L’ALTRO
Cosa siamo senza l’incontro con l’altro?
L’altro, cane scalzo nell’androne
Pioggia che cade insieme a te
Mano sulla spalla tra gli strapiombi del sentiero.
Tra le grate rugose delle forre
Scruta l’occhio della notte
Apri il cuore che ce l’hai
Trovati nel deserto
Ritrovati che il Signore della sera
Fa sbocciare ancora fiori tardivi
Nell’enigma universale dell’amore
Che ama senza disarmanti aspettative.
TEN INNY
Czym jesteśmy bez spotkania z tym innym?
Inny, bosy pies na korytarzu
Deszcz, który pada razem z tobą
Ręka na ramieniu między stromiznami ścieżki.
Spośród pomarszczonych ścian wąwozów
Spogląda oko nocy
Otwórz serce, bo je masz
Odszukaj się na pustyni
Znajdź siebie gdyż Bóg wieczorem
Sprawia, że kwitną spóźnione kwiaty
W uniwersalnej tajemnicy miłości
Kochającej bez rozbrajających oczekiwań.
LA JACARANDA BACIA IL MARE
Sì c’era la jacaranda sul viale
la bouganville della mamma
così sfacciata, ridente, onnipresente.
E c’eravamo noi, fermi sulla terrazza
Masticavano i bimbi
E il riso alla marinara lo annusavo e basta.
Era quello il primo sussurro del mare
Io così piccola da fermare il vento
Il tempo
Torna la macina, ritorna
Sposta le ombre: quel che c’era
C’è.
DRZEWO JAKARANDY CAŁUJE MORZE
W alejce rosła jakaranda
bugenwilla matki
tak bezczelna, uśmiechnięta, wszechobecna.
Byliśmy tam także my, staliśmy na tarasie
Dzieci przeżuwały
A ja tylko wąchałam ryż alla marinara*
To był pierwszy szept morza
Byłam zbyt mała, by powstrzymać wiatr
Czas
Kamień młyński wraca, powraca
Przesuwa cienie: to co było
Jest.
* Potrawa z ryżu i owoców morza
QUASI ESTATE
E aspettavo l’estate
Coi vestiti lindi da tirare fuori
E stirare per bene…
Come quest’oggi, ho ripreso la via del sale
Delle frane, dei rovi, dei pruni
Un bel vestito bianco
Per pulirmi le mani bambine
Il vento del Magreb addosso.
Stavo lì
Godendo del sapore azzardato delle more
Una sete da naufrago
Sambuco, ghianda, carruba.
Aggrappata ai roveti stavo
Note da stonare nella gola
Sulla lingua viola
Note dedicate a te, amore mio
Che vai e torni come l’estate.
PRAWIE LATO
A ja czekałam na lato
Z czystymi ubraniami do wyjęcia
I wyprasowania…
Podobnie jak dzisiaj, wybrałam drogę solną
Osuwiska, jeżyny, ciernie
Ładną białą sukienkę
Aby oczyścić me małe rączki
Wieje wiatr z Maghrebu.
Byłam tam
Ciesząc się wyraźnym smakiem jeżyn
Spragniona jak rozbitek
Czarny bez, żołądź, chleb świętojański.
Trzymałam się krzaków
Dźwięki rozbrzmiewały w gardle
Na fioletowym języku
Nuty dedykowane Tobie, kochanie
Przychodzisz i odchodzisz jak lato.
ORA SESTA A GRAVINA IN PUGLIA
Nell’ora più torrida
Nella canicola opalescente
Dove solo i gheppi fruiscono
Aria da mangiare
Ho incontrato un giovine uomo
Assorto, dentro la sua musica
Di nero abbigliato come la sua ombra.
Siamo umana gente, se ci ripariamo assieme
La roccia calcarea mi rinfranca
Più fresca: a un metro da te.
GODZINA SZÓSTA W GRAVINIE W APULII
W najgorętszej godzinie
W opalizującej fali upałów
Gdzie tylko pustułki cieszą się
Powietrzem zamiast jedzeniem
Poznałam młodego człowieka
Pochłoniętego swoją muzyką
Odzianego na czarno jak jego cień.
Jesteśmy ludźmi, schronimy się razem
Wapienna skała mnie uspokaja
Ochładza: jeden metr od ciebie.
METTITI DI FRONTE
Scava in fondo alla grotta
Alla fine di tutte le macerie
Di tutte le masserizie
Ci sei
Magari ti riconosci
Non c’è belletto, né rossetto
Non c’è altro nitore per una cera inventata e scaltra
Che ti confonda con un altro te.
Guardati: sei nel tuo pozzo
La maschera che ti faceva luce è colata via
Scivola dalle gote
Dalle braccia arricciate, pendenti.
Sei tu quello che si specchia nella pozza torva della caverna.
Ti vedi? Non celare quell’ombra, non c’è.
Sei un brano rimasto vivo, denso di respiro.
Ammirati: non ingannare questa nudità: ti fa vivo!
STAŃ Z PRZODU
Kop w głębi jaskini
Pod wszystkimi gruzami
Wszystkimi sprzętami
Jesteś ty
Może rozpoznajesz siebie
Bez różu, bez szminki
Nie ma szczerości w wymyślonym i sztucznym wosku
Co myli cię z inną tobą.
Spójrz na siebie: jesteś w swojej studni
Maska, która cię rozświetlała, odpadła
Spływa z policzków
Ze skurczonych, zwisających ramion.
Twe odbicie widnieje w ponurej kałuży jaskini.
Czy widzisz siebie? Nie ukrywaj tego cienia, tu go nie ma.
Jesteś dziełem, które pozostało żywe, pełne tchnienia.
Podziwiaj siebie: nie oszukuj nagości: sprawia, że żyjesz!
Anna Vercesi urodziła się w Mediolanie, ale pochodzi z dawnego rodu z Oltrepò Pavese (Montù Beccaria). Od dzieciństwa kultywuje pasję do pisania, delektując się smakiem pięknych słów, tak jak ją nauczono. Uczy w szkole podstawowej i zawsze stara się przekazać swoim uczniom wartość poezji. Dla niej poezja to wychowanie do wolności, do radości, to wzruszenie, bicie serca, to nie aklamacja czy narcyzm. Poezja to dźwięk, który „porusza rzęsami”. Do tej pory opublikowała następujące zbiory wierszy: „Może to nie ja” (produkcja własna), „Trasparendo” (Gilgamesh Edizioni), „Mi taspet chi” (Gilgamesh Edizioni), „Elliptica/Mente” (La Primula Edizioni), „Cà del vent / Dom wiatru” (Genesi Edizioni) i „Calendiluna” (wydania Happy Life).
Brała udział w różnych konkursach poetyckich uzyskując dobre wyniki, zajmując między innymi trzecie miejsce na konkursie „L’Oro di Zavattarello 2019”, zorganizowanym w obronie naszych pszczelich przyjaciół. Brała udział w różnych czytaniach poetyckich w teatrach i muzeum Casa Merini / Dom Aldy Merini w Mediolanie, którego jest współpracowniczką. Była twórczynią i autorką kilku wydarzeń teatralnych, w tym „Muliebre”, odbywającego się w sali społecznej gminy Arena Po i „Hołd dla kobiet Lombardii” w teatrze Dardano w Montù Beccaria (Pavia), zorganizowanego z wybranymi przez nią ważnymi współpracownikami .