Z lotu Marka Jastrzębia – Osobiste spojrzenie na Grę w klasy Julio Cortazara

0
330

Z lotu Marka Jastrzębia


Osobiste spojrzenie na Grę w klasy Julio Cortazara


Tadeusz Brzozowski(…) jeden z tych pseudodialogów, w którym mówiącemu jest zupełnie obojętne, czy partner odpowiada, czy nie, byleby tylko był naprzeciw niego, byle coś było naprzeciw niego, cokolwiek, jakaś twarz, jakieś nogi wystające z lodu Julio Cortazar, GRA W KLASY, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1974 str 325).

Próżnością jest myśleć, że rozumiemy działanie czasu; grzebie on swoich zmarłych i chowa klucze. Jedynie w snach, w poezji, w zabawie – zapalić świecę i przenieść przez korytarz – z rzadka pochylamy się nad tym, czym byliśmy ongi, zanim staliśmy się tym, czym ewentualnie teraz jesteśmy.

GRA W KLASY – str 463 – Wydawnictwo Literackie 1974)

Mawia się o jego bohaterach: niepoprawni idealiści, zdecydowani naiwniacy, zawzięci marzyciele. Idealiści, ponieważ chcą zmieniać świat, nie znając jego celu i sensu. Marzyciele, gdyż wstępują w życie grubo po trzecim dzwonku, a odchodzą z niego w połowie przedstawienia. Nie wiedząc, czy byli na komedii, czy brali udział w dramacie. Nie wiedząc, a jednak zachowując się, jakby znali całość spektaklu.

Julio Cortazar, więzień przykuty do snów, skazaniec na właściwe słowa, prozatorski wirtuoz, poeta, eseista, teoretyk i praktyk nowej formy pisania, awangardzista, eksperymentator w notacji dzieła i gladiator myśli, odrealniony sztukmistrz trudniący się odśnieżaniem piasku na wodzie, to literat hermetyczny dla jednych, a dla innych – kulturalny dywersant pomawiany o uprawianie językowych czarów, o stosowanie fabularnych egzorcyzmów i pokątne konszachty z diabłem, miał samoswoje, a jak się potwierdza – prorocze spojrzenie na rolę czytelnika.

W swoich utworach prezentował pogląd, że powinien on być aktywnym partnerem autora. Uczestnikiem wędrówek szlakami wyobraźni. Razem z pisarzem współtworzyć utwór. Dlatego w Grze w klasy zaproponował odbiorcy swobodny wybór kolejności czytania jego poszczególnych fragmentów. Książkę można więc czytać w sposób tradycyjny, od początku do końca, albo według własnego uznania. Lub – zgodnie z kolejnością rozdziałów zaleconą przez autora. Lub – losowo. Tak skonstruowana powieść odkrywa przed adresatem kolejne poziomy jej interpretacji i za każdym razem budzi nowe refleksje.

Barwny, muzyczny, oryginalny i mało książkowy styl, jest nie do naśladowania; łamie poprawnościowe konwencje. Wcześniej niespotykany, odróżnialny na tle jakichkolwiek twórców, w zgrzebnych czasach lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, był z tych powodów tak u nas popularny.

Sztuka nie jest dla niego kopią rzeczywistości. Ma pobudzać myśl odbiorcy, a nie zasklepiać się w ograniczeniach do ilustrowania otaczającego świata. Ma go przetwarzać, a nie odtwarzać. Do odtwarzania wystarczy magnetofon, zdjęcie powierzchni zdarzenia. Fabularne confetti. Do przetwarzania konieczna jest pamięć równoległa, rentgenowskie zdjęcie wirujących uczuć.

W jego utworach nie ma ludzi bez nawyku tłumaczenia się ze swojej egzystencji; każdy przed każdym udaje innego, niż jest. Każdy chce być niepowtarzalny, sam jak palec zanurzony w rzekach wzajemnego niezrozumienia; w cortazarowskim świecie wszyscy walczą ze sobą o zachowanie własnej tożsamości, tożsamości niejednokrotnie utraconej. Streszcza się w nich nierozwiązywalny dylemat: zdzieranie oficjalnych grymasów. Rozdrapywanie niezagojonych ran. Podążanie tropem swoich przeżyć.

Ale choć swoje przeżycia są dla jednych bohaterów oczywistościami, drugim – obserwatorom z zewnątrz – wydają się podejrzane, wątpliwe, nieautentyczne. Stąd u Cortazara toczą się nieustanne boje na słowa. Pojedynki antagonistów. Starcia przypominające mechaniczne, akademickie dyskusje o niczym. Jałowe i nieudolne spory pseudointelektualistów próbujących określić się w rzeczywistości, zinterpretować otaczający świat i znaleźć w nim swoje miejsce.

A ponieważ wszyscy są reprezentantami własnych światów, nie ma między nimi całkowitego porozumienia. Jest zaledwie fragmentaryczne, poszatkowane na wycinki i wyrywkowe segmenty – zdarzenie opowiedziane aluzyjnie; nie w pełni i nie wprost.

Tak jest w Jego najlepszej powieści, zdumiewającej śmiałością rozwiązań w warstwie językowej i konstrukcji GRZE W KLASY: np. Horacio Oliveira, np. Traveler, np. Maga, np. Talita – krążąc wokół siebie, spotykają się w rzeczywistości innej niż ta, która jest ich udziałem. Są razem, ale są w nieprzerwanym konflikcie. Żyją wspólnie, ale na dwóch biegunach: tylko w głowie Horatia. W niej tolerują swoją obecność, ale choć są do siebie podobne, nie potrafią się zaakceptować. A że podobieństwo nie wyklucza różnic, Maga i Horacio, para z Francji lub Horatio i Traveler, przyjaciele z Argentyny, postaci te trwają wobec siebie w nieustannym klinczu. Na pograniczu rozstania.

Powieść składa się z trzech części: Z tamtej strony przedstawia epizody paryskich losów bohatera, czterdziestoletniego Horacia Oliveira prowadzącego swobodne, pozbawione dyscypliny życie w środowisku bohemy; Z tej strony mówi, o jego przygodach po powrocie do Argentyny. Z różnych stron jest zbiorem tekstów, które wedle autora można w lekturze pominąć, ale czytając je w kolejności określonej w specjalnym kluczu, podanym na początku powieści, uzyskuje się dodatkowe informacje o wydarzeniach.

Niezwykła struktura powieści, szaleństwo konstrukcji, wzmagają się w miarę lektury jak psychiczne rozchwianie głównego bohatera. Horatio, nie ufając żadnym teoriom czy prawdom, grzęźnie w irracjonalnych spazmach, pozbawiony woli działania i władzy samodzielnego sądzenia. Nie zgadza się na rzeczywistość widzialną: Niemożliwe — powiada Horatio — żeby to było naprawdę, żebym ja był kimś, kto się nazywa Horatio.

Podważając oczywistość rzeczywistości, szuka jej głębszego sensu. Dochodzi do granicy obłędu. Ale wierzy, że jest coś więcej niż widać, że istnieje jakiś inny świat, odbity, może lustro, może sobowtór.

Mieszkający w Paryżu Horacio, samotnik na własne życzenie, obcy wszędzie, przebywa na stałe w sali pełnej krzywych luster. Zabłąkany wśród metafizycznych rzek i pustych miejsc, kibic prawdziwego życia, dezerter z własnej Ojczyzny (Sfrancuziały Argentyńczyk, jak mówi o nim jeden z bohaterów powieści), przewrażliwiony poszukiwacz uzasadnień dla swoich filozoficznych rewolt, jeden z wielu cudzoziemców we własnym kraju, porusza się po Paryżu, jak po marzeniach o Buenos Aires. Horatio Oliveira, o którym drugi z bohaterów powieści mówi: […] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat, przybysz z kraju yerby i mate, znajduje w Paryżu drugą połowę poszukującego siebie, Luisę – Magę, wróżkę, niedostępną i niepoznawalną, uosobienie miłości: kobietę idącą w zamyśleniu przez bezmyślny świat. Spotyka Magę, wizjonerkę światów ukazujących się jej pomiędzy tym, co dostrzegalne, a tym, co skąpane w rojeniach i niebieskich obłokach, kobietę, która nie tyle idzie przez świat, co w nim tańczy; jak welon utkany z powietrza.

Pisarz odsłania przed czytelnikiem kolejne warstwy tej samej fizjonomii bohatera. Prowadzi z nim nieustanną grę, demaskatorską zabawę w zdzieranie kolejnych masek. Przed okiem odbiorcy przetacza się więc korowód mięśniowych kompozycji twarzy. Przyrośnięte na stałe, przymocowane do świadomości potęgą jego pióra, zapadają w pamięć adresatów.

Nie pisze utworów nieważnych; zadaje trudne pytania. Na przykład: czy brak rytuału nie jest też rytuałem? Od kiedy falsyfikaty są wiarygodniejsze od prototypów? Bohaterzy tej niecodziennej prozy, uganiając się za poszukiwaniem komentarzy do swojej wegetacji, są w naszym poharatanym świecie wiecznymi gimnazjalistami dojrzewania.

Zawsze i od nowa są zaskakiwani własną niewiedzą. Stale i ciągle tak samo błądzą jak ćmy w stronę ognia, non stop i uparcie zadając pytania o to, dokąd i dlaczego toczy się ich życie, a także, jakie będzie jego ostateczne przesłanie. Zawsze i od nowa znajdują się w trakcie realizacji nieznanego scenariusza tworzonego przez nieznanego reżysera i nieprzewidywalnych aktorów.

Choć wydaje się im, że pełnią w życiu ważną rolę, w rzeczywistości są tylko statystami, znakami czasu i jego symbolami, odgrywają w nim epizody i są do zastąpienia: jak zużyty detal.

Suplement:

Zofia Chądzyńska, kongenialna tłumaczka jego utworów, powiedziała, że cortazarowski język pisania jest dożylny. Rzeczywiście, proza ta zawiera w sobie coś z iniekcji słowem: szybkie przenikanie do wewnątrz literackiego krwioobiegu, skuteczną kurację i radykalne zmienianie czytelniczej duszy. A w przedmowie do jednej z książek Cotazara Pani Zofia pisała: cytowało się go, mówiło nim, ludzie pisali do siebie listy przepisując niektóre partie Gry w klasy, powstawały specjalne kluby jego wyznawców.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko