Wiersze Anny Vercesi w przekładzie Izabelli Teresy Kostki

0
75

L’ALTRO

Cosa siamo senza l’incontro con l’altro?
L’altro, cane scalzo nell’androne
Pioggia che cade insieme a te
Mano sulla spalla tra gli strapiombi del sentiero.
Tra le grate rugose delle forre
Scruta l’occhio della notte
Apri il cuore che ce l’hai
Trovati nel deserto
Ritrovati che il Signore della sera
Fa sbocciare ancora fiori tardivi
Nell’enigma universale dell’amore
Che ama senza disarmanti aspettative.

TEN INNY

 Czym jesteśmy bez spotkania z tym innym?
 Inny, bosy pies na korytarzu
 Deszcz, który pada razem z tobą
 Ręka na ramieniu między stromiznami ścieżki.
 Spośród pomarszczonych ścian wąwozów
 Spogląda oko nocy
 Otwórz serce, bo je masz
 Odszukaj się na pustyni
 Znajdź siebie gdyż Bóg wieczorem
 Sprawia, że ​​kwitną spóźnione kwiaty
 W uniwersalnej tajemnicy miłości
 Kochającej bez rozbrajających oczekiwań.

LA JACARANDA BACIA IL MARE

Sì c’era la jacaranda sul viale
la bouganville della mamma
così sfacciata, ridente, onnipresente.
E c’eravamo noi, fermi sulla terrazza
Masticavano i bimbi
E il riso alla marinara lo annusavo e basta.
Era quello il primo sussurro del mare
Io così piccola da fermare il vento
Il tempo
Torna la macina, ritorna
Sposta le ombre: quel che c’era
C’è.

DRZEWO JAKARANDY CAŁUJE MORZE

 W alejce rosła jakaranda
 bugenwilla matki
 tak bezczelna, uśmiechnięta, wszechobecna.
 Byliśmy tam także my, staliśmy na tarasie
 Dzieci przeżuwały
 A ja tylko wąchałam ryż alla marinara*
 To był pierwszy szept morza
 Byłam zbyt mała, by powstrzymać wiatr
 Czas
 Kamień młyński wraca, powraca
 Przesuwa cienie: to co było
 Jest.

* Potrawa z ryżu i owoców morza

QUASI ESTATE

E aspettavo l’estate
Coi vestiti lindi da tirare fuori
E stirare per bene…
Come quest’oggi, ho ripreso la via del sale
Delle frane, dei rovi, dei pruni
Un bel vestito bianco
Per pulirmi le mani bambine
Il vento del Magreb addosso.
Stavo lì
Godendo del sapore azzardato delle more
Una sete da naufrago
Sambuco, ghianda, carruba.
Aggrappata ai roveti stavo
Note da stonare nella gola
Sulla lingua viola
Note dedicate a te, amore mio
Che vai e torni come l’estate.

PRAWIE LATO

 A ja czekałam na lato
 Z czystymi ubraniami do wyjęcia
 I wyprasowania…
 Podobnie jak dzisiaj, wybrałam drogę solną
 Osuwiska, jeżyny, ciernie
 Ładną białą sukienkę
 Aby oczyścić me małe rączki
 Wieje wiatr z Maghrebu.
 Byłam tam
 Ciesząc się wyraźnym smakiem jeżyn
 Spragniona jak rozbitek
 Czarny bez, żołądź, chleb świętojański.
 Trzymałam się krzaków
 Dźwięki rozbrzmiewały w gardle
 Na fioletowym języku
 Nuty dedykowane Tobie, kochanie
 Przychodzisz i odchodzisz jak lato.

ORA SESTA A GRAVINA IN PUGLIA

Nell’ora più torrida
Nella canicola opalescente
Dove solo i gheppi fruiscono
Aria da mangiare
Ho incontrato un giovine uomo
Assorto, dentro la sua musica
Di nero abbigliato come la sua ombra.
Siamo umana gente, se ci ripariamo assieme
La roccia calcarea mi rinfranca
Più fresca: a un metro da te.

GODZINA SZÓSTA W GRAVINIE W APULII

 W najgorętszej godzinie
 W opalizującej fali upałów
 Gdzie tylko pustułki cieszą się
 Powietrzem zamiast jedzeniem
 Poznałam młodego człowieka
 Pochłoniętego swoją muzyką
 Odzianego na czarno jak jego cień.
 Jesteśmy ludźmi, schronimy się razem
 Wapienna skała mnie uspokaja
 Ochładza: jeden metr od ciebie.

METTITI  DI  FRONTE

Scava in fondo alla grotta
Alla fine di tutte le macerie
Di tutte le masserizie
Ci sei
Magari ti riconosci
Non c’è belletto, né rossetto
Non c’è altro nitore per una cera inventata e scaltra
Che ti confonda con un altro te.
Guardati: sei nel tuo pozzo
La maschera che ti faceva luce è colata via
Scivola dalle gote
Dalle braccia arricciate, pendenti.
Sei tu quello che si specchia nella pozza torva della caverna.
Ti vedi? Non celare quell’ombra, non c’è.
Sei un brano rimasto vivo, denso di respiro.
Ammirati: non ingannare questa nudità: ti fa vivo!

STAŃ Z PRZODU

 Kop w głębi jaskini
 Pod wszystkimi gruzami
 Wszystkimi sprzętami
 Jesteś ty
 Może rozpoznajesz siebie
 Bez różu, bez szminki
 Nie ma szczerości w wymyślonym i sztucznym  wosku
 Co myli cię z inną tobą.
 Spójrz na siebie: jesteś w swojej studni
 Maska, która cię rozświetlała, odpadła
 Spływa z policzków
 Ze skurczonych, zwisających ramion.
 Twe odbicie widnieje w ponurej kałuży jaskini.
 Czy widzisz siebie? Nie ukrywaj tego cienia, tu go nie ma.
 Jesteś dziełem, które pozostało żywe, pełne tchnienia.
 Podziwiaj siebie: nie oszukuj nagości: sprawia, że żyjesz!


Anna Vercesi urodziła się w Mediolanie, ale pochodzi z dawnego rodu z Oltrepò Pavese (Montù Beccaria). Od dzieciństwa kultywuje pasję do pisania, delektując się smakiem pięknych słów, tak jak ją nauczono. Uczy w szkole podstawowej i zawsze stara się przekazać swoim uczniom wartość poezji. Dla niej poezja to wychowanie do wolności, do radości, to wzruszenie, bicie serca, to nie aklamacja czy narcyzm. Poezja to dźwięk, który „porusza rzęsami”. Do tej pory opublikowała następujące zbiory wierszy: „Może to nie ja” (produkcja własna), „Trasparendo” (Gilgamesh Edizioni), „Mi taspet chi” (Gilgamesh Edizioni), „Elliptica/Mente” (La Primula Edizioni), „Cà del vent / Dom wiatru” (Genesi Edizioni) i „Calendiluna” (wydania Happy Life).
Brała udział w różnych konkursach poetyckich uzyskując dobre wyniki, zajmując między innymi trzecie miejsce na konkursie „L’Oro di Zavattarello 2019”, zorganizowanym w obronie naszych pszczelich przyjaciół. Brała udział w różnych czytaniach poetyckich w teatrach i muzeum Casa Merini / Dom Aldy Merini w Mediolanie, którego jest współpracowniczką. Była twórczynią i autorką kilku wydarzeń teatralnych, w tym „Muliebre”, odbywającego się w sali społecznej gminy Arena Po i „Hołd dla kobiet Lombardii” w teatrze Dardano w Montù Beccaria (Pavia), zorganizowanego z wybranymi przez nią ważnymi współpracownikami .

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko