Michał Piętniewicz – Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski

2
168
Michał Piętniewicz

Mocne trzymanie się realności de facto blokuje naturalny impuls twórczy, który nie wypływa z ugruntowanego poczucia hierarchiczności świata, ale wręcz odwrotnie: z totalnego zamazania a nawet odwrócenia hierarchiczności tego, co światowe.

Świat jest li tylko marną sceną, którą śni ktoś niezrównoważony psychicznie. 
W antraktach, schorowani przez sam fakt życia aktorzy, wołają kompulsywnie: nie puszczaj mojej ręki. Daremnie, gdyż i na nich czeka nieuchronna klapa, kiedy z trzaskiem zamknie się wieko trumny, kończące to żałosne przedstawienie, przez omyłkę jedynie nazwane cudem życia.

Wierzę w ciągle zielonego Boga.

Ateizm, jak mi się wydaje, jest zawsze jakimś wydumaniem, pretensjonalnością.

Jestem mało oryginalnym naśladowcą Chrystusa: tak jak On, mam w swojej drużynie moczymordów, łobuzów, pieprzniętych oraz przegranych w tym świecie.

Czy lubię dewotki? Nie wiem, w gruncie rzeczy są mi obojętne.
Czy lubię wojujące dewotki?
Niczym nie różnią się od wojujących wyznawczyń ideolo z drugiej strony barykady, więc unikam.

Czy jestem upośledzony, dlatego że podobają mi się teksty oczywiste i nie potrafię tego uzasadnić?
A może jestem małym człowiekiem, kierującym się niskimi pobudkami i w rzeczywistości odczuwam perwersyjną radość z powodu dominacji?
Kocham Was, geniusze i odkrywcy lądów dawno odkrytych, przynosicie mojemu domowi pokój i bezpieczeństwo, które, nie waham się tego powiedzieć: jest święte.
Pytanie w jakim celu i co chcę tak naprawdę osiągnąć, idąc tym dziwnym traktem, pozostaje dla mnie w wymiarze mojego upośledzenia…

Obecnie nie ma ludzi szarych, każdy jest wyjątkowy. W związku z powszechnym panowaniem wyjątkowości, która stała się rodzajem poprawności politycznej, zapanowała powszechna nuda i marazm, która może doprowadzić do końca świata, jaki znamy.

Co to znaczy wierzyć?
Być może wierzyć znaczy otworzyć się na to, co dla nas zupełnie niewygodne, co zupełnie nam nie po drodze i afirmować to, co nam z gruntu obce.

Schulz przestał mi się podobać, za bardzo gwiazdorzy w tym swoim pisarstwie.

Zauważyłem, że obecnie bardzo często używa się słowa, które powinno być używane jak najrzadziej, gdyż niewiele, jeśli nie nic, możemy na jego temat powiedzieć.
Tym słowem jest słowo „Bóg”.
Bliźniaczym słowem do słowa „Bóg” jest moim zdaniem słowo „nic”, ale kapłani wolą jednak używać tego pierwszego słowa, czynią to nadmiernie, więc de facto nie wiadomo o czym mówią.

Z Bogiem nie można niczego innego zrobić prócz antropomorfizowania Go.
Myślę, że mrówki podobnie patrzą na nas, po mrówczemu…

Tylko jeden człowiek był wobec mnie uczciwy,  po intensywnej i nawet trochę trwającej przyjaźni, suto zakrapianej piwem, powiedział, że mnie nie zna, że nie wie, kim jestem i zerwał ze mną wszelkie kontakty.
Reszta zna mnie doskonale i na wylot.
Albowiem zabawa społeczna na tym właśnie polega:
wszyscy doskonale wiemy z kim rozmawiamy i dlatego czujemy się dobrze.
Zdecydowanie wolimy kogoś znać niż nie znać.
Najlepiej rzecz jasna znają nas urzędnicy, w dalszej kolejności psychologowie i psychiatrzy, na końcu barmani.

Człowiek całkowicie prawdomówny w obecnych czasach byłby poczytany za największego zbrodniarza, złoczyńcę, łotra, w najlepszym razie straszliwego grzesznika albo wariata.
Prawda dzisiaj to nic innego jak wybór danej konwencji towarzyskiej czy środowiskowej.
Ergo, prawda przestała istnieć.
Dzisiaj umrzeć za prawdę znaczy tyle, co popełnić środowiskowe harakiri.
Instynkt przetrwania stał się o wiele silniejszy aniżeli wierność czemukolwiek bądź komukolwiek.
Niedługo niemodne stanie się bycie człowiekiem i do lamusa w ogóle odejdzie pojęcie człowieka.
Zastąpi się go nowym, bardziej modnym.
Orwell triumfuje i rwie włosy z głowy jednocześnie.

Myśląc o relacji, nie mam na myśli budowania przymierza terapeutycznego, gdyż języka psychologicznego po prostu nie rozumiem, choć nie zaprzeczam, że jakoś on może wpływać
na danego pacjenta.
Mówiąc o relacji, mam na myśli głęboką rozmowę bądź wspólne przebywania dwojga bardzo bliskich sobie osób.
Takich w swoim otoczeniu nie mam.

Cóż znaczy zdjęcie maski?
Znaczy to tyle, co stać się bezbronnym.
W tym sensie życie społeczne, relacje międzyludzkie, to nieustająca wojna, batalie, potyczki, bardzo wyczerpujące. Tylko przed najbliższymi możemy spokojnie być nadzy, choć i to czasem bywa trudne.

Wielu poetom brakuje odwagi, albo rzeczywiście są tak żałośnie banalni.

Im dłużej przeglądam facebook, tym większą ochotę mam z niego się wycofać, choć w moim wypadku groziłoby to środowiskowym harakiri.
Tym samym instynkt przetrwania zwyciężył we mnie nad pragnieniem życia w prawdzie.
Gdybym nie był tak samo brzydki, jak sytuacje, które opisuję, nie byłbym w stanie ich opisać.

Dojrzałość społeczna polega na posłuszeństwie wobec gorszych i mniej świadomych od siebie.
To niestety jedyny sposób na to, żeby zachować wewnętrzną autonomię.

Jedyne co może ocalić obłęd pojedynczego życia, zanurzonego w obłąkanym systemie wśród zidiociałych do imentu obywateli, to wiara w Boga.

Człowiek, który nie potrafi żartować z siebie, jest przeważnie nieszczęśliwy.

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Niektóre ciekawe. Pisz Michale i nie oglądaj się za siebie, ale po jakimś czasie powróć, przeczytaji przesiej. Zbiera sie ciekawa antologia nastrojów, przemyśleń, intuicji, czasem sprzecznych jak i sam człowiek, czasem oczywiwstych, czasem paradoksalnie intrygujących.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko