest kilka sposobów na – częściowe przynajmniej – załagodzenie miedzygatunkowego konfliktu.
Sposób pierwszy nazywa się: “na perfekcję”. Polega on na znalezieniu niszy ekologicznej, która umożliwi w miarę bezpieczne przetrwanie. Taką niszę stwarza sprzątanie. należy zaopatrzyć się w dyżurną ścierkę i inne akcesoria po czym z zapałe godnym lepszej sprawy sprzątać hiperdokładnie (co w wypadku Homo-Nieuczestniczusa najczęściej oznacza nieskończenie długo), perfekcyjnie. Szczególnie wskazane są miejsca, trudno dostępne, do których nikt nie zagląda i raczej przez najbliższy rok nie zajrzy. Unika się w ten sposób ewentualności sprawdzenia tego, jak nam poszło. Można też trzepać dywany, dywaniki, wycieraczki w tak zwaną nieskończoność pamiętając o nieśmiertelnej dewizie, że oceniany jest wysiłek a nie jego efekty.
Drugim sposobem jest tzw. sposób “na zakupy”. Sprowadza się on do deklaracji daleko idącej pomocy zakupowej a następnie na wybieraniu najdłuższych kolejek, najodleglejszych sklepów itp. Znam fachowców, którzy potrafią i trzy dni polować na tego najlepszego karpia. Dobrym wybiegiem jest wyprawa do supermarketu, która i bez okresu światecznego zajmuje porządnej Homo-Przygotowaczus kilka godzin i sprawia jej pewną satysfakcję a także pozwala wzbudzić uczucie litości dla poświęcającego się – dla towarzystwa i dźwigania, bo w decyzje i wybory lepiej się nie mieszać, chyba, że chwaląc te dokonane przez Homo-Przygotowaczusa. Można w tym znależć niejakie zadowolenie.
Trzecim sposobem, który polecam zupełnym desperatom jest wzięcie na siebie wszystkich przedświątecznych obowiązków pod hasłem “kochanie, w tym roku wszystko przygotowuję ja”. Po pierwszym szoku perspektywa pozbawienia Homo-Przygotowaczusa jej egzystencjalnej racji bytu oraz niewątpliwa groza sytuacji ,w której kobieta oczami wyobraźni widzi Święta w całości przygotowane rękami Homo-Nieuczestniczusa spowoduje ,że w majestacie uratowania Świąt zostaniemy przesunieci do mniej odpowiedzialnych zadań.
I jeszcze jedno, bodaj czy nie najważniejsze: niezależnie od wybranego wariantu przetrwania należy pamiętać o dogadaniu się z Mikołajem ponieważ nasze kochane matki, żony i córki warte są każdych prezentów i wcale nie z okazji Świąt, tylko dlatego, że są.