Jan Belcik – O śnieniu Janusza Gołdy

0
296

            Mówi się, że mniej więcej jedną trzecią życia spędzamy, śpiąc, a badania dowodzą, że znaczną część tego czasu zajmują nam sny. Jednak większość ludzi rzadko je pamięta, a nawet jeśli się to udaje, pozostają z tego tylko jakieś fragmenty, przerwane i zakłócone irracjonalnym strachem pozbawionym zakończenia. Mimo braku naturalnej zdolności do zapamiętywania snów, dzięki relacjom zdawanym po przebudzeniu przez uczestników różnego rodzaju badań, nie tylko laboratoryjnych, wiemy jednak o ich dużym zróżnicowaniu.
            Można założyć, że te eksploracje naukowe mają i będą mieć olbrzymi wpływ także na filozoficzne teorie świadomości i jaźni. Aby zrozumieć otrzymywane zapisy, niezbędne jest stworzenie kompleksowej struktury i metodologii umożliwiającej opisanie świadomych doświadczeń śnienia.
            Jednakże szybkość zmian w teoriach naukowych i filozoficznych poświęconych spaniu i śnieniu dorównuje prawie tejże ulotności pamięci o snach. Najlepiej znaną spośród nich koncepcją jest teoria Zygmunta Freuda, przedstawiająca sny jako zakamuflowane i ocenzurowane formy spełniania pragnień. Może dałoby się je uprościć, jak ma to miejsce w różnego rodzaju sennikach, podzielić sny na te prorocze i niedorzeczne marzenia senne.
            Jednak poeta może mieć nieco inne zdanie na ten temat. Jego sen nie podlega tak bardzo czynnikom teoretyczno-metodologicznym wpływającym na sposób przedstawiania tego fenomenu, może być także darem iluzji.
            Janusz Gołda w swoim ostatnim tomiku Śnienie (Lesko 2023) podaje w wątpliwość sam proces śnienia i przekonuje, że wszystko, co zawiera sen, jest tylko metamorfozą życia. Tak pisze np. w wierszu O iluzji:

Nic bardziej płoche od oddechu
nic tak wątłe i ulotne
wystarczy myśl podszyta lękiem

najlżejszy podmuch cień na plecach
by znikła wszechobecna pewność
a z nią złudzenie równie pewne
(…)
jedno jedyne nad wszystko inne
przyniesie z nutą pierwsze śnienie
po nim kolejne nigdy ostatnie

Śnienie poetyckie poddane jest tu jakby podwójnej narracji. Sen śniony zostaje nałożony na sen przetworzony wrażliwością, czułością jego poetyckiego zapisu, jakże innego od naukowego doświadczenia, metodologicznej analizy.
Wydaje się, że jako credo owego śnienia można byłoby przywołać kolejny wiersz z tomiku, zatytułowany Początek: „Jest we mnie noc lipcowa/ z niebem gasnących gwiazd/ i świtem pierwszej niedzieli/ miesiąca z upalnym dniem/ lecz to dopiero początek// który potwierdzą wszyscy/ biegający w krąg ciekawi/ co niesie w zawiniątku/ tak niedobrana para/ cud czy machnięcie ręki”.
            Ufamy, że w tym zawiniątku początku jest „cud”, jeżeli nawet komukolwiek przyjdzie na ten cud machnąć ręką czy też pominąć milczeniem, cud tak szczelnie wypełniającego lipcową, poetycką miarę przestrzeni. Miarę owej przestrzeni możemy dostrzec w wierszu Czułość, w którym podmiot liryczny konstatuje:

jakie krainy przemierzy dusza
nim czułość w sypialni rodziców
przywróci ciału utracone życie

od snu do snu z nagłego w nagłe
jak prawdziwe i czy realność ich
nie jest powtarzaniem się zdarzeń
które odeszły żeby znowu przyjść
kropla za kroplą z kolejnym deszczem

Początek zawsze bierze się z czułości, a może jedno i drugie są tym samym, jedno bez drugiego nie może zaistnieć i wypełnić lipcowej czasoprzestrzeni „początku”.
            A może nawet śniąc Przebudzenie, w wierszu pod takim samym tytułem bohater liryczny droczy się ze swoim stanem, przeciągając się w oknie i słysząc chrzęst stawów, widząc „złocisty cień na środku nieba”: „ziewnąć uszczypnąć się wsunąć palce/ we włosy przeczesać raz i drugi/ wrócić ułożyć wygodnie zapaść w/ – rozstać się ze śnieniem rzeczywistości”.
            Czasem ten sen, to śnienie przerywa realizm świata, jak choćby w wierszu Przycisk: „Rozsadzone wybuchem ściany/ wyrwane okna kawałki rynien/ cegły eternit wózek z lalką/ obdarte z liści gałęzie drzew/ strzępy folii papieru firanek/ tyłem do kamery łaciaty pies// zapis relacji tv sprzed dwóch dni/ scena po scenie jakich nie wymyśli/ żaden scenograf gdy rzeczywistość/ przerasta najbujniejszą wyobraźnię”.
            Nigdy też nie wiadomo, co pozostanie z obrazu tej telewizyjnej migawki, co zaś  „zekranizuje” nasz sen lub śnienie, płytkie bądź głębsze, które zamienia wszystkie wydarzenia naszej globalnej wioski w „tu” i „teraz”, a obce losy splata z naszymi.
            Wojna na Ukrainie i jej ziemie na wschodzie anektowane przez Rosję są tylko pewnym wycinkiem szerszej rzeczywistości. Bo kim jest człowiek żyjący w tym momencie np. na skraju bieszczadzkiej natury? Tak pisze o tym poeta w wierszu Jednorodny:

Nie byłem nigdy w Rzymie
chociaż rzymskiego ducha
natomiast z krwi i kości
katon ponurej północy

na południe od Oslo
na zachód od Moskwy
upodobniony z natury
a jednak niepodobny

daleka Sardynia Malta
obce palmy cyprysy
najbliższe sercu sosny
jabłonie bzy i grusze

mieszany a jednorodny
pełen każdej drobiny
tu wrośnięty w ziemię
tam w ulotnym śnieniu

Każdy z nas jest w pewnym sensie obywatelem świata, a jednocześnie ukorzenionym do miejsc najbliższych sercu. Więc i każdy z nas jest tym jednorodnym mieszańcem o różnych perspektywach, włączając w to te senne, bywa też włączony w urodę i brzydotę rzeczywistości. W wierszu O poezji i urodzie podmiot liryczny tak konstatuje swój ogląd świata: „Z poezją jak z urodą jest i jej nie ma/ oko w oko pierwsze zauroczenie/ z wielu stron rozwiane złudzenia/ (…) próbować językiem starczy koniuszek/ żeby słodkie było słodkim gorzkie/ gorzkim i obydwoma naraz/ (…) porzucić poezję i dać się uwieść/ urodzie bycia i przemijania”. Tak, ta perspektywa, niemalże stoicka, jest trudna w samej realizacji. Możemy do niej dążyć, smakując słodkie i gorzkie, to drugie o wiele częściej, dać się ponieść ekscytacji przemijania. Bo ono jest nam dane jak najbardziej naturalnie, tylko nasza natura czasem się przeciwko temu buntuje. Bunt w tym nie jedynym przecież przypadku działa jednak przeciwko nam. Przemijamy raczej mniej pięknie, wykrzykując swą rozpacz zajętemu sobą światu. Tak to podsumowuje poeta w wierszu bez tytułu *** Dopóki jestem bliskie mi wszystko:

nie ma w tym smutku melancholii
jest zwyczajne rozumienie praw
godziny która dopiero nadejdzie

            Zapraszam do tego śnienia z Januszem Gołdą wszystkich, którym nie jest obcy sen, którzy dobrze poznali senne fantazje, mroczne labirynty i zakamarki naszej podświadomości. Dreszcze i iluzje, gry, w której nieustannie nasz los bywa narażany na nowe, zagadkowe projekcje. A wszystko to w lirycznym sztafażu poezji leskiego poety.

 
Janusz Gołda, Śnienie, Lesko 2023.

Jan Belcik

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko